HELLO PIONIERKA: Jak Ariadna Gierek-Łapińska w głębokim PRL-u sprawiła, że polska okulistyka dogoniła świat
Jako synowa I sekretarza KC PZPR nie miała lekko – jedni się jej bali, inni uważali, że za jej sukcesami stoi Edward Gierek, a nie talent i umiejętności. Mówiono o niej czerwona księżniczka, caryca, cesarzowa. Czesław Miłosz podarował jej swój wiersz, a Rosjanie nauczyli operować pod najnowocześniejszym mikroskopem na świecie. Przedstawiamy Ariadnę Gierek-Łapińską.
Urodziła się w 1938 roku w Wilnie, w domu Teodora Zankowicza i Klary z Falkowskich. Ojciec był wykładowcą agronomii na Uniwersytecie im. Stefana Batorego. Cztery lata po niej na świat przyszła jej siostra Tatiana. Po zakończeniu wojny rodzina przeprowadziła się do Katowic, gdzie ojciec trafił do pracy w Samopomocy Chłopskiej, a matka była księgową w mleczarni. Ariadna już w liceum poznała swojego przyszłego męża, Adama Gierka, choć wyszła za niego za mąż dopiero w 1963 roku. Jego najlepszym kolegą był wówczas jej późniejszy trzeci mąż, Tadeusz Łapiński. „W szkole byliśmy tylko kolegami. Nie interesowali mnie chłopcy, ciężko pracowałam, żeby dostać się na studia. Chciałam mieć zawód, który pozwoli mi zarabiać dobre pieniądze. Byłam pewna, że chłopcy prędzej czy później sami się pojawią” – mówiła w wywiadzie dla „Dużego Formatu” w 2002 roku.
Studia medyczne nie były spełnieniem jej marzeń, a raczej wyborem drogi, która zapewni spokojny byt. Także specjalizację wybrała wśród najbardziej deficytowych, by mieć szanse na pracę. „Napisałam po kolei: anestezjologia, chirurgia, okulistyka. Nie lubiłam interny, więc anestezjologia odpadła. Do chirurgii byłam za słaba fizycznie. Padło więc na okulistykę. To trudna specjalizacja, bo nie można wmówić pacjentowi, że dobrze widzi. Tu chory od razu ocenia lekarza” – opowiadała dziennikarzom.
Jej pierwsze małżeństwo nie przetrwało kilku miesięcy. Jak się okazało, Jarosław Czaplicki, wykładowca histopatologii, był zakochany w innej kobiecie. Trzy lata później przypadkowo spotkała inżyniera Adama Gierka. Czas pokazał, że i ten związek nie należał do szczęśliwych, rozstali się w 1983 roku. Wtedy jednak piękna, dystyngowana i dobrze zapowiadająca się lekarka, była wymarzoną kandydatką na synową I Sekretarza KC PZPR. „Miałam dla teścia ogromny szacunek. Był inteligentny, pracowity i bardzo życzliwy. Nie spotkałam się z żadnym afrontem z jego strony. Nie słyszałam, by kiedykolwiek krzyczał. Przedstawiał mnie jako swoją córkę. Do teściowej mówiłam 'mamusiu’, do niego 'tato'” – mówiła w wywiadzie dla „Dużego Formatu”.
W latach 70. ub. wieku nazwisko Gierek działało jak magnes. O Ariadnie mówiono czerwona księżniczka, cesarzowa, caryca, plotkowano, że była adoptowaną córką Breżniewa, ma w domu złote klamki i kryształową wannę a po ciuchy jeździ do Paryża razem ze swoją teściową. Rzeczywistość była inna, choć – jak na warunki PRL – ponadprzeciętna: „Na prezent ślubny dostaliśmy mieszkanie w bloku przy ul. Sokolskiej. Wicepremier Tadeusz Pyka pomógł załatwić malucha, potem dostaliśmy talon na ładę. Poza tym z nazwiskiem wiązały się raczej ograniczenia. Kierowałam wtedy katedrą okulistyki. Moi pracownicy jeździli na Zachód, a ja nie. Teść nie byłby zadowolony, gdybym pojechała do RFN, bo układy polityczne z Niemcami nie były za ciekawe” – wspominała.
Ariadna Gierek miała za to nieograniczone możliwości szkolenia się i podglądania medycznych nowinek. W kręgu jej naukowych zainteresowań była m.in. mikrochirurgia i chirurgia oka. Była współtwórczynią przyrządu do usuwania ciał obcych z oka, noża mikrochirurgicznego do zabiegów okulistycznych i okulistycznego skalpela. „Na pewno miała większe możliwości niż inni. Stypendium w Moskwie u światowej sławy prof. Fiodorowa, który specjalizował się w mikrochirurgii oka, stypendia w USA, Wielkiej Brytanii… Problem nie w tym, gdzie była, tylko jak te pobyty spożytkowała. Nie przebalowała, tylko wracała do kraju z wizją nowoczesnej okulistyki” – mówił autorom wydanej w 2012 roku książki „Czerwona księżniczka” Kazimierz Zarzycki, były sekretarz Edwarda Gierka.
Na zabieg w jej doskonale wyposażonej klinice czekało się przez wiele miesięcy. Przez 35 lat pracy Ariadna Gierek-Łapińska uratowała wzrok tysiącom ludzi i samodzielnie wykonała ok. 100 tys. operacji oczu. Jednocześnie sprawnie zarządzała kliniką i kształciła następców. Etykietka „od Gierkowej” otwierała młodym okulistom drzwi wszystkich szpitalnych oddziałów okulistycznych w Polsce. Była też świetną przełożoną: „Dla swoich pracowników była bardzo dobra. Nikt nie miał do niej pretensji. Ludzie pamiętali talony na samochody, paszporty i mieszkania, które im załatwiała. Nie pozwoliliby zrobić jej krzywdy” – mówi w „Czerwonej księżniczce” prof. Władysław Nasiłowski, który na początku lat 80., kiedy Edward Gierek przestał już kierować krajem, był dziekanem Wydziału Lekarskiego Śląskiej Akademii Medycznej w Katowicach.
Prof. Ariadna Gierek-Łapińska kierowała Katedrą i Kliniką Okulistyki Śląskiej Akademii Medycznej od 1974 do 2007 roku. Najsłynniejszym pacjentem lekarki był Noblista Czesław Miłosz, który po operacji zaćmy odwdzięczył się, darując jej swój wiersz.
Przestała kierować katowicką kliniką i przeszła na emeryturę w 2008 roku. Rok wcześniej została dwukrotnie zatrzymana na terenie szpitala pod wpływem alkoholu i zawieszona w obowiązkach lekarza. Doszły do tego zarzuty korupcyjne związane z inwestycjami w Zakopanem, jednak kilka lat później prowadzone w tej sprawie postępowania karne zostały umorzone.
Ariadna Gierek-Łapińska nie uważała, że ma problem z alkoholem. „Gdyby wszyscy w tym kraju pili tyle, co ja, to Polska byłaby wzorem trzeźwości! […] Dlaczego Religa, który jak sam przyznał, pił dużo i mocno, ma pomnik, a ja zostałam strącona? Czy dlatego, że jestem kobietą? A może znowu chodzi o moje nazwisko?” – pytała Judytę Watołę i Dariusza Kortkę, autorów książki „Czerwona księżniczka”.
„Mama negowała, że jest uzależniona. U niej zaczęło się od tzw. dowodów wdzięczności, które otrzymywała od pacjentów. To była najczęstsza ścieżka do picia w środowisku lekarskim”– mówiła w wywiadzie-rzece dla dziennika „Fakt” jej córka Stanisława.
Córka Gierków także została wybitną okulistką i przez dwadzieścia lat pracowała w klinice matki, choć ich specjalizacje były różne. „Nie odczuwałam, by ktoś mi wytykał, że mama mnie w jakiś sposób faworyzuje. Mama chciała, żeby cały zespół lekarski się kształcił, szukała w każdym z nas tego, w czym jesteśmy dobrzy. Okulistyka ma wiele działów, każdy znalazł coś dla siebie. Mama inspirowała nas, była przewodnikiem dla młodych. Wybrałam chirurgię refrakcyjną, czyli korektę wad wzroku” – mówiła w jednym z wywiadów po śmierci matki prof. Stanisława Gierek-Ciaciura. W 1990 roku jako pierwsza w Polsce przeprowadziła w Katowicach zabieg laserowej korekcji wzroku przy dużej krótkowzroczności.
Wraz z odejściem Ariadny Gierek-Łapińskiej stworzona przez nią klinika straciła na znaczeniu, a okulistyka stała się jednym z mniejszych oddziałów. Dwa lata po odejściu matki, także Stanisława Gierek-Ciaciura opuściła szpital z powodu złego stanu zdrowia i fatalnej atmosfery.
„Mogłem przez lata obserwować prof. Gierkową. Była twardym, wymagającym dyrektorem i zarazem kruchą istotką, bardzo zazdrosną o swoją kobiecość. Trudno jej się pogodzić z upływającym czasem. Uważa, że pozycję zawodową trzeba łączyć z dbałością o wygląd. Żadna ładna dziewczyna nie miała szans w jej klinice. Szefowa musiała być pierwszą kobietą. Myślę, że także dlatego zaczęła pić. W alkoholu próbowała utopić smutek, z jakim przyjmowała to, że się starzeje” – mówi w „Czerwonej księżniczce” słynny kardiochirurg prof. Marian Zembala, kiedyś szef rady społecznej szpitala przy Ceglanej.
Uwielbiała futra. Z każdego kongresu przywoziła nowe modele i wzory, a kiedy przestawały być modne, przerabiała je i nosiła na nowo. „Mamy z Tadeuszem układ: jak umrę pierwsza, on nie może się ponownie ożenić. Nie zniosłabym widoku obcej baby w moich futrach. Jak on umrze pierwszy, poszukam sobie jakiegoś odpowiedniego emeryta. Tadeusz się na to zgodził, bo wie, że nie dałabym rady być sama” – Ariadna Gierek-Łapińska zmarła z powodu zatorowości płucnej 26 grudnia 2020 roku. Miała 82 lata.
Korzystałam z książki Dariusza Kortko i Judyty Watoły „Czerwona księżniczka” wydanej przez wydawnictwo Agora w 2012 r.
Zobacz także
HELLO PIONIERKI: Jak Alicja Dorabialska tłumaczyła komunistom, że Marks i Engels nic nie wnieśli do chemii fizycznej
HELLO PIONIERKI: Jak Alina Margolis-Edelman sprawiła, że w Salwadorze mnóstwo dziewczynek nosiło jej imię
HELLO PIONIERKI: Jak Anna Tomaszewicz-Dobrska została pierwszą w Polsce lekarką, choć nawet feministki twierdziły, że to nie przystoi
Podoba Ci się ten artykuł?
Powiązane tematy:
Polecamy
Gigantyczny popyt na wazektomię po wyborach w USA. Amerykanie obawiają się o dostęp do aborcji
Red Lipstick Monster odwraca narrację: „Był w krótkich spodenkach, więc klepnęłam go w tyłek”
„Są dziewczynkami, nie żonami”. Będzie zakaz małżeństw dziewczynek w Kolumbii. To historyczny moment
„Celem było zrobienie serialu, a to, że przy okazji dostałam obraz solidarnego świata, poruszało mnie do głębi”. O „Matkach Pingwinów” opowiada Klara Kochańska-Bajon
się ten artykuł?