Przejdź do treści

Gargamel, Stuu, Dubiel, Boxdel. „Osobie, która jest uznawana za idola, autorytet, łatwiej manipulować” – mówi psycholożka społeczna Marzena Cypryańska-Nezlek

Czarno-białe zdjęcie, młoda dziewczyna otoczona screenami z mediów społecznościowych - Hello Zdrowie
Media społecznościowe dostarczają nowych narzędzi oprawcom, zwyrodnialcom, przemocowcom. Jak się chronić? / AdobeStock
Podoba Ci
się ten artykuł?
Podoba Ci
się ten artykuł?

Wstrząsnęło polskim YouTubem. I to na poważnie. Afery z przemocą, a nawet pedofilią w tle dotyczą ludzi, których dobrze znają przede wszystkim młodzi odbiorcy. Znają i podziwiają, naśladują, ufają. Mamy dwa wyjścia: zatrzymać karuzelę szaleństwa lub przyglądać się „dramie” z miską popcornu w dłoni. Pomimo pozornego oburzenia, mocnych nagłówków i patetycznych wystąpień polityków, zdaje się, że bliżej nam jednak do tej drugiej opcji.

Miejsce akcji: media społecznościowe i YouTube. To tam odbywają się najgorętsze dyskusje o wspomnianych aferach. W głównych rolach: znani influencerzy, youtubocelebryci. W kolejnym odcinku: publikacja filmu („pół Polski na to czeka!”), który ma uzupełnić informacje ujawnione przez Sylwestra Wardęgę (ma być „jeszcze grubiej”). Reklama. Tłum czeka na kolejne przedstawienie i jeszcze większe emocje (a te podbijane są efektownie montowanymi kolejnymi filmikami z oświadczeniami i komentarzami).

Didaskalia: Kto zostawi łapkę w górę i komentarz pod filmem, dostanie serduszko!

Komentarze: Czekam bardziej niż na nowy sezon na Netflix [emotikonka płacząca ze śmiechu]. Czekam na ten odcinek bardziej niż na GTA 6. Dawaj ten film, CBZC kupili już popcorn. Nie mogę spać, bo czekam na ten film.

Godzinny film twórcy o nicku „Konopskyy” trzy godziny po publikacji ma ponad 3 mln wyświetleń.

Małe przypomnienie: cały czas mówimy o potencjalnych przestępstwach na tle seksualnym, przemocy psychicznej, podawaniu alkoholu nieletnim, a wiele wskazuje, że również o czynach pedofilskich. Tym zajmie się prokuratura i sąd. My możemy jedynie (a może aż?) skupić się na społecznych reakcjach ujawniających się w trakcie youtubowego skandalu.

Kultura rozgłosu

„Nowe media dają możliwości, dzięki którym łatwiej niż 30 lat temu można osiągnąć sukces i spełnić marzenia z dzieciństwa o popularności. Kultura popularna wygenerowała nie tylko nowe formy medialne, ale i w konsekwencji doprowadziła do wyłonienia nowych: zwyczajów, praktyk kulturowych, sposobów użytkowania przekazów medialnych” – pisze Anna Piotrowska w publikacji „Różne oblicza sławy. Młodzi celebryci o popularności”.

Bez wątpienia w ostatnich latach obserwujemy taką kumulację sław, że najprawdopodobniej wielu z nas nie ma pojęcia, kim są Gargamel, Stuu, Dubiel czy Boxdel. Wystarczy nam wiedza, że to zasięgowi idole młodych ludzi. Idole, którzy obecnie „lecą w dół” z bardzo dużej wysokości. Nie oni pierwsi, nie ostatni.

Teoretycznie Pandora Gate (tak została nazwana afera z udziałem youtuberów – ilu dokładnie, tego mamy się dopiero dowiedzieć) nie dotyczy spraw, o których wcześniej byśmy nie słyszeli. Grooming, przemoc emocjonalna, psychiczna i seksualna, czyny pedofilskie, wykorzystywanie wpływów, sławy i pieniędzy, by osiągać cele i unikać kary, manipulacje, zmowa milczenia, zastraszanie ofiar – to wstydliwa, acz niekoniecznie nowa część historii człowieka. Tym, co jednak odróżnia te sprawy od innych, jest podejrzenie, że mówimy tutaj nie o jednostkowych przypadkach, a raczej procederze trwającym lata z udziałem kilkunastu osób. I sylwetki potencjalnych sprawców.

Była kiedyś taka kampania społeczna. Przed jednym ekranem dziewczynka w uroczej sukience. Myśli, że wymienia wiadomości ze swoim rówieśnikiem. Przy drugim ekranie – „rówieśnik”, który okazuje się podstarzałym, raczej grubawym facetem w dziurawej koszulce typu „żonobijka”. Hasło: nigdy nie wiadomo, kto jest po drugiej stronie. Aktualność tego hasła nie budzi wątpliwości, chociaż bez wątpienia ma inny wymiar. Wiemy już jednak, że współczesny drapieżnik internetowy to niekoniecznie brzydal w rozciągniętych gaciach ze wzrokiem szaleńca, a często piękny, uśmiechnięty, bajecznie bogaty i błyskotliwy influencer. Popularność i zasięgi mogą być skuteczną zasłoną dymną – podobnie jak władza, pozycja, status społeczny czy przynależność do konkretnej instytucji.

– Osobie, która jest uznawana za idola, autorytet, łatwiej manipulować. Przestrzeń wirtualna daje możliwości kontrolowania własnego wizerunku i kształtowania go. I to się zaczyna już od zwykłych filtrów, przekształcania swojej zewnętrzności, na którą odbiorcy zwracają uwagę w pierwszej kolejności. Ktoś nas przyciąga lub odpycha. Potem następuje kreowanie osobowości, swoich dokonań, umiejętności. Za pośrednictwem mediów społecznościowych o wiele łatwiej manipulować swoją historią. Kontrolować mimikę, gesty. Można coś dograć, powtórzyć. W kontakcie na żywo docierają do nas sygnały niewerbalne, nie tylko słowa, głos, ładny kadr – mówi psycholożka społeczna Marzena Cypryańska-Nezlek.

To ekranowe zapośredniczenie niejako sprawia, że nasza czujność się osłabia. Wierzymy w to, co podsuwają nam influencerzy, bo najczęściej to kadry życia przyjemnego dla oka, wolnego od codziennego znoju. Szczególnie podatne są na to osoby młode, w okresie kształtowania się ich tożsamości, w fazie buntu i naturalnego kontestowania świata.

Teraz po raz kolejny przekonujemy się, że media społecznościowe dostarczają nowych narzędzi oprawcom, zwyrodnialcom, przemocowcom. Granica się przesuwa, możliwości są znacznie większe.

– Świat wirtualny tworzy przestrzeń bardziej otwartą i dostępną niż świat realny. W ciągu kilku minut możemy poznać osoby z różnych zakątków świata. Ma to pozytywny wymiar, bo dostaliśmy możliwość budowania rozległej sieci kontaktów, z drugiej strony znacznie rozszerzyła się grupa potencjalnych ofiar. Zauważmy, że wiele osób tworzy otwarte profile, które dostarczają bardzo dużo informacji. Od razu można do nich napisać, rozpocząć rozmowę. Wielu przestępców seksualnych korzysta z tej możliwości – komentuje ekspertka.

Na chwilę otrzeźwia nas – społeczeństwo w trybie instant – kolejna dramatyczna historia o pluciu w twarz czy wykorzystywaniu nieletnich przez wpływowych influencerów, ale co dalej? Czy jesteśmy gotowi realnie coś z tym zrobić?

Obawiam się, że znamy odpowiedź. Niewiele się zmieni, dopóki Internet jest żyłą złota. Jest nią natomiast między innymi dzięki nam – to maszyna, której paliwem są lajki, komentarze, wyświetlenia, udostępnienia, odsłony, reklamy. Nasza uwaga i zainteresowanie. Teraz również obserwujemy, jak „drama” się nakręca. Klikamy i klikamy, reklama, klikamy. A przecież ten spektakl to życie prawdziwych ludzi – nie tworów wygenerowanych przez AI.

Dobry chłopak był, zawsze dzień dobry mówił

Papierowy feminista aka chłopiec lewicy – to określenia z 2017 roku. Odnoszą się do mężczyzn, którzy niosą feministyczne sztandary i publicznie wspierają kobiety, a w domowych pieleszach praktykują patriarchat i odmieniają przez przypadki narzędzia przemocy. W sieci lubią zwracać uwagę na niewłaściwe zachowania innych mężczyzn, wytykać im toksyczne zachowania i seksizm. W zaciszu czterech ścian już po wyłączeniu kamery nie mają problemu z robieniem tego, co kilka minut wcześniej krytykowali.

Chodzi o wizerunek. To jedna z najważniejszych walut współczesnego świata. Wizerunkiem można zarobić. Nie trzeba nic więcej. Przed erą mediów społecznościowych sława na ogół wiązała się z czymś – jakimś komponentem intelektualnym, talentem, szczególną wiedzą z danego zakresu. Teraz wystarczy mieć dostęp do Internetu i wstrzelić się w algorytm.

Miliony osób skorzystało z okazji. Nieadekwatna widoczność, duże wpływy z reklam, zainteresowanie widowni, a nieraz nawet podziw bywają nie tylko oznaką sukcesu, ale też doskonałym gruntem do nadużyć. Najciemniej pod latarnią.

Pytam Marzenę Cypryańską-Nezlek, o jakim kierunku możemy tutaj mówić: czy to sława sprawia, że u niektórych rozwijają się toksyczne cechy, czy raczej konkretny człowiek ma tendencje do jakiegoś zachowania.

– Jeśli mówimy o przemocy i przestępstwach seksualnych, to bardziej prawdopodobne jest, że osoba z predyspozycją do nieakceptowanych zachowań seksualnych czy przemocowych wykorzystuje własną popularność w przestrzeni wirtualnej do urzeczywistnienia swoich nieakceptowanych skłonności. Z drugiej strony nagła popularność, sława, pieniądze mogą wyzwalać różne nieakceptowane skłonności, ale nie chodzi tutaj o samą popularność czy nadmiar pieniędzy. Popularność nie jest wyrokiem. Istotne jest to, co idzie za tą popularnością i pieniędzmi; jak bardzo zmieniają świat danego człowieka, jego możliwości, środowisko społeczne, normy, standardy. Masz więcej możliwości, inne rzeczy wydają ci się atrakcyjne, kuszące, pociągające. Popularność może w tym przypadku być jednym z czynników, które sprawiają, że zachowanie się zmienia – mówi ekspertka.

Podkreśla jednak, że nie możemy wszystkich znanych i popularnych wrzucać do jednego worka. Cytując Jakuba Żulczyka, który skomentował doniesienia o Gargamelu: „Nie każdy alkoholik pluje na szesnastolatki”. To kolejny aspekt, który powinien wzbudzić naszą czujność. Osoby, o których ujawniane są wstrząsające informacje, często wystosowują oświadczenia o terapii, chorobach, uzależnieniach, trudnościach życiowych. To zaczyna budować w naszych głowach fałszywą nitkę – robi coś złego? Na bank chory lub zaburzony psychicznie. To nie tylko krzywdzące, ale i niebezpieczne skojarzenie. Marzena Cypryanska-Nezlek wskazuje, że oczywiście, możemy mieć współczucie dla osoby uzależnionej czy w kryzysie zdrowia psychicznego, ale jednocześnie nie musimy przyjmować tego za „usprawiedliwienie” danego zachowania. Te okoliczności nie zmniejszają odpowiedzialności za zachowanie, a przede wszystkim nie powinny umniejszać cierpienia ofiary.

Ona sobie winna

Właśnie. Ofiary. O nich w ostatnich dniach jest najciszej. Cytuję ekspertce kilka komentarzy, które mocno pokazują społeczną tendencję do obwiniania pokrzywdzonych. Jest to szczególnie widoczne w przypadku sprawy Gargamela i Gonciarza (chociaż znajdują się i tacy, co chętniej krytykują 13-latkę za „bujanie się ze starszymi”, niż tych starszych za manipulowanie dziećmi) – youtuberów, którym długo udawało się zgrywać „miłych chłopaków”. Pierwszy stosował przemoc psychiczną na młodszej partnerce; drugi proponował kobietom narkotyki i pisał niestosowne, wulgarne, przemocowe wiadomości.

Jedni słusznie stanowczo potępili takie zachowania, drudzy wydali wyrok na kobiety – to one, młode, głupie, są same sobie winne. Co, nagle sobie przypomniały? Chcą się wybić na popularności youtuberów? Co w ogóle nieletnia dziewczyna robiła ze starszym facetem? Albo dlaczego nie zablokowała typa, który pisał jej głupie wiadomości?

Zalew tak absurdalnych oskarżeń jest mocną społeczną czerwoną lampką. Po pierwsze dlatego, że w ten sposób ujawniają się nasze braki w wiedzy na temat mechanizmów manipulacji i przemocy. Czyli będziemy na nie przyzwalać, możemy sami wpaść w sieć, kolejne ofiary będą milczeć ze strachu przed ostracyzmem. Po drugie – osłabia to nasze społeczne motywacje do tego, by przemoc zwalczać. Po trzecie – możemy z case’u Gargamela i Gonciarza nie wynieść żadnej lekcji. I jest dalece prawdopodobne, że tak się stanie.

A ta lekcja jest stosunkowo prosta: takich osób jest więcej. Działają offline i online. Prawo powinno bezwzględnie je karać – a my powinniśmy tego żądać, a nie bawić się w słowne przepychanki, oświadczenia, zastanawiać się, czy ofiara jest sama sobie winna. Ale żeby tego żądać, musimy zrozumieć mechanizm, a nie w nieskończoność racjonalizować krzywdzące zachowania.

– Jeżeli krzywdzi nas osoba, którą bardzo podziwiałyśmy, kojarzyła nam się z określonym wizerunkiem – facetem, który broni kobiet, jest feministą, mądrze się wypowiada i krytykuje oprawców – to w pierwszym momencie możemy mówić o dezorientacji, zaskoczeniu i niedowierzaniu. Pomyślmy tak: dziewczyna poznaje swojego idola, którego podziwia, jest nim zafascynowana. Jest przekonana, że jest wspaniały, dobry, mądry. Wydaje jej się, że go doskonale zna, bo przecież obejrzała wszystkie jego filmy na YouTubie, nie spodziewa się niczego złego, spełnia się jej marzenie, które jeszcze przed chwilą wydawało się niedosięgnione. Jest oszołomiona tym, co się dzieje. Ufa mu i to jest kluczowe – zaufanie. Oprawcy też wiedzą, że to właśnie zaufanie sprawia, że łatwiej się do kogoś zbliżyć. Taka mieszanka fascynacji i zaufania bywa niebezpieczna. Osoba, na którą idol zwraca uwagę, czuje się wyróżniona, nie dostrzega negatywnych kontekstów, nawet jak widzi czerwone lampki, to je ignoruje albo interpretuje tak, aby usunąć dysonans poznawczy i utrzymać pozytywny obraz idola – mówi psycholożka społeczna.

Wyzwania i zagrożenia współczesnego świata nie pojawiły się znikąd. W większości są efektem ludzkiej działalności. To ludzie tworzą presję na ciągłe dążenie po więcej i więcej, szybciej i szybciej. I widać już, że w dążeniu do panowania nad światem coś się nam wymknęło spod kontroli

Marzena Cypryanska-Nezlek

Gdy w tak asymetrycznej (wiekowo i statusowo) relacji dochodzi do przemocy, ofiara już na starcie jest na przegranej pozycji. Jej przeciwnikiem jest ktoś mocno widoczny w przestrzeni publicznej i identyfikowany z pozytywnymi cechami – wizerunek staje się jego tarczą.

– Takie relacje opierają się na manipulacji uczuciami ofiary, wzbudzanie podziwu, okazywanie zainteresowania, ciepłych uczuć, a potem umniejszanie wartości, zastraszanie, szantaż, zawstydzanie, obwinianie. Bardzo młode osoby często nie mają narzędzi, żeby się skutecznie bronić. Zwłaszcza gdy są w takiej relacji pierwszy raz, boją się coś zrobić, sprzeciwić. Często czują się też zawstydzone. Kiedy mamy do czynienia z przemocą i wykorzystaniem seksualnym odpowiedzialność ponosi sprawca, a nie ofiara. Nawet jeśli jej zachowanie można opisać jako lekkomyślne, naiwne, to w żaden sposób nie usprawiedliwia to, ani nie umniejsza odpowiedzialności sprawcy i wagi tego, co zrobił. Co więcej, na tym właśnie żerują patoinfluenserzy – na niedojrzałości swoich nastoletnich fanek – mówi Marzena Cypryanska-Nezlek.

I dodaje: – Nadal mocno pracują w społeczeństwie stereotypowe oczekiwania społeczne w kwestii ról płciowych i tego, co jest akceptowalne, a co potępiane w zależności od płci. Dlatego, gdy kobieta pada ofiarą, słyszymy, że prowokowała, pewnie sama się prosiła, była nieostrożna, miała krótką sukienkę, poszła do jego mieszkania, więc czego się spodziewała. To interpretacje, które odbijają zakodowane wzorce – ona ma być grzeczna, a jak prowokuje, to sama jest sobie winna.

Wielkie czyszczenie internetu?

Globalnie się zakochaliśmy. W mediach społecznościowych – korzysta z nich niemal 28 mln internautów w wieku 7-75. To miłość dosyć toksyczna i destrukcyjna. Między innymi dlatego tak źle znosimy, gdy nam się te media społecznościowe psują, przesiąkają przemocą, agresją, krzywdą. Trudno się odkochać, gdy zakochaliśmy się w wyobrażeniu. Internet jawił się jako kwintesencja wolności i równości. Same plusy. Zero minusów. A potem – zderzenie z rzeczywistością.

– Wyzwania i zagrożenia współczesnego świata nie pojawiły się znikąd. W większości są efektem ludzkiej działalności. To ludzie tworzą presję na ciągłe dążenie po więcej i więcej, szybciej i szybciej. I widać już, że w dążeniu do panowania nad światem coś się nam wymknęło spod kontroli. Zresztą mówią o tym sami technologiczni kreatorzy, chociażby w kontekście sztucznej inteligencji. Ludzkość wydaje się nie nadążać za zmianami, które w dużej mierze sama wywołuje, tym bardziej, że zmiany te są bardzo gwałtowne, szybkie i zachodzą na różnych poziomach. Nadmiar bodźców jest ogłupiający, coraz więcej działań bez planu, długofalowej strategii i coraz więcej niepewności i zagubienia. Media społecznościowe często te problemy pogłębiają. Wiemy już, że uwikłanie w wirtualny świat może niekorzystnie wpływać na zdrowie psychiczne. Nie jesteśmy gotowi na media społecznościowe ani w wymiarze indywidualnym w sensie poznawczo-emocjonalnym, ani społecznym. Dopiero teraz pojawiają się pomysły, jak w tym świecie wirtualnym funkcjonować. To trochę późno, ale nadal nie za późno – komentuje psycholożka.

W kontekście Pandora Gate w przestrzeni publicznej pojawia się dużo oskarżeń w kierunku młodych użytkowników i użytkowniczek Internetu – że są naiwni, że przyklaskują wątpliwym autorytetom, że dają się nabierać na wizerunkowe kreacje influencerów. To klasyczne zamiatanie problemu pod dywan. Druga grupa, w której szukamy „winnego”, to rodzice. Oczywiście, nie da się przeskoczyć tych wątków, ale jednak – jak zwykle za mało uwagi poświęcamy oprawcom.

– Mamy pokolenie, które urodziło się w zupełnie innej rzeczywistości niż ich rodzice. Dzieci często nie mają odpowiednich wskazówek od rodziców, jak poruszać się w tej nowej, dynamicznie zmieniającej się rzeczywistości, nie dostają reguł postępowania adekwatnych do nowej rzeczywistości. Dzieci, osoby młode, właściwie na żywca, spontanicznie tworzą wirtualny świat. Możemy oceniać negatywnie ich zachowania w sieci, ale nic konstruktywnego nie wnosi powtarzane już do znudzenia 'takie pokolenie’, w domyśle złe i zepsute. Najmłodsi są obecnie często zostawieni samym sobie, rodzice żyją w pędzie, są nieobecni. Takie dziecko siłą rzeczy będzie szukało przestrzeni, w której poczuje się dobrze, znajdzie zainteresowanie i ekscytację. A to może być pułapka. Jednak to sprawca przemocy powinien być pociągany do odpowiedzialności, a nie nastoletnia ofiara tej przemocy – mówi Marzena Cypryanska-Nezlek.

Oprawcy wiedzą, że to właśnie zaufanie sprawia, że łatwiej się do kogoś zbliżyć. Taka mieszanka fascynacji i zaufania bywa niebezpieczna. Osoba, na którą idol zwraca uwagę, czuje się wyróżniona, nie dostrzega negatywnych kontekstów, nawet jak widzi czerwone lampki, to je ignoruje albo interpretuje tak, aby usunąć dysonans poznawczy i utrzymać pozytywny obraz idola

Marzena Cypryańska-Nezlek

I dodaje: – Mam wrażenie, jakbyśmy – osoby dorosłe, rodzice, nauczyciele – nagle odkryli, że istnieje jakiś równoległy świat, w którym funkcjonują nasze dzieci, a z którego nie zdawaliśmy sobie sprawy. Świat patoinfluenserów, nakręcany zasięgami, lajkami i – co ważne – sponsorami. Świat, w którym panują szkodliwe wzorce i rozwijają się destrukcyjne normy i zasady funkcjonowania. Wykorzystujący niedojrzałość młodych ludzi. Bez wątpienia w ostatnich dniach w przestrzeni publicznej pojawiło się duże emocji – oburzenie, zaskoczenie, wkurzenie, ale też smutek. Chociaż starsi mogą tego nie rozumieć, to twórcy internetowi dla młodszych pokoleń bywają autorytetami, idolami, wzorami do naśladowania.

Mechanizm jest zawsze ten sam. Gdy burzymy pomnik, burzymy też jakiś porządek w wyobrażeniu świata. – Sprzeczność między wyobrażeniem idola/autorytetu i jego rzeczywistym wizerunkiem tworzy nieprzyjemne napięcie. Może też wzbudzać odczucie ośmieszenia i rozczarowania samym sobą w związku poczuciem, że 'dałem_am się nabrać’. To często wzbudza opór, tym większy, im bardziej dany autorytet był ważnym źródłem wartości, wzorem osobowym, kryterium ocen społecznych, moralnych, estetycznych. Trudno się pogodzić z tym, gdy na przykład uwielbiany reżyser, muzyk, malarz okazuje się wątpliwym autorytetem moralnym, gdy robił coś, co w nas samych wzbudza obrzydzenie. Im większa idealizacja, tym trudniej znieść dysonans, który powstaje, gdy pojawia się rysa na wyidealizowanym wizerunku. Dla młodych ludzi internetowi idole to często wręcz bóstwa, figury, które są gloryfikowane i wielbione. I może to właśnie wymaga szczególnej uwagi, bo wydaje się, że większości dorosłych umknęło, że ich dzieci tłumnie przeniosły się do równoległej rzeczywistości. I nie jest to świat, w którym wyrastają na szczęśliwych ludzi. Chcę zwrócić uwagę na społeczne przyzwolenie na kreowanie patoinfluencerów, chociażby poprzez sponsorowanie ich działań, reklamy, zaproszenia na ważne wydarzenia. To między innymi wzmacnia zachwyt nastolatków nad ich internetowymi idolami – tłumaczy psycholożka.

Jakkolwiek potrzebujemy większego zrozumienia dla dzieci i młodzieży, dla których świat wirtualny niemal stopił się z rzeczywistością, tak główną nauką z afery, którą obecnie obserwujemy, jest konieczność reakcji systemowych. Mnożące się oświadczenia, indywidualnie podejmowane próby tłumaczenia sobie sytuacji, szukanie winnych, tracenie energii na klepanie komentarzy, rzucanie oskarżeń, hiperboliczne słowa polityków, którzy od lat nie reagują na naukowe dane, a nagle obiecują „ochronę polskich dzieci” – to wszystko na nic.

Potrzebujemy zmian w prawie. Narzędzi, które pozwolą „wyłapywać” oprawców i skutecznie ich karać. Edukacji. I być może głębszej refleksji nad tym, jak to możliwe, że realna krzywda innych ludzi staje się dla nas spektaklem.

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy: