„Mężów mogę mieć kilku, a na przyjaźń trzeba sobie zasłużyć”. Czyli kiedy przyjaźnisz się 57 lat
– Właściwie to jesteśmy jak jednojajowe przyjaciółki – śmieje się Hermina, która razem z Małgosią postanowiła podzielić się swoja historią przyjaźni. – Małżeństwa dostają od prezydenta medal na złote gody, za pół wieku życia razem. A trzymamy się razem już 57 lat, jeszcze trochę i będziemy obchodzić emeryturę naszej przyjaźni – dodaje Małgosia.
Słoneczne przedpołudnie w środku tygodnia, spotkanie ustalone ponad tydzień wcześniej – na ten termin udało im się zgrać swoje grafiki. Przy zastawionym stole (filiżanki z kawą i herbatą, sernik, krakersy, kabanosy dla pieska, butelka kadarki) Małgosia, pani domu, rozmawia ze swoją przyjaciółką Herminą tak, jak zwykle: co się dzieje na świecie i w Polsce, trochę o sztuce, trochę o dzieciach i wspólnych znajomych. Dużo wspominają, żartują, planują.
– Małżeństwa dostają od prezydenta medal na złote gody, za pół wieku życia razem. A trzymamy się razem już 57 lat, jeszcze trochę i będziemy obchodzić emeryturę naszej przyjaźni – śmieje się Małgosia.
A Hermina przytakuje:
– Trzeba petycję do prezydenta złożyć! Utrzymanie przyjaźni jest przecież jeszcze trudniejsze.
”Małżeństwa dostają od prezydenta medal na złote gody, za pół wieku życia razem. A trzymamy się razem już 57 lat, jeszcze trochę i będziemy obchodzić emeryturę naszej przyjaźni”
Przyjaźnimy się 57 lat
Znają się z podwórka i ze szkoły. Pierwsza w obu miejscach zjawiła się Hermina.
– W roku 60. przeprowadziłam się z rodzicami do Śródmieścia, poszłam do czwartej klasy szkoły podstawowej nr 203 przy Sadowej, obecnie im. księdza Skorupki. Gosia z rodzicami i bratem zjawiła się po sąsiedzku rok później i jednocześnie dołączyła do mnie w piątej klasie – wyjaśnia.
Małgosia precyzuje, że trochę szwendały się po podwórku, ale nie siedziały w jednej ławce, nie były zbyt zżyte.
– Później poszłyśmy do różnych szkół średnich, Herminka do liceum ogólnokształcącego, ja do technikum ekonomicznego – tłumaczy.
Hermina dodaje:
– I dopiero wtedy, jak się niby rozdzieliłyśmy, nasz kontakt stał się bardziej zażyły, więź się jakoś umocniła.
Polem ku temu były chociażby często wyprawiane prywatki. Okazji było sporo – obie mają starszych o trzy lata braci, więc wciąż przewijali się a to ich koledzy, a to Małgosi i Herminy koleżanki. Przyjaźń kwitła także w kościele.
– Chodziłyśmy na plebanię na religię, bo wtedy przecież nie było jej w szkołach. Co tydzień spotykałyśmy się w świetlicy i robiłyśmy księdzu różne numery. Pamiętasz, Herminko, jak był zaaferowany lekcją, a myśmy zaczęły mu guziki od sutanny rozpinać od dołu, bo chciałyśmy zobaczyć, czy jest w spodniach, czy spódnicy? – śmieje się Małgosia.
Hermina:
– O, dobrze powiedziane. Takie dosłownie byłyśmy dziewczyny do tańca i do różańca!
Pierwszy test przyjaźni, czyli kiedy pojawił się absztyfikant
Pierwszy poważny test dla przyjaźni prędzej czy później musiał się pojawić. Były wtedy około dwudziestki, a z prywatek wykluł się jednej z nich pierwszy poważniejszy związek.
– Zwykle jest tak, że przyjaźń między dziewczynami jest wystawiona na próbę, a nieraz przecież nawet kończy się, gdy w życiu którejś z nich pojawi się poważniejszy partner. Albo chłopak jest zazdrosny o przyjaciółkę, albo przyjaciółka o chłopaka, albo oboje nawzajem – wyjaśnia najpierw Małgosia. Za chwilę przyznaje: – Ja się trochę bałam, że nasza przyjaźń może się zmienić, kiedy ona będzie miała już męża, kiedy już się u niej pojawi dziecko, a u mnie jeszcze nie.
– On był bardzo w Herminie zakochany, ale był też chłopakiem dumnym, zawsze sam sobie radził, więc to musiała być dla niego duża rzecz, żeby prosić o pomoc. A że uważałam, że to dobry chłopak na męża, porządny, to kilka rozmów z Herminką na poważnie przeprowadziłyśmy. I jakoś parę miesięcy później pobrali się – opowiada Małgosia.
– Ja nic o tym nie wiedziałam. A ty przecież nawet byłaś świadkową na naszym ślubie! – wspomina Hermina.
– Ja nie tylko świadkowałam im przed ołtarzem, ale i spałam z nimi w noc poślubną w jednym łóżku! No, powiedz, Herminko, nie było tak?
– Było – chichoce Hermina. I wyjaśnia mi: – Przyjęcie weselne kiedyś robiło się w domu, żeby było tanim kosztem. I moje było u moich rodziców, mama dodatkowo wynajęła suszarnię na górze budynku, tam niby miała być noc poślubna. Ale było kilka łóżek, więc sporo nas spało.
Małgosia znów się śmieje:
– Tak właśnie wygląda ta nasza przyjaźń.
Są sekrety, o których wiemy tylko my
Właśnie za sprawą tego śmiechu o Małgosi w towarzystwie mówi się, że jak wchodzi do pomieszczenia, to tak jakby słońce tam wpadło. Hermina:
– Nie lubię przebywać w towarzystwie, w którym są osoby roszczeniowe, niezadowolone z życia, które emanują pesymizmem. A Gosia ma w sobie tyle ciepła, radości, uśmiechu, że nawet jak jest człowiek zły czy zmęczony, to ona go rozbraja.
Hermina dopinguje Małgosię w jej występach w Teatrze Warszawa +50, a także jej pracę w projektach Stowarzyszenia Pracownia Filmowa „Cotopaxi”, w ramach których jak dotąd nakręciła parę filmów krótkometrażowych, nauczyła się robić zdjęcia i redagować artykuły.
Małgosia z kolei regularnie chodzi na koncerty kwartetu i orkiestry, w których na skrzypcach gra Hermina.
– W przerwie przylatuje i gratuluje wszystkim po kolei, ściska się z dyrygentem. I żadne przyjęcie czy spotkanie u nas w domu nie może się odbyć bez Małgosi. To ona wszystkich wita, zagaduje, opowiada dowcipy – śmieje się Hermina. – Gosia, ty emanujesz ciepłem i zarażasz tym innych. To dlatego nadajemy na tych samych falach.
Świadczy o tym chociażby to, że przez 57 lat ani razu nie pokłóciły się.
– Nie było żadnego między nami zgrzytu – zarzeka się Hermina. – Nigdy w życiu – potakuje Małgosia. – Z kobitami różnie bywa, są różne emocje, zazdrości, w zależności od dnia w miesiącu bywamy bardziej humorzaste. A z Herminą nie było żadnego spięcia przez tyle lat – zapewnia. Zapytane o tajemnice, najpierw wyjaśniają: pewnie, że mają – i lojalnie ich dotrzymują. – Są takie sekrety, o których wiemy tylko my dwie. To, co trzeba było zachować dla siebie, było i jest do dnia dzisiejszego u nas hermetyczne – mówi Hermina.
Małgosia dodaje:
– Nigdy też nie musiałyśmy sobie dawać obostrzenia: tylko nie mów nikomu. Od razu wiedziałyśmy, co jest, a co nie jest sekretem.
Jak się przypadkiem w czasie naszej rozmowy okazuje, przed sobą miały tylko jeden sekret. Małgosia śmieje się:
– Ja nie wiedziałam, że nigdy się nie dowiedziałaś o tej mojej rozmowie z twoim mężem! Wtedy ci nie powiedziałam dla twojego dobra, żeby cię do niego nie zniechęcić. A później widocznie zapomniałam. Ale widzisz, jaka jestem lojalna!
Kiedy przyjaźń stała się sacrum
Życie obu dało im nieraz w kość. Dotkliwie, choć nie aż tak, żeby jedna drugiej musiała nagle pędzić na ratunek. Mimo to obie wiedzą, jak by wtedy zareagowały.
– Mam wielkie przeświadczenie, że gdybym musiała ją prosić nagle o to, by mi poświęciła czas, zaopiekowała się moimi wtedy małymi dziećmi czy pożyczyła pieniądze – to zrobiłaby to bez wahania. I myślę, że Hermina też wie, że może do mnie zadzwonić o każdej porze dnia i nocy – mówi Małgosia.
Na co Hermina wyrywa się:
– Ale oczywiście, że mam tak samo! To jest kwestia tego, że wypracowałyśmy sobie taki grunt, taką podstawę, że teraz to owocuje.
”Nie lubię przebywać w towarzystwie, w którym są osoby roszczeniowe, niezadowolone z życia, które emanują pesymizmem. A Gosia ma w sobie tyle ciepła, radości, uśmiechu, że nawet jak jest człowiek zły czy zmęczony, to ona go rozbraja”
Po ponad pół wieku przyjaźni ich lojalność urosła do rangi małego sacrum.
– Nigdy bym w nią nie zwątpiła. I jestem pewna, że i ona tak samo. Gdyby ktoś jej powiedział, że coś komuś ukradłam czy, nie daj Boże, kogoś zabiłam – ona by w to nie uwierzyła, nie zwątpiłaby we mnie. I ja nie pozwoliłabym, żeby ktoś ją oczerniał. Stanęłabym za nią murem, wręcz oczy wydrapała, gdyby powiedział, że ona zrobiła coś złego – mówi Małgosia.
– Przyjaźń jest na dobre i na złe – komentuje Hermina.
Małgosi i Herminie nie przeszkadza, że nie są przyjaciółkami na wyłączność – każda ma poza tą drugą jeszcze kilka serdecznych koleżanek. Wszystkie wzajemnie się znają – i szanują, a nawet lubią. Raz tylko, ponad pół wieku temu, zdarzyło się, że Hermina została z racji znajomości z Małgosią wystawiona na próbę.
– Miałam w liceum koleżankę Baśkę, która mnie któregoś dnia zapytała: kogo wybierasz na przyjaciółkę – Małgosię czy mnie? Powiedziałam: Małgosię – opowiada Hermina.
Dlatego też Hermina już dawno temu na wszelki wypadek swojemu małżonkowi zakomunikowała: „mężów mogę mieć kilku”:
– A na przyjaźń trzeba sobie zasłużyć. My po prostu nadajemy na tych samych falach, to jest coś pięknego. Właściwie to jesteśmy jak jednojajowe przyjaciółki (śmiech).
Zobacz także
Hello My Hero. Anna Wróbel: chcę dać ludziom taką chwilę refleksji, że nic nie jest dane nam na stałe
Katarzyna Miller o toksycznym szefie: zostawi nas w złym stanie, żebyśmy się potem musieli pozbierać łyżeczką do kupy
„Warto jest ogrzewać chłód, aby samemu nie tracić ciepła. Czyli dawać z siebie, aby pozostać człowiekiem”
Polecamy
Renata Szkup: „Siedemdziesiątka to nie koniec kariery, ale początek wielkiej przygody”
„Nie każdy związek chce być uratowany” – mówią seksuolog dr Robert Kowalczyk i dziennikarka Magdalena Kuszewska
„Kiedy wygrywa kobieta, wygrywamy my wszystkie”. Rusza AWSN – pierwszy kanał telewizyjny wyłącznie z kobiecym sportem
„Sztukę flirtowania trzeba aktualizować” – mówi seksuolożka Patrycja Wonatowska
się ten artykuł?