Przejdź do treści

„Nadmiarowe bycie przy sobie, bez dopuszczania innych, może prowadzić do poczucia osamotnienia, izolacji, braku celu” – mówi psycholożka Marta Chmielewska

Szczęśliwa kobieta na tle nieba z tęczą
Jak i po co dbać o swój dobrostan, mówi psycholożka / fot. unsplash
Podoba Ci
się ten artykuł?

– Z perspektywy terapii poznawczo-behawioralnej mówi się dużo o unikaniu i tłumieniu jako o mechanizmach, które utrudniają nam wzrost, samorozwój. Dlatego właśnie, że nie konfrontujemy się z czymś, co jest trudne. I nie mamy okazji zweryfikować naszych przekonań, czy w ogóle są prawdziwe – o tym, jak nie zaniedbywać innych, troszcząc się o siebie, mówi Marta Chmielewska, psycholożka i psychoterapeutka z Centrum Terapii Dialog.

 

Aleksandra Tchórzewska: Wieczorem nie odbieram telefonu, bo chcę ciszy i spokoju. Jestem świadomą swoich potrzeb kobietą czy egoistką, która nie znajduje przestrzeni dla innych?

Marta Chmielewska: Jeśli znajdujemy przestrzeń dla bliskich w innych momentach, potrafimy określić, kiedy jesteśmy dla nich dostępni, wyjaśnić, dlaczego zachowujemy się tak, a nie inaczej, to jest to jak najbardziej w porządku. Po prostu powiedzmy im, dlaczego wyłączenie telefonu jest dla nas ważne. Problem zaczyna się, kiedy z jakichś powodów nie komunikujemy swoich uczuć. I wyciszenie telefonu jest próbą komunikowania emocji nie wprost. Albo kiedy nie mamy przestrzeni i nie interesujemy się bliskimi osobami. Wtedy warto przyjrzeć się, jak funkcjonujemy w relacjach.

Zajmuję się osobami z diagnozą ADHD i prowadzę dla nich warsztaty. Osoba z ADHD może wyłączać telefon, żeby móc zająć się pracą. Tylko w ten sposób uniknie rozproszenia uwagi. Taka postawa w tym przypadku jest adekwatna. Należy dbać o swoje potrzeby, ale też zauważać potrzeby innych. I zauważać to, jak oni mogą się czuć z tym, że w jakichś okresach jesteśmy niedostępni, ale dajemy im tę dostępność w innych momentach. Komunikacja jest bardzo ważna.

O młodych ludziach mówi się, że należą do pokolenia „Ja”. Skupieni są na sobie i na swoich potrzebach. To dobrze czy źle?

Młodzi ludzie mają teraz dostęp do szeroko rozwiniętej oferty szkoleniowej, w której tematami przewodnimi jest stawianie granic, podążanie za swoimi potrzebami, asertywność. Faktycznie brakuje w programie szkolnictwa — mam na myśli tutaj nastolatków — edukacji o współodczuwaniu, edukacji rozwijającej empatię, skupiającej się na tym, jak tworzyć dobre relacje, jak być na siebie nawzajem uważnym. A także, jak obchodzić się ze swoimi uczuciami i emocjami.

Obserwuję w swoim gabinecie u młodych ludzi głód relacji. Często mówią o osamotnieniu, o poczuciu izolacji, braku celu. Nadmiarowe bycie przy sobie, bez dopuszczania innych, może prowadzić do takich uczuć. Zgodzę się, że mamy pokolenie „Ja”, ale jednocześnie widzimy już negatywne aspekty tego stanu rzeczy.

fot. archiwum prywatne

Dobrostan, self-care, opiekowanie się sobą — to słowa-klucze ostatnich lat. Pilnujemy swoich granic, stawiamy na wartościowe relacje, ograniczamy kontakt z ludźmi toksycznymi itd. Czy całkowite odcięcie się od niewygodnych spraw jest dla nas dobre? Czy konfrontacja z czymś trudnym naprawdę nie jest nam do niczego potrzebna?

Osoby stawiające granice w zbyt sztywny sposób albo z łatwością oceniające kogoś jako toksyczną osobę, tak naprawdę mogą czegoś nie widzieć w sobie. Może być tak, że to my sami bywamy trudni w relacji. Przeoczamy coś, czego zauważenie byłoby dla nas rozwojowe, gdyby nie to, że widzimy winę tylko u kogoś innego.

Z perspektywy terapii poznawczo-behawioralnej, którą się zajmuję, mówi się dużo o unikaniu i tłumieniu jako o mechanizmach, które utrudniają nam wzrost, samorozwój. Dlatego właśnie, że nie konfrontujemy się z czymś, co jest trudne. I nie mamy okazji zweryfikować naszych przekonań, czy w ogóle są prawdziwe.

Myślimy na różne sposoby o ludziach i sytuacjach, ale dopiero wejście w doświadczenie z nimi pozwala nam to zweryfikować. Ludzie są bardzo wyuczeni tego, kim jest toksyczna osoba, jakie zachowania są toksyczne. Często zaczynają się doszukiwać tych zachowań u innych i bardzo szybko podejmować decyzję wobec nich. To nie jest dla nas dobre. To jest zniekształcające.

Czyli nie odcinać się od teściowej, która przy każdym spotkaniu pyta, kiedy doczeka się wnuka?

Warto komunikować wprost: „to, co mówisz, mnie złości”, „to mi nie odpowiada”, „nie chcę tego”, „myślę o swoim życiu inaczej”, „to, że naciskasz, mi przeszkadza i psuje naszą relację”. Dopiero kiedy zauważymy, że nasze zdanie nie jest respektowane, wtedy możemy zastanowić się, czy nie odsunąć się od takiej osoby.

Obserwuję w swoim gabinecie u młodych ludzi głód relacji. Często mówią o osamotnieniu, o poczuciu izolacji, braku celu. Nadmiarowe bycie przy sobie, bez dopuszczania innych, może prowadzić do takich uczuć

Dużo mówi się o tym, że samo NIE wystarczy. Że powinno się odmawiać, nie podając przyczyn. Zgadza się pani z tym poglądem?

Samo NIE jest potrzebne, szczególnie w sytuacjach, kiedy ktoś przekracza nasze granice. Albo kiedy nie jest to bliska dla nas osoba. Potrzebujemy więc tę granicę postawić w sposób dopasowany do sytuacji.

Ale z drugiej strony: nie wyobrażam sobie bliskiej relacji, w której odmawiamy, nie mówiąc o swoich potrzebach, nie podając własnych ważnych powodów. Bliskiej relacji potrzebne jest wyjaśnienie tego, jak czujemy, jak myślimy i wybieramy, żeby móc wzajemnie się rozumieć i poznawać drugą osobę. Paradoksalnie: uzasadniona asertywna odmowa może budować bliskość między ludźmi i zrozumienie perspektywy drugiej osoby.

Jak nie zaniedbywać innych, troszcząc się o siebie?

Troska o siebie może pięknie iść w parze z troszczeniem się o innych. Jeżeli mamy do siebie współczucie, dbamy o swoją wewnętrzną harmonię, troszczymy się o swoje zdrowie, to coś podobnego możemy zaoferować innym. Wiemy, jak to się robi, mamy zasoby do tego. Często psychologowie podają przykład o zakładaniu maski tlenowej w samolocie, kiedy ciśnienie spada, najpierw sobie, a później innym. Troszczenie się o siebie może być pomocne, żeby pomagać innym. Ważnym aspektem jest komunikacja: żeby nasi bliscy wiedzieli, kiedy my potrzebujemy czasu i przestrzeni dla siebie, a kiedy możemy to dzielić z innymi.

W moim rodzinnym Olsztynie co niedzielę w śnieg, mróz czy deszcz, grupka ludzi o zupełnie różnych poglądach i statusie nalewa gorącą zupę osobom w kryzysie bezdomności. Zastanawiam się, czy byłoby to możliwe, gdyby każda z nich wtedy była skupiona na sobie…

Ważnym czynnikiem motywacyjnym jest świadomość wartości osobistych. Wspomniała pani, że ci ludzie są różni. Tak, ale łączy ich wspólna wartość. Sama chętnie zadałabym tym osobom pytanie: „Co zrobiłaś-eś dla siebie, że teraz możesz dzielić się z innymi? W jaki sposób zadbałaś-eś o siebie, że możesz być z różnymi ludźmi i pomagać tym, którzy tego potrzebują?”. Osoby, które wybierają taką ścieżkę, to takie, które zatroszczyły się o siebie, które mają dużo zasobów i potrafią zarządzać swoim czasem.

Czy prawdą jest, że jeżeli mamy jakiś niezaopiekowany obszar swojego życia, to nadmiernie się nad nim fiksujemy?

Owszem, często skupiamy się na jakimś obszarze, kiedy jest on niezaopiekowany. Ale bywa też zupełnie odwrotnie: nadmiernie unikamy zaniedbanego obszaru naszego życia, a to unieważnianie kosztuje nas dużo energii. Ważnym tematem jest niezaspokojenie wczesnodziecięcych potrzeb. Wtedy stają się one treścią dalszej narracji naszego życia. Osoba, której ważne potrzeby na odpowiednich etapach rozwoju były niezaspokojone, może w dorosłym życiu szukać zaspokojenia dokładnie tych potrzeb w relacjach. Może pojawić się uwikłanie, nadmierna zależność.

„Nie uczy się nas miłości do siebie. Uważane jest to za egoizm. A im będziemy lepsi dla siebie, tym będziemy lepsi dla innych i mniej będzie konfliktów” – mówi psycholog i coach Joanna Chmura

Jakie korzyści może nam dać dbanie o siebie?

Dbanie o siebie przede wszystkim pomaga zredukować stres. A to pomaga nam utrzymać nasz organizm w zdrowiu. Podczas reakcji stresowej w naszym organizmie dochodzi do wyrzutu różnych hormonów: adrenaliny, kortyzolu. Kiedy jesteśmy w stanie stresu przewlekłego przez dłuższy czas, nasz układ odpornościowy po prostu nie działa prawidłowo: zaczynamy częściej chorować, być bardziej podatni na stres, więc tworzy się błędne koło, z którego trudno wyjść.

Brak troski o siebie w różnych obszarach powoduje wypalenie w związku lub w pracy. Troska o siebie pozwala nam też zminimalizować ryzyko pojawienia się chorób cywilizacyjnych związanych ze stresem czy niezdrowym trybem życia. Dodatkowo, jeśli potrafimy zadbać o siebie i czuć się dobrze, to wzrasta nasze poczucie wpływu i sprawstwa w świecie.

Dbanie o siebie sprawia także, że nasze relacje są bliższe, bardziej satysfakcjonujące i bardziej wzajemne. Zbliżając się do potrzeb naszego organizmu, do naszych wartości, zauważając nasze ograniczenia, przepracowując różne sprawy, możemy odblokować nasz potencjał i zasoby, które wcześniej mogły być niezauważalne. Możemy więc skuteczniej się realizować, osiągać cele prywatne i zawodowe.

Czy grozi nam epidemia narcyzmu? Czy wręcz odwrotnie: gros świadomych swoich potrzeb ludzi, niedających się wykorzystywać, nieuwikłanych w toksyczne relacje?

Na pewno grozi nam epidemia depresji. A pojawia się ona często właśnie wtedy, gdy jesteśmy niezaopiekowani. Zadbanie o siebie jest ważne. Ale faktycznie równocześnie obecna kultura wzmacnia spektrum narcyzmu.

Jeśli nasze wczesnodziecięce potrzeby nie są zaspokojone, jeśli nie dostaliśmy bezwarunkowej miłości, zdrowych granic, tylko aprobatę od rodziców za osiągnięcia czy wyniki, to wtedy też może tworzyć się spektrum narcyzmu. Również wtedy, kiedy dziecko doświadcza braku granic, lekceważenia i hamowania jego ekspresji emocjonalnej.

Świat ma dla nas ofertę wielu ról do spełniania, tak łatwo stać się kimś innym niż sobą. Liczę jednak na to, że zaczniemy patrzeć na drugą perspektywę: relacyjną, wspólnotową. To może nas uratować.

 

Marta Chmielewska — psycholożka, psychoterapeutka, terapeutka EMDR, pracuje z pacjentami w centrum terapii Dialog, prowadzi grupy wsparciowe dla dorosłych osób z ADHD

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy:

Podoba Ci
się ten artykuł?