Przejdź do treści

Anna Kiełbasińska: „Niestety sprawy intymne w sporcie wciąż pozostają tabu”

Posłuchaj artykułu
Czas trwania: 19 min
Anna Kiełbasińska - Hello Zdrowie
Anna Kiełbasińska / Fot. Grzegorz Wajda/SOPA Images/LightRocket Getty Images
Podoba Ci
się ten artykuł?

– Wiele dziewczyn, które kończą karierę i rzeczywiście chcą założyć rodzinę, boryka się z problemami z miesiączką i z płodnością przez zbyt małą ilość tłuszczu w ciele – mówi olimpijka Anna Kiełbasińska, która w ubiegłym roku podjęła niełatwą decyzję o zakończeniu kariery.

 

Magdalena Tereszczuk, Hello Zdrowie: Pamiętasz ten dzień, kiedy zorientowałaś się, że nie musisz nastawiać budzika, bo rano nie spieszysz się na trening?

Anna Kiełbasińska: Chodzi ci o taki moment, kiedy rzeczywiście poczułam w sobie większy luz?

To tych momentów była kilka?

Powiedźmy, że były trzy. Po raz pierwszy poczułam, że to koniec, następnego dnia po ogłoszeniu mojej decyzji o odejściu z zawodowstwa, tylko że wtedy nie miałam w głowie takiej sielanki, aby nic nie robić i sobie leżeć. To znaczy leżałam, ale z telefonem i czytałam te wszystkie artykuły o tym, że Anna Kiełbasińska zrezygnowała z kariery sportowej. Poza tym kotłowało się we mnie mnóstwo emocji, z jednej strony miałam poczucie względnego luzu, ale też niespełnionego celu, bo przez poważną kontuzję nie zakwalifikowałam się do igrzysk olimpijskich w Paryżu. Dopiero jakiś czas później pojechałam z koleżankami na Hel i tam dostałam namiastkę wakacji. Nie musiałam nigdzie gonić, to był pierwszy raz od lat, kiedy w okresie wakacyjnym odpoczywałam. Chociaż nie za bardzo mogłam się wyspać. Dziewczyny wcześnie wstawały, miałyśmy zaplanowane jakieś aktywności. Ja też nie do końca byłam wtedy sobą. Nie chciało mi się z nikim rozmawiać.

Trawiłaś to, co się stało przed Paryżem. Potrzebowałaś czasu. Całkowicie zrozumiałe.

No i wreszcie jak pojechałam sama na Mazury, to poczułam, że zaczynam zwalniać. Oczywiście zaczęło się od tego, że po śniadaniu próbowałam sobie zaplanować cały dzień, tu spacer, tam rower. Zastanawiałam się też, czy to, że pojechałam sama, było dobrym pomysłem. Jednego dnia podczas posiłku przy stoliku obok siedziały dwie dziewczyny i jedna zapytała z przekąsem drugą, czy mogłaby sama gdzieś wyjechać na wakacje. Przez chwilę zaczęłam się tym zadręczać, że jestem na tych Mazurach bez bliskich, ale w końcu wzięłam kawę, poszłam na hamak, ludzie z agroturystyki, w której wtedy mieszkałam, sobie poszli i pomyślałam, o rany, przecież jest fantastycznie być tu samej. Ucięłam sobie nawet drzemkę w ciągu dnia. Pierwszy raz odpuściłam. I to był chyba ten moment, kiedy poczułam, że moje życie się zmienia. Chociaż nie ukrywam, że te pierwsze miesiące, po ogłoszeniu końca kariery, były dla mnie trudne, przypominały trochę żałobę, która poniekąd trwa do dzisiaj.

Czynna sportsmenka, która decyduje się na dziecko, musi liczyć się z tym, że mniej więcej przez dwa lata może być wyłączona z pracy. Czy w tym czasie będzie miała kogoś, kto ją wesprze? Nie zawsze

Miałaś wątpliwości, czy podjęłaś dobrą decyzję?

Nie, wiedziałam, że dobrze zrobiłam. Ostatni rok przed eliminacjami do igrzysk był dla mnie bardzo trudny. Każdy trening wiązał się z cierpieniem wywołanym nawracającą kontuzją. Chodzi chyba o to, że nie do końca zdawałam sobie sprawę z niektórych rzeczy, że tak szybko się zadzieją.

Co masz na myśli?

Na przykład to, że niektórzy sponsorzy czy reklamodawcy nie będą chcieli dalej ze mną współpracować.

Anna Kiełbasińska - Hello Zdrowie

Anna Kiełbasińska / Fot. Aleksandra Kiełbasińska

Tylko dlatego, że zakończyłaś karierę? Przecież masz na koncie ogromne osiągnięcia. Srebro z igrzysk w Tokio, srebro z Mistrzostw Świata w Dosze. Kończysz karierę, ale wciąż jesteś tą samą Anią Kiełbasińską z tytułami na arenie międzynarodowej.

W ciągu tygodnia po zakończeniu kariery zaczęłam dostawać telefony od pewnej instytucji, że trzeba będzie powoli zakończyć współpracę. Całkowicie mnie to zaskoczyło. Jak rozmawiałam z ludźmi branży na temat renegocjacji warunków kontraktów, to słyszałam od wszystkich, że już nie mogę rozmawiać z przedstawicielami firm tak jak wcześniej, że muszę zejść ze stawek, bo nie jestem czynnym sportowcem. Trudno było mi to zrozumieć, że z dnia na dzień miałam zaakceptować nowy porządek. Czyli co, to, że mam medale, to, że do czegoś doszłam, już się nie liczy? Ktoś to wymazał gumką albo korektorem? Przecież na moim koncie na Instagramie nie zniknęli obserwujący, mam markę, jest grupa odbiorców, do której wciąż tak samo docierają moje posty.

Z jednej strony chciałam spokornieć, tak jak mi inni radzili, ale z drugiej strony czułam, że to nie jest do końca fair. Wydawało mi się, że byłam lojalna wobec moich partnerów reklamowych, że mamy relację, ale okazało się, że na koniec liczą się tylko pieniądze. Oczywiście nie w przypadku każdej współpracy tak to wyglądało.

na zdjęciu: Kasia Żywioł wyglądająca zza krat

Zdarza się, że sportowiec odwleka zakończenie kariery właśnie dlatego, by nie stracić kontraktów?

Oczywiście, tak się dzieje cały czas. Nie krytykuję jednak tych sportowców, bo zdaję sobie sprawę z tego, jakie to jest trudne. Masz kontrakt, a nagle, gdy zaczynasz mówić o końcu zawodowstwa, to sponsorzy przestają w ciebie inwestować, odchodzisz na boczny tor i widzisz, jak inwestują w kogoś młodszego. Ale prawda jest taka, że byłam jedną z nielicznych osób, które powiedziały, że kończą wtedy, kiedy naprawdę chciały to zrobić, bo tak podpowiadał organizm. Nie wiem, może jestem frajerką. Wyszłam jednak z założenia, że nie chcę przeciągać końca kariery. Odcinam coś i ruszam dalej.

Przyznam szczerze, że świat sportu zawsze wydawał mi się nieco brutalny. Trudno mi zrozumieć, że często tylko ci, co zajmują pierwsze miejsce, są doceniani. A co z tymi na drugim i trzecim miejscu? Przecież to też wybitne osiągnięcie trzymać srebrny czy brązowy medal.

Ja się zawsze cieszyłam i z drugiego, i z trzeciego miejsca. Masz rację, że świat sportu jest nieco brutalny, a nawet i toksyczny, a to czy się w nim odnajdziesz, zależy w dużej mierze od tego, co wiesz na swój temat i jakie masz poczucie własnej wartości, nie tylko jako sportowiec, ale i jako człowiek. Kiedy miałam największy problem ze zdrowiem, zrozumiałam, że mam do zaoferowania światu dużo więcej niż tylko sport. Nieważne, czy coś mnie boli, czy nie, czy mam włosy, czy nie, bo są wokół mnie ludzie, którzy widzą, jaką jestem osobą, dlatego łatwiej jest mi pogodzić się z różnymi trudnymi rzeczami.

Z czym musiałaś sobie radzić w trakcie trwania kariery, a co nie było proste?

Na przykład pracowanie z innymi ludźmi nie zawsze jest proste. Wiesz, co czasami o sobie słyszałam?

Co?

Że jestem „pier*oloną indywidualistką”. Lekkoatletyka to sport w dużej mierze indywidualny, ale mamy jeszcze przecież sztafetę. Czasami zostajesz jako sportowiec wrzucony do grupy ludzi, z którymi normalnie nie miałabyś kontaktu. Wiem, że tak jest w każdej pracy, ale u nas dochodzą do tego ekstremalne emocje, bo jest ekstremalny wysiłek. To jeszcze trudniejsze.

Trudno było mi to zrozumieć, że z dnia na dzień miałam zaakceptować nowy porządek. Czyli co, to, że mam medale, to, że do czegoś doszłam, już się nie liczy? Ktoś to wymazał gumką albo korektorem?

Czyli nie potrzebujesz ludzi obok siebie?

Wręcz przeciwnie, potrzebuję trenera, fizjoterapeuty, mental coacha, tylko widzisz, są to ludzie, których sobie wybieram, to ludzie, z którymi czuję chemię. Natomiast ja czasami miałam problem z odnalezieniem się w grupie innych sportowców. Potrafiłam dogadać się indywidualnie z każdą osobą. Jak spotykałyśmy się z dziewczynami na wyjazdach, czy jak mieszkałyśmy razem w pokojach, to było w porządku. Problemy pojawiały się czasami, gdy dochodziłam do już istniejącej grupy.

Byłaś outsiderką?

Tak też o mnie mówili i ja chyba też tak to czuję, chociaż nie lubię generalizowania. Mam dużo znajomych, też ze świata sportu. Najważniejsze są dla mnie szczere, autentyczne relacje.

Czy sportowiec jest w jakikolwiek sposób przygotowywany mentalnie do tego, że w pewnym momencie skończy karierę?

Nie. Tę pracę trzeba wykonać samemu, chociaż jest to temat, o którym ostatnio coraz częściej się mówi. Za granicą są tak zwane dwutorowe kariery, czyli programy organizowane przez tamtejsze komitety olimpijskie albo związki, by dać zawodnikom szansę rozwijania drugiej ścieżki zawodowej. W PZLA też funkcjonuje coś podobnego, chociaż nie działa to najlepiej. Możesz na przykład pójść na tygodniowy kurs na instruktora lekkoatletyki.

A co, jak nie chcesz być instruktorem?

No właśnie, nie każdy chce. Nasz PKOI organizuje też warsztaty, trwające 2-3 dni, podczas których możesz odkryć swoje predyspozycje i cechy osobowościowe, rozwiązując m.in. test Kolory Umysłu. Każdy z czterech kolorów: niebieski, zielony, czerwony i żółty oznacza to, jakim typem człowieka jesteś.

No i co ci wyszło?

Robiłam ten test dwa razy. Dwa lata temu byłam mieszanką żółtego i czerwonego (oznacza aktywnych ekstrawertyków nastawionych na wdrażanie projektów – red.), w tym roku dominuje u mnie kolor czerwony, czyli mam zdolności przywódcze. Przez ostatnie dwa lata mocno się zmieniłam, bo chodziłam na terapie, musiałam rozmawiać o umowach, o renegocjacjach warunków, dlatego wzmocniłam w sobie pewność siebie.

Catherine Kuehn podczas mistrzostw świata w trójboju siłowym

Przygotowując się do naszej rozmowy, natrafiłam na wypowiedź Sereny Williams, która na łamach „Vogue’a” w 2022 roku powiedziała tak: „Nie lubię słowa ’emerytura’. Wolę ‘ewolucja’”. Czy dla ciebie myśl o końcu kariery też się bardziej wiąże z ewolucją niż emeryturą?

Zdecydowanie tak. Na moją karierę sprinterki patrzę jak na pierwszą część książki, w której było wiele rozdziałów, ale teraz zaczynam drugą część. Sport bardzo dużo mi dał. Nauczył mnie m.in. konsekwencji w pracy czy samoświadomości. Nie chcę jednak myśleć o sobie tylko jak o Ani Kiełbasińskiej z medalem olimpijskim. Fizycznie osiągnęłam moje maksimum, a teraz pora, by wejść na inny, bardziej intelektualny etap życia.

No to jakbyś miała uruchomić wyobraźnię i powiedzieć, czym mogłabyś się teraz zająć zawodowo, to co to by było? Sky is the limit!

Mogłabym być aktorką! Zastanawiałam się, co by było, gdybym tak wszystko zostawiła i poszła na przykład do Łódzkiej Filmówki.

Na wydziałach aktorskich w Polsce jest niestety limit wieku, ale może Los Angeles?

To zacznę zbierać fundusze (śmiech). Jakiś czas temu odkryłam w sobie taką umiejętność grania. Muszę to i tak robić przy okazji przygotowywania materiałów na media społecznościowe. Najpierw piszę sobie scenariusz, potem to sobie wyobrażam i nagrywam. Zauważyłam też przy okazji wizyt eksperckich w TV, że nie peszy mnie kamera, wypadam naturalnie.

A jak nie aktorka, to…?

Piosenkarka! (śmiech). Oczywiście trochę sobie żartuję, ale kocham muzykę, bardzo na mnie działa. Ostatnio wróciłam na przykład do słuchania Kayah i jej „JakaJaKayah”. Pamiętam, że słuchałam tego jako nastolatka. Dzisiaj zupełnie inaczej czytam słowa piosenki, mam wrażenie, że trochę odnoszą się do tego, w jakim punkcie życia teraz się znajduję.

Próbuję przekonać komisję zawodniczą, by zorganizować kampanię edukacyjną dotyczącą płodności, aby dziewczyny na różnych etapach swojej kariery miały świadomość tego, ile czasu im jeszcze zostało na to, by urodzić dziecko

A czym tak na poważnie się teraz zajmujesz?

Jestem w trakcie otwierania stowarzyszenia, które będzie bezpieczną platformą dla zawodowych sportowców, by nie musieli przechodzić przez różne hardcorowe rzeczy, przez które na przykład ja przechodziłam. Przez wiele lat nie zdawałam sobie sprawy z różnych dostępnych opcji, albo nie wiedziałam, ile mogłabym na czymś zarabiać. Dopiero mój trener otworzył mi oczy na pewne sprawy, co spowodowało, że doszłam do wniosku, że przez lata się „frajerzyłam”. Zawsze wychodziłam z założenia, że uprawiam sport z pasji, a nie dla pieniędzy, ale potem przyszła taka refleksja, że skoro ta kariera sportowca jest taka krótka, to dobrze byłoby coś z niej jednak mieć. No i odkryłam, że część osób mnie wykorzystywała, właśnie dlatego, że nie miałam pojęcia, co ile mogło kosztować. Stowarzyszenie, które otwieram, razem z inną lekkoatletką Anną Jagaciak, ma być bezpiecznym miejscem, również edukacyjnym, gdzie ktoś ci powie, na co zasługujesz, ile możesz zarobić, jak poprowadzić karierę, albo jak znaleźć trenera. Chcemy także mówić o problemach, o jakich w sporcie głośno się nie mówi.

Na przykład?

Na przykład o problemach z macierzyństwem.

Nie miałam zamiaru pytać cię o to, kiedy założysz rodzinę, ale domyślam się, że pewnie większość sportsmenek mierzy się w wywiadach z tym seksistowskim pytaniem.

Niestety tak, a jest to czasami temat trudny. Zacznę od tego, że my nie mamy czegoś takiego, jak urlop macierzyński, dlatego decyzję o dziecku odkłada się zawsze na później. Czynna sportsmenka, która decyduje się na dziecko, musi liczyć się z tym, że mniej więcej przez dwa lata może być wyłączona z pracy. Czy w tym czasie będzie miała kogoś, kto ją wesprze? Nie zawsze. Poza tym oddalamy od siebie wizję macierzyństwa, ponieważ cały czas słyszymy, że jesteśmy jeszcze młode, że jeszcze mamy czas, a potem okazuje się, że wiele dziewczyn, które kończą karierę i rzeczywiście chcą założyć rodzinę, boryka się z problemami z miesiączką i z płodnością przez zbyt małą ilość tłuszczu w ciele. Tak naprawdę nikt o tym głośno nie mówi, tak jak i o tym, że sport bardziej wspomaga produkcję testosteronu, a nie żeńskich hormonów, co też wpływa na płodność.

Nakładana jest na was ogromna presja. Z jednej strony musicie osiągać niesamowite wyniki w sporcie, a potem jak kończycie karierę, musicie się ścigać z własną biologią, by urodzić dziecko.

Dlatego chciałabym wesprzeć kobiety sportu. Próbuję przekonać komisję zawodniczą, by zorganizować kampanię edukacyjną dotyczącą płodności, aby dziewczyny na różnych etapach swojej kariery miały świadomość tego, ile czasu im jeszcze zostało na to, by urodzić dziecko. Wystarczy, aby do obowiązkowych badań, które i tak robimy, dołożyć jedno, sprawdzające rezerwę jajnikową. Nie jest to drogie badanie, ale nie każdy o nim wie. Dzięki niemu sportsmenki będą mogły podjąć świadomą decyzję, czy już kończyć karierę i zacząć myśleć o rodzinie, czy jeszcze nie.

Mogę zdradzić, że ja półtora roku temu zamroziłam jajeczka. Zaczęłam się interesować płodnością, skonsultowałam się z moim ginekologiem, nie chciałam czuć w przyszłości czegoś na kształt desperacji. Pamiętajmy, że sport przyśpiesza pewne procesy w organizmie.

Czy oprócz macierzyństwa i problemów z tym związanych, są jeszcze jakieś inne trudne tematy, o których chciałabyś mówić w ramach stowarzyszenia?

Macierzyństwo to tylko jedno z takich zagadnień, ale nie zapominajmy też o menstruacji. Ja akurat byłam jedną z tych zawodniczek, które bez problemu komunikowały trenerowi, że dostały okres, ale nie każda dziewczyna to mówiła. Niestety sprawy intymne wciąż pozostają tabu. Podobnie jest z menopauzą, chociaż to chyba nie tylko w sporcie.

Trudno było mi to zrozumieć, że z dnia na dzień miałam zaakceptować nowy porządek. Czyli co, to, że mam medale, to, że do czegoś doszłam, już się nie liczy? Ktoś to wymazał gumką albo korektorem?

Niedługo minie rok od czasu, gdy zakończyłaś karierę. Czujesz, że twoje ciało funkcjonuje inaczej?

Niestety tak. Widzisz, jak jestem ubrana, zaraz jak skończymy rozmowę, to idę na rower. Gdybym się nie ruszała, czułabym się fatalnie. Czasami bolą mnie plecy, biodro, mięśnie, widzę, że metabolizm wariuje, hormonalnie coś się dzieje. Rano muszę trochę poćwiczyć, żeby normalnie funkcjonować. Kiedyś byłam bardziej introwertyczna, koncentrowałam się na bieganiu, sport był dla mnie jak medytacja. Teraz z kolei muszę bardziej wyrażać się słowami.

Domyślam się jednak, że po zakończonej karierze masz w sobie więcej luzu i możesz robić rzeczy, których normalnie byś nie robiła. Jakiś czas temu widziałam na twoim Instagramie zdjęcia z nart.

To był mój pierwszy raz na nartach. Jest to sport dość mocno kontuzyjny, więc wcześniej nie było nawet mowy o tym, abym spróbowała. Dzisiaj mogę bawić się wysiłkiem fizycznym. W majówkę wybrałam się z kolei na kajaki, a potem na długi rower do Kampinosu. Jak w trakcie treningu mi się odechce ćwiczyć, to przerwę, a potem pójdę do mojej ulubionej kawiarni na matchę. Poza tym kupiłam sobie kota! Życie na sportowej emeryturze ma więc swoje plusy.

 

Anna Kiełbasińska – polska lekkoatletka, sprinterka, wicemistrzyni olimpijska, wicemistrzyni świata oraz halowa mistrzyni Europy w sztafecie, a także żołnierz rezerwy Wojska Polskiego. W drugiej połowie 2024 roku ogłosiła zakończenie kariery sportowej. Decyzję tę przyspieszyły problemy zdrowotne. W 2016 roku zdobyła się również na publiczne wyznanie w temacie diagnozy łysienia plackowatego.

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy:

Podoba Ci
się ten artykuł?