„Gdybym po kolejnym ataku przestała szukać odpowiedzi, to skończyłoby się to śmiercią” – Barbara Pasek o swoich zmaganiach z boreliozą
Możesz spotkać go w parku, w lesie albo na własnym trawniku. W ostatnich latach stały się plagą a ich ilość to istna inwazja. Kleszcze i choroby, jakie przenoszą, rok rocznie zbierają solidne żniwo. Jedną z nich jest borelioza, a jej objawy są często mylone z grypą lub chronicznym przemęczeniem organizmu. Dla Barbary Pasek, dziennikarki i prezenterki, atak boreliozy o mały włos nie zakończył się śmiercią. Specjalnie dla Hello Zdrowie opowiedziała, jaką drogę przebyła by otrzymać właściwą diagnozę, czy kleszczowa histeria zwiększa wiedzę o tej chorobie oraz co borelioza dała jej pozytywnego.
Monika Słowik: Czy próbowała pani sobie przypomnieć moment, kiedy kleszcz mógł panią ugryźć? Gdzie to się wydarzyło?
Barbara Pasek: Nie pamiętam takiej sytuacji, żeby mógł mnie kiedykolwiek ugryźć kleszcz. Kiedy myślałam o tym chcąc ustalić gdzie albo kiedy to się wydarzyło to kompletnie nie umiem wskazać momentu, żebym miała na ciele jakieś nietypowe ugryzienie. Zdarzyło się, że przebywając w Stanach Zjednoczonych ugryzł mnie pająk i to praktycznie jedyny epizod z ukąszeniem jakiego doświadczyłam. Nie miałam również nieszczęsnego rumienia.
Nieszczęsnego, bo?
Rumień wędrujący jest według wielu źródeł charakterystycznym objawem wskazującym na ugryzienie kleszcza wskazującym, że doszło do zakażenia boreliozą. Mało mówi się o tym, że objaw ten może, ale nie musi występować. Znam masę historii, gdzie rumienia nie było, a tym bardziej rumienia wędrującego. Wówczas błyskawicznie wyklucza się diagnozowanie pacjentów w kierunku boreliozy. Nie ma rumienia- nie ma boreliozy. Mój przypadek jednak jest dowodem na to, że nie mając rumienia można mieć boreliozę.
Co zatem zaczęło panią niepokoić? Co działo się z pani zdrowiem?
Jednym z pierwszych powodów do niepokoju i zainteresowania się swoim samopoczuciem był atak o charakterze grypopodobnym, ciężka grypa, w takim konkretnym wydaniu, jakiego nigdy wcześniej nie doświadczyłam. Łamało mnie w kościach, bolały mnie wszystkie stawy, wszystkie mięśnie, przy tym jeszcze potworny ból głowy, wrażenie totalnego wyczerpania organizmu. Wszystko oczywiście przeszło bez jakiekolwiek leczenia. Znikło tak szybko jak się pojawiło. W kolejnych natomiast latach następowała seria różnych symptomów. Dla mnie i dla lekarzy wtedy, całkowicie ze sobą nie powiązanych.
Jakie to były symptomy?
Co jakiś czas bolało mnie kolano, żeby było śmieszniej- raz jedno, raz drugie. Trwające po dwa tygodnie migreny. Bóle mięśni, drętwie i mrowienie w kończynach, zaburzenia widzenia. Takie bóle wędrujące. Nie wiadomo było co zaboli kolejnym razem a ból pojawiał się i znikał. To było najbardziej zaskakujące. Jednego dnia ledwo wstałam z łóżka, a następnego czy po kilku dniach po bólu czy odrętwieniu nie było śladu. Dolegliwości wydawały się ze sobą absolutnie nie powiązane stąd też nie łączyłam tego w jedną chorobę. Zazwyczaj kończyło się na tabletkach przeciwbólowych przepisywanych przez specjalistę z danej dziedziny.
Wędrowała pani z tymi objawami od lekarza do lekarza?
Szukałam odpowiedzi na pytanie co mi jest w danym momencie, ale bezskutecznie. Nikt nie łączył moich dolegliwości ze sobą. Byłam raczej doraźnie zaopiekowana co kończyło się np. wykonaniem rtg bolącego kolana czy ręki. Prześwietlenie oczywiście niczego nie wykazywało więc przepisywano dawkę przeciwbólowych. Przy drętwieniu rąk czy nóg sugerowano, że to niedobory magnezu więc zalecano wzmożoną suplementację tym pierwiastkiem. Kiedy trafiłam do szpitala z ostrym bólem brzucha przebadano mnie pod kątem problemów gastrologicznych, które nic nie wykazały, więc uznano, że cierpię na nerwobóle. Te podstawowe badania nie dawały odpowiedzi, więc zazwyczaj kończyło się na ogólnych wskazaniach i nietrafionych diagnozach.
Co słyszy od lekarzy taka młoda dziewczyna, która zgłasza się z bólami różnych części ciała ?
Przede wszystkim odwiedza dużo lekarzy, bo każdy objaw rozpatrywany jest osobno. Mówiono mi, że mogę mieć niedobory witamin, minerałów lub też mogę wmawiać sobie, że mam te objawy, a przyczyna tkwi w psychice – to bardzo typowe dla pacjentów z boreliozą, że wmawia się im problemy psychiczne. Generalnie tego typu objawy, występujące w różnym nasileniu, w różnych odstępach czasu nastręczają trudności, by je nazwać jedną chorobą. Poza tym nie patrzy się na pacjenta całościowo, co moim zdaniem, przyspieszyłoby proces diagnozowania tej choroby.
Uważa pani, że lekarze mają trudności w diagnozowaniu boreliozy. Z czego może to wynikać? Tyle przecież mówi się o sezonowym wysypie kleszczy, że logiczne wydawać by się mogło, że to może być właśnie ta choroba.
Większość lekarzy, których spotkałam na drodze swojej choroby, a właściwie na drodze dochodzenia do właściwej diagnozy, dysponują przestarzałą, wręcz archaiczną wiedzą sprzed 30 lat, kiedy to kleszcze były rzadkością, a dziś mamy epidemię. Doskonałym przykładem jest wspomniany wcześniej przeze mnie rumień wędrujący. Jeśli wciąż funkcjonuje przekonanie, że musi on wystąpić to trudno jest oczekiwać, że lekarz podejmie trop w kierunku boreliozy, skoro rumienia nie było. Kolejnym winowajcą za późne wykrycie w wielu przypadkach boreliozy jest patologiczny system. Lekarze w dużej mierze nie mają możliwości by dokonać pełnej diagnostyki, bo większość badań na obecność borelii zwyczajnie nie jest refundowana. Jeśli pacjent zacznie sam szukać to musi liczyć się ze sporym nakładem finansowym, robić badania na własną rękę.
Metody leczenia tej choroby jakie można wykorzystać z jak najmniejszą szkodą dla zarażonego również są poza koszykiem świadczeń refundowanych, więc tak naprawdę lekarze mają związane ręce i posługują się tylko tym, czym mogą według systemu. Specjalistów zajmujących się boreliozą 9 lat temu, kiedy zaczęłam poszukiwanie diagnozy, było dosłownie kilku w całej Polsce, co jasno świadczy o tym, jak marginalizowana jest ta choroba. Obecnie są już specjalistyczne ośrodki czy kliniki, szpitale zakaźne również dysponują lekarzami, którzy więcej wiedząc na temat tej choroby. Wciąż jednak dotarcie do właściwego specjalisty zajmuje masę czasu.
RozwińCo było zatem punktem zwrotnym, który rzucił nowe światło na stan pani zdrowia?
Drugi atak choroby, ale potężniejszych, bardziej skomplikowany niż ten pierwszy. Wszystkie doświadczane przez lata bóle i dolegliwości pojawiły się jednocześnie, doszło do swoistej kumulacji. Nie byłam w stanie samodzielnie funkcjonować, bo w jednej dosłownie chwili zostałam przykuta do łóżka. Nie mogłam, nie umiałam raczej samodzielnie odkręcić zakrętki od butelki z wodą bo powykręcało mi nadgarstki, praktycznie przestałam samodzielnie chodzić, bo stawy biodrowe zwyczajnie odmówiły posłuszeństwa, podobnie jak stawy kolanowe. Chwilami tak mocno wykrzywiało mi kręgosłup, że nie było mowy o siedzeniu prosto. Do tego poważne zaniki pamięci, co dla jednej z lepszych studentek wówczas zakończyło się zawaleniem sesji egzaminacyjnej. Nie pamiętałam kompletnie nic czego uczyłam się wcześniej. Jakby ktoś wymazał mi dysk, usunął dane, które wiem, że miałam. Pojawiły się prądy przechodzące przez całe ciało, które wręcz mną rzucały. Wtedy też pojawił się pomysł, że objawy te mogą sugerować stwardnienie rozsiane. Mój organizm bolał i odmawiał posłuszeństwa w tak wielu obszarach, że nie miałam wątpliwości, że na pewno coś mi jest i jest to coś bardzo poważnego.
Pojawił się pomysł, że to borelioza?
Nie. Stan mój był na tyle przerażający i poważny, że żaden z lekarzy, który miał ze mną do czynienia nie chciał podjąć się głębszej diagnozy, takiego wniknięcia w to, że takie objawy praktycznie wszystkie jednocześnie występujące są wyraźnym dowodem na chorobę, i to chorobę poważną, skomplikowaną. Działali raczej na zasadzie wyciszenia tego stanu, przywrócenia prawidłowej pracy mojego ciała, bez sięgnięcia dalej- co stoi za takim silnym atakiem. Ostatecznie moi rodzice zaczęli dociekać na wszelkie możliwe sposoby co może być przyczyną stanu, w którym się znalazłam. Uruchomili swoje kontakty, poruszyli wszystkich członków rodziny, znajomych. Każdy, kto ma jakiś pomysł, jakiegoś wartego polecenia lekarza miał mówić o moim przypadku i zabierać sugestie, co to może być za choroba.
Dzięki temu wszystkiemu udało się trafić wreszcie do specjalisty?
Zanim trafiłam do lekarza zajmującego się pacjentami z boreliozą, minęło trochę czasu, jednak nie wydarzyłoby się to, gdyby nie badania, jakie zleciła mi jedna z ciotek- lekarek, jaką poprosili o pomoc moi bliscy. Dostarczona przez nią bardzo obszerna lista badań do wykonania okazała się moim wybawieniem. Wiele z sugerowanych przez nią badań pomogło wykluczyć groźne choroby, ale też wskazać tę, której do tej pory bezskutecznie szukałam. Badania były mało popularne w polskim systemie zdrowia, bo wspomniana ciotka-lekarka skłaniała się ku bliżej nie nazwanej chorobie egzotycznej. Podróżowałam do krajów egzotycznych więc trop ten był jak najbardziej słuszny. Choroba egzotyczna to i badania nietypowe, a co za tym idzie kosztujące nie mało. W końcu któreś z badań wskazało na boreliozę, i to cud, że wskazało, bo ta podstępna choroba nie zawsze wychodzi w badaniach za pierwszym razem. Wtedy też trafiłam do lekarza zajmującego się pacjentami z boreliozą, który stwierdził po zebraniu wywiadu, że kolejnego ataku bym nie przeżyła. Te słowa wbiły mnie w fotel, uświadomiły, że gdybym po ataku przestała szukać odpowiedzi, to po prostu skończyłoby się to śmiercią.
Jak wyglądało pani leczenie, kiedy było już wiadomo, że choruje pani na boreliozę?
Zdecydowałam się na metodę ILADs, która polega na przyjmowaniu bardzo obciążających antybiotyków. W moim przypadku były to trzy różne antybiotyki jednocześnie w dużych dawkach. W zależności od stopnia zaawansowania choroby przyjmuje się je kilka miesięcy, ale czasami leczenie trwa nawet dwa lata. Świadomie zrezygnowałam z przyjmowania antybiotyków po dwóch miesiącach leczenia, bo bardzo źle się po nich czułam. Doszło do tego, że ciężko było mi odróżnić, która z dolegliwości to syndrom choroby a która jest spowodowana lekami. Lekarz który mnie prowadził zalecał kontynuowanie leczenia tą metodą. Z perspektywy czasu jednak nie żałuję tej decyzji, bo wiem że takie wielomiesięczne przyjmowanie silnych antybiotyków wykończyłoby mój organizm znaczniej szybciej niż sama borelioza. Przyjmowanie antybiotyków może przynosić efekty, czasami stan zdrowia znacząco się polepsza (chociaż często bywa jeszcze gorzej), jednak wieloletnie leczenie tą metodą prowadzi wielokrotnie do innych, poważnych konsekwencji począwszy od niewydolności narządowej, skończywszy nawet na nowotworach.
Wówczas sięgnęła pani do metod alternatywnych?
Antybiotyki mi pomogły na pewien czas. Po kilku latach choroba wróciła, odezwały się wcześniejsze objawy i wówczas wiedziałam, że skoro antybiotyki nie poradziły sobie z boreliozą ostatecznie to tym razem na pewno nie zdecyduje się kolejny raz na ich przyjmowanie, zapewne w jeszcze większej ilości niż poprzednio. Co prawda żadna z metod czy to ozon czy ciekła plazma, czy antybiotyki nie wyleczą w 100% z boreliozy, ale warto sprawdzić na samej sobie, co pomoże wyciszyć objawy, wyciągnąć ze złego stanu, co da szansę na normalne funkcjonowanie i nie zabije układu odpornościowego wybijając boreliozę. Postanowiłam szukać innych metod zaczynając od ziołoterapii. Kolejny jednak raz zadziałało tylko tymczasowo i ataki powróciły, ponownie czułam mrowienie i drętwienie w kończynach, zaburzenia rytmu serca, problemy z nastrojem i pamięcią, zawroty głowy, skurcze w kręgosłupie, bóle stawów, a nawet uciążliwe, nawracające zapalenia gałek ocznych. Wtedy spróbowałam biorezonansu i jestem mu wierna do dzisiaj.
Na czym polega leczenie tą metodą?
Biorezonans bazuje na polu elektromagnetycznym. Wykorzystuje drgania elektromagnetyczne do pobudzania organizmu do autoregeneracji. Sesja trwa 1,5 – 2 godziny, podczas której siedzisz, nakładają na ciebie specjalne opaski lub trzymasz w dłoniach elektrody i na podstawie badania ustawiane są programy terapeutyczne, które działają odblokowująco, usuwają patogeny pod stan twojego organizmu, a potem bezboleśnie odbywa się terapia. Po kilku terapiach jest już kompletnie bezobjawowo. Moje leczenie tą metodą trwało 8 miesięcy, a wyniki badań krwi, które zrobiłam po jej zakończeniu pokazały brak aktywnych borelli.
Zdarza się, że borelioza odzywa się jeszcze w postaci ataków?
Staram się nie dopuszczać, aby takie się pojawiły dlatego w dalszym ciągu korzystam z biorezonansu raz, dwa razy w miesiącu. Wszystko zależy od tego, czy sprowokowałam boreliozę do aktywacji. Przy moim trybie życia i pracy o takie pobudzenie nie trudno. Wystarczy przemęczenie albo wyjazdy w miejsca z ekstremalnie wysoką temperaturą a cysty borelii aktywują się z prędkością światła. Wtedy wiem, że muszę zwolnić i czym prędzej pójść na kilka sesji biorezonansu, by wybić te nowe ogniska choroby.
Dzięki boreliozie nauczyła się pani odpoczywać?
Muszę przyznać, że dzięki niej wiem jak ważne są w życiu odpoczynek i spokój. Bez względu na to czy chorujemy czy nie wolno nam zapominać, że trzeba o siebie dbać i odpoczywać. W moim zawodzie trudno czasami o taki kompletny reset od codziennego zabiegania, ale wiem, że jeśli tego nie zrobię to borelioza zaraz się odezwie. Ona mnie pilnuje!(śmiech).
RozwińBorelioza zostaje na całe życie, a jakie jest życie z taką towarzyszką?
Na pewno świadome i pełniejsze. Jak słyszysz, że mogłaś umrzeć, to jednocześnie masz wrażenie, jakby ktoś nakazał ci żyć ze zdwojoną, ba!, nawet siedmiokrotną siłą. Moje życie właśnie takie jest. Maksymalnie wykorzystuję to co mogę. Nie chodzi tylko o coraz to nowsze projekty w których biorę udział, bo to też domena mojego charakteru, że stale szukam wyzwań zawodowych. Realizuję się nie tylko w dziennikarstwie, ale także poprzez pracę life coacha, bo wierzę, że to co przeżyłam i fakt, że w ogóle przeżyłam może być motorem do działania dla innych. I tych borykających się z tą nieuleczalną chorobą, ale też tych, którym życie ucieka przez palce i sami nie wiedzą jak to zmienić. Borelioza dała mi kopa do działania, pokazała że życie jest ulotne i liczy się tu i teraz. Choroba zmienia człowieka, ale to od nas samych zależy w co ją przekujemy. Ja się z nią zaprzyjaźniłam, bo dzięki niej zrozumiałam jak pięknie można żyć i jak wiele zależy w tym życiu od nas samych.
Barbara Pasek – dziennikara Dzień Dobry TVN oraz prezentarka związana z grupą Discovery. Spełnia swoje marzenia prowadząc programy rozrywkowe, pracując z gwiazdami i na czerwonych dywanach od Warszawy po Cannes. Droga do spełnienia tych marzeń zainspirowała ją do poszerzenia swojej działalności o inspirowanie innych i pomoc im w szukaniu własnego celu, głosu i odwagi. Jako dyplomowany Life Coach prowadzi warsztaty i konsultacje indywidualne mające pomagać marzycielom rozkładać skrzydła i i lecieć na nich bardzo, bardzo wysoko 🙂 Jej teksty można czytać na blogu www.barbra-belt.pl, który prowadzi od ponad 10 lat. To właśnie tam dokumentowała swoją szaloną drogę do marzeń, a teraz dzieli się swoimi radami i spostrzeżeniami z innymi. O boreliozie pisze na swoim blogu, gdzie tysiące osób podzieliło się swoimi historiami choroby.
http://barbra-belt.pl/
https://www.facebook.com/PasekBarbara
https://www.instagram.com/barbrabelt/
Zobacz także
Anja Rubik: nastolatki uczą się, że macica nie jest śmietnikiem na sprężynki
„Postanowiłam, że to ja wydymam bulimię, a nie ona mnie”. Aleksandra Dejewska o wyjściu z zaburzeń odżywiania
„Przed ostatnim epizodem pomyślałam, że kolejnego nie przeżyję. Ale dziś myślę, że przeżyję, tylko wcześniej pójdę po pomoc”. Alicja o wychodzeniu z depresji
Polecamy
Kleszcz afrykański Hyalomma dotarł do Polski. Wywołuje groźną gorączkę krwotoczną
Jak wygląda rumień wędrujący? Objawy, których nie możesz lekceważyć
„Poszukiwana długonoga bestyjka”. Polscy naukowcy zwrócili się z apelem do Polaków
Inwazja kleszczy na placu zabaw. „Czegoś takiego nie przerabialiśmy. Kłębowisko koło piaskownicy”
się ten artykuł?