„Cudnie jest być sobą”. Fotografka Zosia LS nie retuszuje zdjęć, bo chce pokazać naturalne piękno ciała
– Tak naprawdę dużo ważniejsze od tego, żeby super wyglądać, jest to, żeby być wartościowym człowiekiem – uważa Zosia Lenczewska-Samotyj, fotografka znana jako Zosia LS, nomadka, która w ramach projektu KOCHAJ.SIĘ robi zdjęcia w poszukiwaniu duszy i samoakceptacji. W rozmowie z Hello Zdrowie opowiada o mieszkaniu w jaskini, złym samomyśleniu, ciałopozytywności i podwójnej moralności współczesnego świata.
Zosia Lenczewska-Samotyj: Mówmy sobie po imieniu. Jestem Zosia.
Ewa Podsiadły-Natorska: A ja Ewa. Zosiu, opowiedz mi, jak i kiedy powstała idea fotografowania w duchu KOCHAJ.SIĘ.
Wszystko zaczęło się ponad trzy lata temu, kiedy po paromiesięcznej podróży wróciłam do Polski. Nie wiedziałam, w którą stronę mam iść i co ze sobą zrobić. Już od dłuższego czasu robiłam zdjęcia, ale wtedy jeszcze głównie krajobrazowe. Pomału zaczynałam fotografować ludzi i pojawił się ogromny niedosyt, apetyt na więcej. Kupiłam obiektyw stałoogniskowy i pomyślałam: „Ok, spróbuję robić portrety”. Szalenie mi się spodobało. Chciałam rozwijać się w tym kierunku, tylko problem polegał na tym, że jestem człowiekiem z ogromnym poczuciem misji.
RozwińProblem?!
Tak, ponieważ zawsze w swojej pracy szukam celu i sensu. Miałam ogromną chęć zrobienia czegoś dobrego dla świata, dla ludzi, zadziałania w wartościowy sposób. Przyczynkiem do idei, żeby się kochać i spojrzeć na siebie inaczej, była moja historia z zaburzeniami odżywiania. Przez ponad trzy lata walczyłam z bulimią, wcześniej z kompulsywnym objadaniem się, a jeszcze wcześniej z początkami anoreksji. To wszystko uświadomiło mi, jak wiele złego w sobie nosimy, choć często tego nie dostrzegamy. Bo każdy jest na diecie, każdy chce wyglądać super, więc ciągle myśli o swoim wyglądzie i o ciele. Dotarło do mnie, że niekoniecznie jest to coś dobrego. Postanowiłam pokazać kobietom, że są piękne takimi, jakimi są. Że są wartościowe, bo każda z nich jest dobrym człowiekiem, a ich ciało jest wystarczające. Nie muszą go zmieniać, nie muszą się starać, nie muszą wyglądać jak gwiazda z okładki, bo nikt tak nie wygląda. Jak popatrzysz na panie na ulicy, to nie znajdziesz tam wielu dziewczyn w rozmiarze 34. Tak nie wyglądają dorosłe kobiety, a wmówiono nam, że takie mamy być.
One przychodzą do ciebie, bo chcą, byś je sfotografowała?
Na początku zapraszałam do współpracy. Teraz moi bohaterowie przychodzą do mnie sami, z różnych miejsc. Mam ogromny dar otwierania ludzi. Rozmawiam z nimi na tematy ważniejsze niż pogoda. Staram się im pomóc wyjść ze skorupy. Daję im przestrzeń do tego, by mogli być sobą i by mogli mówić szczerze oraz otwarcie. Bardzo szybko przełamujemy lody i wchodzimy na bardzo głęboki poziom rozmowy, bycia i odczuwania. Kobiety, które fotografuję, opowiadają o swoich problemach z ciałem, o problemach życiowych, przemyśleniach. Udało mi się przyciągnąć te, które czegoś w życiu poszukują. Kiedy idę do pracy, niekiedy jednego dnia poznaję dwie, trzy osoby! Wychodzę z tych spotkań naładowana pozytywną energią i szalenie zainspirowana. Bo to są piekielnie mądrzy ludzie i tak bardzo wartościowi, że mogę się od nich wiele nauczyć.
Wydaje mi się, że dla kobiet, które fotografujesz, to katharsis.
Na pewno nasze spotkanie to dla nich ogromny krok w wiele stron – przede wszystkim w stronę samoakceptacji. Ja nie robię zdjęć pięknych w formie; one są piękne inaczej niż wszystkie wyretuszowane zdjęcia, więc do mnie przychodzą osoby, które chcą coś przepracować i odważyć się stanąć przed aparatem. Chodzi o oswojenie się z nagością w naturalnej przestrzeni. Wiem coś o tym, bo ja też kiedyś odważyłam się stanąć przed czyimś obiektywem i zobaczyłam, ile mi to dało: jakie jest moje ciało, jak ono wygląda. Przełamałam się. Widzę więc po sobie, jak wiele te zdjęcia wnoszą do życia.
Samoakceptacji i ciałopozytywności poświęcasz bardzo dużo uwagi. Nie do wiary, że masz dwadzieścia dwa lata, a przeszłaś tak długą drogę. Przecież zaburzenia odżywiania sprawiają, że masz swoje ciało za nic. A ty teraz robisz coś takiego. Rozumiem, że akceptujesz się całkowicie…
Ja się uwielbiam!
”Skoro mi nie przeszkadza, że ktoś przytyje albo schudnie i nadal uważam go za równie wartościową osobę, to dlaczego jemu miałoby to przeszkadzać”
Właśnie. Kiedy więc powiedziałaś sobie „dosyć”?
Przełomem był moment, kiedy w trzeciej klasie liceum rzuciłam szkołę. Stało się to po tym, jak przez trzy miesiące podróżowałam po Anglii. Ta podróż nauczyła mnie niezależności, odpowiedzialności, samodzielności. Zupełnie inaczej spojrzałam na świat, w dużo szerszym kontekście. To mi pokazało, że ramy, w których żyjemy, nie do końca są ramami, które mają jakikolwiek sens i byłyby do czegokolwiek potrzebne. Po tej podróży wróciłam do szkoły, gdzie wrzucono mnie w system, w którym nie umiałam się odnaleźć. Patrzyłam na pięknie ubrane koleżanki, na ich fryzury i zadbane, umalowane paznokcie. To niby nie było nic szczególnego, a jednak mnie uwierało. Rzuciłam więc szkołę i znowu wyjechałam do Anglii, gdzie przez dwa miesiące żyłam z niesamowitym człowiekiem, który wiele mi dał pod kątem rozwojowym i duchowym.
RozwińPóźniej mieszkałam na Gran Canarii w górach, w malutkim hostelu wyrytym w jaskini, w przepięknym otoczeniu bez zasięgu i dostępu do internetu. Było tam tylko jedno maleńkie lusterko, więc przez te dwa miesiące praktycznie nie widziałam siebie. Nie miałam też żadnych bodźców z zewnątrz. Dzięki temu mogłam się zagłębić w to, co jest naprawdę ważne. Zrozumiałam dwie rzeczy. Pierwszą: skoro mi nie przeszkadza, że ktoś przytyje albo schudnie i nadal uważam go za równie wartościową osobę, to dlaczego jemu miałoby to przeszkadzać? Drugą: patrzyłam na siebie i na osoby, które tam przychodziły, a z którymi świetnie mi się rozmawiało, i dotarło do mnie, że tak naprawdę dużo ważniejsze od tego, żeby super wyglądać, jest to, żeby być wartościowym człowiekiem. Ważne jest to, co sobą reprezentujemy. Dzięki temu, że nauczyłam się wolności oraz niezależności, zrozumiałam, że marzenia, o które walczyłam, są warte zrealizowania. A nie osiągnę tego, będąc swoim wrogiem.
Podoba mi się, że mówisz o sobie: „Robię fenomenalne zdjęcia, czuję się superkobieco, jestem sobą, jestem ze sobą szczęśliwa”. Ale jak wiesz, wiele współczesnych kobiet – wykształconych, świetnie wyglądających – ma kompleksy, nie potrafi mówić o sobie dobrze. Dlaczego tak jest? To wina naszego świata?
Wychowuje się nas w duchu fałszywej skromności. Gdy mówisz o sobie dobrze, to jesteś traktowana jak próżna. Generalnie łatwiej jest wymienić dziesięć cech, których w sobie nie lubisz, niż te, które w sobie lubisz. Staram się, żeby wszystko w moim życiu było spójne. A jak mogę być spójna i harmonijna, skoro neguję samą siebie jako człowieka? W jaki sposób mogłabym dawać coś dobrego światu, będąc ze sobą pokłóconą? Gdzie w tym wszystkim byłaby wtedy autentyczność i prawda? Dla mnie to jest klucz do wszystkiego. Jeśli będziesz autentyczna, ludzie to zrozumieją i coś do nich dotrze. Kiedyś nie lubiłam stawać przed obiektywem. Nie umiałam się przed nim odnaleźć. Spotkałam się z dziewczyną, którą powiedziała mi: „Zocha, jak chcesz być autentyczna w tym, co robisz, i chcesz, żeby miało to siłę rażenia, to stań przed tym aparatem i poczuj się przed nim swobodnie”. Przyznam, że długo mi to zajęło. Ona powiedziała mi to latem, a ja dopiero w marcu poprosiłam mojego byłego faceta, żeby zrobił mi sesję zdjęciową. Ale w końcu zrozumiałam, że w tym, co robię, muszę być szczera.
”Gdy tworzyłam portfolio, po wysłaniu dziewczynom zdjęć dostawałam od nich wiadomości, w których pisały, że nasze spotkanie pokazało im, że cudnie jest być sobą. Poczuły się dobrze w swoim ciele. To pokazuje, że jeśli uchwycisz człowieka pięknego naturalnie, to może nie będzie się koncentrował na swoim cellulicie, rozstępach czy zmarszczkach, bo całokształt jest dobry”
Dużo piszesz o „złym samomyśleniu”. To jest częste u kobiet, z którymi się stykasz?
Kiedyś tak było, ale od pewnego czasu, na szczęście, widzę pewną zmianę w społecznym myśleniu – coraz więcej kobiet walczy o to, żeby siebie polubić. Chcą być ze sobą za pan brat. To ich świadoma decyzja. Oczywiście w dziewięciu przypadkach na dziesięć usłyszę: „Jestem niefotogeniczna”. Albo: „Nie rób mi zdjęć, bo źle wyglądam”. Tutaj chciałabym podać przykład mojej mamy, która jest cudowną osobą, lecz kiedy przestałam golić nogi i pachy, nie mogła tego znieść. I jeszcze o ile na nogi w końcu machnęła ręką, to o pachach ciągle mówiła, że to nieestetyczne. Na co powiedziałam jej: „Mamo, czy gdyby tobie przez dwadzieścia czy trzydzieści lat nie wmawiano, że ogolone pachy są estetyczne, to czy ty byś w ogóle myślała, że w nieogolonych pachach jest coś nie tak?”. Spojrzała na mnie i powiedziała: „Mhm, w sumie to nie wiem”. To świetnie pokazuje, że wiele z tego, co myślimy o sobie, nie jest nasze, tylko zostało nam wdrukowane. Gdyby nam czegoś nie powiedziano, to nie myślałybyśmy o sobie w taki, a nie inny sposób.
RozwińTy mówisz wprost, że nie retuszujesz zdjęć i nie ingerujesz w wygląd swoich bohaterów.
Parę lat temu uczestniczyłam w sesji zdjęciowej. Spotkałam się z panią fotograf, która najpierw mnie ustawiała: a teraz tu, teraz tam, spójrz w górę, zmień sukienkę, nogę załóż w ten sposób… Po czym dostałam od niej zdjęcia – a byłam młodą osobą, która miała czystą cerę bez zmarszczek – i okazało się, że zostałam tak wyretuszowana, że miałam twarz gładką jak pupa niemowlęcia. Zobaczyłam na zdjęciach jakąś laleczkę, ale nie było tam mnie. Gdy więc zaczęła się moja przygoda z fotografią, powiedziałam: nie będę robić takich zdjęć. Nie chcę tworzyć grafik. Chcę pokazywać, że ludzie są piękni tacy, jakimi są. Gdybym zaczęła ingerować w wygląd moich bohaterów, mijałoby to się z celem. Skoro mam pokazać, że każde ciało jest super, a nagle zaczynam kombinować, to gdzie tu sens i logika? Dlatego owszem, podkreślam kontrast, czasem zmieniam kolory, ale absolutnie nie ingeruję w wygląd czyjegoś ciała. Edytuję, ale nie retuszuję.
Jak twoi bohaterowie to przyjmują? Chyba wiedzą, na co się piszą?
Tak, mówią: „Wow!”. Na samym początku, gdy tworzyłam portfolio, po wysłaniu dziewczynom zdjęć dostawałam od nich wiadomości, w których pisały, że nasze spotkanie pokazało im, że cudnie jest być sobą. Poczuły się dobrze w swoim ciele. To pokazuje, że jeśli uchwycisz człowieka pięknego naturalnie, to może nie będzie się koncentrował na swoim cellulicie, rozstępach czy zmarszczkach, bo całokształt jest dobry. Tylko raz po wykonaniu zdjęcia usłyszałam, że trzeba będzie zmienić kolor oczu i poprawić nos. Odpowiedziałam: „Przepraszam, ja tego nie zrobię, musisz iść do kogoś innego”. Zostało to zaakceptowane.
Drażni cię – i mnie też – podwójna moralność współczesnego świata. Nie mogłam uwierzyć, gdy przeczytałam, że Facebook banuje twoje zdjęcia.
Zawsze staram się zakrywać newralgiczne punkty, a mimo to algorytmy to wyłapują. Doszliśmy do niewiarygodnego poziomu absurdu. Ludzie często mówią, że moje fotografie w żaden sposób nie są erotyczne, bo ja na ciało patrzę jak na coś zwyczajnego, a nie jak na obiekt seksualny. A mimo to algorytm Facebooka tę nagość wyłapuje. Wchodzę potem na inne strony i widzę dziewczyny w mokrych podkoszulkach, sterczące sutki, wyuzdane pozy w lateksie. I to jest ok?! A zwyczajna nagość, w której absolutnie nie ma niczego złego, już nie jest ok? To boli mnie najbardziej.
RozwińOstatnio zorganizowałam wspaniałe spotkanie, na które zjechało się trzydzieści pięć osób z całej Polski. Kąpaliśmy się w rzece. Z niektórymi z tych osób mogłam swobodnie, bez ubrań, wejść do wody, bo nikomu nasza nagość nie przeszkadzała, nie krępowaliśmy się siebie. Ale była grupka osób, o której wiedziałam, że nie czuje się komfortowo. Kiedy te osoby się przebierały, próbowały zakryć się ręcznikiem. To wydało mi się dużo bardziej sztuczne niż naturalna nagość, w której nie ma dwuznaczności ani podtekstów.
Jakie zdjęcia chcesz dalej robić?
Chciałabym bardzo pójść w stronę aktów, żeby w KOCHAJ.SIĘ była piękna, zwyczajna nagość. Będę ją dalej oswajać, pokazywać, że ludzkie ciało jest dobre takie, jakie jest. Chciałabym robić zdjęcia bardziej artystyczne. Tworzyć fotografie, które pokazują jedność, wspólnotę, współodczuwanie. Marzę, żeby wszystko się pięknie dopełniało, bym mogła w pełni z tego czerpać i dawać światu jak najwięcej.
A jaki byłby twój wymarzony świat?
Opierałby się na zasadzie, że każdy ma prawo do bycia wolnym człowiekiem, każdy ma prawo do szacunku, ma prawo do bycia swobodnym. To byłby w świat, w którym nikt nie bałby się być odrzuconym za to, kim jest, a przede wszystkim byłby to świat, w którym nie rozmawia się o pogodzie, tylko porusza się tematy ważne, bo to z nich bierze się poczucie bliskości, intymności i zrozumienia.
Zosia Lenczewska-Samotyj – fotografka uwieczniająca naturalne piękno kobiet i mężczyzn. Na co dzień mieszka w kamperze z dwiema psicami. Świat maluje słowami i widzi go w kadrach. Uważa, że w życiu najbardziej liczy się to, by słuchać serca i spełniać marzenia. Kocha ludzi, choć bardzo ceni sobie swoją samotność. Ucieka od miast, godzinami błąka się po lasach i łąkach. Kocha tatuaże, jest roślinożerką, stroni od używek, a w wolnym czasie planuje czteroletnią podróż do Nepalu.
Polecamy
„Teraz radzę sobie o wiele lepiej”. Amanda Bynes po latach zmagań z problemami zdrowia psychicznego stara się wrócić do formy
Ashley Graham o swoim debiucie na pokazie Victoria’s Secret: „Wahałam się, bo ich wizja piękna wydawała się wąska”
Pamela Anderson bez makijażu na okładce „Glamour”. „Lepiej wyglądał na mnie, gdy miałam 20 lat, niż teraz”
„Mamo, zobacz, Elza!”. O tym, jak to jest być albinoską, opowiada Alicja Bazan
się ten artykuł?