Pani Ola poroniła w domu. Prokuratura kazała w szambie szukać płodu. „To była tragedia dla mnie, a zostałam potraktowana jak śmieć”
Sprawa pani Joanny – z uwagi na skalę policyjnej przemocy, jaka została wymierzona w jej kierunku – poruszyła całą Polskę. Jej odwaga, by upublicznić swoją historię, sprawiła, że głos zaczynają zabierać inne kobiety, które podobnie jak ona stały się ofiarami systemu. „Nie popełniłam żadnego przestępstwa. To było poronienie, tragedia dla mnie, a zostałam potraktowana, na życzenie pani prokuratorki, jak śmieć” – mówi na łamach „Wysokich Obcasów” pani Ola. Choć poroniła naturalnie, prokuratura kazała opróżnić szambo i w ściekach szukać płodu.
Takich historii jest znacznie więcej
Pod koniec kwietnia pani Joanna z Krakowa przerwała ciążę, przyjmując środki poronne. W reportażu dla „Faktów” TVN podkreśliła, że do aborcji nikt jej nie zmuszał, leki zamówiła przez internet i sama zdecydowała o ich zażyciu. Zgodnie z polskim prawem przerwanie własnej ciąży nie jest karalne, co potwierdziła w rozmowie z HelloZdrowie Patrycja Pieszczek-Bober, prawniczka w ochronie zdrowia. Ale to prawdopodobnie właśnie informacja o aborcji, udzielona przez lekarkę psychiatrii dyspozytorowi numeru alarmowego 112, uruchomiła falę haniebnych zachowań policji i prokuratury wobec pani Joanny. Kobieta w asyście policji została przewieziona na szpitalny oddział ratunkowy, gdzie w celach dowodowych funkcjonariusze zatrzymali jej telefon oraz laptop. W kolejnym szpitalu, do którego również trafiła w asyście policji, kazano jej się rozebrać do naga, kucać i kaszleć.
Teraz głos zabrała pani Ola (imię zostało zmienione), która podobnie jak pani Joanna stała się ofiarą równie bulwersujących działań policji i prokuratury. Tym razem absurd polegał na tym, że zaszczuta została kobieta, która poroniła naturalnie. W jej przypadku prokuratura kazała opróżnić szambo i w ściekach szukać płodu. Historię pani Oli opisały „Wysokie Obcasy”.
„Walczyłam o to, żeby synek nie widział, że dzieje się coś złego”
Droga pani Oli do macierzyństwa nie była łatwa. Została mamą w 2019 r. po ponad ośmiu latach starań o dziecko. Miała za sobą dwa poronienia (w 2011 ciąża pojedyncza i w 2012 r. ciąża bliźniacza). W 2022 r. ponownie zaszła w ciążę. „Wiedziałam, że jest ona obarczona dużym ryzykiem, że też nie pomaga mój wiek, miałam już wtedy 40 lat, ale chciałam spróbować, marzyłam o tym, żeby syn miał rodzeństwo” – powiedziała.
W 18. tygodniu ciąży zaczęła odczuwać silne skurcze, dreszcze, miała stan podgorączkowy, co skłoniło ją, by udać się do Międzyleskiego Szpitala Specjalistycznego w Warszawie. Po badaniu USG usłyszała, że płód rozwija się prawidłowo, waży ponad 220 gram. Z uwagi na niewydolność szyjki macicy dostała leki na podtrzymanie ciąży i zalecenie, by prowadzić oszczędzający tryb życia. Niestety ciąży nie udało się donosić. Pani Ola poroniła tydzień później w domu, w toalecie.
„Byłam wtedy sama w domu z synem, nagle zaczęłam czuć koszmarny ból, nie do opisania. Pobiegłam szybko do łazienki i tam wszystko ze mnie wystrzeliło. Wszędzie tryskała krew, spojrzałam w dół i zobaczyłam zwisającą pępowinę. Nie wiedziałam, jak wstać z toalety, czy mam wyciągać pępowinę z toalety, dziecko dobijało się do środka, więc złapałam szybko za nożyczki i odcięłam tę pępowinę” – relacjonuje Ola na łamach „Wysokich Obcasów”.
Kobieta zadzwoniła do męża i na pogotowie, mówiąc dyspozytorowi: „Poroniłam i bardzo krwawię”. W asyście ratownika i ratowniczki, którzy zjawili się w jej domu, trafiła do szpitala na salę operacyjną, gdzie lekarze przeprowadzili zabieg łyżeczkowania.
Kiedy po zabiegu zadzwoniła do męża, by powiedzieć, że już nic jej nie grozi, dowiedziała się, że pod domem jest policja. Zdaniem pani Oli, co przekazała w rozmowie z „Wysokimi Obcasami”, to najprawdopodobniej ratowniczka medyczna powiadomiła policję, że 41-latka „dokonała aborcji i utopiła w toalecie dziecko”.
„Leżałam na szpitalnym łóżku po kolejnym poronieniu, po zabiegu, po tym, jak walczyłam o to, żeby synek nie widział, że dzieje się coś złego, a policjant wziął słuchawkę od męża i przepraszając, tłumaczył, że musi mi zadać kilka pytań, bo takie jest polecenie pani prokurator” – mówi kobieta.
Poroniła naturalnie, a procedury wszczęto w kierunku dzieciobójstwa
Niedługo po tym telefonie policja pojawiła się w szpitalu. Lekarze nie pozwolili wejść funkcjonariuszom do sali, w której leżała 41-latka, więc ci stali pod drzwiami i powtarzali, że taką decyzję wydała prokuratorka. Kazała ona też od kobiety pobrać krew do badań.
„Policja chodziła za mną krok w krok, jak cienie, nawet do windy weszli ze mną i mężem. Powtarzali, że potrzebują krew do badań, że wszystko odbywa się pod kątem dzieciobójstwa” – relacjonuje pani Ola.
41-latka przyznała, że ostatecznie wyraziła zgodę na pobranie krwi, bo bała się, że zostanie aresztowana. Szpital opuściła na własne żądanie, ale na tym jej koszmar się nie skończył.
„Zanim zdążyłam dojechać do domu, dowiedziałam się, że pod domem czeka już policja, bo prokurator kazała wypompować szambo” – mówi w rozmowie z „WO”.
W domu – jak czytamy w materiale „Wysokich Obcasów” – zabezpieczono też wszystkie rzeczy, z którymi miała styczność w momencie poronienia, takie jak m.in. nożyczki, którymi odcięła pępowinę, legginsy, które tego dnia miała na sobie, nawet krew z podłogi, a także podpaski „ze śladami brunatnej substancji”. W trakcie tych działań ekipa wezwana na polecenie prokuratorki wypompowywała szambo. Gdy nic nie znaleziono, prokuratorka miała zapytać szambiarzy, czy mogą zbiornik wypompować jeszcze raz przy użyciu sitka. Ci się nie zgodzili.
„Nie popełniłam żadnego przestępstwa. To było poronienie, tragedia dla mnie, a zostałam potraktowana, na życzenie pani prokuratorki, jak śmieć” – mówi 41-latka.
Zabezpieczono też łożysko i materiał biologiczny do badań, bo prokuratura rejonowa Praga Południe w Warszawie wszczęła postępowanie z art. 152 par. 2 kodeksu karnego, czyli o pomocnictwo w aborcji. Po pół roku, w październiku 2022 r. je umorzono. W decyzji, na którą powołują się „Wysokie Obcasy”, miała widnieć informacja, że nie uznano dowodu w postaci podpasek ze śladami krwi, a badanie toksykologiczne potwierdziło jedynie, że 41-latce podawano leki w celach medycznych. Żadna ze stron do tej pory nie przeprosiła pani Oli za swoje zachowanie. Jej sprawą zajmuje się obecnie Fundacja na Rzecz Kobiet i Planowania Rodziny.
Dzięki inicjatywie „Aborcja bez granic” każda osoba potrzebująca pomocy związanej z aborcją może zadzwonić pod specjalny numer telefonu: +48 22 292 25 97.
Źródło: WysokieObcasy.pl
Zobacz także
„Aborcja Bez Granic” będzie zapewniać porady oraz wsparcie kobietom potrzebującym aborcji. To międzynarodowa inicjatywa
„Czułam, jakby ktoś mnie gwałcił”. Pani Joanna opowiada, co spotkało ją w krakowskim szpitalu
„Gdy szłam do toalety, szli ze mną, sprawdzali, czy nie prę”. Kobieta w zagrożonej ciąży była w szpitalu traktowana jak przestępczyni
Polecamy
Gigantyczny popyt na wazektomię po wyborach w USA. Amerykanie obawiają się o dostęp do aborcji
Red Lipstick Monster odwraca narrację: „Był w krótkich spodenkach, więc klepnęłam go w tyłek”
„Są dziewczynkami, nie żonami”. Będzie zakaz małżeństw dziewczynek w Kolumbii. To historyczny moment
Iranki, które nie chcą nosić hidżabu, trafią do specjalnego ośrodka. Ma im pomóc „naukowa i psychologiczna terapia”
się ten artykuł?