„Mikroemerytury” dla przedstawicieli Gen Z i milenialsów. Nie chcą czekać, chcą odpocząć
Są takie piątki (poniedziałki i środy czasem też), kiedy sobie myślisz, że do 60-tki jeszcze kupa czasu, a potrzebujesz odpocząć już teraz? Minęły święta i sylwester, i Trzech Króli, a sił wcale nie jest więcej. Może zamiast inwestować czas i pieniądze w dające zaledwie odrobinę wytchnienia przedłużone weekendy, warto pójść z duchem czasu, podążyć za trendami i zdecydować się na „mikroemeryturę” – czyli taki „gap year” dla dorosłych. Łatwo powiedzieć, trudniej zrobić.
„Mikroemerytura” – co to takiego
Tradycyjny model znamy wszyscy – najpierw się uczysz, potem swoje „najlepsze” lata spędzasz, pracując, a potem możesz odpocząć na emeryturze, kiedy skończysz 60 (w przypadku kobiet) lub 65 (w przypadku mężczyzn) lat.
To, że tak właśnie ma wyglądać świat, coraz częściej kwestionują młodsze pokolenia, a cześć przedstawicieli milenialsów i Gen Z opowiada się za „mikroemeryturami”, czyli kilkumiesięcznymi czy rocznymi przerwami w karierze, które pozwolą wykorzystać lata młodości i dobrego samopoczucia nie tylko na pracę, ale i na realizowanie marzeń oraz inwestowanie w rozwój osobisty. Jakie wymienia się potencjalne plusy takiej dłuższej przerwy od zawodowej kariery?
– poprawa work-life balance,
– czas na zadbanie o zdrowie,
– możliwość zbudowania silniejszych relacji rodzinnych lub przyjacielskich,
– rozwój osobisty,
– wzrost kreatywności i innowacyjności.
„Mikroemerytura” to budżetowa dziura?
Nietrudno zgadnąć, że największym wyzwaniem w przypadku „mikroemerytury” są pieniądze. W tradycyjnym modelu pracy i odpoczynku nie musimy się o nie martwić. Przynajmniej w teorii – środki na godne życie na starość powinien nam zapewnić Zakład Ubezpieczeń Społecznych.
W przypadku „mikroemerytury” – no cóż, trzeba to sobie powiedzieć wprost: warto mieć oszczędności. Może się więc okazać, że kilka miesięcy wolnego będzie oznaczało albo konieczność zaciśnięcia pasa na dłuższy czas, albo branie dodatkowych zleceń i siedzenie nad nimi po godzinach „normalnej” pracy. Do waszej oceny pozostawiamy, czy w takiej sytuacji nadal się to opłaca.
Może i trudno, ale się da – Anaïs Felt
Jedną z najpopularniejszych orędowniczek tego trendu w sieci jest Anaïs Felt, która postanowiła na własnej skórze sprawdzić, jak to jest być młodą emerytką. Anaïs zrezygnowała z pracy w jednej z korporacji w Dolinie Krzemowej – pracy prestiżowej, ale i stresującej – i na pół roku poszła na „mikroemeryturę”.
Rozwiń„Nigdy nie czułam się lepiej – zdrowsza, bardziej wypoczęta. To było wspaniałe, szczerze wam polecam” – mówi w nagraniu, które opublikowała pod koniec półrocznego okresu przerwy.
„Nasz świat się zmienia i ludzie zaczynają rozumieć i respektować naszą potrzebę zrobienia sobie przerwy” – podsumowuje.
źródła: TikTok, businessinsider.com, New York Post
Co myślisz o "mikroemeryturach"?
Zobacz także
„Nie przyszłaś na świat po to, żeby zostać pracownikiem miesiąca” – mówi Katarzyna Kucewicz, psycholożka
„Wcale nie jest lepiej płakać w mercedesie” – mówi Zuzanna Dzitko, zakupoholiczka
„Jeśli szef ma ochotę zostawać po godzinach, jest to jego zdrowie psychiczne. Ty martw się swoim”. O zagrożeniach wynikających z pracy „po godzinach” mówi psycholog Jadwiga Grech
Polecamy
Pokolenie Z nie zrewolucjonizuje rynku pracy. „Dwadzieścia lat temu podobnie mówiono o milenialsach – że są roszczeniowi i nie chcą pracować” – przekonuje Zofia Smełka-Leszczyńska
To nie Briana Coxa powinniśmy się bać, tylko własnych biurek. Chcemy więcej takich reklam!
Majka Jeżowska w poruszającym wyznaniu: „Poroniłam na scenie, między koncertami”
Podróże w czasach Ozempiku. „Jeden z gości, na co dzień informatyk, pytał gospodarza, czy może poprzerzucać obornik”
się ten artykuł?