„Każdy związek da się zniszczyć. Porównanie relacji z rośliną, którą trzeba podlewać, bo inaczej uschnie, jest bardzo trafne” – mówi psycholog Katarzyna Kucewicz
– Jeśli ktoś nam się bardzo podoba, to za wszelką cenę staramy się dopasować jego wizerunek do naszego idealnego obrazka. Nie patrzymy na jego wady – tłumaczy psychoterapeutka Katarzyna Kucewicz, współautorka książki „Pięknie odmienieni”, w której wyjaśnia, jakie mogą być tego konsekwencje i jak ważny jest dialog od samego początku. Hello Zdrowie pyta, w jaki sposób drobiazgi potrafią zniszczyć relację i jak zbudować szczęśliwy związek.
Ewa Podsiadły-Natorska: Podtytuł książki, którą napisała pani razem z Moniką Janiszewską, brzmi: „Jak uwolnić związek od codziennych sprzeczek i nieporozumień”. Myślę, że to świetna propozycja na dzisiejsze czasy. Pandemia okazała się trudną próbą dla wielu związków i niejedna relacja nie przetrwała lockdownu. A mnie ciekawi, czy każdy związek może być udany i jest w stanie przetrwać?
Katarzyna Kucewicz: Kiedy pisałyśmy tę książkę, zupełnie się nie spodziewałyśmy, że zostanie wydana w tak trudnych czasach. Tak się jednak złożyło, że nasza książka stała się bardzo aktualnym poradnikiem. Lockdown okazał się czasem dużego kryzysu dla związków, ponieważ kłótnie i konflikty w relacjach zaczęły rozgrywać się głównie na poziomie błahostek dnia codziennego wynikających ze spędzania ze sobą więcej czasu. A błahostki są zazwyczaj najtrudniejsze do uleczenia. Jeśli zaczynamy się sprzeczać o przysłowiowy brudny kubek, to drobiazgi stają się jak szpilki, które na początku nie bolą, ale w którymś momencie zaczynają bardzo uwierać i robić się nieznośne. Napisałyśmy tę książkę, ponieważ większość poradników dotyczy poważnych kryzysów w związkach i trudnych tematów, niewiele natomiast poświęconych jest pozornym drobiazgom. Wyszłyśmy z założenia, że to właśnie one najbardziej niszczą związki.
”Każdy związek da się zniszczyć. Porównanie relacji z rośliną, którą trzeba podlewać, bo inaczej uschnie, jest bardzo trafne. Nawet jeśli będziemy się sobie podobać, ale nie będziemy dbać o relację, to ona nie przetrwa.”
Czy problemy w relacji nie wynikają z niedogadania się na samym początku? Wtedy przecież wszystko w partnerze nam się podoba, a później to właśnie drobiazgi składają się na całość, której nie jesteśmy w stanie znieść.
To bardzo dobre pytanie. Rzeczywiście, gdy się zakochujemy, skupiamy się na takich aspektach jak fizyczność, chemia, namiętność i bardzo często nie przyglądamy się drobiazgom, nie omawiamy ich. A nawet jeśli dostrzeżemy coś, co nie do końca nam odpowiada, to często przymykamy na to oko. Myślimy sobie: „To całkiem słodkie, że ona nie umie gotować”, „To urocze, że on poodkręcał wszystkie tubki i nie wiadomo, gdzie są nakrętki, gapa z niego”. Jesteśmy bardzo delikatni w ocenie, a wada partnera może nas nawet rozczulać. W początkowej fazie funkcjonujemy pod wpływem hormonów miłości, bagatelizujemy wiele spraw, nie rozmawiamy o tym, co trudne, by nie psuć sielanki. Często też nie chcemy poruszać tematów, które mogą być konfliktogenne, ponieważ jeśli ktoś nam się bardzo podoba, to za wszelką cenę staramy się dopasować jego wizerunek do naszego idealnego obrazka. Nie patrzymy na jego wady. Jeżeli na randkę przychodzi mężczyzna, którym jesteśmy zachwycone, a ma na sobie koszulkę z orłem białym, to być może przejdzie nam przez myśl, że to prawicowy konserwatysta, ale często boimy się o to zapytać. Na początku więc ignorujemy pewne tematy i później robią się z tego problemy. W efekcie obie strony czują się oszukane i poszkodowane. Jedna strona myśli: „On ma przerażające poglądy!”, a druga: „To co, ona nie widziała, jaką noszę koszulkę? Mogła mnie o to zapytać!”.
Mam wrażenie, że wszyscy zapominamy, że związek z czasem się zmienia i że jest to naturalne. Jak ta zmiana przebiega w dobrej, zdrowej relacji?
Każdy związek przechodzi przez różne etapy. Nie ma możliwości, żeby stale być na „zakochanym haju”. Gdybyśmy na dłuższą metę funkcjonowali w tak silnym pobudzeniu, to źle by się to dla nas skończyło. To pobudzenie w naturalny sposób opada i wtedy wkraczamy w kolejne wymiary miłości. Zaczynają liczyć się inne rzeczy: wspólne spędzanie czasu, bliskość, dogadywanie się, przyjaźń. To są wbrew pozorom etapy najtrudniejsze, bo one sprawiają, że ludzie zaczynają być prawdziwi dla siebie. Etap namiętności jest fajny, ale to etap marketingowy, kiedy staramy się pokazać z jak najlepszej strony. Wtedy patrzymy na partnera przez różowe okulary. To jednak mija i ustępuje miejsca wzajemnej bliskości. I właśnie to jest sprawdzian dla związku.
Ale często zauważam, że ludzie, mimo że widzą, że na kolejnym etapie coś nie gra, i tak zostają w takich związkach. Może dlatego, że pamiętają te świetne początki? A może dlatego, że mają poczucie, że zainwestowali w początkowy czas energię, i nie chcą zaczynać wszystkiego od nowa? Moim zdaniem jednym z największych problemów jest to, że nawet jeśli ludzie się nie lubią i się ze sobą nie przyjaźnią, to dalej ze sobą tkwią. W lockdownie myślę, że najlepiej miały te pary, które się ze sobą przyjaźnią i umieją dogadać, dyskutować na trudne tematy. Które potrafią usiąść i powiedzieć: „Okej, pogadajmy, bo coś dzieje się niefajnego, chcę cię posłuchać”. „Pogadajmy” to nie znaczy, że tylko ja chcę coś powiedzieć, ale również, że chcę wysłuchać, co ty chcesz mi powiedzieć i jak ty to widzisz. W lockdownie jednak niestety część ludzi siedziała w jednym pokoju i pary tylko na siebie warczały albo zdały sobie sprawę, że się nienawidzą, bo nie mają o czym ze sobą rozmawiać.
Jakiego związku nie da się zniszczyć?
Każdy związek da się zniszczyć. Porównanie relacji z rośliną, którą trzeba podlewać, bo inaczej uschnie, jest bardzo trafne. Nawet jeśli będziemy się sobie podobać, ale nie będziemy dbać o relację, to ona nie przetrwa. Do mojego gabinetu przychodzą świetni ludzie – zabawni, inteligentni – a mimo to popsuli swoją relację, bo się sobą znudzili, bo każda osoba weszła na inny etap rozwoju i ma inne pasje, zainteresowania i nie potrafi zadbać o drugą stronę. Nie możemy założyć, że skoro przyjaźnię się ze swoim partnerem i mu się podobam, a on mi, to już nic nie musimy robić. Nad związkiem trzeba pracować każdego dnia. Ale ta praca jest oczywiście także przyjemnością, bo chodzi o dbanie, zauważanie drugiej osoby, empatyzowanie z jej emocjami, współuczestniczenie w jej życiu, pamiętanie o niej, a czasami poświęcanie się dla dobra wspólnego.
Chyba zapominamy o tym, że związek powinien nas wyleczyć z egoizmu, a z tym przecież bywa różnie. Mam wrażenie, że na początku zawsze jest „my”, a później często już tylko „ja” i „ty”.
To prawda. Dzieje się tak, ponieważ żyjemy w kulturze, która jest mocno nastawiona na kult jednostki. Nawet terapia to zanurkowanie w swoim „ja”. Dlatego możemy przestać zauważać, że związek to płaszczyzna „ja plus ktoś”. Oznacza to, że nie da się być singlem w związku, czyli robić wszystko to, co robiło się samemu, tyle że będąc w związku. Bardzo często w relacji musimy z czegoś zrezygnować, przekraczać swoje granice, przełamywać niechęci, również dostosować się do kogoś, co bywa piętnowane. Ktoś naczyta się poradników i powie: „Ja nie chcę się do nikogo dostosowywać, bo przez całe życie dostosowywałem się do swojej matki, a teraz jestem w związku i…”. I co? Chcę rządzić? Relacje, w których jedna osoba nie potrafi funkcjonować na płaszczyźnie „my”, nie są zdrowe.
Ale czy naprawdę musimy interesować się tym samym, co nasz partner, i lubić te same rzeczy?
Jako terapeuta par widzę, że ludziom ciężko jest z czegoś z rezygnować. Ktoś mówi: „Nie chcę uprawiać sportów wodnych, on to kocha, ale mi się to nie podoba, więc jedziemy na wakacje i ja w tym czasie będę siedzieć w namiocie i czytać książkę”. To, owszem, jest jakieś rozwiązanie, ale zastanówmy się, czy to są wspólne wakacje, czy wakacje dla dwojga singli? Czy naprawdę to jest dobra opcja? Raczej zawsze zachęcam do tego, by spróbować się przełamać, choćby na próbę. Jeśli ja sprawdzam i stwierdzam, że to nie jest dla mnie, bo np. boję się wody, to okej. Ale jeśli z góry zakładam, że to nie dla mnie, to jaką przyszłość może mieć ten związek? Czasami dobrze jest spuścić z tonu – oczywiście w równowadze, żeby nie było sytuacji, w której tylko ja jako dziewczyna odpuszczam, podczas gdy on nigdy. W dawaniu i braniu musi być harmonia.
W swojej książce piszecie, że dla dobra związku trzeba nauczyć się sztuki kompromisu.
To jest rzecz kluczowa. Często chcemy wygrać rywalizację z partnerem. I właśnie to sprawia, że nie potrafimy osiągnąć porozumienia – bo nie chcemy, żeby partner postawił na swoim. Bardzo często mam wrażenie, że związki nie grają do jednej bramki. W związkach, w których jest konflikt, pary zachowują się tak, jakby były w dwóch drużynach i walczyły ze sobą o to, kto będzie miał rację. Widzą partnera jako kogoś wrogo nastawionego. Jako kogoś, kto chce im coś zabrać, coś im narzucić. Taka antagonistyczna postawa tworzy konflikt. On mówi: „Jedźmy do Turcji”. Ona na to: „Do Turcji? Całe życie jeździmy do Turcji! Nie potrafisz wymyślić nic innego, w ogóle o nas nie dbasz”. Ale przecież oboje chcą dobrze, tylko czasem to nasze „dobrze” się rozmija. Warto złapać perspektywę, zrozumieć, że partner nie jest naszym wrogiem. Ludzie o tym zapominają, a ja moim pacjentom tłumaczę, że partner to nie jest ich nieprzyjaciel czy osoba, z którą walczą bądź rywalizują, tylko ktoś z ich zespołu. To wydaje się oczywiste, ale gdy jesteśmy w konflikcie, to o tym zapominamy.
”Często chcemy wygrać rywalizację z partnerem. I właśnie to sprawia, że nie potrafimy osiągnąć porozumienia – bo nie chcemy, żeby partner postawił na swoim. Bardzo często mam wrażenie, że związki nie grają do jednej bramki.”
Ostatnio koleżanka powiedziała mi, że ona nie będzie się dostosowywać do partnera, bo jeśli on ją kocha, to powinien ją zaakceptować taką, jaka ona jest!
To jest bardzo częsta postawa: „Ja taki jestem, mam takie potrzeby, więc albo mnie akceptujesz, albo cześć”. To postawa niedojrzała do głębokiej relacji, ponieważ głęboka relacja to praca i dbanie o komfort drugiej osoby – nie tylko o to, żeby to mi było dobrze, ale żeby też druga osoba w moim towarzystwie czuła się komfortowo i żeby mogła być sobą. Żeby druga osoba miała coś z tego związku, a nie tylko przywilej obcowania ze mną. By związek ubogacał jej życie na różnych płaszczyznach. Z drugiej strony na obronę tych osób muszę powiedzieć, że często taka postawa świadczy o naszej wewnętrznej niegotowości do wejścia w relację i o lęku przed związkiem. Robimy tak, ponieważ obawiamy się bliskości. Przeraża nas zaangażowanie, więc funkcjonujemy w powierzchownych relacjach. Boimy się zranienia, opuszczenia, boimy się, że oddamy siebie, otworzymy się przed kimś, a ten ktoś to wykorzysta i odejdzie.
Jakie pani zdaniem są rzeczy fundamentalne dla związku i jak nauczyć się egzekwowania tego, co jest ważne dla nas i dla całej relacji?
Każdy z nas ma inny repertuar ważnych kwestii w związku oraz życiowych wartości. Dobrze jest utworzyć listę priorytetów, czyli zasad i wartości, które są dla nas niepodważalne. I trzymać się ich, choć nie powinno być ich więcej niż pięć. Dla jednej osoby fundamentalną wartością będzie np. to, że partner musi kochać dzieci. Inny przykład: jeśli bardzo emocjonujemy się polityką, to dobrze byłoby związać się z kimś, kto podziela nasze poglądy. Znając własne niepodważalne wartości, kiedy poznajemy kogoś, należy sprawdzać, czy są one wspólne.
A co w sytuacji, jeśli na początku działała chemia i nie zauważyliśmy, że partner ma poglądy dla nas nie do zaakceptowania? Taki związek jest skazany na porażkę?
Jeżeli jesteśmy aktywistkami albo takie sprawy są dla nas ważne i okazuje się, że partner używa niewłaściwych słów oraz nie chce tego zmienić, to może być nie do pokonania. Chyba że uda nam się w jakiś sposób „zresocjalizować” nieokrzesanego partnera. Często jest tak, że ludzie wypowiadają różnego rodzaju homofobiczne, rasistowskie, ksenofobiczne treści ze zwykłej niewiedzy, ignorancji. Możemy spróbować „nauczyć” partnera, jakich słów powinien używać i jak powinien się zachowywać. Ale uczyć możemy tylko kogoś, kto jest na naukę otwarty. Bo gdy ktoś nie chce dyskutować, to porozumienie się kończy.
Czy związek się wtedy kończy?
To już zależy od pary. Gdy jednak kończy się dialog, słabo to rokuje na przyszłość. Pamiętajmy o jeszcze jednej rzeczy. Za niektórymi poglądami bardzo często idą inne cechy charakteru. Przykładowo: jeśli ktoś jest homofobem, to rzadko kiedy jest to miły, uczynny, fajny człowiek. Może być np. stanowczym, zamkniętym na dialog zwolennikiem tradycyjnego modelu rodziny i patriarchatu. Dlatego jest tak ważne, aby się ze sobą zgadzać w fundamentalnych dla nas kwestiach.
Do jakiego punktu warto o relację walczyć, a kiedy przychodzi moment, kiedy nie da się już niczego naprawić i powinniśmy pójść w swoją stronę?
To wszystko zależy od różnych czynników, zarówno osobowościowych każdego z partnerów, jak i sytuacyjnych. Generalnie warto walczyć o związek wtedy, kiedy obie strony są w tę walkę zaangażowane. Kiedy obie strony chcą pracować nad relacją. Nie warto, kiedy jedna osoba się stara, a druga nie robi zupełnie nic. Kiedy jedna osoba chce coś zmienić, wymyślić jakieś rozwiązanie, a partner mówi, że wszystko mu jedno. Najgorsza jest obojętność. „Mam to w nosie, nie chce mi się z tobą kłócić, jak chcesz, to sobie coś zmieniaj”. Jeśli jedna strona nie chce pracować albo uparcie mówi, że się nie zmieni i trzeba ją zaakceptować, to wtedy kończy się dialog oraz porozumienie i przez to może skończyć się związek.
Katarzyna Kucewicz – psycholożka, pedagożka, psychoterapeutka i terapeutka zaburzeń seksualnych. Współtwórczyni Ośrodka Psychoterapii i Coachingu INNER GARDEN w Warszawie. Propagatorka psychologii i psychoterapii. Na Instagramie prowadzi swój cykl rozmów „Nocne Rozmowy Terapeutów”. Współautorka książki „Pięknie odmienni”.
„Pięknie odmienieni. Jak uwolnić związek od codziennych sprzeczek i nieporozumień”, Monika Janiszewska, Katarzyna Kucewicz, wyd. Helion/Sensus 2020
Polecamy
„Nie każdy związek chce być uratowany” – mówią seksuolog dr Robert Kowalczyk i dziennikarka Magdalena Kuszewska
„Za dużo wymagamy”. O tym, dlaczego coraz więcej osób ma problem ze znalezieniem partnera, rozmawiamy z Moniką Dreger, psycholożką
„Sztukę flirtowania trzeba aktualizować” – mówi seksuolożka Patrycja Wonatowska
„To nowy rozdział w długim marszu po równość”. Jest projekt ustawy o związkach partnerskich
się ten artykuł?