Przejdź do treści

„Tak czy inaczej zostałabym upolowana” – mówi Jadwiga Caban-Korbas, była szefowa sanepidu w Słubicach

Jadwiga Caban-Korbas / archiwum prywatne
Jadwiga Caban-Korbas / archiwum prywatne
Podoba Ci
się ten artykuł?

Na nic zdały się apele internautów i słowa wsparcia płynące z całej Polski. ,,Pani Jadzia z sanepidu” – jak określają ją fani – nie pracuje już w Powiatowej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Słubicach. „Teraz zamierzam być jeszcze bardziej szczęśliwa – i tak będzie” – zapowiada Jadwiga Caban-Korbas w rozmowie z Hello Zdrowie.

Przypomnijmy: Jadwiga Caban-Korbas na początku marca stała się „celebrytką mimo woli” tuż po słynnym wystąpieniu, związanym z pojawieniem się w Polsce pierwszego przypadku koronawirusa. Nagranie z wypowiedziami szefowej słubickiego sanepidu obiegło internet i rozpętało małe tornado.

Ministerstwo Zdrowia i GIS domagały się dymisji, jednak internauci stanęli murem za ”panią Jadzią” (na Facebooku powstała np. grupa „Zwolnij, a pożałujesz. Front wsparcia dla pani Jadwigi”). Ostatecznie Caban-Korbas nie została wyrzucona z pracy –  sama złożyła wypowiedzenie. Dlaczego podjęła taką decyzję? I co zamierza dalej robić? – opowiada w rozmowie z Hello Zdrowie.

Anna Jastrzębska: Złożyła pani wypowiedzenie.

Jadwiga Caban-Korbas: Tak. Złożyłam sama rezygnację. Wyzwoliłam się z konieczności słuchania ludzi, z którymi nie jest i w obecnej sytuacji nie byłoby mi po drodze – w rozumieniu, nazwijmy to, zarządzania zasobami ludzkimi, współpracy z pracownikami. Ja się w mojej pracy opieram na szacunku, wybaczaniu wielu rzeczy, ale też analizowaniu błędów i wyciąganiu z nich wniosków. Bo wszyscy popełniamy błędy, nikt nie ma monopolu na mądrość. Różnica jest taka między mną o obecnym kierownictwem, że ja potrafię się do błędu przyznać i się z niego wycofać.

To, jak mnie potraktowano – arbitralnie, bez rozmowy, bez wysłuchania wyjaśnienia, bez próby zrozumienia sytuacji – nie mieści mi się w głowie. Zrezygnowałam ze swojego stanowiska, bo tak czy inaczej zostałabym upolowana. Czułabym się jak zwierzyna łowna. A ja nie pozwolę się nikomu zaszczuć.

Joanna Caban-Korbas

Czyli uważa pani, że prędzej czy później doszłoby do zwolnienia?

15 marca specustawa podporządkowała powiatowych inspektorów sanitarnych wojewódzkich inspektorom sanitarnym (wcześniej powiatowy inspektorat podlegał staroście  – przyp. red.). Wojewódzka inspektor sanitarna polowała na mnie od dawna, a teraz miała świetny pretekst, by mnie zwolnić.

Co chce pani przez to powiedzieć?

Powiem tak: ja nigdy bezrozumnie nie poddawałam się władzy, nie wykonywałam ślepo niczyich poleceń. Przez prawie 30 lat pracy współpracowałam z naprawdę wieloma starostami – i zawsze ta współpraca dobrze się układała. Moi starostwie rozumieli, co do nich mówię, nie było żadnych konfliktów. Bo jako lekarz na tym stanowisku miałam służyć ludziom, a nie władzom. Ja do tej pory wyjaśniałam władzy, co trzeba zrobić, by coś było dobre dla zdrowia lokalnej społeczności.

Jadwiga Caban-Korbas / archiwum prywatne

Składając rezygnację, jedynie wyprzedziłam fakty. Bo z tego co wiem, już dzień po „pionizacji”, czyli 16 marca, czekał na mnie goniec z odwołaniem. Tylko że ja w tym czasie miałam zapalenie oskrzeli i byłam na zwolnieniu lekarskim. W związku z czym nie wręczono mi tego odwołania – podobno wysłano je pocztą, ale wtedy nie byłam w stanie odbierać żadnych przesyłek. No więc zabrzmi to pewnie odrobinę niewiarygodnie, ale w całej tej sytuacji dopomogła mi choroba. W przyrodzie nic się nie dzieje bez przyczyny.

Tak sobie teraz myślę, że ci ludzie, polując na mnie, zrobili mi uprzejmość. Wyzwolili mnie od siebie. To całe zdarzenie uwolniło mnie od ludzi, z którymi i tak nie widziałam szansy na współpracę.

Nigdy bezrozumnie nie poddawałam się władzy, nie wykonywałam ślepo niczyich poleceń. Jako lekarz na tym stanowisku miałam służyć ludziom, a nie władzom.

A jak się pani teraz czuje?

Już jest w porządku! Leczenie, które sobie zaaplikowałam, postawiło mnie na nogi. Teraz zamierzam być szczęśliwsza niż do tej pory – i będę!

W Warszawie?

Tak, przeprowadzam się do Warszawy. Niestety z powodu epidemii mamy opóźnienia w wykańczaniu mieszkania. Jeszcze nawet nie mamy zrobionej łazienki ani położonych podłóg. W związku z tym do końca tego roku może nam się nie udać ta przeprowadzka, ale myślę, że sfinalizujemy ją na początku przyszłego.

I co pani będzie robić w stolicy?

No co ja mogę robić w Warszawie? Zaraz zgłoszę  się do pana Pinkasa, głównego inspektora sanitarnego, i zaoferuję mu swoją pomoc w promocji zdrowia, choćby w ramach wolontariatu. Oczywiście jak tylko go wyciągną spod tego rogu dywanu, pod którym go ukryli w ostatnim czasie. (śmiech)

Ludzie się ucieszą, że zamierza być pani aktywna. Wciąż otrzymuje pani dowody sympatii?

Tak, serdeczne sygnały dalej płyną. W mieście, na głównym placu Słubic, ciągle wisi baner „Zostawcie Cabankę!”. Otrzymuję wiele maili i na nie odpowiadam – jeśli nie odpowiedziałam, to znaczy, że pewnie przycisnęłam nie ten przycisk, co trzeba, bo moje umiejętności techniczne daleko odbiegają od możliwości młodego pokolenia, za co was podziwiam! Jeden z pacjentów przyniósł mi nawet wyrzeźbioną przez siebie deskę z napisem „Ostatnia deska ratunku” z takim dużym gwoździem. Symbolicznym, do trumny. (śmiech) To jest cudowne! Zabiorę ją sobie do domu.

Jadwiga Caban-Korbas / archiwum prywatne

Jadwiga Caban-Korbas / archiwum prywatne

Bo ja teraz jestem na etapie opróżniania mojego gabinetu. Tam jest 28 lat mojej pracy. Muszę to wszystko pozabierać, w gabinecie mam ze sto różnych artykułów, które opublikowałam w prasie. Mam bardzo dużo slajdów edukacyjnych na temat medycznych aspektów uzależnień, chorób nowotworowych, chorób przenoszonych w wyniku naruszenia ciągłości tkanek, czyli AIDS, żółtaczki typu B i typu C itd. Powolutku to teraz wszystko ewakuuję.

W mieście, na głównym placu Słubic, ciągle wisi baner „Zostawcie Cabankę!”. Jeden z pacjentów przyniósł mi nawet wyrzeźbioną przez siebie deskę z napisem „Ostatnia deska ratunku” z takim dużym gwoździem. Symbolicznym, do trumny.

Ma pani duży żal, że sytuacja tak się potoczyła?

Mam przede wszystkim nadzieję, że całe to zdarzenie i cała ta tragiczna epidemia sprawi, że społeczeństwo zmieni swoje patrzenie na inspekcję sanitarną. Bo gdyby nie było takiej inspekcji, mniejsze lub większe zawirowania epidemiczne, wywoływane naszymi rodzimymi patogenami, co jakiś czas dotykałyby różnych terenów. Ludzie lokalnie na małym terenie cierpieliby straty zdrowotne i finansowe.

Chciałabym, żeby to obecne nieszczęście, jakim jest epidemia, pomogło społeczeństwu zrozumieć, po co jesteśmy. Choć jak teraz czytam, że inspektorzy zostali zmuszeni do wystawiania kar na ludzi, którzy nie stosują się do obostrzeń, to nie wiem, czy nie stanie się odwrotnie!

deska ratunku

Archiwum prywatne Jadwigi Caban-Korbas

Nie podoba się pani to zarządzenie?

Trzeba nie mieć rozumu, żeby iść w tę stronę. Podobno tych kar nałożono już na 4 miliony zł – przecież nigdy nie uda się ich ściągnąć! To tylko obciąża stacje sanitarne kosztami, wynikającymi z konieczności ściągania tych zobowiązań. Mało tego, powiatowi inspektorzy sanitarni będą musieli odpowiadać przed swoimi wojewódzkimi zwierzchnikami, dlaczego tych zobowiązań nie ściągają, nie pilnują budżetu i naruszają dyscyplinę budżetową

Myślę, że to by był kolejny powód, dla którego zostałabym wywalona z pracy. Ja bym nie mogła tego robić. Nigdy też nie nałożyłabym na nikogo takiej kary.

Nawet jeśli ktoś łamie zasady kwarantanny?

To że policjant nie zastał kogoś w domu podczas kwarantanny, nie oznacza, że taką osobę należy od razu karać. Ktoś mógł nie usłyszeć dzwonka do drzwi! Może być mnóstwo innych powodów, które należy najpierw wyjaśnić.

Wymierzanie takich kar, kiedy prawie wszyscy żyjemy z oszczędności, z dnia na dzień je tracimy, nie mamy dochodu, jest dla mnie niepojęte. Zamiast zająć się człowiekiem, próbować go zrozumieć, dodatkowo go w ten sposób obciążamy!

Ale przecież robimy to dla dobra nas wszystkich. Osoba łamiąca zasady kwarantanny, jeśli przechodzi infekcję koronawirusem bezobjawowo, może zakażać innych.

Może zakażać, to prawda. Ale także my sami, podejmując własne ryzykowne zachowania, zakażamy się od kogoś.

Postarajcie się państwo wypracować u siebie taki mechanizm, by każdą osobę, którą spotykacie, traktować jak osobę potencjalnie zakażoną, bez względu na to, jakie relacje was łączą. Zatem z dystansem i bez czułości! Wtedy wasze własne bezpieczeństwo wzrośnie.

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy:

GIS

Podoba Ci
się ten artykuł?