Roksana Góral: „Mój mąż mówi, że to dobrze, że zajęłam się starszymi osobami, bo nie mamy tak dużego domu, żeby stworzyć rodzinny dom dziecka”
– Chciałam dotrzeć do seniorów. I powiem ci coś… ja – mądra, wykształcona osoba, nie wiedziałam, gdzie mam ich znaleźć. I tutaj pojawi się groteskowa opowieść o tym, jak wpisuję w Google: “gdzie znaleźć seniorów?” i wyskakuje mi odpowiedź: “dom opieki”. Byłam bardzo zdziwiona, bo ja na tamtym etapie mojego życia nie wiedziałam, czym są domy opieki, kluby seniora, ośrodki pomocy społecznej… No, wiesz, 25-letnia adwokatka z półrocznym dzieckiem. Zupełnie inny świat i zerowe pojęcie – o tym, jak powstała Fundacja Święty Mikołaj dla Seniora, Adze Kozak opowiada Roksana Góral.
Aga Kozak: Zawsze mnie zadziwia, że szefowa jednej z największych fundacji zajmujących się potrzebami osób starszych robi to niejako przez przypadek. Opowiedz, jak to się dzieje, że obiecująca prawniczka zakłada fundację i zostaje świętym Mikołajem dla tysięcy seniorów?
Roksana Góral: To dlatego, że jestem urodzoną działaczką. W dzieciństwie, jak nie opiekowałam się schroniskiem dla zwierząt, to dawałam korki w szkole tym, którzy ich potrzebowali. Potem zostałam taką nastolatka, która miała mnóstwo pomysłów i wrażliwość na innych ludzi – ale bez patosu.
Czyli?
Potrafiłam po prostu zauważyć trudności u innych i jakoś je zaadresować, rozwiązać, ale nie robiąc wokoło tego szumu. Bo ja po prostu widzę potrzeby innych ludzi. Można by powiedzieć, że jestem “opiekunką” ale w moim przypadku to nie oznacza, że jestem “domatorką” – po prostu znajduję sposoby i procedury na pomoc. I często – niestety – sobie tłumaczę, że to wcale nie wymaga dużego wysiłku, więc dlaczego miałabym tego nie zrobić… I to zaraz! Często więc szybko przystępuję do działania, bo uznaję, że skoro to mi zajmie “tylko” chwilę i mogę poświęcić ten kawałek swojego dnia czy życia, żeby komuś było milej, to to robię. A to wszystko chyba dlatego, że ja kocham ludzi. I bardzo sobie cenię relacje międzyludzkie. Uważam, że żyłoby nam się wszystkim dużo lepiej, gdybyśmy byli wzajemnie na siebie wrażliwi. Gdybyśmy wrócili do wspólnotowości, a nie dążyli tak bardzo do kultu jednostki, jak to się dzieje teraz. Ja sama tę wspólnotę tworzyłam od dawna – jak zapytasz moich przyjaciół, to ci powiedzą, że mam bardzo otwarty dom. “U was zawsze jak na dworcu!” – mówią. A ja po prostu staram się robić tak, żeby ludzie, którzy potrzebują pogadać albo chcą pogadać, wiedzieli, że mają bezpieczne schronienie i wiedzieli, do kogo przyjść.
Jesteś też wrażliwą matką trójki dzieci…
Mój mąż mówi, że to dobrze, że zajęłam się starszymi osobami, bo nie mamy tak dużego domu, żeby stworzyć rodzinny dom dziecka, o którym oczywiście marzyłam… Mam ogromną wrażliwość na krzywdę dzieci, ale nie mogę zostać mamą każdego potrzebującego dzieciaka na świecie. Ale jednocześnie było mi bardzo blisko do seniorów.
Dlaczego?
Kiedy się urodziłam, moja mama – ostatnie dziecko z ośmiorga – miała 22 lata, a moja babcia 63. I to ona mnie razem z moimi rodzicami wychowywała. Spędzałam z nią dużo czasu. Babcia, choć pochodziła z biednej rodziny i dużo w życiu przeszła, była osobą niezwykle charyzmatyczną i bardzo ważną postacią u nas w domu. Trzymała wszystko w ryzach. A ja miałam z nią wyjątkową więź.
”Kiedy zaczynałam swoją przygodę z Fundacją, nie wiedziałam tak naprawdę do końca, dlaczego ja to chcę robić. I dlaczego to jest takie ważne. A teraz od siedmiu lat się spotykam z naszymi podopiecznymi i z ludźmi, którzy się angażują w nasze projekty. Widzę, w jakim kierunku my jako społeczeństwo zmierzamy: starzejemy się, rośnie epidemia samotności. Ten bożonarodzeniowy list to taki moment uważności - spełnienie marzenia innej osoby to uważność na nią.”
To jak od tych dzieci i tej babci doszłaś do Fundacji Święty Mikołaj Dla Seniora?
Zacznę od tego, że co roku przyjaciele pytali nas – “Górali”, czyli mnie i mojego męża Mateusza – jaką akcję charytatywną wspieramy w tym roku. W 2017 roku pomagaliśmy wielodzietnej rodzinie na Podlasiu. Pojechaliśmy do nich z mężem z prezentami i trafiliśmy w jeszcze jedno miejsce…Wyobraź sobie taką scenerię baśniową: jedziemy wielkim busem, ja w ciąży, śnieg, Podlasie, dwa dni przed Wigilią. Podjeżdżamy do drewnianego domku, w którym jest starsza pani o siwych włosach, w pulowerku, która opowiada nam, że chodzi do lasu po drewno, żeby w domu było ciepło i że jeszcze do tego opiekuje się synem z niepełnosprawnością. A ponieważ myśmy jej przywieźli tylko jedzenie, ubrania, podstawowe rzeczy, więc zapytałam, dlaczego nie dała nam znać, że potrzebny jest tak bardzo opał, a ona na to, że nie chciała nadużyć dobra i uprzejmości i że dla niej to już jest bardzo dużo. I się rozpłakała. Więc oczywiście następnego dnia miała opał, bo go załatwiłam. Ja w tamtym momencie, tam na tym Podlasiu, w tej chatce zobaczyłam inną twarz osoby senioralnej – nie takiej otoczonej ludźmi, lecz żyjącej w biedzie, na przysłowiowym “skraju wioski”. Nie mogącej na nikogo liczyć.
A wydaje się to nierealne w naszym dzisiejszym świecie.
My – żyjąc bezpiecznie i dostatnio w rozwijającym się państwie – nie zadajemy sobie często sprawy z tego, jak wygląda życie gdzieś indziej. Zwłaszcza życie seniorów w niewielkich miejscowościach. Samotność seniorów jest dojmująca. W Polsce jest ponad 9 mln osób w wieku 60+ i ta liczba będzie rosnąć – do 2050 r. może stanowić ponad 30 proc. populacji. Ponad 55 proc. osób powyżej 60. roku życia mieszka samotnie i tę izolację społeczną istotnie odczuwa. Mną to wtedy, w tym 2017 roku, wstrząsnęło. Chciałam wyjść na ulice i krzyczeć do wszystkich o tej samotności i krzywdzie, niejako w zastępstwie, bo przecież te osoby zazwyczaj z wielką pokorą znoszą swój los. Wszystkich usprawiedliwią, nie chcą sprawiać kłopotu. Więc już rok później, przed następnym zbliżającym się Bożym Narodzeniem, szukaliśmy fundacji, która pomogłaby w taki sposób, jaki według nas był potrzebny.
To znaczy?
Mogliśmy oczywiście zaspokajać podstawowe potrzeby, zapewnić środki higieniczne, jedzenie, opał, ale stwierdziliśmy, że skoro seniorzy mają problem z mówieniem o swoich potrzebach, to może trzeba pójść jeszcze dalej i zapytać ich o marzenia. Żeby wyszli z tej skromności i postawy “ja niczego nie potrzebuję, nie przejmujcie się mną”, tylko naprawdę dali sobie prawo do chcenia, pragnień, podmiotowości. Żeby mogli poczuć się ważnymi. I oczywiście istnieje fundacja Mali Bracia Ubogich, z którymi się skontaktowałam, która wspaniale się osobami starszymi opiekuje, ale w ich podejściu zabrakło mi tego elementu marzeń, rozmowy, dialogu. Tego, żeby usiąść z daną osobą i zapytać, “Pani Stasiu, pani Zosiu, panie Władku – co by pan chciał jeszcze przeżyć w życiu?”. Bo każda z tych osób potrzebuje też bardzo – oprócz zaspokojenia podstawowych potrzeb – rozmowy z drugim człowiekiem.
Wszyscy tego bardzo potrzebujemy!
Zgadzam się, plaga samotności postępuje. Tymczasem jej skala u starszych osób jest naprawdę ogromna. Bywa tak, że ludzie są sami, bo dzieci wyjechały do miasta, za granicę, więc trudno im podróżować do rodziców. Do tego mamy do czynienia z tak szybkim postępem technologicznym, że np. nie zdążyli się włączyć w nową formę komunikacji, więc zostali na lodzie. Polska należy do krajów UE z wysokim poziomem wykluczenia cyfrowego – ok. 15 procent całej populacji nigdy nie korzystało z internetu, podczas gdy średnia unijna to ok. 9 procent. Spośród tej grupy 80 procent to osoby w wieku 55-74 lat.
Myślałam o tym, kiedy próbowałam kupić ostatnio bilet w małej miejscowości. Nie dość, że mamy wykluczenie komunikacyjne, to jeszcze ogromne wykluczenie cyfrowe.
No więc ja chciałam dotrzeć do seniorów. I powiem ci coś… ja – mądra, wykształcona osoba, nie wiedziałam, gdzie mam ich znaleźć. I tutaj pojawi się groteskowa opowieść o tym, jak wpisuję w Google: “gdzie znaleźć seniorów?” i wyskakuje mi odpowiedź: “dom opieki”. Byłam bardzo zdziwiona, bo ja na tamtym etapie mojego życia nie wiedziałam, czym są domy opieki, kluby seniora, ośrodki pomocy społecznej… No, wiesz, 25-letnia adwokatka z półrocznym dzieckiem. Zupełnie inny świat i zerowe pojęcie. Ale z zapałem zaczęłam pisać do domów opieki z takim idealistyczną wizją, że ja z przyjaciółmi chcielibyśmy ze starszymi ludźmi porozmawiać, dać im trochę uważności, że może to i dla nich będzie fajne, a nam da taki element życiowej lekcji.
I nikt ci nie odpisał.
No bo jakbym napisała, że przywiozę masło i mydło, to by było bardziej zrozumiałe, prawda? A co to za pomysł, że ja chcę nakłaniać ludzi do pisania listu, pytać o marzenia. Na szczęście pojawiała się “anielica” – pani Jolanta z DPS dla Kombatantów w Warszawie przy ulicy Dickensa. Pani Jolanta zadzwoniła do mnie i mówi: “Dziecko, przyjedź do mnie i porozmawiamy o tym, co ty tam wymyśliłaś”. Przyjechałam tam z moim półrocznym Maxem. A jako prawniczka wiedziałam, że muszę zaznaczyć, że mi nie chodzi o żadne dane osobowe. I że ja już mam świetny pomysł: że będziemy namawiać seniorów, żeby pisali nam listy o swoich marzeniach. Będziemy te listy kodować i dawać komuś do spełnienia marzenie tej osoby. I że pani Jolanta ma się o nic nie martwić, bo ja wszystko wiem, bo ja przecież jestem na pierwszym roku aplikacji! I ja jej wszystko wytłumaczę, żeby ona się nie bała, tylko żeby ona te listy napisała ze swoimi mieszkańcami, żeby mi zaufała.

Roksana Góral /fot. archiwum prywatne
Ilu było mieszkańców tego domu opieki?
Siedemdziesiąt osób! Pomyślałam, “Kurde – 70 to trochę dużo, nie?”. Zadzwoniłam do męża i pytam – “Mati, weźmiemy 70 listów do Mikołaja?”. A on na to – “Ty masz przyjaciół, ja mam przyjaciół i rodzice mają przyjaciół – po 15 osób na pokolenie to damy radę, nie?”. Powiedziałam więc pani Jolancie, że “bierzemy”, a ona się zadeklarowała, że te listy z podopiecznymi napisze. Zadzwoniłyśmy też do psycholożki, która pracowała w tej instytucji, która się całym pomysłem zaciekawiła, ale dała warunek – żeby nic nie obiecywać, bo może się okazać, że jestem wariatką, która nie dowiezie. Że to jest odpowiedzialność za drugiego człowieka. Ale żeby zapytać o to, czego by seniorzy chcieli w formie zabawy. No i wtedy zaczęły się dziać cuda.
Jakie?
Wszyscy byliśmy w szoku, jak te osoby w to weszły. Ja do dziś mam niektóre z tych listów w szufladzie, oklejone dziecięcymi naklejkami… Pamiętam list napisany takim, wiesz, idealnym pismem. Pani wykaligrafowała, że lubi kwiaty i chciałaby album o kwiatach. Inna napisała, że to jest tak niezwykłe, że w ogóle ktoś ją prosi, żeby napisała list do świętego Mikołaja, bo ona chyba nigdy nie dostała prezentu, więc teraz by chciała dostać różowe okulary, żeby od tego momentu w ten optymistyczny sposób patrzeć na świat. Pani dyrektor Jolanta też nie mogła się nadziwić, jak te osoby weszły w tę akcję, oczywiście nie wszystkie. Ale jednak się udało.
”Bardzo sobie cenię relacje międzyludzkie. Uważam, że żyłoby nam się wszystkim dużo lepiej, gdybyśmy byli wzajemnie na siebie wrażliwi. Gdybyśmy wrócili do wspólnotowości, a nie dążyli tak bardzo do kultu jednostki, jak to się dzieje teraz.”
No dobra. Odbierasz 70 listów i co dalej?
Przyjeżdżam do domu i mówię “No dobra, teraz trzeba ogarnąć, nie?”. Max uderza w drzemkę w weekend, a my siadamy i czytam te wszystkie listy. To jest niezwykły moment. Otwierasz nie tyle list, co portal do ludzkiej historii. Ale oczywiście z zachowaniem prywatności – bo nie braliśmy od tych osób, jak ci mówiłam, nazwisk. Był początek listopada, obiecałam, że wszystko dowieziemy do początku grudnia. Zrobiłam zdjęcie kilku listów, napisałam na portalu społecznościowym, tak prywatnie, do przyjaciół że “słuchajcie, taka sytuacja, potrzebujemy siedemdziesięciu chętnych, którzy z nami odpiszą na list i realizują marzenia starszych osób”. Poszłam spać. Rano się budzę, a tam zablokowany Messenger. Szaleństwo udostępnień i pytań, jak pomóc.
Coś wspaniałego, co?
To pokazało, że ludzie potrzebują platform do tego, żeby czynić dobro. Czasem jesteśmy po prostu tak zanurzeni w amoku życia codziennego, że nie mamy czasu, nie wiemy, jak to zrobić, żeby pomóc! Albo się wstydzimy! A jak dasz ludziom przestrzeń i możliwość, idą jak w dym!
Masz błyskawicznie zebrane prezenty, spełnione marzenia, wieziesz je do pani Joli…
…a tam się okazuje, że dyrektorzy innych domów opieki w międzyczasie zdążyli się skomunikować i zaczęli się przyglądać tej akcji. A ona też była robiona na wariata, bo przecież ja mieszkałam na czterdziestu paru metrach, nie mieliśmy magazynu, więc co ktoś przywiózł prezenty, to ja je od razu odwoziłam na Dickensa… A do tego zaczęłam odbierać telefony od dyrektorów innych DPS-ów, że jednak już ufają, bo widzą, że dowożę i że chcą też dołączyć swoje placówki do akcji. W tym pierwszym roku zamiast 70 listów obsłużyliśmy 1132. Jeździliśmy z tymi paczkami do 24 grudnia. Moi teściowie przyjechali, moja mama, sąsiedzi…
Kiedy się zorientowałaś, że cię to przerasta?
Jak zadzwonił kurier, że ma dla mnie 40 paczek. Już widziałam, że ja sobie tego nie mogę zapisywać w zeszyciku… Sąsiedzi spontanicznie przychodzili, jak się zorientowali, co my z Mateuszem odwalamy, i pomagali. Co ciekawe, obecnie nasi główni koordynatorzy to ludzie, którzy wtedy do domu nam przynosili paczki. Więc to, co musi wybrzmieć w tej rozmowie, to to, że myśmy nie mieli “pomysłu na fundację” – to była oddolna akcja, która się w fundację przerodziła. Bo ja pisałam np. do miasta, że mamy taką akcję i czy może znają jakąś Fundację, która by chciała się podłączyć. Że wiemy, jak to robić, mamy ludzi, ale nie mamy magazynów. A przecież myśmy mieli pracę od 9 do 17, dziecko, które trzeba było odebrać ze żłobka i to wszystko wieczorami, w domu… Do tego jeszcze dołączyć chcieli moi przyjaciele z Wrocławia… Zainteresowała się nami Onet i napisał, że para z Warszawy marzy o tym, żeby zrobić ogólnopolską akcję. W drugim roku naszego działania zorganizowaliśmy już dwa tysiące prezentów.
To nie są łatwe do “załatwienia” prezenty, prawda?
O nie, to są indywidualne marzenia. Nie można tego załatwić ciężarówką czekolad. Każdy składa paczkę z tego, co jest wymarzone w tym liście, dodając coś od siebie. I często odpisując na list. Więc to jest takie naprawdę intymne spotkanie dwojga ludzi. Ale wracając do fundacji, to już wiedzieliśmy, że trzeba będzie ją założyć. A wtedy nadeszła pandemia. A wszyscy pamiętamy, co się wtedy działo, jak – ze względu na zagrożenie właśnie osób starszych – seniorzy byli odizolowani. Ja w kwietniu 2020 zaszłam w drugą ciążę, więc naprawdę głęboko zastanawiałam się, co zrobić, wiedząc, że odpowiedzialnie by było zrezygnować, no bo reżim covidowy nie pozwoli nam przecież na prezenty!
I co?
W sierpniu zadzwonił telefon. Z DPS-u. Że seniorzy pytają, czy będą pisać listy do świętego Mikołaja. W sierpniu! Że oni już bardzo chcą pisać, bo się czują samotni. Dzwoniła terapeutka, więc ja się jej rozpłakałam, że przecież ja nie mogę mieć na sumieniu życia czy zdrowia tych osób. Powiedziałam do mojego Mateusza, że musimy coś wymyślić. Założyliśmy fundację i wynegocjowaliśmy z DPS-ami, że muszą wydzielić przestrzeń, w której paczki będą przechodzić 8-9 dni kwarantanny.
RozwińIle obsłużyliście wtedy listów?
4700. Strona nam nawalała i codziennie rano było około 400 maili, że nikt nie wie, jaki ma list, a my po prostu nie mając środków, bo fundacja została zarejestrowana cztery dni przed oficjalnym startem, szyliśmy, jak umieliśmy. Mój zeszyt to nie było dobre rozwiązanie! Ale ponieważ to wszystko było wokoło pomagania, to nikt nikogo nie hejtował, dostawaliśmy ogromne wsparcie. I wiesz, ja i Mateusz możemy dostawać za tę naszą działalność gratulacje, ale tak naprawdę to jest teamwork. Ja być może wpadłam na jakiś szalony pomysł i dałam ludziom narzędzie, ale to oni to dobro robią. Po czterech latach mamy 21 500 listów naszych podopiecznych z niemal 300 placówek w całej Polsce do zagospodarowania. W tym roku wartość spełnionych marzeń przekroczyła 8,5 mln złotych.
I twoja fundacja przestała już być tylko o jednorazowej akcji na Boże Narodzenie.
Kiedy zaczynałam swoją przygodę z Fundacją, nie wiedziałam tak naprawdę do końca, dlaczego ja to chcę robić. I dlaczego to jest takie ważne. A teraz od siedmiu lat się spotykam z naszymi podopiecznymi i z ludźmi, którzy się angażują w nasze projekty. Widzę, w jakim kierunku my jako społeczeństwo zmierzamy: starzejemy się, rośnie epidemia samotności. Ten bożonarodzeniowy list to taki moment uważności – spełnienie marzenia innej osoby to uważność na nią. Postanowiłam więc robić też projekty edukacyjne. Namawiam korporacje i firmy, żeby w ramach benefitów szkoliły o tym, jak się człowiek starzeje. Bo nie starzeje się tylko ciało!
”Ludzie potrzebują platform do tego, żeby czynić dobro. Czasem jesteśmy po prostu tak zanurzeni w amoku życia codziennego, że nie mamy czasu, nie wiemy, jak to zrobić, żeby pomóc! Albo się wstydzimy! A jak dasz ludziom przestrzeń i możliwość, idą jak w dym!”
To jak się starzejemy?
Starzenie to trochę tak, jakbyś była znowu nastolatką, tylko że w drugą stronę: z osoby w wieku rozrodczym, takim megaaktywnym, zaczynasz wchodzić w wygaszanie. Masz nowe wyzwania, zmienia się twój system wartości, hierarchia w rodzinie. Odchodzisz z pracy, musisz znaleźć inne poczucie sensu. Ciało to więc jedno, ale to co dzieje się w głowie takiej osoby… Ważne jest mieć zrozumienie dla tych procesów. To będzie kluczowe dla nas jako dla społeczeństwa – uczenie się, jak możemy sobie współtowarzyszyć i pomagać.
Jesteśmy kompletnie nieprzygotowani też systemowo: nie mówię już nawet o systemie opieki zdrowotnej, ale też np. architektonicznie… Windy, podnośniki… A za chwile ze względu na demografię jedna młoda osoba będzie miała na głowie trzy starzejące się.
A my nawet nie dostrzegamy, że nie można wrzucać do jednego worka 60- i 70-latków. Bo oni inaczej sobie radzą ze światem. Oswojenie z technologiami będzie inne – 80-latkowie już nie nadgonią cyfrowo. Mamy do zrobienia ogromna pracę, żeby włączyć ich społecznie, nie wykluczać. A szkolenia dotyczące tego, że pojawi się cała masa pracowników, którzy będą musieli brać urlopy albo będą dociążeni ze względu na opiekę nad starszymi osobami w rodzinie? To już nie będzie tylko kwestia urlopów rodzicielskich, ale także opiekuńczych. Są już raporty o sandwich generation – kobiety 40-letnie, których matki urodziły wcześniej, a one urodziły późno, będą “ściśnięte” pomiędzy opieką nad dziećmi a opieką nad rodzicami.
Ja mam pomysły jak to rozwiązać. Jak oswajać starość, jak współtowarzyszyć, jak reagować, żeby nie dopuścić do depresji osób starszych. Czasem słyszę, że są one roszczeniowe i wszystko im przeszkadza – a to przecież często niemoc, smutek, depresja. I ważne, żeby zobaczyć, kiedy te osoby zaczynają się wycofywać z życia, bo przecież oni też kiedyś byli jak ty i ja. Przez lata przeczytałam setki listów starszych osób i ja trochę wiem, czego im potrzeba. Przede wszystkim uwagi i spotkania z drugim człowiekiem.
Ciągle się czymś wzruszasz, podzielisz się z nami ostatnim takim wzruszem?
Może to ten: wychodzę z Domu Opieki, który mamy pod skrzydłami Fundacji i akurat wchodzi do niego dziewczyna, siedemnastolatka, zostawić prezent, który przyszykowała w ramach odpowiedzi na list. My ciągle mówimy o tym niezaangażowaniu młodych osób, a tu chyba trzeba wiedzieć, jak do nich dotrzeć. Bo ona powiedziała, że widziała materiał o Fundacji i listach na TikToku. “Ja nie mam już swojej babci, ale dostałam pierwszą wypłatę i poszłam z tej pierwszej wypłaty spełnić marzenie starszej osoby”. A ponieważ chciała go sama dostarczyć, musiała z nią być mama, bo była nieletnia. No i jak to wszystko do mnie doszło, to oczywiście się popłakałam. Jednak ostatnio zależy mi bardziej na tym, żeby to już nie był taki speed dating ludzi starszych i reszty społeczeństwa, ale żeby te nasze działania się przekuły w konkretne rozwiązania systemowe. I to moja misja na następne lata.
Roksana Góral – adwokatka, prezeska NGO, działaczka społeczna od ponad 15 lat. Założycielka i prezeska Fundacji Święty Mikołaj dla Seniora, którą od 2020 roku rozwija i reprezentuje na poziomie ogólnopolskim. Odpowiada za strategię organizacji, fundraising oraz rozwój partnerstw i nowych obszarów działalności. Jej największym zawodowym sukcesem jest pozyskanie i skuteczne zarządzenie ponad 6 mln zł wsparcia na rzecz podopiecznych Domów Pomocy Społecznej już w trzecim roku działalności prowadzonej przez nią organizacji. Na co dzień łączy wiedzę prawniczą z praktyką zarządzania organizacją społeczną, budując trwałe modele współpracy między trzecim sektorem, biznesem i instytucjami publicznymi. Od 2023 roku szkoli organizacje pozarządowe w zakresie budowania wolontariatu, leadershipu, strategii oraz prawnych aspektów prowadzenia NGO, wspierając profesjonalizację i rozwój sektora obywatelskiego w Polsce. Laureatka tytułu Polka XXI wieku w kategorii działalność społeczna. Liderka NGO i ekonomii społecznej, Social Impact Leader, konsekwentnie działająca na rzecz poprawy jakości życia osób starszych i wzmacniania społecznej solidarności.
Fundacja Święty Mikołaj dla Seniora powstała z potrzeby serca — by osoby starsze i samotne, często mieszkające w Domach Pomocy Społecznej lub innych placówkach opiekuńczych, nie czuły się zapomniane. Jej historia zaczęła się w 2018 roku od inicjatywy, w której Seniorzy mogli pisać listy do Świętego Mikołaja, a darczyńcy z całej Polski spełniali ich prośby. Projekt szybko przerodził się w strukturę ogólnopolskiej Fundacji, działającej przez cały rok na rzecz poprawy jakości życia seniorów, przeciwdziałania ich wykluczeniu i budowania społecznej solidarności między pokoleniami. Działania Fundacji obejmują pomoc materialną (np. wsparcie remontów i doposażenie placówek), kampanie społeczne podnoszące świadomość społeczną o potrzebach osób starszych oraz inicjatywy integrujące Seniorów z wolontariuszami i darczyńcami. Jej misją jest przypomnienie, że Seniorzy to ważna część społeczeństwa, zasługująca na szacunek, obecność i możliwość realizowania swoich marzeń.
Samotność seniorów w Polsce: narastający problem społeczny
W Polsce żyje dziś około 9–10 milionów osób w wieku 60+, a ich liczba systematycznie rośnie. Dane pokazują, że wraz ze starzeniem się społeczeństwa narasta również problem samotności wśród seniorów. Z badania CBOS (2024) wynika, że 8 proc. dorosłych Polaków bardzo często lub stale odczuwa samotność, a w najstarszej grupie wiekowej (75+) odsetek ten sięga już 10 proc.
Samotność seniorów ma nie tylko wymiar emocjonalny, ale także strukturalny. Ponad połowa gospodarstw domowych składających się wyłącznie z osób powyżej 60. roku życia to gospodarstwa jednoosobowe – oznacza to, że setki tysięcy starszych osób mieszkają same. Zjawisko to dotyczy szczególnie kobiet, co wiąże się z feminizacją starości i częstszym doświadczeniem wdowieństwa.
Badania wskazują, że na samotność w starszym wieku szczególnie narażone są osoby po 75. roku życia, osoby owdowiałe, gorzej sytuowane materialnie oraz mieszkające samotnie. Jednocześnie eksperci podkreślają, że samotność subiektywna – poczucie braku bliskich relacji – może występować nawet wtedy, gdy dana osoba formalnie nie jest izolowana.
Skutki samotności są poważne. Metaanalizy badań międzynarodowych pokazują, że długotrwała samotność i izolacja społeczna zwiększają ryzyko pogorszenia zdrowia, chorób przewlekłych oraz przedwczesnej śmierci. W kontekście starzejącego się społeczeństwa samotność seniorów staje się jednym z kluczowych wyzwań dla polityki społecznej, ochrony zdrowia i działań lokalnych wspólnot.
Zobacz także
Katarzyna Tubylewicz: „Świat bardzo by zyskał, gdyby dzieci rodziły się tylko tym, którzy naprawdę ich pragną”
„Mają błysk w oku, kiedy świadomie i z czułością się ich dotknie”. O tym jak masaż zmienia życie seniorów chorych na alzheimera
„Samotność to problem, który dopiero się zaczyna”. Rozmawiamy z Zośką Papużanką, autorką książki „Solo”
Polecamy
Catherine O’Hara, czyli mama Kevina: „Trzeba mieć życie poza pracą. To znaczy masz szczęście, jeśli je masz”
Jak zostać rodziną zastępczą? „Nie trzeba być bohaterem. Wystarczy serce”
Nie liczą na własne dzieci, więc kto im poda szklankę wody? „Wszystkie piękne wizje starości wymagają zdrowia i pieniędzy”
Monica Bellucci: „Nie jestem obsesyjna w kwestii urody. Piękno dla mnie to sposób, w jaki patrzysz na siebie i innych”
się ten artykuł?