Frances McDormand: Przeważnie grałam bohaterki wspierające mężczyzn. To częsty scenariusz wielu kobiet, że wspieramy głównych bohaterów
Słynie z kreowania skomplikowanych kobiecych ról. „Poczułam, że muszę pokazywać publicznie to, co prezentuję prywatnie – kobietę, która jest bardziej dumna, silniejsza i bardziej wpływowa, niż kiedy była młoda. Noszę tę dumę i siłę na mojej twarzy i moim ciele” – mówi Frances McDormand, murowana (jak twierdzą krytycy) kandydatka do Oscara za rolę w filmie „Nomadland”.
„Kiedy skończę 65 lat, zmienię imię na Fern, zacznę palić lucky strikes, pić wild turkey i wyruszę w trasę kamperem” – kiedy jako czterdziestoparolatka opowiedziała mężowi o swoim pomyśle na emeryturę, nie sądziła, że rzeczywiście go zrealizuje. „Nomadland” – najnowszy film z udziałem Frances McDormand, uważa się za mocnego kandydata do Oscara. Byłaby to już trzecia statuetka aktorki. Na swoim koncie ma „aktorską koronę” – dwa Oscary, filmową nagrodę Emmy i teatralną Tony.
„Nomadland”, opowiadający o życiu w vanie, powstawał w środowisku współczesnych, amerykańskich koczowników. Główna bohaterka, którą gra Frances, w czasie kryzysu w 2008 roku straciła pracę i dobytek, nomadyzm stał się dla niej sposobem na życie i zarobkowanie, a także poznawanie podobnie doświadczonych przez życie ludzi. Aktorka doskonale odnalazła się w takich realiach.
”Powiedziano mi, że mogę mieć wszystko i osiągnąć wszystko, i spójrzcie, udało mi się. Ale wielu z nas się nie powiodło. (…) Ten problem istnieje od dziesiątek lat - mówię o wykluczeniu, ekspresji artystycznej i walce ze szklanym sufitem”
Jak mówi Frances McDormand, ukształtowało ją dorastanie i rodzice. Urodziła się w Gibson City w Illinois w 1957 roku. Kiedy miała półtora roku, została adoptowana przez Noreen i Vernonana McDormandów – pielęgniarkę i pastora Uczniów Chrystusa. Wychowywała się razem z dziewięciorgiem innych przybranych dzieci. Jej biologiczna matka pochodziła ze środowiska „białej biedoty” i była parafianką kościoła prowadzonego przez przybranego ojca Frances. Rodzina często przenosiła się z parafii do parafii, najdłużej mieszkali w Pensylwanii. „Moi rodzice byli tak dobrzy, że adoptowali nawet koty” – wspomina po latach beztroskie dzieciństwo.
Dzięki stypendium z kościoła swojego ojca wyjechała na studia aktorskie do Wirginii Zachodniej. Był to czas buntu i eksperymentów: „Różni ludzie sypiali ze sobą, ale nie było prawdziwych związków. Wiązałam się z kobietami i eksperymentowałam z mężczyznami, dochodzę jednak do wniosku, że te najbardziej angażujące emocjonalnie rzeczy działy się z kobietami” – mówi w jednym z wywiadów.
Kolejne stypendium pomogło jej dostać się do Yale School of Drama. Na studiach dorabiała jako kelnerka, grała w teatrze i występowała w reklamach. Z czasem przyszły pierwsze poważniejsze role. Od lat 80-tych nie zwalnia tempa. Znamy ją z kryminalnego „Missisipi w ogniu”, „U progu sławy” i „Dalekiej północy”, młodsi widzowie rozpoznają ją w głośnym „Trzy billboardy za Ebbing, Missouri”, a fani teatru w wersji „Tramwaju zwanego pożądaniem” z 1988 roku. W 2019 roku zagrała Boga w „Dobrych Omenach” na motywach powieści Terry’ego Pratchetta i Neila Gaimana. Wybór Amerykanki do tej roli wywołał wiele komentarzy fanów twórczości Pratchetta. Najnowszy jej film, „Nomadland”, wchodzi na ekrany 19 lutego, powstał na podstawie reportażu Jessiki Bruder z 2017 roku zat. „Nomadland. W drodze za pracą” wydanego w Polsce przez wydawnictwa Czarne.
Frances McDormand słynie z kreowania skomplikowanych postaci kobiecych, chociaż, jak sama mówi, „90 minut to za mało, żeby opowiedzieć dobrą historię o kobiecie”. Pierwszego Oscara otrzymała w 1996 roku za rolę szeryfki w filmie „Fargo”: „Przeważnie grałam bohaterki wspierające mężczyzn, protagonistów. To częsty scenariusz wielu kobiet, że wspieramy głównych bohaterów” – ocenia.
W 2014 roku zdecydowała się na stworzenie własnego filmu. Miniserial HBO „Olive Kitteridge”, który współfinansowała i w którym wystąpiła w tytułowej roli surowej nauczycielki zmagającej się z napadami depresji i zazdrości, przyniósł jej nagrodę Emmy. „Myślę, że („Olive Kitteridge”) to przede wszystkim historia o tym, jak przeżywa się depresję – nie tylko kobieta, ale małżeństwo, całe pokolenie, a nawet miasteczko. Zaczęło mnie interesować pokazywanie, w jak różnorodny sposób kobiety mogą okazywać emocje. Jest to o wiele łatwiejsze, jeśli grasz rolę główną, a nie drugoplanową w historii jakiegoś mężczyzny” – opisuje scenariusz. Film zdobył osiem nagród Emmy. Frances została doceniona jako aktorka i producentka.
Najwięcej nagród zebrała za pracę przy kontrowersyjnych „Trzech billboardach za Ebbing, Missouri”, w których zagrała Mildred, matkę nastoletniej ofiary zabójstwa, która z wściekłości na lokalną policję wykupuje trzy billboardy i publikuje na nich hasła dotyczące zbrodni. Poza drugim Oscarem McDormand otrzymała także Złotego Globa, Nagrodę Screen Actors Guild. Podczas gali „Women in Film” odniosła się do ruchu #MeToo i #TimesUp: „Powiedziano mi, że mogę mieć wszystko i osiągnąć wszystko, i spójrzcie, udało mi się. Ale wielu z nas się nie powiodło. (…) Ten problem istnieje od dziesiątek lat – mówię o wykluczeniu, ekspresji artystycznej i walce ze szklanym sufitem. Czuję, że czasy się zmieniają”– mówiła do zebranych.
”Coś się stało na poziomie naszej kultury: nikt nie chce mieć więcej niż 45 lat, (...) wszyscy ubierają się jak nastolatkowe. Wszyscy farbują włosy. Wszyscy przejmują się zmarszczkami. Nie ma chęci bycia dorosłym”
Frances McDormand krytykuje także popkulturę, która kształtuje branżę filmową: „Coś się stało na poziomie naszej kultury: nikt nie chce mieć więcej niż 45 lat, (…) wszyscy ubierają się jak nastolatkowe. Wszyscy farbują włosy. Wszyscy przejmują się zmarszczkami. Nie ma chęci bycia dorosłym. Bycie dorosłym nie jest celem. Nie jest prezentem”.
Ona sama niewiele sobie robi z takich wzorów. Wygląda na swój wiek, nie próbuje pooprawiać swojej charakterystycznej urody, unika makijażu i zwykle gra bez upiększeń. O swojej twarzy mówi, że jest „gumowa”: „Zawsze wiernie mi służyła, a im jestem starsza, tym bardziej mi pomaga, bo mam na niej nienaruszoną całą mapę mojej drogi i mogę z niej korzystać do woli” – mówi.
Od 1984 roku jest żoną Joela Coena, w 1995 roku adoptowali półrocznego Pedra z Paragwaju i rola mamy stała się dla niej najważniejsza. Poza pracą na planie wspiera finansowo inicjatywy społeczne w swoim miasteczku: „Moje poglądy są moją prywatną sprawą, ale wiele z feministycznych przekonań przenika do mojego życia zawodowego – mam okazję zmienić sposób, w jaki ludzie patrzą na kobiety na ekranie” – mówi w wywiadach.
Po wielu latach odmawiania spotkań z dziennikarzami wróciła do tego, by, jak mówi, zacząć dyskusję o starzeniu się kobiet: „Poczułam, że muszę pokazywać publicznie to, co prezentuję prywatnie – kobietę, która jest bardziej dumna, silniejsza i bardziej wpływowa, niż kiedy była młoda. Noszę tę dumę i siłę na mojej twarzy i moim ciele”.
Polecamy
Renata Szkup: „Siedemdziesiątka to nie koniec kariery, ale początek wielkiej przygody”
Usłyszała, że powinna pracować w Biedronce zamiast być w Akademii Teatralnej. Dziś jest jedną z najpopularniejszych aktorek
Monika Olejnik przeprasza za pytanie o żonę Radosława Sikorskiego. „Od lat walczę z antysemityzmem”
Paulina Hojka o noszeniu ubrań po zmarłych: “Myślę, że żaden nieboszczyk się nie obrazi”
się ten artykuł?