Przejdź do treści

„Świeckie rytuały przejścia to nie pretekst do tego, by móc wyprawić dziecku imprezę. Chodzi o pierwotne doświadczenie, przeżycie duchowe” – rozmowa z Moniką Stasiak, doradczynią rytualną i mistrzynią ceremonii

Monika Stasiak, mistrzyni ceremonii
Monika Stasiak, mistrzyni ceremonii / archiwum prywatne
Podoba Ci
się ten artykuł?
Podoba Ci
się ten artykuł?

Czy świeckie rytuały przejścia osoby niewierzące (no właśnie: czy tylko niewierzące?) organizują zamiast tych, w których uczestniczyłyby np. w kościele? Jak taki rytuał przebiega, czym różni się od rytuałów religijnych i jak można go zorganizować? Na te i więcej pytań odpowiada Monika Stasiak, która zajmuje się organizowaniem rytuałów przejścia zawodowo, prowadzi też profil Na progu na Facebooku i Instagramie.

 

Anna Sierant: Czym jest rytuał przejścia, jak go zdefiniować?

Monika Stasiak: Próbując zdefiniować rytuał przejścia od strony antropologicznej, można by powiedzieć, że to takie wydarzenie, taka ceremonia, która ma przeprowadzić jednostki – ale również całe grupy – przez ważne, progowe momenty w życiu.

Powiedziałabym, że istnieją dwie odrębne grupy rytuałów: te związane z cyklem życia ludzkiego, czyli powitanie dziecka na świecie, wkraczanie w dorosłość, ślub, pożegnanie, widziałam nawet, choć sama ich nie prowadziłam, rytuały rozwodowe. Mamy też rytuały związane z cyklem życia przyrody, wegetacyjnym, poprzez które chcemy podkreślić związek człowieka ze światem żywym, ze zmieniającą się naturą, jej kolorami, zapachami. To oczywiście rytuały prowadzone na innym poziomie, ponieważ nie są związane z tak znaczącymi zmianami w życiu. Z drugiej strony przecież nasze ciała na te wspomniane zmiany, które zachodzą w przyrodzie, reagują, a sama przyroda operuje w określonych rytmach, w których i my przez tysiące lat funkcjonowaliśmy. Kiedy jest zima, stajemy się bardziej wyciszeni, lato z kolei oznacza pełnię aktywności. Rytuały pozwalają więc nam lepiej wczuć się w to, co nasze organizmy, nasze ciała dobrze znają. Jeszcze 100 lat temu, gdy nadchodził przednówek, ciągnęliśmy na rezerwach, teraz przez cały rok chcemy funkcjonować na pełnych obrotach i dziwimy się, że nie mamy na to siły.

Bardzo dobrze istotę tego, czym jest rytuał, oddaje cytat z Jamesa Hollisa, psychoanalityka jungowskiego, który powiedział, że „rytuał to ruch w kierunku i naprzeciw głębi”. I tutaj właśnie widzę różnicę między rytuałem a ceremonią humanistyczną. Ceremonie humanistyczne też są piękne, sama czasem używam tego określenia, jednak rytuał stawia sobie za cel docierać do czegoś, co tkwi gdzieś głęboko w naszych pokładach, do – można by powiedzieć za Jungiem – archetypów. W rytuale chodzi o to, by pracować z czymś, co jest troszkę większe od nas.

Rytuał ma więc swój ważny, niezbędny element duchowy?

Utarło się przekonanie, że rytuały muszą być związane z religią. Tymczasem tej duchowości można szukać w różnych obszarach: niekoniecznie w relacji z Bogiem, ale w naszym związku z przyrodą, istotami żywymi, w głębi relacji międzyludzkiej, której doświadczamy np. z partnerem, partnerką czy dzieckiem. Ona sama w sobie jest dla nas tak istotna, tak niesamowita, że nie potrzebujemy powoływać się na wartości religijne.

Religijność, duchowość to też kwestie bardzo indywidualne – nawet u osób wierzących ta wiara objawia się inaczej, inaczej wygląda doświadczanie sacrum. Skoro jesteśmy tak różni, dlaczego nasze rytuały miałyby być takie same i nie odwoływać się do naszego indywidualnego świata wartości?

A w jaki sposób została pani mistrzynią ceremonii, zaczęła prowadzić rytuały przejścia? Czy zauważa pani, że stają się one oraz popularniejsze, jest ich więcej?

Zaczęło się od znajomych – ich córkę będę w tym roku wprowadzać w ceremonię dorastania, a 9 lat temu witałam ją na świecie. Z tą rodziną łączy mnie cały czas – bardziej lub mniej intensywna – relacja, co uświadomiło mi, jak dużym przeżyciem dla rodziny, przyjaciół, uczestników rytuału są właśnie te ceremonie. Jak ważne jest dla nich to, że nie postępujemy według żadnych schematów, że nie bierzemy czegoś, co jest na półce – gotowe i dostępne, a wybieramy to, co jest bliskie naszym wartościom, naszej wrażliwości. Jesteśmy też uważni na osoby biorące udział w ceremonii, a w wielu rytuałach, które znam, także religijnych, wszystko dzieje się automatycznie, według wyuczonych wzorców. Kiedy przygotowuję rytuał z parą, rodziną, robimy to od początku do końca, z wyczuleniem na szczegół, a przede wszystkim – na osoby biorące w nim udział. Dbam o to, by ci, którzy przychodzą w tę przestrzeń rytualną, czuli, że to w całości coś także dla nich.

Na pewno zauważam coraz większe zainteresowanie rytuałami, jednak te zmiany następują bardzo wolno. Cały czas troszeczkę się boimy, no bo co powiedzą sąsiedzi, jeśli zaprosimy ich na pogrzeb właśnie w formie rytuału przejścia? Nawet gdy ktoś decyduje się na zorganizowanie świeckiego pogrzebu, to często towarzyszy temu takie wyobrażenie, by mistrz czy mistrzyni ceremonii wygłosiła jakąś mowę, by była kimś na wzór księdza. A przecież można do tego podejść szerzej, bardziej włączająco, z wykorzystaniem symbolicznych gestów, działań i przedmiotów. To jednak wymagałoby przełamania pewnej konwencji, którą mamy w głowach.

A jak wygląda organizacja rytuału wejścia w dorosłość? Czy taki rytuał ma odpowiednie „punkty programu”, które musi zawierać, czy dostosowuje je pani do danej osoby? Czy jest to współpraca raczej z rodzicami, czy z małym jeszcze przecież dzieckiem? Czy taki rytuał zawsze wygląda tak samo?

Rytuał przejścia nie ma sztywno określonych ram: nie jest tak, że coś w nim być musi, a czegoś być nie może. Organizując te ceremonie, staram się jednak, czerpiąc z doświadczenia antropologicznego, stworzyć strukturę, która pozwala ten rytuał trochę uporządkować. Ta struktura zawiera się w modelu opisanym przez Arnolda van Geneppa i składa się z trzech faz: preliminalnej (czyli wyłączenia z jednej fazy, roli, z jednego stanu), liminalnej (to stan przejściowy, przestrzeń pomiędzy) i postliminalnej (czyli włączenia do nowej roli). Poza nimi jest oczywiście otwarcie i zamknięcie tej przestrzeni rytualnej. To są więc te ramy, a co się w nich zawiera, to sprawa indywidualna. Podobnie jak czas trwania faz: rytuał przejścia może być godzinnym wydarzeniem, ale i trwać cały dzień, by podkreślić tę fazę graniczną, by droga przejścia była dłuższa.

W przypadku dziecka, rytuału wejścia w dojrzewanie, chodzi o podkreślenie, że za chwilę będzie kimś trochę innym i o okazanie mu wsparcia w tym procesie, podarowanie poczucia ugruntowania

Zacznijmy więc, oczywiście, od początku. W otwarciu ceremonii chodzi o to, by włączyć osoby w niej uczestniczące w przestrzeń rytuału, odrębną od tej, z której przyszły. To może się odbywać na różne sposoby: werbalne, symboliczne, np. poprzez zapalenie ognia i jego krążenie między osobami, poprzez podawanie sobie jedzenia, np. owoców, z których każdy weźmie coś dla siebie, może to też być krążenie nasion, które później są wysiewane. Ta faza rytuału stanowi również dobry moment na to, by wyjaśnić, w jakim celu się wszyscy zebraliśmy i jakie wartości sprawiają, że tu jesteśmy. Dalej następuje wyłączenie – moment, w którym dorastająca osoba zostawia część swojego życia, swoje dzieciństwo, za sobą i stwarza miejsce na nowe. Ważnym elementem tej fazy może być podsumowanie przygotowane przez rodziców, którzy mówią np.: „Hej! Bardzo cieszymy się, że jesteś z nami, jesteś dla nas ważna/ważny, dziękujemy ci za to, że istniejesz. Chcemy cię wspierać w drodze, którą pójdziesz dalej”. Temu odcięciu od wcześniejszego etapu życia mogą również towarzyszyć symbole: odcięcie kosmyka włosów, oddanie rodzicom ulubionej zabawki, która teraz już nie jest tak bliska, ubranka, które kiedyś bardzo się lubiło, schowanie przedmiotu do pudełka, szkatułki, którą zakopiemy w lesie i za ileś lat zobaczymy, co kiedyś zostawiliśmy w tym miejscu. To może też być oddanie czegoś przyrodzie, np. włożenie do rzeki listu, umieszczonego na łódeczce z kory.

Kolejna faza, liminalna (graniczna), w społecznościach tradycyjnych była trudna dla osób inicjowanych, ponieważ transformacja wiązała się z działaniami, które dzisiaj można by określić jako przemocowe. Z nich oczywiście rezygnujemy, bo rytuał przejścia w dojrzewanie ma przebiegać łagodnie, w zgodzie z dzieckiem. W tym momencie rytuału bardzo lubię opowiadać baśnie. Często były one tworzone jako historie inicjacyjne, przedstawiały właśnie moment wkroczenia w dorastanie, w którym dziewczynka czy chłopiec przechodzi przemianę. Oczywiście nie tłumaczymy podczas rytuałów tych baśni 1:1, „tu chodziło o to, a tam o tamto”, ale one i tak przemawiają do dzieci i dorosłych na poziomie pozaracjonalnym, intuicyjnym. Opowieści są również po to, by połączyć ludzi w przestrzeni rytuału. W fazie liminalnej dziecko może także zostać na chwilę samo, ma ten moment wyciszenia przed tym, co nastąpi za chwilę. Mogą tu również padać pytania, czy dziecko jest gotowe do przyjęcia nowej roli.

Ostatnia faza, postliminalna, czyli włączenia, to właśnie samo przyjęcie nowej roli, stanu. Do roli osoby dorastającej, w której ciele, psychice zaczną następować duże zmiany. Może przebiegać na poziomie słownym, ale i symbolicznym: poprzez nałożenie wianka, który uczestnicy rytuału wspólnie zrobili wybranymi przez siebie kwiatami, poprzez zaplecenie włosów, wręczenie ważnego przedmiotu, np. motanki przygotowanej specjalnie na tę okazję. To przejście może też nastąpić w wymiarze fizycznym, np. między dwoma ogniskami lub pod koroną ukochanego, ważnego dla wszystkich członków rodziny dębu.

Na koniec pozostaje zakończenie rytuału przejścia, które polega na zamknięciu przestrzeni rytualnej np. poprzez zgaszenie ognia czy rozwiązanie kręgu.

Jak i dorośli, i dzieci podchodzą do tych rytuałów? Czy stresują się początkowo, czy czekają na pani wskazówki, co mają robić, czy zachowują się zupełnie spontanicznie? W kościele np. jesteśmy nauczeni odpowiednich działań, słów od początku do końca ceremonii.

Zawsze jest trochę obaw, ale chyba więcej wśród dorosłych niż wśród dzieci. Tworzymy rytuał wspólnie, planujemy, rozmawiamy o tym, co nam się podoba bardziej, co mniej, szukamy nowych pomysłów. Dzieci super to czują, bo jeśli wiedzą, że mają swobodę wyboru, wydobywają z siebie niesamowite pomysły. Kiedyś podczas jednego ze spotkań opowiadałam, że dawniej podczas rytuałów dzieci pozostawały same na noc w lesie. Wtedy u dziewczynki pojawił się błysk: „Sama w lesie?”. I z tego pomysłu zrodziła się procesja do drzewa i nie cała noc, ale kilka chwil spędzonych samodzielnie w przyrodzie właśnie. Widać było, że ta dziewczynka to czuła, chciała, potrzebowała tego.

Rytuał przejścia nie ma sztywno określonych ram: nie jest tak, że coś w nim być musi, a czegoś być nie może

To, że ktoś chce zorganizować rytuał przejścia, to jedno, ale jak zaprosić rodzinę na taki rytuał, jeśli np. wyznaje ona inny światopogląd? Jak rozmawiać z bliskimi o świeckiej ceremonii?

Rozmowy z bliskimi to rzeczywiście stresujący moment dla wielu osób, które przejmują się: bo zapraszają osoby wierzące, bo niektórzy stwierdzą: „Co to za gusła odprawiacie” itp. Jak więc rozmawiać z rodziną, przyjaciółmi? Otwarcie, nie ściemniając, że to tylko taka próbna ceremonia, a potem będzie już ta prawdziwa. Mówiąc tak, jak nam podpowiada własne sumienie, w zgodzie ze swoimi wartościami. Wyjaśniając, dlaczego jest dla nas ważne, by te osoby uczestniczyły w ceremonii, w życiu naszym i naszego dziecka. Dobrze też omówić kwestie techniczne: opowiedzieć, jak to będzie wyglądało, żeby goście nie czuli się wrzuceni w środek czegoś nieznanego, w sytuację, która jest dla nich obca. Sprawić, by czuli się bezpiecznie ze wszystkim. Ja też podczas każdej części rytuału opowiadam, czemu ona służy, co będzie się działo.

Pod tekstami o rytuałach przejścia czasem pojawiają się komentarze: „Nie rozumiem tych ludzi, skoro odrzucają religijność jeden rytuał, to dlaczego szukają innego, dlaczego z tego w ogóle nie zrezygnują?”. No właśnie: dlaczego? Do czego potrzebne są człowiekowi rytuały przejścia?

Przede wszystkim chciałabym się rozprawić z przekonaniem, że chodzi o to, by mieć pretekst do zrobienia imprezy. Że trzeba dziecku zorganizować okazję do zdobycia prezentów, a goście mają przyjść zaopatrzeni w quady. Naprawdę nie widzę takiego podejścia wśród osób, z którymi pracuję, tu chodzi o pierwotne doświadczenie, przeżycie duchowe. To, co dzieje się w sferze materialnej, jest wtórne, prezenty mogą być, ale nie muszą. Rytuał przejścia nie jest też zamiast czegoś, np. pierwszej komunii, stanowi osobną, samodzielną ceremonię.

W przypadku dziecka, rytuału wejścia w dojrzewanie, chodzi o podkreślenie, że za chwilę będzie kimś trochę innym i o okazanie mu wsparcia w tym procesie, podarowanie poczucia ugruntowania: „Jesteś z nas, kochamy cię, jesteśmy twoimi korzeniami, ale dajemy ci skrzydła, byś sam/sama na nich frunęła/frunął. Twoje ciało będzie inne, ale niezmiennie dobre, będziemy przy tobie w twoich wyborach, jakąkolwiek ścieżkę zechcesz obrać”.

Wzięcie udziału w rytuale przejścia to także sposób na odnalezienie w sobie czegoś większego od nas, rytuał pozwala na zatracenie się w pięknie relacji, poczucie zanurzenia w przyrodzie, bycia częścią niesamowitej kosmicznej struktury. Oczywiście rytuał to także budowanie wspólnoty, bliskości, nie z poczucia obowiązku. To uważność na siebie nawzajem, na tych, z którymi chcemy, by łączyły nas więzi.

 

Monika Stasiak – antropolożka (absolwentka Instytutu Etnologii i Antropologii Kulturowej na Uniwersytecie Łódzkim), mistrzyni ceremonii. Przygotowuje i prowadzi świeckie rytuały przejścia oraz ceremonie humanistyczne związane z cyklem pór roku, etnografka, rękodzielniczka. Na Facebooku i Instagramie prowadzi profil Na progu.

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy: