Przejdź do treści

Joanna Kurowska o żałobie i wsparciu terapeutycznym: to żaden wstyd, gdy człowiek szuka pomocy

Fot. ANDRAS SZILAGYI/MWMEDIA
Podoba Ci
się ten artykuł?
Podoba Ci
się ten artykuł?

Joanna Kurowska w jednym z ostatnich wywiadów zdradziła, że po stracie męża korzystała z pomocy terapeutki. Aktorka uważa, że powinno się o tym mówić głośno. „Jeśli ktoś to przeczyta i pójdzie do specjalisty, jest to dla mnie chwalebne” – przyznała.

 

Ukochany mąż aktorki, Grzegorz Świątkiewicz, zmarł we wrześniu 2014 roku. Kurowska długo nie mogła pogodzić się ze stratą. „Przez dwa miesiące nie wychodziłam z domu. Po śmierci męża byłam w ciężkiej depresji. Nie kontaktowałam się ze światem” – przyznała rok później. W tym trudnym czasie mogła liczyć na wsparcie przyjaciółki, Agaty Młynarskiej. To ona doradziła aktorce, żeby skorzystała z pomocy terapeuty.

– Sama była już w terapii i powiedziała mi: „Słuchaj, musisz sobie pomóc, zamiast się męczyć”. Bardzo się opierałam, ale poszłam. Nie spodziewałam się, że terapia może mi dać tyle radości – przyznała Kurowska w najnowszym wywiadzie dla portalu gazeta.pl. 53-latka zdradziła, że nadal chodzi na terapię, a gdyby miała czas, to chodziłaby na nią codziennie.

– Mam ogromną satysfakcję, że się nie poddałam. Przekułam traumy w sukces – dodała.

Joanna Kurowska uważa, że to żaden wstyd, gdy człowiek szuka pomocy. – Tylko ignoranci twierdzą, że to coś wstydliwego. Gdy kogoś boli ząb, idzie do dentysty. Kiedy kogoś boli dusza, idzie do terapeuty. Ci, którzy mówią, że terapia im nie pomogła, musieli spotkać niedoświadczonych terapeutów. Ja trafiłam na osobę wyjątkową. Z empatią i pokorą – wyjaśniła w rozmowie z dziennikarką gazeta.pl, Angeliką Swobodą.

– Oczywiście liczę się z tym, że mówienie o terapii może się spotkać z falą hejtu, ale wiem również, że gdybym mogła swoją opowieścią kogoś uratować, że ktoś to przeczyta i powie: „Ona też z tego wyszła”, a potem sam pójdzie do specjalisty, jest to dla mnie chwalebne. Nie znam człowieka, który nie miałby ciężkich przeżyć, ale moja historia pokazuje, że można ładnie przejść przez życie, nie raniąc innych swoimi stratami, nie obciążając ich swoim bólem – powiedziała.

Aktorka przyznała, że z jednej strony ma silną osobowość, a z drugiej wrażliwość Kubusia Puchatka. Niektórzy tę jej słabość potrafili wykorzystywać. – Dziś już wiem, że jak idziesz do ludzi z otwartymi ramionami, to prędzej czy później ktoś ci je przetrąci i w końcu przestajesz je otwierać – wyjaśniła i dodała, że stara się zachowywać dystans, co w jej przypadku wygląda nieco sztucznie, bo z natury jest osobą otwartą i bezpośrednią.

– Wdrażam więc własne systemy obronne, np. detoks towarzyski. Jestem już w tym wieku, że nie chce mi się kogoś przekonywać do mojej opcji politycznej czy wartości, które wyznaję, nie chce mi się innych nawracać na moją wiarę czy niewiarę. Dlatego nie podtrzymuję znajomości na siłę – przyznała w rozmowie z Angeliką Swobodą, dziennikarką weekend.gazeta.pl.

Aktorka swoje motto życiowe przejęła od Jacka Santorskiego i brzmi ono następująco: „Nie dążę już do szczęścia, ale do dobrych doznań. Ciągle też sprawdzam, czy to, co robię, albo to, z kim się spotykam, ma sens”. Po swoich 50. urodzinach Kurowska wykasowała z telefonu 70 numerów i co roku ogranicza kontakty z ludźmi, którzy nie wnoszą nic dobrego w jej życie.

Na pytanie dziennikarki, czy jest szczęśliwa, odpowiedziała, że jest po prostu pogodzona ze światem. – Można przeżyć życie, wracając ciągle do przeszłości, oglądając się za siebie. Podtrzymując syndrom ofiary, można wiele zyskać. Bycie ofiarą daje profity, bo wszyscy skupiają się na niej i chcą pomagać. Ja nigdy się nie postawiłam w roli ofiary, ale kosztowało mnie to dużo pracy. Mam dom, który muszę utrzymać. Niedawno kupiłam dla córki mieszkanie w Warszawie. Nikt nie dał mi na to wszystko pieniędzy. Muszę zarabiać je sama – w reklamie, teatrze, serialach – wyjaśniła w wywiadzie dla portalu gazeta.pl.

Aktorka zdradziła, że już nie frustruje się porównywaniem do innych. Cieszy się z tego, co ma i uważa, że ma dużo. – Należę do osób, którym gdyby urwało jedną nogę, cieszą się, że mają drugą. I zawsze towarzyszą mi słowa noblistki Wisławy Szymborskiej: „Czemu ty się zła godzino, z niepotrzebnym mieszasz lękiem? Jesteś – a więc musisz minąć. Miniesz – a więc to jest piękne” – dodała.

Najnowsze w naszym serwisie

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy:

i
Treści zawarte w serwisie mają wyłącznie charakter informacyjny i nie stanowią porady lekarskiej. Pamiętaj, że w przypadku problemów ze zdrowiem należy bezwzględnie skonsultować się z lekarzem.