Kim są współcześni seryjni rozwodnicy? „Ślub i rozwód często traktowane są jak usługi, a nie wartości”
– Kuszeni wieloma możliwościami, usługami i narracją społeczną o tym, że jesteśmy warci wszystkiego, że wszystko jest nam należne, podejmujemy szybciej decyzje o zmianie własnego kierunku, będąc bardziej skłonnym do rozstania. To trochę tak, jakbyśmy przenosili „konsumpcyjny” styl myślenia do relacji interpersonalnych – relacja pełnić zaczyna właśnie rolę określonej usługi – mówi psycholog Urszula Struzikowska-Marynicz.
Czy pokolenie 30+ nosi w sobie „piętno samotności”? Teoretycznie przecież mamy wolność wyboru partnera, dostęp do social mediów, swobodę obyczajową, więc powinniśmy móc łączyć się w pary, i to udane. Dlaczego rozwodów jest coraz więcej, a niektórych 40-latków nazwać można „seryjnymi rozwodnikami”?
„Nie lubię być sama”
Kornelia ma 37 lat, rozwodziła się trzy razy w ciągu sześciu lat. – Ale za każdym razem z innego powodu – podkreśla. – Pierwszy mąż… Cóż, myślę, że po prostu szybko chciałam wyjść za mąż, nie mieszkaliśmy razem przed ślubem. Wspólne mieszkanie okazało się nie do wytrzymania – opowiada.
– Drugi mąż miał być inny i był inny. Czyli domator, dbał o dom, ale niechętny do pracy zawodowej. Za to ja ciągle byłam w pracy, ale nie chciałam go utrzymywać. Trzeci mąż pracował ze mną, związaliśmy się jeszcze przed drugim rozwodem. Trzeci rozwód był nieunikniony, bo okazało się, że prywatnie nie dogadujemy się tak dobrze, jak zawodowo. Po miesiącu od rozwodu zaiskrzyło z kolegą z innego działu, zamieszkaliśmy razem bardzo szybko. Nie wiem, czy chcę zostać jego żoną, jeszcze nie minął rok od rozwodu. Rodzina? Nie ingerują w moje wybory, wspierają mnie we wszystkim, co robię – zwraca uwagę Kornelia.
– Mama, tata i siostry na wszystkich weselach byli zaangażowani jak za pierwszym razem, choć przyjęcia były coraz bardziej skromne. Nie lubię być sama. I seks jest bardzo ważny dla mnie, nie wyobrażam sobie życia bez seksu, ani seksu bez zobowiązań. Dlatego wchodzę w związki.
„Trudno znaleźć partnera, mając dwoje dzieci z dwóch małżeństw”
Aśka była 4 lata po ślubie i miała 2-letnią córkę Michalinę, gdy poznała Marka. Szybko zawrócił jej w głowie. Rozstała się z mężem, a Marek szybko się oświadczył. – I szybko uczynił mnie podwójną rozwódką – dodaje Aśka. Dziś ma 38 lat i samotnie wychowuje Michaśkę i Malwinę, córkę z drugiego związku. – Chciałabym ułożyć sobie życie, wyjść jeszcze za mąż, już na dobre. Ale trudno znaleźć partnera, mając dwoje dzieci z dwóch małżeństw.
„Mam 35 lat, za sobą 2 rozwody”
– Mam 35 lat i za sobą 2 małżeństwa oraz 2 rozwody. Teraz jestem w związku nieformalnym, nie zamierzam już więcej wychodzić za mąż. Niestety zauważyłam, że po ślubie ludzie się zmieniają, zaczynają czuć się zbyt pewnie. W moim przypadku dwukrotnie tak było, magiczne słowo „żona” oznaczało pewność, więc nie opłacało się już starać, można też było pokazać to drugie, „gorsze” oblicze, wcześniej mocno ukrywane – mówi S.
– Mam to szczęście, że żyję w XXI wieku, w dużym mieście. Pracuję, zarabiam, daję sobie prawo do decydowania o sobie. W obydwu małżeństwach było mi bardzo źle, partnerzy myśleli tylko o sobie, byli pewni, że ten „papierek” daje im gwarancję pewnego rodzaju nietykalności. Dziś jestem w nieformalnym związku, bardzo dojrzałym, szczęśliwym, czuję się spokojna i spełniona. Jednak gdzieś tam jest we mnie ciągle zadra z przeszłości i jestem pewna, że nie zdecyduję się nigdy więcej na sformalizowanie związku, poprzedni „oficjalni” partnerzy za bardzo mnie skrzywdzili.
„Nie kolekcjonuję mężów”
Gośka ma 36 lat i czwartego męża. – Nie kolekcjonuję mężów, ale tak wyszło. Gdy człowiek jest zakochany, popełnia błędy, nie zauważa pewnych cech. Ale ślub jest dla mnie ważny, nie chciałabym żyć na „kocią łapę”. Jakoś tak wychodziło, że moje związki były „na zakładkę”, poznawałam kolejnych mężów w poprzednich małżeństwach. Jedyna trudność jest taka, że muszę zmieniać wszystkie dokumenty za każdym razem. Dlaczego przyjmuję nazwiska kolejnych mężów? Bo to dla mnie symbol, że zaczynam nowy rozdział.
„Brałam ślub, bo tego oczekiwało otoczenie”
Anka, 40-latka: – Pierwszy ślub był po to, żeby łatwiej podróżować za granicę. Przed przystąpieniem do Unii wystarczyło, że jedna osoba miała biznes-wizę, a druga, jako współmałżonek, też mogła przebywać na obczyźnie. Drugi ślub totalnie nieprzemyślany, w emocjach, po ciężkim okresie „bycia samotną rozwódką z dzieckiem”. Myślę, że brałam ślub, bo tak oczekiwało otoczenie. Rozwodów nie traktuję jako porażki, raczej solidne lekcje. Uważam, że zanim założy się rodzinę, należy przedyskutować, co będzie w przypadku rozwodu. Nikt tego nie robi, a to wielki błąd! Związek powinno zaczynać się od końca.
Urszula Struzikowska-Marynicz
Katarzyna Głuszak: Współcześnie rozpada się już co 3. małżeństwo w Polsce. Przyczyn jest wiele: zmiany w życiu kobiet (możliwość pracy zawodowej, niezależność, mężczyzna nie jest „niezbędny” do funkcjonowania), zmiany obyczajowe (religijność już nie jest tak istotna, nawet osoby biorące śluby kościelne robią to bardziej z uwagi na tradycję niż potrzebę duchową) i… no właśnie – co powoduje, że coraz częściej i coraz szybciej kończymy małżeństwa?
Urszula Struzikowska-Marynicz: Istotny jest sposób, w jaki patrzymy na świat. Cyfryzacja umożliwia katalogowanie usług, ale także relacji międzyludzkich. Szybkie tempo życia powoduje zmiany w postrzeganiu ważnych wydarzeń. Ślub i rozwód traktowane są nierzadko w kategorii usług społecznych, a zdecydowanie mniej jako rytuał, wartość.
Czyli współczesne małżeństwa straciły na wartości?
Kiedyś autorytetem, który pomagał rozwiązać małżeńskie trudności, był rodzic, psycholog czy ksiądz. Aktualnie kuszeni wieloma możliwościami, usługami i narracją społeczną o tym, że jesteśmy warci wszystkiego, że wszystko jest nam należne, podejmujemy szybciej decyzje o zmianie własnego kierunku, będąc bardziej skłonnym do rozstania. To trochę tak, jakbyśmy przenosili „konsumpcyjny” styl myślenia do relacji interpersonalnych – relacja pełnić zaczyna właśnie rolę określonej usługi.
”Kiedyś postrzegano rozwód w kategorii straty, porażki, na osoby rozwiedzione opinia publiczna patrzyła w sposób mniej przychylny niż obecnie. Aktualnie osoby rozwiedzione postrzegane są raczej pozytywnie i inna jest narracja społeczna — mówimy o „osobach z odzysku”, „o drugim starcie””
A więc to internet otwiera możliwości, ale zabiera wartości?
Dostęp do możliwości zawierania znajomości w sieci umożliwia łatwiejsze nawiązywanie relacji, w tym wchodzenie w związki małżeńskie. Im szybciej to robimy, zazwyczaj jeszcze w trakcie fazy idealizacji partnera czy partnerki, tym łatwiej o rozczarowanie. Słaba znajomość przed ślubem, różnice w postrzeganiu świata to główne problemy par, jakie trafiają do gabinetu psychologa czy kancelarii prawnej w kontekście tzw. „niedopasowania”.
Czy za niedopasowaniem kryje się niechęć do dopasowania? Czy jesteśmy dziś mniej skłonni do kompromisów?
Coraz gorzej radzimy sobie ze stresem, konfliktami i konfrontacją w sytuacjach trudnych. Małżonkowie coraz mniej rozmawiają ze sobą, a coraz częściej używają komunikatorów typu sms, chat, messanger itp.
To błąd? Dla wielu z nas komunikatory to przecież duże ułatwienie w komunikacji.
Nazywanie uczuć można sprowadzić do prostej emotikony, na której temat tyle interpretacji i znaczenia, ile osób zaangażowanych w daną komunikację. Nasze życie przenosi się do sieci, gdzie nietrudno o kolejne relacje czy rozpoczynanie relacji równoległych, kompensujących braki w związkach, w jakich przebywamy aktualnie.
”Istotny jest sposób, w jaki patrzymy na świat. Cyfryzacja umożliwia katalogowanie usług, ale także relacji międzyludzkich. Szybkie tempo życia powoduje zmiany w postrzeganiu ważnych wydarzeń. Ślub i rozwód traktowane są nierzadko w kategorii usług społecznych, a zdecydowanie mniej jako rytuał, wartość”
To temat wielu dyskusji – czy pisanie z kimś, to już zdrada? Czy internetowy flirt można wybaczyć? W sieci łatwo można „namierzyć” dowody na niewierność lub zachowania nieakceptowane przez partnera. I stąd już niedaleka droga do przedstawienia tych dowodów w sądzie.
Kolejnym powodem rozwodów wydaje się społeczne przyzwolenie na rozwód. Kiedyś postrzegano w kategorii straty, porażki, na osoby rozwiedzione opinia publiczna patrzyła w sposób mniej przychylny niż obecnie. Aktualnie osoby rozwiedzione postrzegane są raczej pozytywnie i inna jest narracja społeczna — mówimy o „osobach z odzysku”, „o drugim starcie”.
Obserwuje się również, że osoby po rozwodach, szybko biorą kolejne śluby i kolejne rozwody… i znowu. Osoba ok. 30/40 r.ż. po 2, 3, rozwodach to już nie jest rzadkość. Czym kierują się osoby powtarzające związki małżeńskie? Dlaczego nie decydują się np. na związek nieformalny, ale go teoretycznie „pieczętują”… choć w praktyce jest to czasowe rozwiązanie. Czy ślub dla nich ciągle ma moc „sprawczą”, wydaje się bardziej usankcjonowany związek? Czy to myślenie życzeniowe – ślub ma być gwarantem happy endu?
To kwestia indywidualna, ale myślę, że skoro wszędzie widzimy komunikat o tym, że możemy wszystko, że stać nas na wszystko, że to nowi, lepsi my… Takie stanowisko kusi nową perspektywą. W swojej praktyce zawodowej spotykam się niejednokrotnie z wyidealizowanym obrazem rodziny, jaką pragniemy mieć. Być może dlatego, że rodzina kojarzy się z pewną stałością i bezpieczeństwem, tak ważnym szczególnie w dobie nieustannych przemian społecznych.
Kojarzy się ze stałością nawet osobom niestałym?
Przytoczę tu przykład rozmowy z jednym z gości mojego gabinetu, który za wszelką cenę gotów jest zakładać kolejne rodziny, ponieważ stale coś w jego związkach nie wychodzi. Błędem jest tutaj przekonanie kluczowe leżące u podstaw takiego funkcjonowania, zgodnie z którym rodzina silna, stabilna i bliska sobie to rodzina idealna. To, co wiąże rodzinę to dobra komunikacja, gotowość współpracy i wspólnego adaptowania się do zmian, jakie w dynamice rodziny czy małżeństwa są nieuniknione.
”Przemiany społeczne umożliwiają w niektórych krajach zawieranie związków małżeńskich osobom, które jeszcze do niedawna nie miały takiej możliwości, jak choćby osoby ze środowiska LGBT. Oznacza to, że ślub i małżeństwo wciąż stanowi pewną wartość, o jaką zabiegamy, a nawet gotowi jesteśmy walczyć z systemem”
Czy rzeczywiście „dawniej się naprawiało, a teraz wyrzuca” – w kontekście związków? A może jesteśmy bardziej świadome (i świadomi) i już nie godzimy się na nieudane relacje?
Z pewnością kiedyś ślub i rozwód były wydarzeniami, jakim przypisywano większe niż teraz znaczenie, być może z uwagi na materialno-bytowy obszar naszego funkcjonowania i poczucie inwestycji, zaangażowania i konsekwencji.
Natomiast nie zgadzam się ze stwierdzeniem , że „dawniej się naprawiało, a teraz się wyrzuca”. Do gabinetu wciąż trafiają rozbitkowie takiego „naprawiania” na siłę, opowiadając o swoim dzieciństwie w małżeństwie rodziców, jacy utykali w takim założeniu.
Może więc można powiedzieć, że dziś szybciej kończymy małżeństwa, bo pokolenie wcześniej nie kończyło ich wtedy, gdy powinno?
Bądźmy uczciwe i obiektywne: tego typu pytanie zdradza nieco tendencję do idealizowania przeszłości – zmiany niosą ze sobą zawsze pewien niepokój, ale nie są one same w sobie ani dobre, ani złe. Natomiast posiadamy tendencję do nieufnego patrzenia w przyszłość, przy jednoczesnym odnoszeniu się do tego, co znane i interpretowane jako bezpieczne, właściwe, a niekiedy nawet jedyne i słuszne.
A tymczasem pokolenie baby boomers (osoby urodzone w latach 1946-1964) zawierały nierzadko małżeństwa wcześniej, ponieważ sztywny system społeczny nie dawał tylu możliwości rozwoju osobistego, poza realizowaniem scenariusza: skończysz szkołę, znajdziesz pracę, założysz rodzinę. Poza tym czynnikiem, który okazywał się decydujący przy zawieraniu małżeństw, był po prostu pragmatyzm.
Dziś jesteśmy mniej pragmatyczni? Wydawałoby się, że czasy sprzyjają jednak pragmatyzmowi – np. wspólnie mamy większą zdolność kredytową niż w pojedynkę.
Być może obecnie jesteśmy gotowi poszukiwać relacji, które poza płaszczyzną pragmatyczną dają nam właśnie wiele innych możliwości wzrostu zarówno na poziomie indywidualnym, jak i we dwoje?
Czy zatem zmiany obyczajowe kierują nas w stronę życia bez zobowiązań, a ślub stanie się reliktem, skoro już teraz przestaje być czynnikiem wiążącym?
A jednak po opcję ślubu sięga wciąż wiele par. Przemiany społeczne umożliwiają w niektórych krajach zawieranie związków małżeńskich osobom, które jeszcze do niedawna nie miały takiej możliwości, jak choćby osoby ze środowiska LGBT. Oznacza to, że ślub i małżeństwo wciąż stanowi pewną wartość, o jaką zabiegamy, a nawet gotowi jesteśmy walczyć z systemem.
Imiona bohaterek zostały na ich prośbę zmienione.
Urszula Struzikowska-Marynicz – jest psychologiem i socjologiem z wykształcenia oraz pasji. Posiada doświadczenie w poradnictwie psychologicznym i pracy w obszarze pomocy społecznej i interwencji kryzysowej. Współpracuje z Ośrodkami Pomocy Społecznej, Podmiotami Edukacyjnymi i Mediami oraz badaczami, jest również autorką publikacji naukowej poświęconej problemowi przemocy w rodzinie.
Zobacz także
„Bo to, że na przykład facet bije żonę, nie zawsze wynika z tego, że jest złym człowiekiem, może nie umie sobie radzić z emocjami” – o toksycznych relacjach mówi psycholożka Edyta Zając
„Konflikt synowej i teściowej należy rozumieć jako pole kobiecych potrzeb i lęków” – mówi psycholog Urszula Struzikowska – Marynicz. Jak żyć z teściową unikając zbędnych napięć?
Kryzys w związku. Czy zawsze musi oznaczać koniec relacji?
Polecamy
„Nie każdy związek chce być uratowany” – mówią seksuolog dr Robert Kowalczyk i dziennikarka Magdalena Kuszewska
Pedro Pascal zabrał na premierę siostrę. Lux, sojuszniczka osób transpłciowych, skradła mu całe show, a on poprawiał tren jej sukni
„Sztukę flirtowania trzeba aktualizować” – mówi seksuolożka Patrycja Wonatowska
W Ministerstwie ds. Samotności króluje język zdrobnień. Je się tu obiadki i pije kapuczinko. Może to sposób na zmiękczenie nie tylko słów, ale też rzeczywistości
się ten artykuł?