Przejdź do treści

„Tak zwane „środowisko” feministyczne niesłusznie upatruje w nas konkurencję. A feminizm w Polsce potrzebuje pluralizmu” – mówią Agata Maciejewska i Kasia von Alexandrowitsch, założycielki „Dziewuchy Dziewuchom”

Agata Maciejewska i Kasia von Alexandrowitsch - prowadzące fanpage Dziewuchy Dziewuchom. Zdj: archiwum prywatne
Podoba Ci
się ten artykuł?
Podoba Ci
się ten artykuł?

Ciągła ekspozycja na podobne ataki i spędzanie długich godzin na czytaniu agresywnych komentarzy ma negatywny wpływ na poczucie szczęścia, zadowolenia, bezpieczeństwa. O kulisach powstania i pracy w „Dziewuchy Dziewuchom” rozmawiamy z Agatą Maciejewską i Kasią von Alexandrowitsch. – Agata założyła Dziewuchy Dziewuchom i dopiero po paru godzinach zorientowała się, że ludzie dołączają do niej w tak lawinowym tempie – mówi Kasia.

 Nina Harbuz: Czy praca dla Dziewuchy Dziewuchom jest obciążająca emocjonalnie?

Agata: Powiedziałabym nawet, że skrajnie. Dziewuchy Dziewuchom zajmują się tematyką niezwykle wrażliwą, bo dotyczącą praw reprodukcyjnych kobiet. Narracja, jaką zbudowano wokół tej dziedziny zdrowia, jest bardzo zideologizowana i budzi ogromne emocje. Przeciwnicy prawa do aborcji, którzy błędnie utożsamiają ją z „zabijaniem dzieci”, nazywają nas morderczyniami albo sugerują, że podżegamy do zabójstwa. Zapominają jednak, że wysuwając takie oskarżenia sami łamią prawo – Kodeks karny stwierdza przecież, że pomówienie to przestępstwo. Ciągła ekspozycja na podobne ataki i spędzanie długich godzin na czytaniu agresywnych komentarzy ma negatywny wpływ na poczucie szczęścia, zadowolenia, bezpieczeństwa.

 

Siostrzeństwo widać w miejscach pracy, gdy kobiety solidarnie podejmują decyzje w swoim interesie, albo na ulicy, kiedy sobie bezinteresownie pomagają. To nie są wielkie gesty, demonstracje czy protesty. To codzienne świadectwa

Agata Maciejewska

Kasia: To wycieńcza psychicznie i ma wpływ także na życie niezwiązane z Dziewuchy Dziewuchom – rodzinne, towarzyskie, partnerskie. Niektórym wydaje się, że prowadzimy zwykły fanpage, robimy sobie infografiki i memy, czyli prowadzimy taką nieszkodliwą działalność hobbistyczną. Są w błędzie. Dzięki zasięgom mamy wpływ na stan wiedzy i opinię rzeszy osób. Chcąc nie chcąc, kształtujemy dyskurs polityczny, bo choć działamy pozapartyjnie, to zależy nam przecież na zmianie prawa. Jeżeli mówimy dziś, że w ciągu ostatnich trzech lat odsetek zwolenników legalizacji aborcji wzrósł, to z całą pewnością mamy w tym swój udział. To nie jest wygodna myśl dla osób lobbujących za tym, żeby jeszcze bardziej ograniczać prawa kobiet.

Macie ogromne zasięgi. Trzy lata od powstania grupy, dołączyło do niej ponad 100 tys. osób, a strona Dziewuch przekroczyła 70 tys. polubień i ciągle rośnie. Spodziewałyście się takiego odzewu?

Agata: To nas całkowicie zaskoczyło. 1 kwietnia 2016, w dniu gdy założyłam grupę, cały Facebook zalany był doniesieniami medialnymi o planowanych zmianach w ustawie antyaborcyjnej. Wzbudziło to we mnie ogromny wewnętrzny sprzeciw, ale pobudziło też szersze zainteresowanie problematyką. Z ulgą zauważyłam, że wiele moich koleżanek i znajomych, żyje tym tematem. Zdałam sobie sprawę, że trzeba tu i teraz wykorzystać energię poruszenia wśród tysięcy kobiet. Napisałam więc na Facebooku prywatne wiadomości do wszystkich organizacji pozarządowych i inicjatyw zajmujących się tematyką kobiecą z pytaniem, co możemy zrobić jako „zwykłe” obywatelki. Na co możemy się przydać, jak pomóc? Czy w planach jest organizacja protestów? Nie jestem pewna, czy zdawano sobie wówczas sprawę z jak dużym społecznym potencjałem gniewu mamy do czynienia. Odpisała mi tylko partia Razem. Otrzymałam wiadomość, że członkinie ugrupowania już zajmują się sprawą i będą informować o nadchodzących wydarzeniach. Reszta, nie odpisała wcale. Nie chciałam siedzieć bezczynnie, więc najpierw otworzyłam grupowy czat na Messengerze, gdzie wymieniałam się z koleżankami informacjami, a kilka godzin później utworzyłam grupę Dziewuchy Dziewuchom, aby ułatwić nam komunikację.

Kasia: Moją ulubioną częścią tej historii jest to, że Agata założyła Dziewuchy Dziewuchom i dopiero po paru godzinach zorientowała się, że ludzie dołączają do niej w tak lawinowym tempie.

Agata: Pamiętam, że zadzwoniłam w którymś momencie do mojego chłopaka z pytaniem czy to nie dziwne, że mój firmowy fanpage, który prowadziłam przez 4 lata, ma raptem 20 tys. polubień, a tu, w ciągu kilku godzin, uzbierało się 40 tys. osób. W ciągu pierwszej doby poznałam Katarzynę, która napisała do mnie, że jeśli potrzebuję pomocy w administracji, to bardzo chętnie mi pomoże. Tak się zaczęła nasza niebywale intensywna współpraca.

Co stoi za sukcesem Dziewuch?

Kasia: Lepszym słowem niż sukces jest określenie rozgłos albo, po prostu, zasięg. W aktywistycznym świecie „sukces” kojarzony jest z jakąś konkretną osobą i ma w sobie coś z niezdrowej rywalizacji. Nasz sukces oznaczałby czyjąś porażkę, stratę, a przecież chodzi o wspólny cel do którego każdy może dążyć w różny sposób.  

Agata: Śmiało można powiedzieć, że Dziewuchy Dziewuchom są największą rodziną kanałów społecznościowych o tematyce feministycznej w Polsce. To fenomen, który mógł zaistnieć tylko w określonym miejscu i czasie, a jego siłą jest sposób zarządzania komunikacją na kanale i chwytliwa nazwa. To także kwestia naszej codziennej, ciężkiej pracy. Jedna rzecz to wzbudzić zainteresowanie, druga to utrzymać je, a trzecia animować zaangażowanie. Nie wystarczy założyć grupę czy forum, aby skutecznie promować określone wartości i wiedzę. Niby każdy może założyć fanpejdż, prawda? A jednak nie każdy potrafi utrzymać spójność tematyczną grupy, nie każdy umie wprowadzić do niej konkretną kulturę wypowiedzi i stworzyć warunki do jej dalszego rozwoju. Nasze kanały rozwijają się bardzo systematycznie i są silnie kojarzone z określonym zestawem wartości. Nie zawsze spotykamy się z aprobatą i zadowoleniem tak zwanego „środowiska” feministycznego, które niesłusznie upatruje w nas konkurencję. Jedna organizacja napisała do nas nawet maila z propozycją zamknięcia grupy, aby nie „mnożyć bytów”. Tymczasem w Polsce feminizm potrzebuje przede wszystkim pluralizmu.

Mnie wzruszają do łez piękne, mądre i merytoryczne odpowiedzi do postów, wspierające autorkę wpisu czy inne osoby komentujące, albo dyskusje dziewczyn, które w dobrym duchu wymiany poglądów, próbują przekonać się do zmiany zdania na jakiś temat. I kiedy to się udaje, świetnie jest widzieć, jak dziękują sobie za rozmowę i stwierdzają, że lepiej rozumieją pewne kwestie

Kasia Alexandrowitsch

Czyżby siostrzeństwo w Polsce kulało?

Agata: Choć paradoksalnie w środowisku aktywistycznym zauważa się niekiedy wyraźny deficyt siostrzeńskiej postawy, to na poziomie codziennego życia, w relacjach międzyludzkich, ta niepisana więź istnieje i się rozwija. Siostrzeństwo widać w miejscach pracy, gdy kobiety solidarnie podejmują decyzje w swoim interesie, albo na ulicy, kiedy sobie bezinteresownie pomagają. To nie są wielkie gesty, demonstracje czy protesty. To codzienne świadectwa, które umykają nam w biegu, bo nie proszą się o niczyją uwagę i nie są otoczone nimbem heroizmu. Traktuje się je zazwyczaj jak wyraz empatii, podstawową troskę o drugiego człowieka. Siostrzeństwo nie prowokuje błysków fleszy, nie jest nagradzane oklaskami na stojąco, nie dostaje się za nie orderów. Ale kiedy kobieta robi coś dla drugiej kobiety, bywa, że przez powietrze przechodzi czysta energia dobra. Czasami wystarczy, że wymownie spojrzymy się sobie w oczy, takie momenty są widoczne podczas demonstracji, gdy obce sobie kobiety porozumiewawczo się do siebie uśmiechają. To daje niezwykłe poczucie wspólnoty.

A w komentarzach na grupie Dziewuchy Dziewuchom, widzicie siostrzeństwo między użytkowniczkami?

Kasia: Zdarzają się przykre komentarze, sprzeczne z ideą siostrzeństwa i postawą feministyczną, ale mam wrażenie, że dostrzegamy je z taką łatwością, bo wyróżniają się jak ten „niegrzeczny” uczeń w klasie. Mnie wzruszają do łez piękne, mądre i merytoryczne odpowiedzi do postów, wspierające autorkę wpisu czy inne osoby komentujące, albo dyskusje dziewczyn, które w dobrym duchu wymiany poglądów, próbują przekonać się do zmiany zdania na jakiś temat. I kiedy to się udaje, świetnie jest widzieć, jak dziękują sobie za rozmowę i stwierdzają, że lepiej rozumieją pewne kwestie.

Agata: Komentarze nie są jednak miarodajnym obrazem rzeczywistości, dlatego nie można na nich oprzeć badań nad obecnością siostrzeństwa w internecie. Aby komentować trzeba być osobą, która lubi zajmować stanowisko w mediach społecznościowych, a to bardzo szczególna cecha. Nie każdy ma potrzebę, by dzielić się swoją opinią, zwłaszcza, że w cyberprzestrzeni panuje kultura krytykanctwa. Znacznie częściej wypowiadają się osoby, które szukają pola by coś zdyskredytować lub błysnąć sarkazmem. Sieć jest pełna negatywnych komentarzy, pełna trudnych emocji i toksycznych treści. One pojawiają się od zawsze i w szczególny sposób ogniskują uwagę – z tego przecież żyją trolle. Komentarze nie są więc żadnym lustrem rzeczywistości, zwłaszcza, że często nie idą w parze z reakcjami. Bywa, że nasze memy zbierają ogromną liczbę „serduszek”, „kciuków” i udostępnień, a przez komentarze przetacza się jad. To charakterystyczne dla dynamiki mediów społecznościowych i mentalności jej użytkowniczek i użytkowników.

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy: