Przejdź do treści

78-latka spędziła pięć dni na kozetce SOR-u. „To miał być jakiś rodzaj selekcji naturalnej” – mówi córka kobiety

Pani Teresa spędziła na kozetce na SOR-ze pięć dni
Pani Teresa spędziła na kozetce na SOR-ze pięć dni / Zdjęcie: Adobe Stock
Podoba Ci
się ten artykuł?

W pierwszym dniu nowego roku pani Teresa trafiła na oddział ratunkowy w szpitalu św. Wincentego a Paulo w Gdyni. Na kozetce w sali obserwacyjnej 78-latka spędziła pięć dni. Przysługiwał jej jeden posiłek dziennie. W jej sprawie interweniowała rodzina. „Każdego roku, także w okresie świąteczno-noworocznym, mierzymy się z dużą liczbą pacjentów” – komentuje szpital.

Spędziła na SOR-ze pięć dni

Historię pani Teresy opisuje wyborcza.pl. Jak czytamy, u kobiety podejrzewano COVID-19, co potwierdził pozytywny wynik testu, później pojawiły się wymioty. Kiedy 78-latka straciła przytomność, rodzina wezwała karetkę. Kobieta została przetransportowana do szpitala św. Wincentego a Paulo w Gdyni. Na SOR-ze zbadał ją lekarz. Miała też dwukrotnie wykonywany test na COVID-19, ale wynik za każdym razem był negatywny.

Pani Teresa otrzymała kroplówkę i została przeniesiona na salę obserwacyjną szpitalnego oddziału ratunkowego. To wieloosobowa sala, w której pacjenci z reguły przebywają tymczasowo, oczekując na kozetkach na wypis bądź skierowanie na inny oddział szpitalny. Do dyspozycji mają jedną łazienkę i nie przysługują im jeszcze posiłki. Poinformowana o tym rodzina pani Teresy dostarczyła jej przez personel szpitalny rzeczy i jedzenie, zakładając, że to sytuacja przejściowa. Nie mogli jednak osobiście odwiedzić krewnej z uwagi na sytuację epidemiologiczną.

„Chyba o mnie zapomnieli” – miała powiedzieć 78-latka podczas rozmowy telefonicznej ze swoją córką. Pani Katarzyna starała się uspokoić mamę, tłumacząc, że „to niemożliwe”. „Dziś już myślę, że jednak się myliłam” – podkreśla kobieta w rozmowie z „Gazetą Wyborczą”.

W środę, czyli na drugą dobę od przyjęcia, mąż pani Teresy na pytanie, dlaczego żona jeszcze nie została przeniesiona na inny oddział szpitalny, słyszy od lekarza, że jest trzecia w kolejce, a w innym szpitalu również brakuje miejsc. Pani Teresa spędza na kozetce w sali obserwacyjnej kolejne dwie doby. „W piątek okazuje się, że jest najdłużej przebywającą na SOR-ze pacjentką” – informuje wyborcza.pl.

„To miał być jakiś rodzaj selekcji naturalnej”

Zaniepokojona sytuacją rodzina postanawia interweniować. Pani Katarzyna, córka 78-latki, kontaktuje się z biurem Rzecznika Praw Pacjenta i redakcją „Gazety Wyborczej”.

„Uznałam, że nie mam już nic do stracenia i jeśli czegoś nie zrobię, mama kolejną dobę spędzi w przepełnionej sali o jednym posiłku dziennie. Poczułam się tak, jakby czekano na jej śmierć. To miał być jakiś rodzaj selekcji naturalnej. Jak to możliwe, że dla schorowanego, starszego człowieka z cukrzycą i nadciśnieniem przez tyle dni nie znalazło się miejsce na oddziale? To niepojęte” – podkreśla pani Katarzyna w rozmowie z dziennikarką GW.

Lekarz dyżurny po interwencji dziennikarki wypisał 78-letnią kobietę do domu. „Jej mąż słyszy, że lepiej będzie, żeby dochodziła do siebie w domu” – czytamy.

Kobieta wyciąga tabletki z pudełka na leki

Stanowisko szpitala: „mierzymy się z dużą liczbą pacjentów”

Małgorzata Pisarewicz ze spółki Szpitale Pomorskie, do której należy szpital św. Wincentego a Paulo, potwierdziła, że pacjentka przebywała w dniach 1-6 stycznia w sali obserwacyjnej szpitalnego oddziału ratunkowego „z powodu dużej liczby pacjentów internistycznych i zajętych miejsc na oddziale chorób wewnętrznych”.

„Była na bieżąco diagnozowana i monitorowana. Z uwagi na stan zdrowia nie mogła jednak zostać wypisana do domu” – poinformowała. „Każdego roku, także w okresie świąteczno-noworocznym mierzymy się z dużą liczbą pacjentów, w tym osób starszych, którzy wymagają pilnej hospitalizacji. Po wstępnej diagnostyce w SOR-ze pacjent wymagający hospitalizacji trafia na oddział, jednak w przypadku braku wolnych miejsc oczekuje na nie w SOR” – dodała.

Pisarewicz podkreśliła, że o tym, kto trafia na oddział, decyduje lekarz prowadzący SOR. „Pod uwagę brany jest stan ogólny chorego i tryb pilności, nie zaś kolejność przyjmowania pacjenta do szpitala” – zaznaczyła. W rozmowie z „Gazetą Wyborczą” potwierdziła również, że pacjenci na szpitalnym oddziale ratunkowym nie otrzymują posiłków.

„Natomiast staramy się pacjentom samotnym, którzy przebywają na oddziale dłuższy czas i nie mają możliwości skorzystania z pomocy osoby bliskiej, zorganizować w ramach swoich możliwości kanapki czy też ciepły posiłek, a także wodę. Oczywiście decyzję taką podejmuje lekarz prowadzący/dyżurny, który nie widzi przeciwwskazań zdrowotnych w tym zakresie” – wyjaśniła Pisarewicz.

Źródło: wyborcza.pl

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy:

Podoba Ci
się ten artykuł?