Przejdź do treści

„Niczego nie żałuję. Jak Edith Piaf” – mówi Jadwiga Caban-Korbas, Państwowa Powiatowa Inspektor Sanitarna w Słubicach

Joanna Caban-Korbas
Joanna Caban-Korbas/ YouTube Koscierzyna24info
Podoba Ci
się ten artykuł?
Podoba Ci
się ten artykuł?

Zapowiedź odwołania lek. med. Jadwigi Caban-Korbas, dyrektorki słubickiego sanepidu, oburzyła internautów. Wstawiają się za nią, twierdząc, że to „superbabka”, która „normalnie gada do ludu”. Sama zainteresowana w wywiadzie dla Hello Zdrowie przyznaje: „Co napsociłam, to moje, teraz muszę skutki tego ponieść”.

Anna Jastrzębska: Ludzie panią pokochali.

Jadwiga Caban-Korbas: Ja państwa też kocham! Jestem radosną osobą, mam strasznie dużo empatii dla ludzi, moich pacjentów i mieszkańców naszego powiatu. Ja mam dosyć pogodny charakter, spory temperament. Ale wie pani, nikt nie jest z żelaza. Dobrze, że mój mózg produkuje na tyle dużo tych hormonów szczęścia, żeby mnie trzymać w ryzach, żebym nie zbzikowała.

Śledzi pani to, co się dzieje w sieci? Internauci stoją za panią murem, na Facebooku powstała np. grupa „Zwolnij, a pożałujesz. Front wsparcia dla pani Jadwigi”.

Nie, ja tego nie obserwuję, ale wszystkim bardzo serdecznie dziękuję za wsparcie. Bo rzeczywiście otrzymałam takie wsparcie od ludzi, że to jest wprost nie do uwierzenia. Piszą do mnie księża, że się za mnie modlą! Naprawdę, proszę mi wierzyć. Ludzie do mnie dzwonią, wysyłają mi smsy, podpisują się pod nimi – to nie są anonimowe osoby.

Stałam się „celebrytką” bez własnej woli. Zdarzyło się, jak się zdarzyło, ale nie to jest istotne. Istotna jest sytuacja powiatu, sytuacja stacji, moich pracowników, których w tak ciężkiej sytuacji epidemiologicznej mam zostawić

W swoim wystąpieniu dostosowała pani język do odbiorców. Dzięki temu nie tylko podbiła pani sieć, ale przede wszystkim dotarła z komunikatem o tym, jak się chronić przed koronawirusem, do szerszej rzeszy osób. Na pewno teraz wszyscy zapamiętają, że ręce trzeba myć.

Ja zawsze mówię o zdrowiu i zapobieganiu chorobom zakaźnym w prosty, ludzki sposób, choć robię to z pozycji lekarza. Z profesorem rozmawiam po profesorsku, z szewcem – z całym szacunkiem dla mojego kochanego pana, który mi buty zeluje, znamy się od lat, kiedyś był moim pacjentem – do niego mówię innym językiem. Robię tak dlatego, żeby mój przekaz był zrozumiany we właściwy sposób. Nie widzę w tym niczego złego.

Stałam się „celebrytką” bez własnej woli. Zdarzyło się, jak się zdarzyło, ale nie to jest istotne. Istotna jest sytuacja powiatu, sytuacja stacji, moich pracowników, których w tak ciężkiej sytuacji epidemiologicznej mam zostawić. Wiadomo, ta burza przeminie, jak wszystkie inne medialne burze. No ale co napsociłam, to moje. Jak śpiewała Halina Kunicka: „Co się nażyłam, to się nażyłam, co się napiłam, to się napiłam”.

Znów piosenka! (śmiech)

Strasznie fajna. Ale to prawda, co napsociłam to moje i teraz muszę skutki tego ponieść, mleczko wypić sobie.

Czegoś pani żałuje?

Niczego nie żałuję. Jak Edith Piaf.

Mimo że przekazała pani informacje dotyczące prywatnego życia pacjenta?

Nie ujawniłam żadnych danych personalnych. Odniosłam się do statusu rodzinnego pacjenta tylko po to, żeby uświadomić ludziom, że nie muszą się bać. Nie powiedziałam niczego, co nie było związane z bezpieczeństwem naszej społeczności. Czy zrobiłam to bardziej poważnie, czy na śmiesznie i zaśpiewałam wirusowi piosenkę „Jak się masz kochanie” – wszystko to służyło tylko temu, żeby rozładować atmosferę, rozładować napięcie, ludzi uspokoić.

To było rzeczywiście potrzebne?

Jeśli dzwoni do mnie pani objęta kwarantanną i mówi, że boi się o swoje życie, bo ludzie z miasta chodzą koło jej posesji, zaglądają, a burmistrz patrzy na mnie błagalnym wzrokiem i prosi, żebym robiła dezynfekcje, szkoły zamykała itd., to wie pani, mamy naprawdę trudną sytuację. Ktoś, kto tutaj nie był, może potem gwiazdorzyć w mediach. Ja nie gwiazdorzę, mówię żywą prawdę o tym, jak się pracuje w powiatowych stacjach sanitarnych, w małych powiatach.

Nie przez wszystkich pani przekaz został zrozumiany właściwie.

Dlatego mam tu duży karton po papierze do rąk naszykowany i rzeczy do spakowania. I niedługo widzimy się w Warszawie! Może zatrudnicie mnie w redakcji jako ekspertkę i zasięgi wam od razu tak skoczą, że prześcigniecie WP. (śmiech)

A wiadomo, jakie będą dalsze pani losy?

Wróciłam właśnie ze starostwa, bo od wczoraj ciągle chodzę tam się usprawiedliwiać. Do 15 marca moim szefem jest jeszcze starosta. On się bardzo martwi o to, że nie będzie miał fachowca w miejscu, w którym zagrożenie jest jednym z większych w Polsce. Przecież leżymy na trasie A2, którą przejeżdża cały transport drogowy, tiry, autobusy liniowe, wożące nie tylko turystów, ale także ludzi, którzy mieszkają, pracują nie tylko na terenie Niemiec, w całej Europie. To jest naprawdę szczególne miejsce, więc nic dziwnego, że pan starosta się obawia. Natomiast po 15 marca przechodzimy pod podporządkowanie pionowe: Ministerstwo Zdrowia – Wojewódzki Inspektor Sanitarny i wojewoda – Powiatowa Stacja Sanitarna. Nie będzie w tej strukturze starosty. Ja będę pracownikiem pana wojewody i pani wojewódzkiej inspektor sanitarnej, która już mi powiedziała, że musiała zgłosić wniosek o moje odwołanie.

Czyli czekamy do 15 marca?

Tak, jeszcze tydzień. Nie wiem, jak to się zakończy. To znaczy wiem. To nie ulega wątpliwości – na pewno zostanę odwołana, o ile sama się nie odwołam, jeśli mi braknie cierpliwości jeszcze wcześniej, zanim ta data nadejdzie.

Jeśli dzwoni do mnie pani objęta kwarantanną i mówi, że boi się o swoje życie, bo ludzie z miasta chodzą koło jej posesji, zaglądają, a burmistrz patrzy na mnie błagalnym wzrokiem i prosi, żebym robiła dezynfekcje, szkoły zamykała itd., to wie pani, mamy naprawdę trudną sytuację

Rozważa pani taką ewentualność?

Myślę, że się nie dam złamać, że wytrzymam psychicznie, to głównie o to chodzi. Nie tak sobie wyobrażałam po tylu latach pracy rozstanie z moimi pracownikami, miałam nadzieję na zupełnie inny scenariusz. Wiadomo, moje odejście w końcu by nastąpiło, nikt nie jest wieczny. Ale zakładałam, że jeszcze w tym roku i przez dwa następne lata będę mogła pracować, przygotuję w tym czasie kogoś, kto będzie mógł pełnić tę funkcje, żeby nie robić kłopotu lokalnej społeczności i lokalnym władzom.

Czyli jednak czegoś pani żałuje?

Wie pani, ja zawodowo pracuję od 1978 r., więc dwa lata temu minęło mi 40 lat. Spotkałam na swojej drodze zawodowej i życiowej różnych zwierzchników, zarówno ministrów, jak i głównych inspektorów oraz starostów. No i mam wspaniałą załogę, co to za fantastyczni ludzie! Okoliczności mojego odejścia najładniejsze nie są. Ale mam miłe wspomnienia – jedne bardziej zabawne, a inne mniej, ale raczej wszystkie są miłe. Może powinnam założyć jakiegoś bloga i je opisać?

No właśnie, zamierza pani jakoś wykorzystać tę swoją niespodziewaną sławę?

Nie, oczywiście że nie, to był tylko żart. Choć mam lekkie pióro i nieźle pisze, więc nie byłoby mi pewnie trudno poprowadzić bloga. Ale może spiszę jakieś wspomnienia – na to się prędzej zdecyduję. Mam już nawet kilka tytułów rozdziałów!

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy:

i
Treści zawarte w serwisie mają wyłącznie charakter informacyjny i nie stanowią porady lekarskiej. Pamiętaj, że w przypadku problemów ze zdrowiem należy bezwzględnie skonsultować się z lekarzem.