„Boimy się myśleć i działać odpowiedzialnie, żeby nie stracić tego, co wydaje się takie cudowne”
„Epatujemy siłą i niezniszczalnością, a przecież nadal jesteśmy ludźmi ze wszystkimi ludzkimi potrzebami, w tym tą najsilniejszą – potrzebą kochania i bycia kochanym” – o związkach, kobiecych lękach i uprzedzeniach, ale przede wszystkim o byciu sobą w relacjach, mówi Tatiana Mindewicz- Puacz, psychoterapeutka, trenerka rozwoju osobistego, certyfikowany coach, autorka książki „Miłość. I co dalej?”.
Monika Słowik: Czy możliwe jest, aby osoby o dwóch odmiennych wzorcach związku, miłości były razem szczęśliwe? Wedle starej maksymy „przeciwieństwa się przyciągają”? Czy jednak musimy być do siebie podobni, by ze sobą wytrzymać?
Tatiana Mindewicz-Puacz: Jeśli chodzi o miłość – wszystko jest możliwe. Pytanie tylko, jakie koszty ponoszą osoby w związku, w którym każde ma zupełnie inną wizję dobrej relacji. Jeżeli oboje jesteśmy świadomi tego, że wyniesione z przeszłości wzorce nie są obowiązujące i jeśli chcemy pracować nad tym, żeby je zmienić, wspólnie stworzyć coś, co nam odpowiada – super. Jeśli jednak nie ma w nas gotowości do zostawienia starych wzorców i budowania własnego modelu związku – może być bardzo trudno.
Sportowcom marzącym o sukcesach psychologowie radzą wizualizacje, czyli wyobrażenie sobie siebie osiągającego wymarzony cel. Czy podobnie działa to w miłości? Mogę sobie zwizualizować idealny związek a zacznie on się taki stawać, sprawię, że zacznę go takim tworzyć?
To zależy od tego, jak traktujemy wizualizację. Określenie swoich potrzeb, granic, a także oczekiwań dotyczących relacji z partnerem bardzo pomaga uniknąć istotnych błędów w wyborze kogoś, z kim zamierzamy spędzić życie. Dzięki temu nie wchodzimy w związki tylko dlatego, że bardzo potrzebujemy akceptacji czy bliskości. Natomiast wiara w to, że samo „wymyślenie” sobie związku sprawi, że będziemy szczęśliwi, według mnie przypomina wiarę w Świętego Mikołaja – czyli jest pięknie i bajecznie, ale nie do końca naprawdę.
Czy widzi pani jakieś zmiany w sferze potrzeby bycia w związku? Współcześnie dalej zależy nam na byciu z kimś? Może wolimy być singlami, wolnym ptakami?
Myślę, że to bardzo indywidualna sprawa. Zależy nie tylko od tego, jacy jesteśmy, ale przede wszystkim od momentu życia, w którym się aktualnie znajdujemy. Bycie z drugą osobą nie powinno wynikać jedynie z chęci „nie bycia samemu”, tylko ze świadomie podjętej decyzji, że będziemy żyć w związku. O ile „motyle w brzuchu” pojawiają się bez wysiłku, zbudowanie czegoś trwałego wymaga pracy, troski i wzajemnej uważności.
Jaka jest różnica między byciem samotnym a byciem samemu współcześnie? Można mówić o samotności w dobie Instagrama, Tindera, Twiteera, Facebooka?
Bycie samemu nie zawsze oznacza bycie samotnym.
Choć większości z nas lepiej jest we dwoje, kiedy możemy w pełni realizować swoją potrzebę bliskości poprzez wartościową relację z drugim człowiekiem. Social media stwarzają iluzję bliskości, ale z pewnością jej nie realizują, a przynajmniej tak długo jak relacja nie przeniesie się do świata realnego…
„Szczęście jest swego rodzaju obowiązkiem. Podobnie jak życie w związku”. To niestosowne być samemu? Jak postrzega się osoby niezwiązane z nikim? Samotny ma złą konotację, przez co w kontrze powstało słowo singiel, jako synonim wolnego i szczęśliwego?
Myślę, że taki sposób postrzegania singli znacząco się zmienił w ostatnich latach, zwłaszcza, jeśli chodzi o duże miasta. Chociaż faktycznie nadal ulegamy temu stereotypowi, coraz częściej osoby, które są same uważamy za niezależne, realizujące swoje potrzeby.
RozwińStwierdza pani, że „tęsknimy za bliskością bardziej, niż chcemy to pokazać światu”. Skąd w nas ten wstyd przed potrzebą bliskości?
Nie nazwałabym tego wstydem. Raczej obawą przed odsłonięciem, przed pokazaniem tzw. miękkiego podbrzusza. Chcemy być postrzegani jako ludzie idealni, piękni, mądrzy, zdolni, bogaci. Epatujemy siłą i niezniszczalnością, a przecież nadal jesteśmy ludźmi ze wszystkimi ludzkimi potrzebami, w tym tą najsilniejszą – potrzebą kochania i bycia kochanym.
Statystyki donoszą, że najczęściej związki rozpadają się przez zdrady, czasem różnice poglądowe, status materialny. Czym jeszcze zagrożony jest współcześnie związek?
Moim zdaniem największym zagrożeniem dla związku są bierność, brak zaangażowania w jego jakość, obojętność. Zdrada to najczęściej skutek wielu zaniedbań, a nie przyczyna sama w sobie. Oczywiście nie popieram zdrady w żaden sposób, jestem jednak zdania, że warto patrzeć na kryzys w relacji znacznie szerzej. Podobnie, jeśli mówimy o różnicach poglądowych, czy statusie materialnym. Przecież jeśli mówimy o stałym związku, każdy z tych powodów musi mieć swoje źródła głębiej.
Nie decydujemy się odejść od partnera, bo „nagle” uświadomiliśmy sobie, że przeszkadzają nam jego poglądy lub zarabia mniej niż my.
Najczęściej trudności tego typu to efekt „niespełnionych oczekiwań” projektowanych przez nas na partnera, braku komunikacji, wzajemnego zaniedbywania potrzeb, przekraczania granic. Czasami jedna z osób jest gotowa do pracy nad trudnościami a druga nie do końca, bo przecież „to ty masz problem”. Owszem, jest wiele rzeczy, które można zrobić samemu na rzecz związku, podnieść poczucie własnej wartości, nauczyć się wyrażać uczucia itd. Jednak nie da się samemu pracować nad kryzysem w związku.
”Kiedy „coś zaczyna się psuć” łatwiej nam za wszelką cenę utrzymywać iluzję, że jest w porządku, niż zmierzyć się z problemem. Boimy się mówić o swoich lękach, obawach, bo to pokazuje nasz „miękki brzuch” zwiększa ryzyko zranienia. Tylko, że bez poniesienia tego ryzyka nie ma mowy o głębokiej miłości, dobrej, wartościowej relacji.”
„Kobiety zdecydowanie przodują w planach naprawczych swoich partnerów” – sugeruje pani, żeby przyjmować z całym dobrodziejstwem inwentarza, czy może zastosować zasadę – zmieniam dla ciebie nie standardy, ale priorytety?
Żadna ważna zmiana nie odbywa się bez aktywnego udziału osoby, której ta zmiana dotyczy. Zatem o tym, czy nasz partner chce zmienić swoje priorytety, czy zachowania powinien zadecydować on sam. Nie znaczy to, że pod wpływem drugiego, ważnego dla nas człowieka nie możemy podjąć decyzji, że chcemy coś w naszym życiu zmienić.
RozwińKorzystanie z doświadczeń innych w związkach to zły pomysł? Lubimy sugerować się rozwiązaniami przetestowanym przez naszą przyjaciółkę i przenosimy je do naszego ogródka. W miłości to opłacalna technika?
Samo dzielenie się doświadczeniami, podobnie jak korzystanie z doświadczeń innych uważam za niezwykle cenne. Ważne jednak, żebyśmy nie traktowali ich, jako gotową receptę na nasz związek. Coś, co przeżyła nasza przyjaciółka może nas nakłonić do refleksji, pomóc się odnaleźć we własnej sytuacji, ale nie powinno być traktowane jako idealna lub jedyna wskazówka.
„Dojrzała miłość to uczucie, którego siłą jest świadomość” – czy ta świadomość zależy do stażu związku czy raczej doświadczeń? Im więcej razem „przerobiliśmy”, tym więcej wiemy o miłości?
Nie zawsze. Czasami ludzie wchodzą w związek dojrzali. Wszystko zależy od ich doświadczeń, autorefleksji i umiejętności wysłuchania drugiego człowieka, bez narzucania własnych interpretacji.
Dlaczego to my, kobiety boimy się wolności w związku, źle nam się kojarzy? Jak to Pani określiła ,,brzmi jak zapowiedź wielkiego nieszczęścia”?
Wolność może brzmieć jak oddalenie, zapowiedź zdrady, jak wyjście poza wspólnotę, jaką jest związek. Nie o taką wolność chodzi. Rozumiem ją jak dobrowolny, podyktowany uczuciem wybór, że chcemy robić dla naszego związku wszystko, co najlepsze. To nie może być przymus spowodowany strachem lub obawą przed odrzuceniem.
Czego sygnałem w związku jest pojawienie się pytania: ,,miłość i co dalej?” Gdy jedna ze stron je stawia, druga powinna się bać? A może to wyraz dojrzałość, odpowiedzialności za związek, bo skończył się czas ,,kolorowych jednorożców”?
Nie ma się czego bać, przecież „co dalej” nie oznacza „teraz już bez miłości”.
Mamy tendencję do straszenia się tym, że związek po fazie romantycznego uniesienia przejdzie w nudną, pozbawioną emocji rutynę. Boimy się myśleć i działać odpowiedzialnie, żeby nie stracić tego, co wydaje się takie cudowne – „motyli w brzuchu”, czy jak to pani nazywa „kolorowych jednorożców”.
Tak, jakbyśmy wątpili, że to „co dalej” ma jakikolwiek smak, nie wierzyli, że dopiero oparta na trosce i zaufaniu, pełna głębokich uczuć miłość – jest w stanie wynieść nas ponad przeciętność, być dla każdego z partnerów prawdziwym źródłem mocy, wzmacniać, kiedy trzeba, otulać w trudnych chwilach. Nawet łóżko w „co dalej” może być piękniejsze, bo przecież dwoje kochających się, znających doskonale swoje ciała ludzi jest w stanie pozwolić sobie na znacznie większą… kreatywność, niż para zaślepionych chwilową ekscytacją osób.
Tatiana Mindewicz- Puacz – doradca i trener w zakresie strategii komunikacyjnych, ekspert ds. kampanii społecznych, trener rozwoju osobistego / certyfikowany coach/ psychoterapeuta; mentorka w Projekcie Lady TVN. Więcej na stronie, fanpejdżu na Facebook’u bądź Instagramie.
Polecamy
„Sztukę flirtowania trzeba aktualizować” – mówi seksuolożka Patrycja Wonatowska
Jennifer Lopez pierwszy raz o rozstaniu z Benem Affleckiem i swoim stanie psychicznym: „Cały mój pieprzony świat eksplodował”
Wojtek z Life on Wheelz o hejcie na Agatę: „Podważanie jej dobrych intencji, szukanie drugiego dna w naszej relacji rani również mnie”
Blake Lively lekceważy problem przemocy domowej. Internauci odpowiadają: „Bycie ofiarą jest częścią twojej historii”
się ten artykuł?