Piątek 13-ego przysparza ci zmartwień? Nie przejmuj się tym, na co nie masz wpływu!
„Narodową cechą Polaków jest narzekanie” – tak, często słyszymy to zdanie. Każdy czasem to robi. Tym bardziej w piątek 13-ego! Choć nie wierzymy w przesądy, to jednak gdzieś tam krąży nam w głowie myśl, że czeka na nas dzisiaj jakiś pech. Ale są sprawy, którymi martwić się po prostu nie warto, bo to strata czasu i energii. Zarówno nie masz wpływu na pogodę, wzrost czy dzień tygodnia – nie martw się na zaś. Nawet w piątek 13-ego!
Na półkach w księgarniach można znaleźć poradniki, jak oduczyć się narzekania czy zamartwiania. Czy zawsze jest sens stosować zawarte w nich instrukcje? – Narzekanie samo w sobie nie jest złe – przekonuje psycholog Tomasz Wojtoń. – Może działać jak bodziec, dobry punkt wyjścia do tego, żeby wydarzyło się coś pozytywnego. Działa tutaj prosty mechanizm: narzekamy na to, że mimo różnych starań nie możemy schudnąć. I jest to dla nas sygnał, że coś powinniśmy z tym zrobić: umawiamy się na spotkanie z dietetykiem, zaczynamy uważniej myśleć o tym, co i kiedy jemy, konsultujemy się z trenerem personalnym, testujemy własnoręcznie robione śniadania i obiady zabierane do pracy – wymienia psycholog. Nasze własne narzekanie to dla nas zachęta do działania – tak, żeby stopniowo eliminować przyczyny, które je wywołały. – Nie popadajmy jednak w hurraoptymizm! Są też takie kwestie, w których narzekanie czy zamartwianie się na zapas, jest pozbawione sensu. Z prostego powodu: są to sprawy, na które nie mamy żadnego wpływu i zwyczajnie nie możemy ich zmienić – dodaje. Poznajmy je!
Pogoda
Banalne? Być może tak. Ale co z tego? Skoro tak często narzekamy właśnie na aurę. Przykład? Mieliśmy w tym roku wyjątkowo gorące lato. Co słyszeliśmy? „Takie upały to już przesada! Nie da się funkcjonować w takiej temperaturze!”. Na początku września mocno się ochłodziło. Spadł deszcz, zaczął wiać silny wiatr. Jakie były reakcje? „Taka pogoda powinna być najwcześniej w październiku! Jak na wrzesień to niedopuszczalne, oddajcie słońce!”. Podobnie, kiedy zamartwiasz się, że z pewnością dzisiaj będzie padać, bo akurat nie masz przy sobie parasola. Jedno jest pewne: na to, jaka pogoda będzie dziś, jutro, pojutrze lub za tydzień, nie mamy żadnego wpływu.
– Możemy za to przygotować sobie ulubiony strój na każdą pogodę. Kurtkę w ulubionym kolorze na deszcz, ukochane szorty na gorące popołudnie, wygodne długie spodnie na jesienny dzień – wymienia Tomasz Wojtoń. – Do tego może dojść ulubiony napój na każdą pogodę. Pada deszcz i jest pochmurno? Sięgamy po ulubioną herbatę. Jest upał? Robimy lemoniadę, którą lubimy. I dzięki temu czujemy, że to my mamy na coś wpływ, a nie pogrążamy się w utyskiwaniu na coś, na co nie mamy nawet minimalnego wpływu – dodaje psycholog.
Dzień tygodnia
To aż zaskakujące, jak często można usłyszeć zwrot: „O nie, znowu poniedziałek!” (to od tych, którzy nie cieszą się z powrotu do pracy po weekendzie) albo: „O nie, znowu piątek” (to z kolei od tych, którzy żyją głównie swoją pracą i nie czekają na sobotę) lub „O nie, dzisiaj piątek 13ego” (to tym razem od tych, którzy są przesądni). Amerykański psychoterapeuta Richard Carlson zachęcał kilka lat temu w książce „Zapomnij o kłopotach, zasmakuj w banknotach”, żeby dołączyć do klubu o nazwie „DBZJD”. To skrót od „Dzięki Bogu Znowu Jest Dzisiaj”. Nie mamy wpływu na to, że dziś jest poniedziałek, środa lub niedziela. Tak jak nie mamy wpływu na to, że świeci słońce lub mamy wrażenie, że silny wiatr dobija się do naszych okien. – Możemy za to odkryć, że każdy dzień ma jakiś atut – podpowiada psycholog. Wtorek? Super, w restauracji obok jest dzisiaj zniżka na moją ulubioną sałatkę! Czwartek? Jakoś wtedy ludzie w pracy mają lepsze nastroje, może uda się z kimś fajnie porozmawiać. Niedziela? Podobno są powtórki polskich filmów z lat dziewięćdziesiątych w telewizji, który to był kanał. Piątek 13ego? Można go uczcić spotkaniem z przyjaciółmi, by się pośmiać. Proste? Uwaga, bo sprawa robi się bardziej skomplikowana, gdy zaczynamy narzekać na nasze ciało.
Wzrost
Gdy w okno wyszukiwarki internetowej wpisze się hasło „kompleksy na punkcie wzrostu”, wyskakuje ponad 230 tysięcy wyników. Królują wypowiedzi na forach. Widzieliście osoby, które w momencie, gdy robione jest zdjęcie grupowe, stają na palcach, żeby wydawać się choć trochę wyższymi? Na Facebooku ktoś napisał ostatnio: „Policzyłam sobie ostatnio swoje BMI (Body Mass Index). I wyszło mi, że jestem za niska!”. Żarcik, wiadomo, ale tu zaczyna się długa dyskusja o tym, że przecież wystarczyłyby 3 centymetry wzrostu więcej i życie byłoby piękniejsze… Stop! – Dla moich pacjentów to jest duży problem. Tym bardziej że coraz trudniej jest zostać uznanym za osobę wysoką – przyznaje psycholog. – Jeszcze kilka lat temu mężczyzna o wzroście 180 centymetrów nazywany był raczej wysokim. Mam wrażenie, że obecnie granica przesunęła się do 190 centymetrów – dodaje. Wzrostu nie można zmienić, ale można zadbać o ubranie dopasowane do figury. O dobrą dietę dla sylwetki. Na siłowni można sprawić, że mięśnie będą wyglądać fajnie bez względu na to, czy mamy 163, 174, czy 185 centymetrów wzrostu…
Szef
Zaraz ktoś odpowie: „Jak to? Przecież możemy zmienić szefa!”. To prawda, ale… tylko na innego. I często, nawet, gdy sami jesteśmy dla siebie szefami, nie rozwiązuje to wszystkich problemów. Oczywiście, możemy delikatnie zasugerować przełożonemu, żeby coś zmodyfikował, ale prawdopodobieństwo tego, że diametralnie zmienimy jego charakter, jest raczej niskie. Pewne schematy organizacji pracy zostaną. OK, zawsze można zmienić pracę. Ale zanim zdecydujemy się rzucić papierami, i tak będziemy musieli mieć kontakt z tym obecnym jeszcze przez krótszą lub dłuższą chwilę. Jak sobie z tym poradzić?
– Radzę nie narzekać na szefa, szczególnie za jego plecami w pracy, tylko przyjrzeć mu się uważnie i zastanowić się, co robi naszym zdaniem dobrze, a co nie. Może jest zbyt mało dostępny dla pracowników i to jest jego słaby punkt. Ale może za to wyjątkowo aktywnie dba o to, żeby w zespole budował się team spirit i z własnej inicjatywy zainwestował w stół do ping-ponga – mówi psycholog Tomasz Wojtoń.
Przypatrz mu się i zastanów, które jego cechy sama chciałabyś mieć jako szef, a które omijałabyś szerokim łukiem!
Bo „inni mają lepiej”
Bo inni są zdolniejsi. Bo mają lepsze oceny – i w pracy, i w szkole. Bo mają więcej pieniędzy. Bo wakacje w tym roku spędzali w Hiszpanii, i to przez dwa tygodnie… Tę listę pod tytułem „bo inni mają…” można ciągnąć w nieskończoność. – Jedna z moich pacjentek, pracująca w średniej wielkości firmie, często narzekała, że jej koleżanka ma lepiej od niej, bo założyła własną działalność gospodarczą, czuje się spełniona i niezależna. Zapytałem moją pacjentkę, dlaczego sama nie wykona takiego ruchu, nie zrobi choć małego kroku w tym kierunku. W odpowiedzi najpierw pojawiło się milczenie, a potem stwierdzenie: „Ale to podobno jest jednak trudne” – wspomina psycholog. Gdy narzekamy, że „inni mają lepiej od nas”, patrzymy często wyrywkowo na rzeczywistość. Nie zwracamy uwagi na trud, pot i łzy, które inni muszą wkładać w to, żeby czasem sprawiać wrażenie, że jest im tak dobrze. Rzeczywistość jest taka, że bezpośredni wpływ mamy na swój los. Na to, co zrobimy, i na to, czego świadomie nie zrobimy. Na to, czy wsiądziemy do podjeżdżającego autobusu, czy nie. Na to, czy odezwiemy się do pasażera siedzącego obok nas, czy przejedziemy całą trasę w milczeniu.
– Zajęcie się sobą może poprawić naszą sytuację. Analizowanie losów innych, jeśli nie skończy się tylko na pozytywnej, wstępnej inspiracji, może nam zwyczajnie zaszkodzić – sugeruje psycholog.
Warto uważać na jeszcze jedno! Gdy zaczniemy szukać tych, którzy „mają od nas lepiej”, bardzo szybko i łatwo odkryjemy, jak wiele osób „ma od nas gorzej”. Cokolwiek by się działo, zawsze znajdą się i jedni, i drudzy. I to też jest argument za tym, żeby nie narzekać na to, że inni są zdolniejsi lub mają lepsze wyniki.
Pamiętajcie więc, żeby nie zamartwiać się i nie narzekać na to, na co i tak nie macie wpływu. Tym bardziej w taki dzień, jak piątek 13ego! Kot przebiegnie ci drogę? Nie myśl, że czeka na ciebie pech, tylko sprawdź, czy czasem zwierzę nie potrzeuje pomocy.
Polecamy
Ludzie myślą, że mają rację, nawet jeśli się mylą. Naukowcy zbadali, dlaczego się tak dzieje
„Jeżeli nie słuchasz szeptów swojego ciała, to będziesz musiał usłyszeć jego krzyk” – mówi psychoterapeutka dr Agnieszka Kozak
„Widok zalanego miasta to trudne doświadczenie”. Od dziecka do seniora – bezpłatne wsparcie psychologiczne dla powodzian
Emetofobia przeszkadza w prowadzeniu normalnego życia
się ten artykuł?