Przejdź do treści

Przemek Kleniewski: Odpowiadają wprost, że nie widzą już sensu istnienia, że nic ich nie cieszy, porzucili dawne pasje

Przemek Kleniewski
Przemek Kleniewski, metodyk nauczania, wychowawca i nauczyciel w jednej z trójmiejskich szkół/ Archiwum prywatne
Podoba Ci
się ten artykuł?

– Podczas zajęć często pojawiał temat pogorszenia relacji z rodzicami, którzy w czasie lockdownów albo stawali się nadopiekuńczy albo wręcz przeciwnie – nie mogli dać przestrzeni fizycznej, więc dawali psychiczną, ale w konsekwencji całkowicie opuszczali swoje dziecko. Kolejną emocją charakterystyczną dla pandemii była kompletna obojętność – zanik pasji, brak motywacji do czegokolwiek, a niekiedy nawet stan wegetatywny – mówi Przemek Kleniewski, metodyk nauczania, wychowawca i nauczyciel w jednej z trójmiejskich szkół.

 

Marianna Fijewska: Dużo mówi się o tym, że uczniowie – zwłaszcza nastolatki – zgłaszają problemy związane z samopoczuciem. Ogromny stres, stany lękowe i obawy przed powrotem do szkoły to zdaje się codzienność niejednego ucznia. Powiedz, jak sytuacja wygląda w twojej szkole?

Przemek Kleniewski: Jeszcze do niedawna sam nie potrafiłbym odpowiedzieć na to pytanie. Choć przed pandemią moi 16- i 17-letni wychowankowie dzielili się ze mną swoimi problemami i nasza komunikacja była bardzo dobra, od kilku miesięcy na godzinach wychowawczych i podczas lekcji zaczęło być dziwnie. Uczniowie nie chcieli się odzywać, byli zniechęceni, jakby coś wisiało w powietrzu. Pytałem, o co chodzi, mówiłem, że przecież widzę, że coś jest nie tak, ale odzewu nie było. Dlatego postanowiłem przeprowadzić anonimową ankietę.

Czego dotyczyła?

Ankieta zawierała m.in. pytania o samopoczucie, o obawy związane z powrotem do szkoły i o największe radości, jedno pytanie dotyczyło tego, czy pandemia to stresujące doświadczenie, a jeśli tak, to, jak uczeń radzi sobie ze stresem. Odpowiedzi mnie przeraziły.

Dlaczego?

Młodzież odpowiadała wprost, że nie widzi już sensu istnienia, że nic ich nie cieszy, że porzuciła dawne pasje. Na pytanie o to, jak radzą sobie ze stresem, odpowiadali, że w ogóle sobie nie radzą albo że piją lub wybuchają agresją na najbliższych, ale też, że tę agresję kierują na samych siebie. Jeden uczeń odpowiedział, że codziennie rano pije piwo, żeby jakoś zmusić się do nauki zdalnej. Bez tego piwa nie wstałby nawet z łóżka. Nie wiem, czy to uczeń mojej klasy, bo dzieciakom ankieta przypadła do gustu i zaczęli wysyłać ją swoim przyjaciołom, więc w efekcie dostałem dużo więcej formularzy, niż uczniów w mojej klasie.

Na pytanie o to, jak radzą sobie ze stresem, odpowiadali, że w ogóle sobie nie radzą albo że piją lub wybuchają agresją na najbliższych, ale też - że tę agresję kierują na samych siebie. Jeden uczeń odpowiedział, że codziennie rano pije piwo, żeby jakoś zmusić się do nauki zdalnej

Domyślam się, że czytając te odpowiedzi, musiałeś czuć na sobie ogromną odpowiedzialność.

Ogromna odpowiedzialność to mało powiedziane. Bardzo trudno zapracować na zaufanie nastolatków i bardzo łatwo je stracić.

Omówiłeś z uczniami ich odpowiedzi?

Powiedziałem szczerze, że jestem poruszony tym, co przeczytałem. Poprosiłem, żeby powiedzieli, co mam zrobić? Jak im pomóc? Odpowiedzieli, że fajnie byłoby, gdybyśmy wrócili do rozmów o emocjach. Przed pandemią miałem taki pomysł, że na każdej godzinie wychowawczej omawiałem jedną emocję: złość, zazdrość, radość… Ale miałem wrażenie, że młodzież nie jest chętna do dzielenia się swoimi odczuciami, więc odpuściłem. Na ich prośbę wróciłem do starej formuły i zaczęliśmy omawiać emocje, które są ich zdaniem najbardziej charakterystyczne dla pandemii.

Jakie to emocje?

Ogromna złość kierunkowana na samego siebie i na członków rodziny. Podczas tych zajęć często pojawiał temat pogorszenia relacji z rodzicami, którzy w czasie lockdownów albo stawali się nadopiekuńczy, albo wręcz przeciwnie – nie mogli dać przestrzeni fizycznej, więc dawali psychiczną, ale w konsekwencji całkowicie opuszczali swoje dziecko. Kolejną emocją charakterystyczną dla pandemii była kompletna obojętność – zanik pasji, brak motywacji do czegokolwiek, a niekiedy nawet stan wegetatywny. Gdy posłuchałem, co uczniowie mówią na temat braku sił do życia, zdałem sobie sprawę, że sytuacja mnie przerasta. Popędziłem do przełożonych i poprosiłem o zajęcia z psychoterapeutą. Udało się zorganizować bardzo doświadczoną osobę, która będzie uczestniczyć w naszej najbliższej godzinie wychowawczej na żywo, gdy już wrócimy do szkoły. Oczywiście zapytałem młodzież o zdanie i zgodzili się. To nie chodzi o grupową psychoterapię, ale o to, by uczniowie poczuli się zaopiekowani i mieli możliwość skorzystania ze specjalistycznej porady.

Przerażające wyniki raportu o zdalnej edukacji: niemal 40 proc. uczniów skarży się na gorsze samopoczucie

Świetnie, że się zgodzili. Wielu nastolatków mogłoby mieć opory.

Oni też mieli, ale powiedziałem im, że to bardzo podobna sytuacja do bólu nogi: „Wyobraźcie sobie, że boli was noga. Ból jest coraz większy i wpływa na wasze codzienne funkcjonowanie. W pewnym momencie musicie iść do ortopedy. To nie jest przyjemne rozebrać się przed obcą osobą, stanąć przed nią w samych majtkach i opowiadać o swojej nodze. To wyjście ze strefy komfortu, ale po to, żeby było lepiej”. Ta analogia do nich przemówiła.

Pandemia odcisnęła na ich samopoczuciu duże piętno. Chcą wrócić do szkoły?

Gdy zaczęliśmy szczerze rozmawiać o emocjach, lękach i obawach wypłynął temat strachu przed tzw. ocenozą. Ocenoza to podejście nauczycieli nastawionym na bardzo surowe sprawdzanie wiedzy na koniec roku. Młodzi są przerażeni, że z niektórych przedmiotów po prostu nie dadzą rady spełnić wymagań, że nagle wyjdą na jaw ich braki wiedzy i problemy z koncentracją i motywacją do nauki. Chcą wrócić do przyjaciół, ale z drugiej strony są świadomi braków po nauce zdalnej. Muszą nadrobić materiał z przedmiotów, które ich pasjonują i to przerażające nie jest, ale trzeba zaliczyć też te tematy, które zupełnie ich nie interesują i nie mają znaczenia dla ich przyszłości. A nie każdy nauczyciel potrafi zdać sobie sprawę, że jego przedmiot może nie być dla kogoś najważniejszy. Trzeba umieć odpuścić.

Jako dziennikarka od czasu do czasu pisząca o edukacji, jestem w kilku facebookowych grupach dla nauczycieli. Pojawiają się tam posty i komentarze sugerujące, że część z nich jest zdecydowanie nastawiona na ocenozę.

Ja też czytam te posty i słyszę, co dzieje się w środowisku nauczycielskim. Dochodzą mnie głosy, że niektórzy po powrocie do szkoły chcą wreszcie „wyciągnąć konsekwencje” za czas nauki zdalnej. I nawet jeżeli są to tak naprawdę pojedyncze osoby, młodemu człowiekowi to wystarczy, aby być przerażonym.

Nie dowiemy się, jak pomóc uczniowi, jeśli nie zapytamy. To nie jest rola nauczyciela, żeby po nocach głowić się, co może zrobić, gdy wróci do szkoły. Rolą nauczyciela jest szczera rozmowa. Zachęcam do tego, by usiąść ze swoimi wychowankami i powiedzieć, jak samemu przeżyło się pandemię, a następnie nie narzucać się, tylko zapytać, co można dla nich zrobić

Jakby pandemia była winą uczniów.

Nie pandemia, ale brak zaangażowania. Wielu nauczycieli ocenia uczniów swoją miarą. Mówią: „Ja też jestem człowiekiem i też jest mi ciężko, ale jakoś codziennie wstaję rano i daję radę prowadzić lekcję”. Myślę wtedy: „Super, ale ty uczysz jednego czy dwóch przedmiotów, w których zakresie jesteś specjalistą, nie musisz zdobywać wiedzy z kilkunastu dziedzin i co miesiąc widzisz na swoim koncie pieniądze”. W istocie pieniądze to dla dorosłego człowieka wystarczająca motywacja, by zmusić się do codziennej pracy. Dzieciaki nie mają motywacji pieniężnej, tylko wewnętrzną, zależną od ambicji, dobrostanu i samopoczucia. Jeśli moi uczniowie mówią, że nie mają siły robić rzeczy, które dawniej przynosiły im wiele radości, skąd mają mieć siłę do nauki?

Może problemem są metody nauczania, które w czasie pandemii nie zdały egzaminu?

Problemem nie są metody nauczania. W Polsce mamy świetnych nauczycieli, niesamowitych znawców swoich przedmiotów, którzy naprawdę dobrze przekazują wiedzę. Kulejemy w zupełnie innym obszarze. Ja sam prowadziłem warsztaty z metod nauczania i szybko zdałem sobie sprawę z tego, że niewiele dają. Myślałem, że to moja wina, że źle je prowadzę warsztatu, ale nie tu leży problem. Musimy jak najwięcej rozmawiać o empatii, o wczuciu się w położenie ucznia – tego brakuje. Niektórzy nauczyciele są jakby oderwani od swoich podopiecznych, sterują nimi, pozostając w przekonaniu, że przecież wiedzą, co robią. A uczeń potrzebuje przede wszystkim zrozumienia i to jest najważniejsze. Ważniejsze nawet niż przerabiany materiał.

Co poradziłbyś nauczycielom, którzy po powrocie do szkoły będą chcieli podjąć z wychowankami rozmowę na temat ich samopoczucia, ale kompletnie nie wiedzą, jak się za to zabrać?

Prowadząc zajęcia dla nauczycieli jako metodyk nauczania, zawsze powtarzam, że nie dowiemy się, jak pomóc uczniowi, jeśli nie zapytamy. To nie jest rola nauczyciela, żeby po nocach głowić się, co może zrobić, gdy wróci do szkoły. Rolą nauczyciela jest szczera rozmowa. Zachęcam do tego, by usiąść ze swoimi wychowankami i powiedzieć, jak samemu przeżyło się pandemię, a następnie nie narzucać się, tylko zapytać, co można dla nich zrobić. Jeśli uczniowie nie będą chcieli odpowiadać, można wykonać proste ćwiczenie. Zadać pytanie: „Jak myślicie, czego wasza koleżanka albo kolega może teraz najbardziej potrzebować?”. Gdy młodzież napisze odpowiedzi na kartce, warto głośno je przeczytać i przeprowadzić głosowanie. Może okazać się, że jedna klasa będzie potrzebowała spotkania z psychoterapeutą, a inna wspólnego grilla czy wycieczki. Powtórzę to jeszcze raz: jeśli nie zapytamy, nie będziemy wiedzieć.

Do wyświetlenia tego materiału z zewnętrznego serwisu (Instagram, Facebook, YouTube, itp.) wymagana jest zgoda na pliki cookie.Zmień ustawienia

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy:

Podoba Ci
się ten artykuł?