Przejdź do treści

Paulina Młynarska: Joga to filozofia, nie gimnastyka

Paulina Młynarska/ fot. Tatiana Jachyra
Paulina Młynarska/ fot. Tatiana Jachyra
Podoba Ci
się ten artykuł?

– Szczególnie w ostatnich latach obserwuję zupełne odejście od istoty jogi. Stała się towarem, którym świat kupczy. Modna mata, najnowsze leginsy, super treningi. „Joga” z siłowni często nie ma nic wspólnego z jogą – mówi Paulina Młynarska, dziennikarka, pisarka, feministka i joginka. Rozmawiamy o jej najnowszej książce „Moja lewa joga” (wyd. Prószyński i S-ka).

 

Olga Święcicka: Joga kręgosłupa, joga hormonalna, joga dla dzieci, pussy joga a nawet joga z krzesłem. Kiedy wpisuję hasło joga w wyszukiwarkę dużej księgarni internetowej wyskakuje mi ponad 200 pozycji, w tym twoja najnowsza książka „Moja lewa joga”. Czy o jodze można powiedzieć jeszcze coś nowego?

Paulina Młynarska: Rzeczywiście można odnieść wrażenie, że powstało już wszystko na ten temat. A nawet więcej niż wszystko. Mój redaktor był jednak nieustępliwy i w końcu przekonał mnie, że przecież będę pisać o mojej jodze. O moim osobistym doświadczeniu. A to wiele zmienia. Oczywiście na początku łudziłam się, że uda mi się napisać miłą i przyjemną książkę, która wprowadzi w świat jogi i zdementuje kilka kłamstw, w niezdrowy sposób szerzących się na jej temat. Jednak przyszła pandemia, świat się zawalił i znokautowała nas rzeczywistość. W efekcie wyszło, jak to u mnie, trochę buntowniczo i politycznie. Natury nie oszukasz.

To prawda. Wyszło bardzo po twojemu i jak zwykle – niestandardowo. Bo jednak przywykliśmy do tego, że skoro książka o jodze, to muszą być jakieś ćwiczenia, instrukcje, rysunki z pozycjami. A u ciebie są tylko słowa.

Bo joga to filozofia, o czym wielu zdołało zapomnieć. Niestety kultura Zachodu sprowadziła ją do ćwiczeń fizycznych, które mają utrzymać ciało w dobrej kondycji czy nauczyć nas sztuki prawidłowego oddychania. Mało kto pamięta, że asany to jedynie środek do celu, którym jest medytacja i dalej „ustanie poruszeń umysłu”. Ciało ma być silne i elastyczne, żeby „nie przeszkadzało” podczas  siedzenia w medytacji, a nie po to, żeby popisywało się na Instagramie. Szczególnie w ostatnich latach obserwuję zupełne odejście od istoty jogi. Stała się towarem, którym świat kupczy. Modna mata, najnowsze leginsy, super treningi. „Joga” z siłowni często nie ma nic wspólnego z jogą. Moja książka to próba naprostowania kłamstw, które narosły na jej temat i przypomnienia, że mamy do czynienia z wieloma tysiącami lat wspaniałej tradycji i wyrafinowanych praktyk. Tego nie można nauczyć się w weekend.

Mało kto pamięta, że asany to jedynie środek do celu, którym jest medytacja i dalej 'ustanie poruszeń umysłu'. Ciało ma być silne i elastyczne, żeby 'nie przeszkadzało' podczas  siedzenia w medytacji, a nie po to, żeby popisywało się na Instagramie

Skoro to system filozoficzny to rozumiem, że może zupełnie obyć się bez ćwiczeń.

Oczywiście. Jest szereg szkół jogi, których istotą nie są asany. Np. Bhakti joga jest duchową praktyką, której celem jest nawiązanie bliższej relacji z bogiem. A Raja joga jest sztuką medytacji. Pamiętajmy, że na świecie jest wiele osób, które po prostu ćwiczeń nie mogą wykonywać, bo są wiekowe czy schorowane, a i tak są wspaniałymi, oświeconymi joginami. Sprowadzanie wszystkiego do asan to wypaczenie. Kultura Zachodu skubnęła z jogi trochę ozdóbek, jak symbol OM (jeden z symboli jogi;  “dźwięk wszechświata” lub “reprezentacja przeszłości, teraźniejszości i przyszłości” – przyp. red.) czy złożone w geście podziękowania dłonie i uprawia za ich pomocą radosne pozerstwo. Zabawne, że regularnie spotykam na swojej drodze osoby, które wręcz wykłócają się ze mną, że nie mam racji i upierają się, że joga to gimnastyka.

Nie dziwi mnie to za bardzo. Zachodni świat naprawdę solidnie się napracował nad tym, żebyśmy kupili ten obraz jogi. I z taką Młynarską, która pokazuje, że do praktyki nie potrzeba ani wypasionej maty, ani drogiego kursu, ani specjalnego stroju, zwyczajnie jest mu nie po drodze.

Moje słuchaczki i słuchacze często przecierają oczy ze zdziwienia, kiedy mówię im, że najważniejsza w praktyce jest po prostu wiedza, cisza i regularność. Naprawdę nie chodzi o jakieś mordercze „treningi”! Kwadrans uważności w ciszy to już joga.

No właśnie. Od lat prowadzisz zajęcia i wyjazdy jogiczne, więc masz świetny wgląd w to, co ludzie myślą, słysząc hasło „joga”. Z jakimi stereotypami się zderzasz?

Bardziej od stereotypów, które łatwo obalić, uderza niewiedza. Większość moich uczniów i uczennic, nawet tych średniozaawansowanych, przychodzi z nikłą wiedzą o filozofii i historii praktyki, którą się zajmują. Mało kto czytał jogasutry, mało kto nawet wpisał to hasło w Wikipedii. Kiedy opowiadam o jamach i nijamach, czyli o jogicznym kodeksie etycznym,  to mam poczucie, że większość słyszy te określenia po raz pierwszy w życiu. A to przecież absolutne podstawy, coś jak dziesięć przykazań. Istota jogi.

Aldona Filipiuk, instruktorka Ashtanga joga

Niestety większość osób przychodzi z przeświadczeniem, że joga to miks skomplikowanych ćwiczeń fizycznych połączonych z siedzeniem w ciszy. Myślą, że żeby ją posiąść, trzeba odkryć jakąś wielką tajemnicę. A tu jedyną tajemnicą jest regularność i rutyna. Praktyka. Joga dostępna jest dla wszystkich i nie wymaga wiedzy tajemnej. W Azji jest praktykowana przez bardzo prostych ludzi. Wyzwaniem jest tu opanowanie koncentracji uwagi, codzienne kilka minut, kiedy nasze myśli nie są rozproszone, a ciało odpoczywa od bodźców. Do tego nie trzeba stania na głowie.

Praktykujesz od ponad dziesięciu lat. Spotykasz na swojej drodze jeszcze jakieś trudności?

Oczywiście. Joga to ciągły proces i nauka. Najtrudniej jest opanować swoje ego, które lubi przylgnąć do idei, do ciała, i zamienić praktykę w zawody. Kto jest najbardziej gibki, kto najdłużej potrafi wytrzymać w pozycji, komu najlepiej wychodzi. A jak nie uda się zabawa w najlepszego, to zacznie ścigać się o to, kto jest najbiedniejszy. I komu należy się współczucie.

Kiedy zaczęłam praktykować, dość szybko stałam się dość sprawna fizycznie. Dobijałam do pięćdziesiątki, a czułam, że moje ciało jest w formie, której nie miałam nawet jako nastolatka. Byłam sprężysta i elastyczna. Aż tu nagle okazało się, ze muszę przejść ciężką operację. Podwójna mastektomia ze wszczepieniem implantów. Po operacji mój supersprężysty, wypracowany kręgosłup zamienił się w znak zapytania, organizm zaczął walczyć z implantami a ilość wyciętej tkanki sprawiła, że zmienił się zupełnie układ sił w mojej klatce piersiowej. W jodze musiałam zacząć wszystko od nowa. Niektóre asany straciłam, być może  na zawsze. Czy było mi żal? Myślę, że gdyby nie praktyka jogi, to może byłabym w rozpaczy. A tak latami uczyłam się, żeby nie przywiązywać się do tego jak jest i co jest, bo wszystko się stale zmienia i kiedy nadeszła próba, zdałam egzamin.

Byłam sprężysta i elastyczna. Aż tu nagle okazało się, że muszę przejść ciężką operację. Podwójna mastektomia ze wszczepieniem implantów. Po operacji mój supersprężysty, wypracowany kręgosłup zamienił się w znak zapytania, organizm zaczął walczyć z implantami, a ilość wyciętej tkanki sprawiła, że zmienił się zupełnie układ sił w mojej klatce piersiowej. W jodze musiałam zacząć wszystko od nowa

Próbą był też czas pandemii. Twoja książka to właściwie zapis tego, jak joga pozwala ci się utrzymać na powierzchni w momencie, w którym z dnia na dzień skończył się świat, jak znaliśmy.

Myślę, że bez pandemii nie byłoby tej książki. Myślałam o niej wcześniej, ale dopiero te niesamowite okoliczności zewnętrzne dały mi jakiegoś kopa do pisania. Wyszło coś na kształt spowiedzi i politycznego manifestu feministycznego zakapiora z pozycji maty. Nie bez przyczyny ta książka nosi tytuł „Moja lewa joga”, bo jogiczne, jak wszystko na tym świecie, też jest polityczne. A ja mam specjalny radar nastawiony na równość kobiet i mniejszości, w tym seksualnych. W tym kontekście w jodze nadal jest sporo do zrobienia. Mam poczucie, że joga, tak jak wszystko inne, wymaga zredefiniowania przez kobiety i poszerzenia o kobiecą perspektywę. Jesteśmy inne, nasze ciała są inne, nasza psychika, sposób poruszania, miękkość. Potrzebujemy innego doświadczenia jogicznego, żeby znaleźć się w swoim centrum.

W swoich wywiadach wielokrotnie podkreślałaś, że twoje jogowe grupy są LGBTQ+ friendly, organizujesz też wyjazdy wyłącznie dla kobiet. Grupa w jodze ma duże znaczenie?

Ogromne. O ile jest ona dobra, otwarta i umiejętnie poprowadzona. Grupa ma magiczną moc wspierania się w postępach i potrafi temperować wspomniane już przeze mnie ego. To wspaniałe, wspólnotowe doświadczenie, które potrafi zdziałać cuda. Obserwuję to na każdych warsztatach i zawsze robi to na mnie wrażenie.

Tekst o filozofii jogi według Pauliny Młynarskiej. Na zdjęciu: Książka z kobiecą twarzą na okładce - HelloZdrowie

Okładka książki „Moja lewa joga” Pauliny Młynarskiej / wyd. Prószyński i S-ka

Kluczem jest dobre poprowadzenie. W książce poświęcasz cały rozdział złym nauczycielom. To poważny problem?

Niestety o dobrego nauczyciela bywa trudno, tym bardziej w sytuacji, gdzie teoretycznie zajęcia z jogi może poprowadzić każdy, kto ukończył krótki kurs. Sama na swojej ścieżce spotkałam bardzo wielu złych nauczycieli i wcale nie dziwię się osobom, które po kilku takich doświadczeniach rezygnują z dalszej praktyki.

W jakich sytuacjach powinna nam się zapalić lampka kontrola?

Przede wszystkim trzeba pamiętać, że wejście w relację uczeń – mistrz nie oznacza przekazania komuś nad sobą władzy. Niestety w Polsce jesteśmy tak wychowani, że często nie potrafimy stawiać granic. Szczególnie dotyczy to kobiet. Winę za to ponosi nasz przemocowy system edukacji, który stawia nauczyciela na piedestale. Zawsze powtarzam, że każdy z nas ma w sobie taką mądrą odważną babcię, która nie boi się zadawać pytań i podważać nawet oczywistych kwestii. Nasz „rozum babci” powinien mieć głos. Jeśli tylko czujemy, że jakaś granica została naruszona, trzeba od razu o tym mówić.

Lampka powinna szczególnie zapalić się przy nauczycielu „doskonałym”, bo niestety tego typu zawody przyciągają osobowości narcystyczne. Jeśli zaczynasz praktykę i wszystko w twoim nauczycielu ci się podoba, wszystko cię zachwyca, to warto się temu lepiej przyjrzeć. Normalni ludzie składają się z rzeczy fajnych i niefajnych, to naturalne, że pewne rzeczy w nauczycielu podziwiasz a pewne cię złoszczą. Kiedy nie stawiasz granic i popadasz w niezdrową fascynację, to może znaczyć, że ktoś tobą manipuluje. Tu pojawia się przestrzeń do nadużyć.

Jogiczne, jak wszystko na tym świecie, też jest polityczne. A ja mam specjalny radar nastawiony na równość kobiet i mniejszości, w tym seksualnych. W tym kontekście w jodze nadal jest sporo do zrobienia. Mam poczucie, że joga, tak jak wszystko inne, wymaga zredefiniowania przez kobiety i poszerzenia o kobiecą perspektywę

W swojej książce ten typ nauczyciela nazywasz „jogini bogini”, ale tych złych typów jest znacznie więcej.

Oj, tak. I często te cechy występują krzyżowo. Drugim typem, przed którym trzeba się strzec, to dogmatyczny dziaders. Nauczyciel, który będzie ci mówił, że jak jesz mięso, to nie możesz uprawiać jogi, albo że w jodze nie miejsca na smutek. Przed fanatykami trzeba uciekać, tak jak przed przemocowcami. Bo niestety częstą praktyką w jodze jest dokręcanie siłowo, stawanie na uczniach, stosowanie musztry i fizyczny wycisk. Widziałam to zarówno w Polsce, jak i za granicą. Niestety ogromna rzesza wybitnych guru,  do których  ludzie nawet dziś potrafią się modlić, okazało się przestępcami seksualnymi czy przemocowymi fanatykami.

To może trzeba rzucić to wszystko w cholerę i uczyć się z książek. Myślę, że twoja to dobry wstęp do praktyki.

Zaczynanie od książek nigdy nie jest złym pomysłem! Co więcej, zdobywanie wiedzy na temat jogi jest jedną z praktyk jogicznych. Jest mnóstwo wspaniałej literatury, która stanowi doskonałą podbudowę do praktyki. Warto jednak korzystać z pomocy instruktora lub instruktorki. Po pierwsze dlatego, że człowiek siebie z zewnątrz nie widzi, i dobrze, żeby nauczyciel popatrzył i poprawił, tym bardziej, jak jesteśmy początkujący i nie mamy dużej świadomości ciała. Poza tym do filozoficznego rozpatrywania jogi warto też mieć partnera do dyskusji, bo tu lubi się panoszyć ego.

To, do czego ja zawsze zachęcam, to pobyt w Aśramie, albo chociaż wyjazdy na grupowe warsztaty. To nie musi być w Indiach, ale takie wspólnotowe przeżycie, takie bycie tylko w praktyce potrafi dokonać głębokiej transformacji. Najważniejsza w jodze jest podróż do samego siebie, ale jeśli możemy pozwolić sobie na zanurzenie się w tym głębiej, wyjazd do kraju, gdzie praktyka jest powszechna, to na pewno warto z tego skorzystać.

 

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy:

Podoba Ci
się ten artykuł?