Przejdź do treści

„Ewakuowaliśmy zwierzęta wśród ostrzałów, nie wiedząc, czy uda nam się tym razem dotrzeć do celu”. O ratowaniu kangurów i żółwi w środku nieludzkiej wojny w Ukrainie mówi Timofey Kharchenko

„Ewakuowaliśmy zwierzęta wśród ostrzałów, nie wiedząc, czy uda nam się tym razem dotrzeć do celu”. O ratowaniu kangurów i żółwi z serca wojny mówi Timofey Kharchenko / fot. archiwum prywatne
Podoba Ci
się ten artykuł?
Podoba Ci
się ten artykuł?

– Nie mieliśmy żadnych gwarancji bezpieczeństwa. Wszystko tu teraz dzieje się w niezwykle nerwowych i zagrażających życiu warunkach. Niektóre ze zwierząt przez huki zmarły na zawał serca – mówi wolontariusz, który ewakuował tysiące zwierząt z Feldman Ecoparku w będącym pod stałym ostrzałem Rosjan Charkowie.

 

To, co robi zespół ratujący zwierzęta z Feldman Ecoparku – znajdującego się na linii ognia w ukraińskim Charkowie – jest niewyobrażalne. Uciekając przed ostrzałami, są naocznymi świadkami śmierci, konania i bólu. Pracownicy i wolontariusze ryzykują własne życia, by uratować kangury, tapiry, żółwie, konie, jaguary, hieny, tygrysy czy wilki. Ewakuują je w bezpieczne miejsca, a filmy z transportu kangurów i tapirów podbiły serca tysięcy osób na całym świecie.

Feldman Ecopark przed wojną łączył opiekę i pomoc dla zwierząt z terapią dorosłych i dzieci z niepełnosprawnościami, placówkami badawczymi i edukacyjnymi, a także wypoczynkiem dla miłośników przyrody. Przez cały rok organizowano tam wakacje sportowe i rozrywkowe oraz wycieczki edukacyjne, w tym z tłumaczeniem na język migowy. Na terenie kompleksu znajdował się również ośrodek rehabilitacji psychospołecznej. Dzisiaj zastaniemy tam jedynie zniszczone pomieszczenia i park bez zwierząt, które od pierwszych dni rosyjskiej agresji w Ukrainie były zakładnikami wojny.

Nieludzkie obrazy z tej wojny zapiszą się w pamięci na zawsze. Pozostaną w niej również bohaterskie czyny, takie jak Timofeya Kharchenko, jednego z wolontariuszy Ecoparku, z którym udało mi się porozmawiać pomimo codziennych ostrzałów Charkowa.

 

Ewa Wojciechowska: Cały świat z zapartym tchem śledził losy Dalmy, Pinto i Dolly – czyli tapirów oraz kangurów ewakuowanych z Feldman Ecoparku, a wideo z ich transportu ma kilkadziesiąt tysięcy wyświetleń. Jak to się stało, że zacząłeś pomagać przy ewakuacji zwierząt, narażając codziennie życie?

Timofey Kharchenko: Jestem weterynarzem i w Ecoparku przed wojną odbywałem swoją praktykę, więc kiedy zobaczyłem ogłoszenie, że potrzeba rąk do pracy, od razu się zgłosiłem. Pomagam jako wolontariusz od 10 marca. Od tego czasu udało nam się wywieźć z Ecoparku w bezpieczne miejsca wszystkie zwierzęta, które przeżyły.

Czyli cały proces ewakuacji zajął wam dwa miesiące?

Od początku wojny park znajduje się w strefie ognia między pozycjami rosyjskiej i ukraińskiej armii. Dotarcie do niego i wywiezienie zwierząt było objęte ryzykiem, że ktoś z pracowników lub wolontariuszy straci życie. Było nam bardzo trudno w takich warunkach dostać się do parku i zabezpieczyć wszystkie zwierzęta w miarę szybko.

Ecopark od samego początku jest też cały czas odcięty od prądu, ciepła i wody, przez co w pierwsze dni wojny zginęło dziesięć małp. Małpy są zwierzętami, które potrzebują tropikalnego klimatu, w ich pomieszczeniu przez cały czas musi być ciepło, a w Ukrainie były wtedy duże mrozy i temperatura dochodziła do -20 stopni. W pierwszej kolejności wywoziliśmy więc zwierzęta, które nie są odporne na zimno, jak np. marabuty afrykańskie. Oprócz kangurów, które poznał cały świat, uratowaliśmy też m.in. żółwie ostrogi i aldabra, Chitę i Judy – dwie samice szympansów z młodymi, rodzinę gibonów białorękich z niemowlęciem, lemury, kapucynki, małpy zielone, dzioborożce, marabuty, flamingi, kruki afrykańskie, osły, łosie, wielbłądy, a nawet gęsi. Przewieźliśmy też duże drapieżniki, takie jak niedźwiedzie, hieny, lwy, jaguary, wilki czy tygrysy.

Ewakuacja egzotycznych zwierząt to złożony i wieloetapowy proces. Jak to wygląda w realiach wojny?

Każdego dnia próbowaliśmy znaleźć „okna” w ostrzale, aby dostać się na teren parku. Podczas drogi przez cały czas latały nad nami pociski i nigdy nie wiedzieliśmy, co nas czeka. Nie mieliśmy żadnych gwarancji bezpieczeństwa. Ewakuowaliśmy więc zwierzęta przez wyludniony obszar wśród ostrzałów i huków, nie wiedząc, czy któryś z pocisków nas nie trafi i czy uda nam się tym razem dotrzeć do celu. Wszystko tu teraz dzieje się w niezwykle nerwowych i zagrażających życiu warunkach. Bardzo często nasze akcje ratunkowe były przerywane z powodu ostrzału. Przez kilka dni walki też były zbyt intensywne, żebyśmy mogli ryzykować. Nasi ukraińscy wojskowi nie pozwalali nam wtedy wjechać na teren, na którym znajduje się Ecopark, było to zbyt niebezpieczne. W inne dni nas przepuszczali, bo wiedzieli, że zwierzęta też się męczą, muszą dostać pokarm i być ewakuowane.

Istniały korytarze humanitarne, dzięki którym mogliście przyjechać?

Dyrektor Ecoparku apelował o stworzenie korytarzy humanitarnych, które były potrzebne nie tylko ludziom, ale i zwierzętom. Codziennie potrzebowaliśmy co najmniej dwóch godzin ciszy, aby dostać się na teren parku i nakarmić zwierzęta. Tu w końcu chodziło o ratowanie życia tysięcy niewinnych żywych istot. Niestety prośby nie zostały wysłuchane. Atmosfera była przez cały czas napięta i dla nas, i dla zwierząt. Bywały dni, kiedy mogliśmy w spokoju wykonać swoją pracę i pomóc naszym podopiecznym, ale były one wyjątkiem.

Ile zwierząt udawało wam się wywieźć w ciągu jednego dnia?

W ciągu dnia robiliśmy maksymalnie dwa kursy. Staraliśmy się codziennie wywozić zwierzęta. Oprócz niebezpieczeństwa śmierci z powodu ostrzału zwierzętom groził także głód. W parku przebywało około 5 tysięcy przestraszonych zwierząt, którym trzeba było dostarczyć pokarm i wodę. Ecopark ma kilka hektarów, więc taki jeden kurs z karmieniem zwierząt zajmuje około 4-5 godzin.

Największy problem mieliśmy z wywozem dużych drapieżników, ponieważ do ich transportu potrzebne są większe auta. Wojska rosyjskie stale monitorują terytorium i widzą, kiedy pojawia się jakiś ruch. Wtedy przechodzą do ataku. Z tego powodu najczęściej jeździliśmy mniejszym busem albo małymi samochodami. Nie mogliśmy oczywiście zostawić dużych zwierząt na pastwę losu, więc ryzykowaliśmy.

Jak wygląda przewożenie niedźwiedzia w takich warunkach?

Duże drapieżniki przewozi się pod narkozą. Strzelaliśmy do nich środkiem usypiającym i czekaliśmy 15 minut aż zasną. Następnie mieliśmy około pół godziny, żeby przetransportować je do klatki i później do auta, co nie było proste. Przykładowo największy niedźwiedź przebywający u nas ważył ponad 600 kg. W trakcie zabiegu monitorujemy też to, jak zwierzę oddycha. Cała procedura może nie wygląda zbyt ciekawie, ale najważniejsze, że udało nam się uratować te zwierzęta.

Jedną z trudniejszych akcji, co może nie być takie oczywiste, było ratowanie łosi, które przyjechały z poparzeniami jako niemowlęta do Ecoparku ze strefy Czarnobyla. Ich zagrody znajdowały się na terenie mocno ostrzeliwanym i zaminowanym. Musieliśmy się natrudzić, by wszyscy wyszli z tej akcji cało.

Timofey Kharchenko / fot. archiwum prywatne

Widziałam wasze wideo, na którym pokazujecie zniszczone przez bombardowania budynki w parku. Jak teraz wygląda Ecopark?

Można powiedzieć, że Ecoparku już nie ma. Był kilka razy poddany zmasowanemu ostrzałowi i bombardowaniu, w wyniku którego została zniszczona prawie cała infrastruktura. Cudem zagrody dużych drapieżników nie rozpadły się, bo wtedy przerażone lwy, jaguary, tygrysy czy niedźwiedzie mogłyby uciec i udać się w stronę Charkowa lub pobliskich wiosek.

Pod koniec kwietnia praktycznie doszczętnie została zniszczona stajnia naszego kompleksu jeździeckiego, który powstał nie tak dawno temu. Na szczęście wszystkie konie, które w nim mieszkały, zostały na czas ewakuowane do stajni w Charkowie i osiedlają się w nowym miejscu. Jedne z nich doczekały się źrebaka. Przedwczoraj spalił się jeszcze jeden zbombardowany dom na terenie parku.

Nie liczymy już nawet wszystkich strat, bo ogólnie sytuacja w Charkowie jest przerażająca. Ludzie tracą mieszkania, życie, miasto jest niemal doszczętnie zniszczone.

Jak zwierzęta reagują na to, co się dzieje?

Bardzo się stresują i to widać po wszystkich osobnikach. Taki długotrwały stres bardzo negatywnie wpływa na ich stan psychiczny i zachowanie. Boją się i potrafią zachowywać się nieprzewidywalnie. Tygrysy i lwy reagowały bardzo nerwowo, chowały się, nie wiedziały, co się dzieje. Niektóre ze zwierząt przez huki zmarły na zawał serca. W ten sposób zginęło kilka świń. Mamy w Ecoparku podwórko, gdzie przed wojną mogli przyjść ludzie, żeby nakarmić i pogłaskać świnie czy kozy. I na ten teren spadły miny wyrzucane przez Rosjan z samolotów. Jeśli któreś ze zwierząt dotknęło je pyskiem, mina wybuchała, raniąc i zabijając zwierzę.

Jakie jeszcze zwierzęta zginęły oprócz małp i świń?

Dziesięciomiesięczny żubr stracił swoich rodziców. Ofiarą ataków padły też cztery daniele, trzy kozy walijskie, osły, puma, wiele jeleni, torbacze, ptaki, łoś Varya i wiele innych. Lista ofiar tej wojny wśród zwierząt stale rosła z każdym dniem. Zwierzęta ginęły od ostrzału, bombardowań czy właśnie przez ataki serca powodowane hukiem wybuchów.

Jakieś zwierzęta uciekły z parku?

Niektóre jelenie wyszły z zagrody i chodzą na wolności w lesie, ale one dadzą sobie radę w takich warunkach. Uciekły też rude wilki, które nie stanowią zagrożenia dla ludzi. Zwierzęta te miały zagrodę ze szkła organicznego, która rozpadła się podczas wybuchu. Rozbita została również zagroda jeżozwierzy, z której uciekły dwadzieścia dwa osobniki. Udało nam się złapać osiem z nich i to dziesięć kilometrów od parku. Jednego z nich znalazł miejscowy rolnik, pozostałe z tej grupy są wciąż przez nas poszukiwane.

Rosjanie zabili także waszych pracowników?

W wyniku ostrzałów Rosjan straciliśmy sześcioro naszych kolegów w trakcie ewakuacji zwierząt. Drony rosyjskie latają także nad parkiem i zawsze oznacza to niebezpieczeństwo, ponieważ często po tym następuje ostrzał. Dwie osoby zginęły z powodu ostrzału ich auta, dwie w bombardowaniach, a dwie zostały zastrzelone przez Rosjan, kiedy ci weszli do parku na początku marca. Kiedy wybuchła wojna, dwaj pracownicy Ecoparku zostali, by karmić zwierzęta. Niestety kiedy pozostali pracownicy dotarli do ośrodka 7 marca, nie mogli ich znaleźć. Do ostatniej chwili mieliśmy nadzieję, że udało im się przeżyć. Okazało się, że zostali zastrzeleni przez Rosjan, a ich ciała schowano na zapleczu.

5 maja został także zabity najmłodszy z naszych wolontariuszy, który miał 15 lat. Pomagał rodzicom karmić i ewakuować zwierzęta. Podczas transportu bawołów jego grupa znalazła się pod ostrzałem. Chłopiec zmarł, a dwie osoby, które były razem z nim, zostały poważnie ranne i lekarze walczą o ich życie. Po zwycięstwie Ukrainy w planach jest postawienie pomnika przy wejściu do parku, by uczcić naszych kolegów, którzy zginęli, ratując zwierzęta.

Mam nadzieję, że będzie to już niedługo…

Każdy chce pokoju, także zwierzęta. Wierzę, że wojna zakończy się niedługo, a Ecopark zostanie wskrzeszony.

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy: