„Polacy oszaleli na punkcie piesków. Bywa, że dbamy o nie z większą troską niż o bliskich” – mówi Marzena Stelmach-Tondos, psycholożka

Zwierzęta coraz częściej w naszych domach są nie tylko pupilami, ale członkami rodziny. Labrador, york, buldożek, beagle czy mops… Ubieramy je, śpimy z nimi, rozmawiamy i… przypisujemy im cechy ludzkie. Co to o nas mówi? Czy naprawdę pies jest „lepszy niż człowiek”? A kot — symbolem introwertyzmu i samotności? „Jest taki mit, że osoby posiadające zwierzęta są samotne i szukają bezwarunkowej miłości. A to nieprawda. Zwierzę to nie uzupełnienie pustki. To dodatek do pełni” — mówi psycholożka i psychoterapeutka z PsychoMedic, Marzena Stelmach-Tondos. Tłumaczy, jak na przestrzeni lat zmieniła się rola zwierząt w polskich domach, czego od nich oczekujemy i jakie relacje z nimi nawiązujemy.
Małgorzata Germak, Hello Zdrowie: Czy ma pani psa?
Marzena Stelmach-Tondos: Oczywiście! Mam cudowną suczkę. Jest z nami już od dziesięciu lat, więc to naprawdę dojrzały pies. Wzięliśmy ją ze schroniska, z domu tymczasowego. Wymagała trochę pracy, ale dziś nie wyobrażam sobie życia bez niej. Mam też kota.
Właśnie o zwierzętach domowych będziemy rozmawiać. Jak na przestrzeni ostatnich dekad zmieniła się rola psów i kotów w polskich domach, rodzinach?
Zmieniła się bardzo widoczne. Kiedyś zwierzęta pełniły przede wszystkim funkcje użytkowe. Były strażnikami domu, pomagały w gospodarstwie, towarzyszyły podczas polowań. Starsze pokolenie dobrze pamięta, że kot był „do łapania myszy”, a koń „do pracy w polu”. Dziś, w dobie rozwoju cywilizacji i zmieniających się priorytetów, zwierzęta stają się członkami rodziny. Dbamy o nie z ogromną troską – czasem większą niż o siebie nawzajem. Zdarza się, że weterynarz jest wybierany bardziej starannie niż dentysta. Więź, która tworzy się między człowiekiem a zwierzęciem, to relacja oparta na lojalności, bliskości.

Marzena Stelmach-Tondos /fot. archiwum prywatne
Czyli zwierzęta poniekąd przejęły dziś funkcje, które kiedyś zarezerwowane były dla ludzi – partnerów, dzieci, towarzyszy życia?
Zdecydowanie. Zwłaszcza wśród młodych ludzi, z pokolenia Z, widzimy, że pies czy kot często pojawia się w momencie, gdy nie są oni jeszcze gotowi na dziecko. Taki zwierzak uzupełnia rodzinę, dodaje jakąś wartość młodemu małżeństwu, parze. Uczy opieki, odpowiedzialności, ale i buduje więź między partnerami, którzy też poznają siebie lepiej poprzez opiekę nad zwierzęciem. Zwierzęta coraz częściej są obecne w mediach społecznościowych, stają się „wizytówkami” influencerów. Ale pełnią też funkcję spoiwa w relacjach rodzinnych – angażują wszystkich domowników, integrują. Nawet w kontekście randek – osoby posiadające zwierzaki często szukają partnerów, którzy też kochają psy czy koty.
Z drugiej strony, obecność pupila potrafi wywoływać konflikty – najbardziej znane: czy pies może wskakiwać na łóżko, czy karmimy go przy stole? To znane rodzinne dylematy. Ale i one schodzą na dalszy plan, kiedy tylko ukochany zwierzak podejdzie, zamruga tymi swoimi oczami… to wszystkim topnieją serca.
A u osób żyjących w pojedynkę jaką rolę może pełnić zwierzę?
Wsparcie emocjonalne to jedna z podstawowych funkcji obecności zwierząt w naszym życiu – niezależnie od tego, czy ktoś jest singlem, w związku, czy np. jest w starszym wieku. Zwierzęta poprawiają samopoczucie, obniżają poziom stresu, łagodzą poczucie samotności, a przede wszystkim po prostu poprawiają nastrój. Zupełnie inaczej wraca się do domu, w którym czeka ktoś – mniejszy lub większy – kto sprawdzi torbę, czy nie ma w niej kości albo smaczka, pomruczy, pomiauczy, poszczeka na powitanie. Psy potrafią się tak cieszyć, jakbyśmy wrócili po całym dniu, nawet jeśli nie było nas tylko pięć minut. To wszystko uruchamia w nas endorfiny.
Zwierzęta dają nam bezwarunkową miłość. Jeśli są z nami od małego, traktujemy je jak członków rodziny. I one rzeczywiście stają się naszymi towarzyszami – takimi, którzy nie oceniają, nie krytykują, dają poczucie bezpieczeństwa i stałości więzi. Zwierzę po prostu jest.
Zauważono też, że zwierzęta potrafią wyczuć, kiedy człowiek gorzej się czuje – emocjonalnie lub fizycznie. Pies, który widzi, że właścicielka ma gorszy dzień, słaby nastrój, często przynosi swoją ulubioną zabawkę albo liże po rękach – robi to, co jemu samemu poprawiłoby humor. Z kolei koty potrafią wyczuć ból w ciele człowieka i układać się w tym miejscu, grzejąc je.
I to piękne, że zaczynamy dostrzegać te funkcje zwierząt w naszym życiu. Zaczynamy doceniać tę niesamowitą więź i odwdzięczamy się opieką, bliskością, miłością.
Skoro potrafimy tworzyć takie głębokie relacje ze zwierzętami, to kiedy przychodzi moment ich odejścia, mamy pełne prawo do przeżywania żałoby?
My z moją rodziną jesteśmy akurat świeżo po stracie. Niedawno, tuż przed osiemnastką mojego młodszego syna, odeszła jego kotka, która też miała 18 lat. Proszę mi wierzyć, to była to dla naszej rodziny normalna żałoba… Smutek, żal, przeogromna rozpacz – i dla dzieci, i dla nas. To było pożegnanie, które naprawdę bolało. W takich momentach czujemy, jakby odeszła jakaś część nas.
Bo to są członkowie rodziny. Osiemnaście lat razem – to przyzwyczajenia, rytuały, codzienność. Normalne było, że kot przyjdzie, coś ukradnie z miski, położy się w kartonie. I nagle tego nie ma. Tego się nie da po prostu zakopać, zapomnieć.
A jednak czasem można usłyszeć: „To tylko zwierzę”.
No właśnie – nie tylko zwierzę. Ta więź, która się buduje przez lata, to przecież też psychologiczne korzyści, o których wspominałam: redukcja stresu, poprawa samopoczucia, poczucie bezpieczeństwa. To są konkretne rzeczy. I to wszystko tworzy mocną relację.
Zwierzęta wymagają naszej codziennej opieki – trzeba z nimi wychodzić, poświęcać im czas, energię. Często też pieniądze, bo leczenie i pielęgnacja potrafią być kosztowne. Zdarzają się różne problemy zdrowotne, w tym bardzo poważne jak rak – wtedy jesteśmy z tymi zwierzakami, troszczymy się, walczymy razem z nimi. To wszystko zacieśnia więź. A kiedy tej więzi nagle nie ma, to jest strata. Zupełnie realna. I warto dać sobie prawo, by ją przeżyć. Dać sobie czas, by oswoić się z tym brakiem.
”Ludzie mający więcej zwierząt, którzy się nimi opiekują z zaangażowaniem, często są bardzo empatyczni, otwarci. Bo nie da się stworzyć dobrej relacji ze zwierzęciem bez tych cech. Zwierzęta wymagają uwagi, troski, czasu. To też coś mówi o nas”
Czy zdarza nam się przypisywać zwierzętom ludzkie cechy i jakie są tego skutki?
Oczywiście, że tak. Nawet podczas tej rozmowy kilka razy się na tym przyłapałam, mówiąc np. że zwierzę jest empatyczne, że przychodzi i pociesza albo czyta nasze intencje. Przypisujemy zwierzętom emocje, myśli czy motywacje. Porównujemy je do członków rodziny: co jest po mamie, co taty. Gdy mamy głęboką więź ze zwierzęciem, to takie myślenie jest zupełnie naturalne.
Psychologiczne skutki tego zjawiska są dwojakie. Z jednej strony prowadzi to do głębszej więzi emocjonalnej, co pozytywnie wpływa na nasze życie – zmniejsza stres, daje poczucie wsparcia i zrozumienia. No bo kto lepiej nas zrozumie o drugiej w nocy przy lodówce niż pies, który też chętnie coś by zjadł? Z drugiej strony, nadmierne przypisywanie ludzkich cech może prowadzić do rozczarowania, jeśli zwierzę nie spełni naszych oczekiwań. To może skutkować frustracją czy poczuciem niezrozumienia.
Z psem chodzimy nie tylko na spacer wokół bloku. Dziś zabieramy go do restauracji, na zakupy, spotkania rodzinne, w podróże, a nawet na psie lody. Gdzie jest granica tej fascynacji?
Myślę, że tej granicy wśród Polaków jeszcze nie ma – dopiero się rozkręcamy. Co chwilę odkrywam nowe rzeczy w świecie właścicieli zwierząt, które mnie zaskakują. Czas pokaże, gdzie ta granica się pojawi. Na razie widać, że pomysłowość największych fanów zwierząt nie ma limitu, a my coraz bardziej dostosowujemy różne części naszego życie do potrzeb pupili.
Połowa polskich gospodarstw ma co najmniej jednego psa. Kupujemy najlepszą karmę, wydajemy oszczędności u weterynarza, a niektórzy deklarują, że bardziej kochają swojego pupila niż członków rodziny. Czy oszaleliśmy na punkcie zwierząt?
Oczywiście, że tak. Wystarczy spojrzeć, jak wyglądają dziś sklepy zoologiczne – można w nich kupić wszystko, a nawet więcej. I tych sklepów wciąż przybywa. Do tego możliwość wchodzenia ze zwierzętami do restauracji, hoteli… Kiedy planując urlop, pytamy w pensjonacie o możliwość przyjazdu z psem, coraz częściej słyszymy: „Zapraszamy ze zwierzętami”. W wielu miejscach zanim dostaniemy menu, zaproponują miskę z wodą dla psa. Akceptacja zwierząt bardzo się zwiększyła. Pojawiły się też wózki i przyczepki dla psów – kiedyś niespotykane, dziś coraz częstsze. To świetne rozwiązanie np. na rodzinne wycieczki czy wyprawy rowerowe, kiedy pies nie da rady przejść całej trasy. Może wtedy wygodnie jechać z nami, zwiedzać z nami, doświadczać świata.
W zwierzę też się coraz więcej inwestuje: nie tylko weterynarz kosztuje, ale też psie akademie, behawioryści, szkolenia. Gdy pies choruje, nie liczymy się z kosztami. Czy to pokazuje zmianę podejścia do psa jako członka rodziny?
Zdecydowanie tak. Dziś idąc do weterynarza, właściciele wybierają świadomie – kierują się opiniami, renomą, kompetencjami. Jest większa świadomość w kwestii zdrowia zwierząt: obroże przeciwkleszczowe, szczepienia, badania krwi – kiedyś to była rzadkość, dziś standard. Koszty są często wyższe niż w przypadku badań u ludzi, ale skoro pies jest członkiem rodziny, to dlaczego mielibyśmy traktować go inaczej niż siebie?
No właśnie, mam wrażenie, że to naturalne – skoro zwierzę jest członkiem rodziny, moim towarzyszem, to chcę dbać o nie jak najlepiej.
To taka transakcja wiązana – w zamian za bezwarunkową miłość, którą od nich dostajemy, chcemy się odwdzięczyć jak najlepszą opieką. I to opieką świadomą. Ta świadomość naprawdę mocno wzrosła. Weźmy choćby temat karmy – kiedyś wrzucało się do miski cokolwiek, co było pod ręką. Dziś rozmawiając ze znajomymi czy pacjentami, słyszę często: „Nie wyobrażam sobie, żeby moje zwierzę jadło karmę ze zbożem, skoro wiem, że zboże mu szkodzi”. Coraz częściej wybieramy to, co dobre, a nie to, co tanie czy pierwsze z brzegu.
Czy widać różnice międzypokoleniowe w podejściu do zwierząt? Czy pokolenie Z traktuje psy i koty inaczej niż przedstawiciele starszych generacji?
Dla starszego pokolenia pies bywa nadal przede wszystkim stróżem domu, czasem towarzyszem, ale relacja często jest bardziej praktyczna niż emocjonalna. Oczywiście, są wyjątki – osoby starsze, które żyją samotnie, potrafią zbudować bardzo głęboką więź ze zwierzęciem. Rozmawiają z nim, traktują jak domownika. Ale zwykle nie inwestują tyle w opiekę, zabawki, akcesoria czy szkolenia.
Tymczasem pokolenie Z często traktuje psa lub kota niemal jak przedłużenie siebie. Zwierzę staje się symbolem stylu życia, częścią wizerunku. Pojawia się na Instagramie, nosi modne ubranka, je starannie dobraną karmę. Wózki, szelki, foteliki samochodowe – to wszystko ma znaczenie. Młodsi właściciele chcą, żeby ich pupil był tak samo zadbany i wystylizowany jak oni sami. To bardzo widoczne – życie towarzyskie zwierząt i ludzi się miesza, są wspólne wyjścia, zdjęcia. Zwierzę to dziś często członek rodziny, ale i… „influencer”. Modnie mieć psa.
”Zwłaszcza wśród młodych ludzi, z pokolenia Z, widzimy, że pies czy kot często pojawia się w momencie, gdy nie są oni jeszcze gotowi na dziecko. Taki zwierzak uzupełnia rodzinę, dodaje jakąś wartość młodemu małżeństwu, parze. Uczy opieki, odpowiedzialności, ale i buduje więź między partnerami, którzy też poznają siebie lepiej poprzez opiekę nad zwierzęciem”
Czy silna więź ze zwierzęciem może wpływać na życiowe decyzje właściciela, na przykład na wybór partnera albo styl życia?
Znam osoby, które wybór miejsca zamieszkania podporządkowały potrzebom psa – np. wybrały dom z ogródkiem albo blisko parku. Inni przy wyborze partnera biorą pod uwagę, czy ta osoba lubi zwierzęta. Jeśli ktoś ma psa, który kocha długie spacery, to raczej nie zwiąże się z kimś, kto nie lubi ruszać się z kanapy albo marzy o podróżach po świecie, skoro pupil cierpi na chorobę lokomocyjną.
Zwierzęta naprawdę mają wpływ na styl życia – bo nagle nie jesteśmy już tylko „my”, tylko „my i nasz pies”. Psiarze szukają partnerów, którzy żyją podobnym rytmem, lubią podobne aktywności. I bardzo często właśnie to zwierzę staje się punktem odniesienia. Bo nie każde mieszkanie nadaje się dla dużego psa, tak jak nie każdy styl życia będzie z nim kompatybilny. I to jest coraz bardziej świadome podejście.
Jeśli chodzi o postrzeganie społeczne — czy istnieją stereotypy dotyczące psiarzy i kociarzy?
O tak, i to wciąż dość silne. Kociarze są często postrzegani jako introwertycy, samotnicy — szczególnie kobiety, które „nie znalazły nikogo” i otoczyły się kotami. Z kolei psiarze mają opinię osób towarzyskich, aktywnych, takich, które lubią być w ruchu i wśród ludzi.
Jest też popularny mit, że właściciele zwierząt to osoby samotne, które szukają bezwarunkowej miłości. A przecież to nie musi być prawda. Można być w szczęśliwym związku i mieć psa czy kota, nie z potrzeby, ale z chęci dzielenia życia z tymi istotami. Zwierzę może być dodatkiem do pełni, a nie próbą jej uzupełnienia.
Oczywiście stereotypy zawsze opierają się na uogólnieniach, a rzeczywistość jest dużo bardziej zróżnicowana. Właściciele zwierząt są różnorodni, tak jak różnorodne są ich relacje z pupilami.
Można jednak odnieść wrażenie, że te wszystkie tendencje, mody i szaleństwa na punkcie zwierzaków, o których rozmawiamy, odnoszą się do ludzi z dużych miast. Na polskich wsiach nadal można zobaczyć Burka na łańcuchu.
Niestety, tak. Nadal zdarza się, że pies na wsi pełni wyłącznie funkcję użytkową i bywa trzymany na łańcuchu. Ale widzę też pozytywną zmianę. Wieś dziś to nie tylko rolnicy — coraz częściej mieszkają tam młodzi ludzie, którzy pracują w mieście, ale wybierają wieś jako miejsce życia. I to się przekłada na podejście do zwierząt.
Coraz więcej osób traktuje psa czy kota jak członka rodziny, również na wsi. Może jeszcze nie wszędzie dotarła ta „miejska moda”, ale świadomość stopniowo się zmienia. Pies coraz częściej przestaje być tylko stróżem podwórka, a staje się towarzyszem życia.
Czy można wyciągnąć jakieś wnioski o tym, jakim ktoś jest człowiekiem, na podstawie tego, jaką rolę pełni w jego życiu zwierzę?
Skoro nadajemy naszym zwierzętom cechy ludzkie, to robimy to na jakiejś podstawie, z własnych potrzeb, charakteru, stylu życia. Ktoś, kto nie lubi ruchu, raczej nie weźmie psa, który wymaga codziennych spacerów. A osoba aktywna, społeczna, która potrzebuje kontaktu z innymi, prawdopodobnie nie poprzestanie na kocie, który żyje trochę własnym rytmem.
Ludzie mający więcej zwierząt, którzy się nimi opiekują z zaangażowaniem, często są bardzo empatyczni, otwarci. Bo nie da się stworzyć dobrej relacji ze zwierzęciem bez tych cech. Zwierzęta wymagają uwagi, troski, czasu. To też coś mówi o nas.
Czy posiadanie zwierzęcia w domu wpływa na nasz dobrostan, nasze poczucie sensu, codzienność?
Zwierzęta są ogromnie ważne. Nie wyobrażam sobie, żeby moje dzieci wychowywały się bez nich. Zwierzę uczy odpowiedzialności — i dzieci, i dorosłych. Pokazuje, że nie jesteśmy sami na świecie, że są istoty, które potrzebują naszej troski i opieki.
Jeśli młoda para chce mieć zwierzę, to może to być też dla nich test: czy potrafimy być odpowiedzialni, czy umiemy się zorganizować, pamiętać o potrzebach innej istoty. To ważna lekcja dla związku. A dla dzieci to bezcenne — przez relację ze zwierzęciem uczą się empatii, obowiązkowości, delikatności.
Oczywiście są wyjątki — alergie, ograniczenia zdrowotne. Ale jeśli nie ma przeszkód, to zdecydowanie: tak, warto mieć zwierzę. Dla serca, dla głowy, dla człowieczeństwa.
Zobacz także

„Żałoba nic nie powinna. To czas mierzenia się ze stratą, smutkiem, żalem”. Psycholog Katarzyna Binkiewicz mówi, jak radzić sobie ze stratą zwierzęcia

„Głównym problemem w relacjach psio-ludzkich jest to, że mówimy w innych językach”. Zofia Zaniewska-Wojtków i Piotr Wojtków, behawioryści psów, tłumaczą nam mowę czworonogów

Kot, pies i inne zwierzę domowe spocznie w grobie wraz z właścicielem. „To akt uprzejmości, na który czekało wielu”
Podoba Ci się ten artykuł?
Polecamy

Agnieszka Juroszek: „Zachowanie pod wpływem emocji nie zawsze jest tym samym, co korzystanie z mądrości, którą niosą emocje”

„Szukamy grup wsparcia, jakiejkolwiek wspólnoty, choćby miała to być wspólnota thermomixowa”

Rachel Zegler: „Przestań skupiać się na byciu uratowaną przez kogoś innego. Zacznij od kochania samej siebie”

Mariusz Kędzierski: „Ręce nie są aż, a tylko narzędziem. A jeśli je masz, jesteś na lepszej pozycji startowej niż ja”
się ten artykuł?