„Ogólnie panująca znieczulica dotknęła również relacje lekarz – salowa. Dla lekarzy, ale i większości pielęgniarek, jesteśmy niezauważalne” – mówi Hanna Chudon, salowa z 20-letnim stażem
– Jesteśmy ostatnim ogniwem szpitalnego łańcucha zależności, na którym najchętniej wyładowują swoje emocje lekarze, pielęgniarki a nierzadko pacjenci. Wiadomo, że nam się zawsze oberwie, bo na kogo najłatwiej się krzyczy? Na tę, która tylko sprząta – z żalem w głosie wyznaje Hanna, pracująca na stanowisku szpitalnej salowej. Mając za sobą bagaż doświadczeń z państwowych i prywatnych placówek leczniczych opowiedziała o świecie tych, które są tak często pomijane i lekceważone, nazywane „babami od szmaty”. Czy bycie salową to wstyd, jak traktowane są przez wykwalifikowany personel medyczny i z jakimi widokami musi się mierzyć, zapytaliśmy salową z ponad 20-letnim stażem.
Monika Słowik: Czym podyktowana była pani decyzja, żeby pracować jako salowa? Jak to się stało, że znalazła się pani właśnie na takim stanowisku?
Hanna Chudon: Dwadzieścia lat temu, kiedy skończyłam urlop macierzyński i chciałam podjąć pracę rynek nie oferował zbyt wiele dla kobiet, szczególnie rynek pracy na terenach wiejskich, z których pochodzę. Liczyło się dla mnie, aby mieć pracę zmianową, bo taka pozwala sprawniej zorganizować opiekę nad dziećmi, których miałam wówczas już dwoje. To, że trafiłam do szpitala na stanowisko salowej było całkowitym przypadkiem. Gdzieś zasłyszałam o takiej możliwości, była to dla mnie praca wówczas odpowiednia, więc bez większego zastanowienia zgłosiłam się do jednej z warszawskich państwowych placówek. Znałam bardzo wiele kobiet, które pracowały jako salowe. Większość z nich, podobnie jak ja dojeżdżały ze wsi do miasta, godząc pracę z prowadzeniem domu. Poza tym, wie pani – która z nas nie umie sprzątać? Było to dla mnie zajęcie niewymagające większej filozofii.
Pamięta pani ten pierwszy dzień w szpitalu?
Pamiętam ogromny stres, bo wszystko było nowe. Nowe twarze, nowe zadania, nowa rola dla mnie. Wprowadzeniem salowej w obowiązki zajmowała się wówczas pielęgniarka epidemiologiczna. Zazwyczaj pokazuje ona poszczególne rejony szpitala, które będą należały do sprzątania, omawia zasady bhp, korzystania ze poszczególnych środków chemicznych, ustala harmonogram dziennej pracy- co, kiedy, w jakim czasie musi być zrobione. Ogrom informacji przekazywany bardzo skrupulatnie, bez zbędnego rozwlekania. Wtedy jeszcze nie ma się tej świadomości, że moja praca ma tak ogromny wpływ na innych, bo to przecież salowa odpowiada za czystość, a więc też za minimalizowanie ryzyka jakichkolwiek zakażeń, roznoszenia wirusów, chorób. Sterylnie to coś więcej niż tylko czysto. To odpowiedzialność, o której przekonujemy się później, w zetknięciu z krwią pacjenta, ropą wyciekająca z gnijącej nogi czy treściami pokarmowymi.
Te widoki były dla pani wówczas najtrudniejsze?
Można się w pewien sposób przyzwyczaić do widoku krwi, ropy, wymiocin, czy moczu. Jest to w dalszym ciągu odpychające, ale stanowi codzienność więc niejako nie budzi mojego większego obrzydzenia. Uodporniłam się też z czasem na zapachy unoszące się w salach operacyjnych, szczególnie przypalanych kości czy skóry, które towarzyszą operacjom chirurgicznym z użyciem lasera, czy podczas zabiegów ortopedycznych. Najtrudniejszy jednak widok to chorzy ludzie. To mnie przeraziło w tych pierwszych dniach pracy jako salowa. Dzieci, młodzież, starsi cierpiący z bólu, chorzy przewlekle, przywiezieni z wypadków. To zapierało dech w piersiach, do dziś budzi we mnie współczucie, żal, niekiedy troskę. Nie da się przywyknąć do widoku człowieka dotkniętego bólem, bo za każdym stoi życiowa historia, widzi się bliskich, którzy drżą z niepokoju, albo wręcz przeciwnie – nic sobie nie robią z tego, że ktoś ich potrzebuje, ktoś dla kogo są ważni może za chwilę być po drugiej stronie.
Salowa niewątpliwie jest cichym obserwatorem szpitalnych historii. Niejedno zapewne pani widziała na korytarzu. Z jakimi typami pacjentów przyszło się pani zetknąć w ciągu tych wielu lat pracy? Mogłaby pani wskazać, który jest najgorszy, najtrudniejszy, najmniej lubiany przez personel?
Jednym z powodów dla których zmieniłam po wielu latach pracy szpital państwowy na prywatny, byli właśnie pacjenci. Wiadomo, że każdy ma prawo do opieki medycznej, ale kiedy do szpitala trafiają osoby bezdomne, nie rzadko przy tym uzależnione to salowe mają najwięcej pracy, na nich spada całe morze obowiązków, które zazwyczaj wykonuje rodzina. To salowa ma pacjenta umyć, przebrać w szpitalną piżamę, zanieść do depozytu śmierdzące, zasikane ubrania. Zdarzało się, że musiałyśmy przystępować do czynności w pomieszczeniu, w którym otwarte były wszystkie okna aby mieć czym oddychać, bo fetor był nie do zniesienia.
”Dawniej było dwie, czasami nawet trzy salowe a teraz jest po jednej na zmianę a pracy nie ubyło. W wielu szpitalach marginalizuje się rolę salowej do tego stopnia, że nie ma nawet miejsca, pokoju socjalnego by mogła zjeść posiłek czy zostawić rzeczy osobiste. Je się w kuchenkach szpitalnych albo brudownikach. W dalszym ciągu wynagrodzenie nie jest adekwatne do nakładu pracy czy warunków, w jakich pracuje salowa”
Mylnie zatem uznaje się sprzątanie za jedyny obowiązek salowej?
Zakres obowiązków salowej jest znacznie szerszy niż tylko samo sprzątanie sal, korytarzy czy toalet. Zajmuje się rozwożeniem posiłków po salach chorych, zaprowadzeniem pacjentów na badania w innej części budynku, jak trzeba to myciem pacjentów, zmiana pościeli, dostawaniem lub wywożeniem łóżek, foteli z sal chorych, wynoszeniem zawartości basenów, kaczek, zbieraniem i odnoszeniem do brudownika brudnej bielizny pościelowej. Cały dzień w pośpiechu, bo śniadanie przed obchodem, jechać po obiad do kuchni. Obowiązków jest znacznie więcej niż jeszcze kilka lat temu. Najczęściej jak nie wiadomo kto ma zarobić jakąś czynność, to oczywiste, że spadnie to na salową.
Brakuje ewidentnie w tym zawodzie mężczyzn. Z czego może to wynikać?
Mężczyźni są potrzebni w tym zawodzie. Wiele prac, jakie wykonuje salowa wymaga dźwigania, czasami naprawdę ponad siły. Zdarza się podnosić pacjentów, np. podczas kąpieli. Nie rzadko też ilość śmieci do wyniesienia z całego oddziału jest za ciężka na kobietę. Bycie salową nie jest pracą dla kruchych kobietek. Mężczyźni jednak stronią od tej pracy z dwóch powodów: kulturowo wciąż sprzątanie jest zadaniem mało męskim, w większości polskich domów należy do kobiety. Drugi to oczywiście płaca. Wynagrodzenie salowej w szpitalu to kwota symbolicznie wyższa od najniższej krajowej, oscylującą pomiędzy 2000 zł na rękę. To nie zachęca mężczyzn, którzy na budowie czy jako kierowca są w stanie zarobić znacznie więcej, zachowując swoją męską godność.
A dodatek za pracę w godzinach nocnych?
Nie istnieje. Zmiany w nocy są wpisane w specyfikę pracy salowej i z tym nie ma żadnej dyskusji. Nawet upomnieć się jest ciężko, bo nas nikt nie reprezentuje, nie mamy swoich przedstawicieli. Jest związek zawodowy sanitariuszy i salowych, ale zakładowych związków jest nie wiele.
”Można się w pewien sposób przyzwyczaić do widoku krwi, ropy, wymiocin, czy moczu. Jest to w dalszym ciągu odpychające, ale stanowi codzienność więc niejako nie budzi mojego większego obrzydzenia. Uodporniłam się też z czasem na zapachy unoszące się w salach operacyjnych, szczególnie przypalanych kości czy skóry, które towarzyszą operacjom chirurgicznym z użyciem lasera, czy podczas zabiegów ortopedycznych. Najtrudniejszy jednak widok to chorzy ludzie”
Co w sytuacji, gdy pojawia się konflikt na linii salowa – salowa, albo salowa – pielęgniarka oddziałowa?
W pierwszym przypadku różne spory czy konflikty rozwiązuje pielęgniarka oddziałowa, która odpowiada za nadzorowanie pracy danej salowej na konkretnym oddziale. Dba ona, aby każda z nas wiedziała co ma robić, albo zgłaszamy do niej nasze zażalenia, np. związane z grafikiem. Jeżeli jest jakiś spór z pielęgniarką oddziałową to wtedy zajmuje się tym pielęgniarka przełożona, ale zazwyczaj takie sytuacje kończą się w zarodku.
Ze strachu o pracę?
Wiadome jest, że zazwyczaj stroną, która musi ustąpić jest salowa. Pielęgniarka ma jednak większe prawa niż sprzątaczka, oczekuje się od nas podporządkowania przełożonym. Prosta kalkulacja – łatwiej znaleźć nową sprzątaczkę niż nową pielęgniarkę.
Salowa może awansować?
Nie ma u nas ścieżki awansu, bo na jakie stanowisko? Salowa, która wykazuje się szczególnie swoją starannością, zwinnością przy wykonywaniu prac może co najwyżej liczyć na większe poważaniem u pielęgniarek, czy oddziałowej. Nie ma wyżej czy niżej postawionej salowej.
A są oddziały, na których praca jest swego rodzaju nagrodą, czy wyróżnieniem, bo jest lżej?
Wszędzie sprząta się tak samo, są takie same obowiązki. Nie ma takiej części szpitala, gdzie bycie salową jest bardziej prestiżowe. Czy to blok operacyjny, czy sale chorych, czy oddział ginekologiczny to zakres zadań salowej jest taki sam. Można zmienić miejsce pracy i przejść na inny oddział ale nie będzie to w formie nagrody czy jakiegoś odciążenia.
Z jakimi problemami zdrowotnymi najczęściej borykają się salowe?
Przede wszystkim bóle kręgosłupa, zwyrodnienia różnych stawów, bóle rąk, nadgarstków, żylaki. Dźwiganie, ciągła praca stojąca wpływają w szczególności na te schorzenia. Dawniej zdarzały się zawroty głowy powodowane przez silne środki chemiczne. Obecnie jednak chemia stosowana w szpitala jest już łagodniejsza dla człowieka.
Często spotykam się z sytuacją, że kobiety nie mówią wprost, że są salowymi, a używają zwrotu „pracuję w szpitalu”. Po tych słowach następuje milczenie i mało kto, dopytuje na jakim stanowisku, jakby odpowiedź była oczywista. Wstyd jest się przyznać, że sprząta się w szpitalu?
Osobiście nie wstydzę się, że jestem salową, ale ma pani rację, z tym zwrotem „pracuję w szpitalu”. Myślę, że wiele kobiet ma problem z nazywaniem swojego stanowiska po imieniu. Salowa to specyficzna praca z uwagi na miejsce, ale czy poza tym czy różni się czymś od sprzątania w szkole, więzieniu czy biurowcu?. Wszędzie można sprzątać i dla mnie najważniejsze jest, że pracuję uczciwie, że mam pracę, że jestem na siłach zarabiać na swoją rodzinę.
”Ogólnie panująca znieczulica dotknęła również relacje lekarz – salowa. Dla lekarzy, ale i większości pielęgniarek jesteśmy niezauważalne. Nie ma mowy o relacjach, raczej zdarzają się epizody, np. wtedy, kiedy nie daj Bóg lekarz zauważy w gabinecie zabiegowym czy sali operacyjnej najmniejszy ślad niezmytej krwi.”
Szpital stanowią przede wszystkim lekarze i pacjenci. Jak środowisko białych kitli traktuje salową?
Ogólnie panująca znieczulica dotknęła również relacje lekarz – salowa. Dla lekarzy, ale i większości pielęgniarek jesteśmy niezauważalne. Nie ma mowy o relacjach, raczej zdarzają się epizody, np. wtedy, kiedy nie daj Bóg lekarz zauważy w gabinecie zabiegowym czy sali operacyjnej najmniejszy ślad niezmytej krwi. Większość lekarzy wtedy nie przebiera w słowach składając skargę do oddziałowej na salową. Raczej mało który lekarz osobiście zwróci uwagę salowej, chociaż zdarzają się tacy, którzy sami potrafią rozliczyć salową z jej niedopatrzenia. Nie twierdzę, że nie mają racji, bo sterylność jest priorytetem, ale forma przekazu pozostawia wiele do życzenia, w sposób czysto ludzki. Uwierzy mi pani, że wielu z nich winno okazać salowej większy szacunek, bo to, w jakim nieraz stanie zostawiają swoje biurka czy gabinety, przekracza granice kultury i dobrego wychowania. I to salowa porządkuje wszystko, aby następnego dnia stanowisko było gotowe do pracy. W prywatnej klinice, w której teraz pracuję, jest większa współpraca między lekarzami a salowymi, są mniejsze napięcia. W szpitalach państwowych salowa jest raczej nikim dla lekarza, szczególnie dla medyków mężczyzn. Jeżeli zdarzy się, że potrzebuję porady lekarskiej dla siebie, czy kogoś bliskiego to lekarze zazwyczaj służą pomocą, umieją okazać zainteresowanie.
Pacjent bardziej szanuje pracę salowej niż lekarz?
Z pacjentami bywa bardzo różnie i zależy to od wielu czynników. Przede wszystkim szybciej naszą pracę uszanuje pacjent leżący niż ten, który jest samodzielny. Ten pierwszy doświadcza naszej pomocy bardziej, stąd może jego wdzięczność, która wcale nie jest regułą. Większość pacjentów traktuje nas jako takich znajomych. Porozmawiamy sobie o pogodzie, zapytają o coś kiedy jest się w sali, mają jakąś prośbę. Dają nam odczuć, że są wdzięczni, zauważają że jest czysto, że wykonujemy swoją pracę rzetelnie. Będą też i tacy którzy nie odpowiedzą dzień dobry jak wchodzimy do sal, czy okażą ewidentne niezadowolenie bo myjemy podłogi wczesnym rankiem.
Bywały takie dni, że mówiła pani, że już nigdy nie pojedzie do szpitala, że rzuca tę pracę?
Było wiele takich dni. Taki kryzys zdarza mi się np. po nocnych zmianach, podczas których jest wiele przyjedź pacjentów w ciężkim stanie, kiedy pracy jest ogrom. Kiedy musiałam pomagać przy zgonie i przygotować zmarłego pacjenta do przewiezienie do kostnicy przyszpitalnej: umyć, założyć pampersa, owinąć białym prześcieradłem, spisać rzeczy osobiste do wydania rodzinie, zdezynfekować łóżko. Wtedy pojawiają się w domu i łzy, zmęczenie, jakiś smutek. Tym trudniej jak się któregoś ze zmarłych pacjentów poniekąd poznało, bo spędził długi czas na oddziale. Można się w jakiś sposób zaprzyjaźnić z pacjentami, bo szpital jest takim miejscem, gdzie czasami obcym ludziom jest się w stanie powiedzieć więcej o swoim życiu niż bliskim. Przez to są pacjenci, którzy zapadli się w pamięć swoimi historiami, zwierzeniami.
Co na przestrzenie lat zmieniło się w zawodzie salowej?
Z rzeczy na minus to spadła liczba tego personelu przypadająca na dany oddział. Dawniej było dwie, czasami nawet trzy salowe a teraz jest po jednej na zmianę a pracy nie ubyło. W wielu szpitalach marginalizuje się rolę salowej do tego stopnia, że nie ma nawet miejsca, pokoju socjalnego by mogła zjeść posiłek czy zostawić rzeczy osobiste. Je się w kuchenkach szpitalnych albo brudownikach. W dalszym ciągu wynagrodzenie nie jest adekwatne do nakładu pracy czy warunków, w jakich pracuje salowa. Kontakt z krwią czy flegmą nie zalicza się do pracy w trudnych warunkach, za którą przysługuje dodatek do pensji. Poprawę można jednak zaobserwować w jakości i użyteczności sprzętu jakim dysponuje salowa. Wózki, mopy, rękawiczki ochronne czy środki czyszczące są nowocześniejsze, bezpieczniejsze, ułatwiające sprzątanie. Stroje ochronne również można uznać nie tylko za milsze w noszeniu, ale też przyjemniejsze dla oka. Przez dwadzieścia lat pracy w tym zawodzie widzę, że warunki zatrudnienia stają się minimalne lepsze, jednak w dalszym ciągu prywatne szpitale są korzystniejszym miejscem pracy niż szpitale państwowe.
Zobacz także
„Kosmos dla dziewczynek” – przeczytaj wywiad z Barbarą Pietruszczak, jedną z twórczyń magazynu
„Osoby niewidome są dużo aktywniejsze niż osoby widzące. Więcej chcą od życia, mają bardzo wysokie kompetencje” – mówią twórczynie projektu Wielozmysły
„Partnerstwo w relacji z córką jest dla matki wielkim wyzwaniem. Podobnie jak i dla córki” – mówi socjolożka dr Elżbieta Korolczuk
Podoba Ci się ten artykuł?
Polecamy
„Można być obecnym ojcem, spędzając z dziećmi godzinę dziennie”. Z Jackiem Masłowskim rozmawiamy o „Syndromie tatusia”
Filip Cembala: „Komu z nas nie brakuje ulgi w czasach zadyszki wszelakiej?”
Kino, mecz, pójście na ryby pomagają wychodzić z bezdomności. „Droga do normalności to długotrwały proces, bywa bardzo bolesny, ale często też jest uwieńczony sukcesem”
Paulina Hojka o noszeniu ubrań po zmarłych: “Myślę, że żaden nieboszczyk się nie obrazi”
się ten artykuł?