Przejdź do treści

Patrycja, freeganka: Świeże produkty lądują w śmieciach, bo etykieta została krzywo przyklejona

Patrycja, freeganka, autorka bloga "Kids Busters" / Archiwum prywatne
Patrycja, freeganka, autorka bloga "Kids Busters" / Archiwum prywatne
Podoba Ci
się ten artykuł?

– W marcu zeszłego roku w Polsce weszła ustawa, która ma zapobiegać marnotrawstwu i która zobowiązuje sklepy do podpisywania umów z bankami żywności, ale w praktyce funkcjonuje to tak, że śmietniki są pełne jedzenia – mówi Patrycja, freeganka, autorka bloga „KidsBusters”, mama 3-letniego Juliana i 9-miesięcznego Gabrysia.


Marianna Fijewska: Na swoim blogu i Instagramie piszesz wprost: zbieram żywność, którą wyrzucają sklepy. Opowiadasz też o pierwszej wizycie na śmietniku, którą zawdzięczasz artykułowi na temat freeganizmu. Co takiego było w tym artykule, że dwie godziny później zdecydowałaś się wsiąść w samochód i pojechać na śmietnik?

Patrycja: To był news dotyczący starszej pani, która została ukarana sporą grzywną za wzięcie kilku artykułów spożywczych ze śmietnika przy markecie. Rzecz działa się w Niemczech. Od razu zainteresowałam się po pierwsze tym, jak w świetle prawa wygląda freeganizm w Polsce, a po drugie, czy rzeczywiście w przysklepowym śmietniku można znaleźć dobre, świeże, nietknięte produkty. Dzieciaki spały, miałam wolny wieczór, pomyślałam: a, co mi tam, pojadę i sprawdzę. Byłam w szoku, gdy na tyłach sklepu, do którego chodzę, zobaczyłam skrzynię pełną dobrych winogron. Wzięłam kiść, wsiadłam do auta i odjechałam.

Jakie emocje ci towarzyszyły?

Przede wszystkim ekscytacja i zdziwienie, ale także olbrzymi smutek i poczucie niesprawiedliwości. Natomiast zupełnie nie czułam, żebym robiła coś złego. Wręcz przeciwnie. Dlatego na drugi dzień wróciłam. Znalazłam śmietniki, do których pracownicy sklepów wyrzucali dobre produkty.  Głównie warzywa i owoce. Niektóre były obite, inne bardzo dojrzałe, ale całkowicie dobre. Oprócz tego zdziwiła mnie ilość nabiału, pieczywa i słodyczy. Świeże produkty lądują w śmieciach, bo zbliża się data ważności, opakowanie się pogniotło czy delikatnie rozdarło, albo dlatego, że etykieta została krzywo przyklejona.

Freeganizm to w Polsce szara strefa, prawnie nieuregulowana. Podobnie wygląda zbieranie puszek na złom. Jeśli ktoś wyciągnie ze sklepowego kosza puszkę, to właściciel czy pracownik może wyrazić sprzeciw, a z drugiej strony to coś zostało wyrzucone, zatem dla sklepu nie stanowi już żadnej wartości. Tak samo jest z wyrzuconym jedzeniem

Powiedziałaś o kobiecie, która została ukarana w Niemczech. Czy wiesz, jak wygląda kwestia legalności freeganizmu w Polsce?

Rozmawiałam na ten temat z prawnikiem i policjantami. Wszyscy jednogłośnie przyznali, że freeganizm to w Polsce szara strefa, prawnie nieuregulowana. Podobnie wygląda zbieranie puszek na złom. Jeśli ktoś wyciągnie ze sklepowego kosza puszkę, to właściciel czy pracownik może wyrazić sprzeciw, ponieważ coś zostaje zabrane, a z drugiej strony to coś zostało wyrzucone, zatem dla sklepu nie stanowi już żadnej wartości, jest bezużyteczne. Tak samo jest z wyrzuconym jedzeniem.

Podejrzewam, że tyle dobrych produktów ląduje na śmietniku właśnie przez konsumentów, którzy nie chcą czegoś, co posiada jakikolwiek uszczerbek.

Niestety. Konsumenci są jak sroki, szukają tego, co najładniejsze, choć z praktycznego punktu widzenia ta strategia nie ma sensu. Jakie znaczenie ma to, czy papierowa paczka, w której znajdują się torebki ryżu, będzie miała wgniecenie? W domu i tak ją rozerwiemy i wyrzucimy do śmieci.

Wróćmy do kwestii legalności. Przytoczyłaś artykuł dotyczący ukaranej kobiety. Rozumiem, że na Zachodzie prawo związane z  freeganizmem jest bardziej restrykcyjne?

Tamta kobieta została ukarana nie tyle za freeganizm, co za wejście na teren cudzego śmietnika. Niemcy patrzą na to bardzo surowo. Jednak zarówno oni, jak i większość zachodnich państw, doskonale radzą sobie z problemem marnowania żywności. W wielu sklepach są specjalne regały, gdzie można kupić produkty o zbliżającej się dacie ważności. Są przecenione, ale nie o 30 procent, tylko o 70, a nawet 90, dlatego ludzie chętnie je kupują. Po co mają wydawać na jogurt 2 euro, skoro mogą wydać 30 centów? Poza tym wiem, że w Niemczech funkcjonują tzw. sklepy socjalne, gdzie można kupić taniej żywność o krótszej dacie ważności. Produkty do sklepów socjalnych są przekazywane przez duże sieci handlowe. Wiem, że w marcu zeszłego roku w Polsce weszła ustawa, która ma zapobiegać marnotrawstwu i która zobowiązuje sklepy do podpisywania umów z bankami żywności, ale w praktyce funkcjonuje to tak, że śmietniki są pełne jedzenia.

alt=”Patrycja, freeganka, autorka bloga „KIds Busters” / Archiwum prywatne” width=”850″ height=”850″ /> Patrycja, freeganka, autorka bloga „Kids Busters” / Archiwum prywatne

Dlaczego w Polsce nie działają takie rozwiązania jak na Zachodzie? Albo, dlaczego personel nie może brać części produktów do domu?

Gdyby pracownicy mogli zabierać jedzenie, to nie kupowaliby go w sklepie, a wiadomo, że personel zaopatruje się raczej w miejscu zatrudnienia. Poza tym kierownicy obawiają się, że mogłoby dojść do różnego rodzaju nadużyć, np. specjalnego darcia opakowań.

Ale na pewno dałoby się to jakoś kontrolować.

Oczywiście, sądzę jednak, że nikomu nie zależy, by wypracować skuteczne i dobre rozwiązania. Przecież sieci handlowe nie chcą, by ludzie kupowali mniej.

W jaki sposób reagują pracownicy sklepów, gdy widzą cię na śmietniku?

Uśmiechają się, mówią: jak coś, to pani wcale nie widzieliśmy. Niedawno nawet kierownik marketu wyszedł do mnie i powiedział: proszę poczekać, zaraz doniesiemy skrzynkę z owocami, które już są do wyrzucenia. Nieprzyjemności zdarzyły mi się raz. Znalazłam śmietnik pełen dobrej żywności, który jednak był zamknięty na zamek do roweru. Był on na tyle długi, że bez trudu mogłam przecisnąć się do środka. Przed wejściem zostawiłam kurtkę. Było późno, dochodziła północ, nagle ze sklepu wyszły dwie pracowniczki, zapaliły papierosa i wtedy mnie zobaczyły. Wystraszyły się. Zaczęły krzyczeć, że zadzwonią po policję, zabrały mi kurtkę. Tłumaczyłam im swoją obecność tam, ale były bardzo wzburzone. Poszły po kierownika, ale on nawet nie wyszedł, kazał im tylko spisać moje numery rejestracyjne. Gdy wreszcie oddały mi moje rzeczy, szybko się oddaliłam i więcej już w to miejsce nie wracałam.

Udzieliłam wywiadu dla dużego portalu internetowego. Sam wywiad kibicował tej inicjatywie, ale tytuł grzmiał, że daję dzieciom jedzenie ze śmietnika. Był pejoratywny, kontrowersyjny i zakładający, że robię coś złego. To nie było w porządku. Gdy przeczytałam komentarze, aż mnie zmroziło. Ludzie pisali, że krzywdzę swoje dzieci. (...) Jestem dobrą mamą, a freeganizm uprawiam bardzo odpowiedzialnie

Porozmawiajmy o tobie. Jak zareagowali twoi bliscy, gdy powiedziałaś im o freeganizmie?

Zupełnie normalnie. Powiem szczerze, że nawet nie pamiętam reakcji najbliższych, czyli mamy i męża. Ja nawet nie pamiętam jakiejś szczególnej rozmowy na ten temat. Od początku miałam poczucie, że nie robię absolutnie niczego złego, ani moralnie wątpliwego. Może gdybym się wahała, mówienie o tym byłoby dla mnie trudne.

A dalsi znajomi?

Dalszym osobom bałam się o tym mówić. Miałam taką formułkę: wiesz, wymyśliłam sobie takie coś, że jeżdżę na śmietniki przy sklepach i wybieram dobre warzywa i owoce. Ten komunikat dla wielu osób był za trudny do przyjęcia – w ogóle nie reagowali. Po prostu milczeli i po chwili zmieniali temat. Widocznie nie wiedzieli, jak się zachować. Jednak z biegiem czasu nastawienie ludzi wokół mnie zupełnie się zmieniło. Im głośniej o tym mówiłam, tym było lepiej. Sąsiadki, znajomi a nawet obserwatorzy z Instagrama dawali znać, że śledzą moją działalność, że bardzo kibicują i że chętnie pojechaliby razem ze mną.

Nie bałaś się, że twój freegański „coming out” może skończyć się krytyką tego, jaką jesteś matką?

Tylko raz. Udzieliłam wywiadu dla dużego portalu internetowego. Sam wywiad kibicował tej inicjatywie, ale tytuł grzmiał, że daję dzieciom jedzenie ze śmietnika. Był pejoratywny, kontrowersyjny i zakładający, że robię coś złego. To nie było w porządku. Gdy przeczytałam komentarze, aż mnie zmroziło. Ludzie pisali, że krzywdzę swoje dzieci. A przecież, jeśli mam jakąkolwiek wątpliwość co do danego produktu, to absolutnie nie daję tego synom. Jestem dobrą mamą, a freeganizm uprawiam bardzo odpowiedzialnie. Myślałam, że mam twardą skórę, ale ta sytuacja mocno mnie zdołowała.

freeganki, marnowanie jedzenia

Jak myślisz, dlaczego ludzie w ten sposób mogą reagować na ideę freeganizmu?

Bo to nowe i dla wielu niezrozumiałe. Muszę podkreślić, że swoją działalnością internetową nie chce nikomu narzucać freeganizmu. Jedyne co rzeczywiście chcę promować, to większą świadomość dotyczącą zużycia żywności. Na blogu udzielam kilku prostych porad, jak można ograniczyć marnotrawstwo, np. robić listę zakupów, nie jeździć do sklepu „na głodniaka”, mrozić to, czego się na raz nie zje i planować posiłki. Ten ostatni punkt jest szczególnie ważny, bo często zapominamy o tym, że to, co zostanie z jednego dania, możemy użyć do przygotowania drugiego. Ostatnio ugotowałam rosół, zostało sporo mięsa, którego nie zjedliśmy. Postanowiłam więc zrobić pierogi.

Obserwując twoje relacje na Instagramie, można zobaczyć śmietniki pełne dobrej, świeżej żywności, której jest tak dużo, że jedna rodzina w życiu by nie przejadła… Zastanawiam się, czy nadmiar to pułapka tylko konsumpcjonizmu, czy freeganizmu też?

Człowieka kusi, żeby zabrać i to, i jeszcze to, no, bo dlaczego ma się zmarnować? Mam jednak wrażenie, że jeśli już ktoś zdecyduje się na freegańską przygodę, choćby nie miała ona długo trwać, jest na tyle świadomy, że weźmie tyle, ile potrzebuje, a jeśli więcej, to tylko po to, by się podzielić. Przyznam szczerze, że zdarza mi się wyrzucać sporadycznie jedzenie ze śmietników. Powoduje to we mnie wstyd i dzieje się niezwykle rzadko. Gdy widzę, że coś się psuje albo, że zwyczajnie jest czegoś za dużo, dzielę się tym z rodziną, sąsiadami i przyjaciółmi. Taki „foodsharing” jest bardzo zbliżający i gorąco go polecam.

Masz w zanadrzu jakieś rady dla początkujących freegan?

Na początek trzeba się rozeznać w terenie. Wsiąść do samochodu czy na rower i objechać okoliczne sklepy. Ważne, by zorientować się, które śmietniki są otwarte. To już połowa sukcesu. Później warto zbadać, kiedy personel robi porządki i na śmietniku ląduje najwięcej dobrej żywności. Czy raczej w weekend, czy w poniedziałek, czy może w środku tygodnia. Złotą zasadą jest to, by nie zostawiać po sobie bałaganu. Po pierwsze, to nie w porządku, a po drugie, jeśli nabałaganimy w otwartym śmietniku, mamy jak w banku, że wkrótce zostanie on zamknięty.

Bardzo ważne jest śledzenie strony GIS-u! Czasem przyczyną tego, że nienaruszone produkty wylądowały na śmieciach, jest to, że GIS wycofał daną serię z obrotu i spożycie tego jedzenia może poważnie zagrażać naszemu zdrowiu

Co należy ze sobą wziąć na freegańskie łowy?

Dużą torbę z nieprzemakalnego materiału np. słynną torbę z IKEA. To ważne, ponieważ obite warzywa czy owoce mogą wylać sok pod naporem innych produktów i ubrudzić samochód. Warto mieć ubranie, które też można ubrudzić, np. dres i sportowe buty. Na ręce polecam założyć zimowe rękawiczki, a na nie rękawiczki gumowe. Dobrze o to zadbać, by nie skaleczyć się np. o rozbity słoik. Bardzo ważne jest też śledzenie strony GIS-u! Czasem przyczyną tego, że nienaruszone produkty wylądowały na śmieciach, jest to, że GIS wycofał daną serię z obrotu i spożycie tego jedzenia może poważnie zagrażać naszemu zdrowiu.

Ile czasu zajmuje zapełnienie takiej „ikeowskiej” torby?

To zależy od miejsca. Gdy odwiedziłam mamę w Radomiu, objechałam 20 marketów, zajęło mi to ponad półtorej godziny, a wróciłam z zaledwie kilkoma produktami. Z kolei w moim mieście zapełnienie takiej torby zajmuje mi 10 minut. Wiem, gdzie jechać i jak szukać, bo zdążyłam doskonale rozeznać teren.

Podsumowując: czy na śmietnikach przy sklepach spożywczych można znaleźć wszystko?

Najczęściej warzywa i owoce, później nabiał i chleby oraz słodycze, ale nie tylko. Internauci obserwujący mój profil wysyłają mi zdjęcia z najróżniejszymi łowami – alkohole, pieluchy, prezerwatywy, kosmetyki, ścierki, środki czystości… Odpowiadając więc na twoje pytanie – właściwie wszystko to, co można też w danym sklepie kupić.

Pamiętasz, z jakiego znaleziska ucieszyłaś się najbardziej?

Tak! Podczas jednej z relacji na Instagramie pożaliłam się obserwującym, że jeszcze nigdy nie znalazłam na śmietniku ananasa, a szkoda, bo bardzo go lubię. Dosłownie kilka dni później znalazłam trzy piękne ananasy. Musiałam dać im kilka dni, by dojrzały. Były pyszne!

Do wyświetlenia tego materiału z zewnętrznego serwisu (Instagram, Facebook, YouTube, itp.) wymagana jest zgoda na pliki cookie.Zmień ustawienia

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy:

Podoba Ci
się ten artykuł?