Przejdź do treści

Dziewczynka dwukrotnie straciła świadomość w przedszkolu. Personel placówki nie wezwał pogotowia

dziewczynka w przedszkolu maluje farbkami - Hello Zdrowie
Dziecko straciło świadomość dwa razy, ale przedszkolanki pogotowia nie wezwały / Zdjęcie: Adobe Stock
Podoba Ci
się ten artykuł?

Personel przedszkola nie wezwał karetki pogotowia do dziewczynki, która dwa razy w krótkim odstępie czasu straciła świadomość. Pracownicy tłumaczą, że „nie było zagrożenia życia”. Tymczasem zdaniem kurator oświaty to pierwsza rzecz, którą w sytuacjach zasłabnięcia dziecka osoby zatrudnione w placówkach oświatowych powinny zrobić. Matka dziewczynki zarzuciła dyrekcji przedszkola „rażące zaniedbanie w zakresie ochrony zdrowia i życia dziecka” i zgłosiła sprawę na policję i do kuratorium.

Dwa razy straciła świadomość, przedszkole nie wezwało karetki

O kulisach tego, co wydarzyło się w małym prywatnym przedszkolu Harmonia w Krakowie, pisze „Gazeta Wyborcza”. Dziennikarze dotarli do treści listu wysłanego przez matkę 6-letniej Marysi (imię zostało zmienione) do Kuratorium Oświaty w Krakowie i na policję. Dziewczynka do niedawna była podopieczną tej placówki, ale po bulwersującym incydencie, do którego doszło 5 lutego br., decyzją rodziców została wypisana.

„W placówce doszło do sytuacji, w której moje dziecko (…) zasłabło w wyniku silnego stresu wywołanego nieodpowiednim traktowaniem przez kadrę przedszkolną (…). Personel przedszkola nie wezwał karetki pogotowia, co stanowi rażące zaniedbanie w zakresie ochrony zdrowia i życia dziecka” – czytamy w liście cytowanym przez „Gazetę Wyborczą”.

Z relacji matki wynika, że przedszkolanki na polecenie dyrektorki placówki miały nagrywać dziecko w czasie epizodu napadowego.

Zasłabnięcie było reakcją na napięcie emocjonalne wywołane sytuacją konfliktową z rówieśnikami – taką wersję przedstawia przedszkole. Rodzice dziewczynki dodają, że poza kłótnią o zabawkę miało mieć miejsce także nerwowe zachowanie przebywającej w sali dyrektorki, która „krzyczała” na ich córkę.

Z notatki sporządzonej przez placówkę wynika, że dziewczynka wykazywała objawy mogące świadczyć o napadzie padaczkowym.

„W pierwszej kolejności destabilizacja wzroku (źrenice w górę, widoczne białka oczne), utrata napięcia mięśniowego (dziewczynka zaczęła opadać z krzesła, podtrzymana przez dorosłego, który doskoczył do niej), widoczny był brak świadomości (opadła na osobę dorosłą). Po próbie ocucania odzyskała kontakt werbalny na 5 sek., po czym zaczęła wyginać się sztywno do tyłu (z przywodzeniem rąk do siebie do środka sztywno), ponownie straciła świadomość po usztywnieniu i wygięciu się, opadając bezwładnie na dorosłego. Nie była w kontakcie. Widoczna była duża bladość skóry” – czytamy.

Dziewczynka miała odzyskać kontakt po 10 sekundach, po czym przedszkolanki podały jej wodę do picia, a następnie zadzwoniły do rodziców 6-latki. Mama Marysi tego dnia była poza granicami Polski, o czym placówka miała wiedzieć, mimo to próbowano się skontaktować właśnie z nią, zamiast z ojcem przebywającym w kraju. Do taty dziewczynki dyrektorka dzwoniła w momencie, gdy ten był już na terenie przedszkola.

Co więcej, dyrektorka przedszkola Harmonia po zrelacjonowaniu mu całego zajścia – jak informuje matka dziewczynki – miała odradzać wizytę na SOR i nalegała na wykonanie 6-latce badania EEG w prywatnym gabinecie, który sama wskazała.

Marta Będzikowska z mężem i córkami: Amelką i Tolą

„Pogotowie jest konieczne”

Tata Marysi nie zastosował się do zaleceń dyrektorki i prosto z przedszkola pojechał na SOR Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego w Krakowie. Dziewczynka została przyjęta na oddział neurologiczny, gdzie po przeprowadzeniu badań wykluczono padaczkę, a za powód zasłabnięcia określono doznanie silnego stresu. „Stwierdzono również bardzo wysoki poziom napięcia i lęku u dziewczynki” – czytamy w artykule „Gazety Wyborczej”.

O całej sytuacji rodzice Marysi poinformowali Kuratorium Oświaty w Krakowie oraz policję, zarzucając placówce szereg nieprawidłowości, w tym najważniejszą: niewezwanie karetki pogotowania do przedszkola. Dyrektorka w piśmie do rodziców 6-latki podkreśliła, że nie zgadza się z zarzutem niedopełnienia przez placówkę podstawowych zasad bezpieczeństwa wobec dziecka. Twierdzi, że „wszystkie wymagane przepisami prawa oraz przepisami wewnętrznymi działania i procedury zostały w tej sytuacji zachowane”. Jak wyjaśnia, małoletniej niezwłocznie została udzielona pierwsza pomoc przez dwójkę nauczycieli, co poskutkowało ustąpieniem objawów zasłabnięcia.

„Wobec braku dalszych objawów, a także z uwagi na ich krótkotrwałość oraz skuteczność udzielonej pierwszej pomocy w ocenie osób jej udzielających nie zachodziła konieczność wezwania pogotowia ratunkowego, nie była to sytuacja zagrożenia życia” – tłumaczy.

Małopolska kurator oświaty Gabriela Olszowska zauważa jednak w rozmowie z „Gazetą Wyborczą”, że „wezwanie pogotowia jest pierwszą rzeczą, którą w sytuacjach zasłabnięcia dziecka placówki oświatowe powinny zrobić”.

„Pogotowie jest konieczne, bo nauczyciele nie mają wiedzy medycznej i nie są uprawnieni do tego, by samodzielnie oceniać, co się stało i stawiać diagnozy. Od tego są specjaliści” – podkreśla.

„Silny psychicznie opiekun nie będzie na dziecko krzyczał ani je poniżał”

Sprawa bulwersuje również z uwagi na szokujące doniesienia na temat praktyk stosowanych przez personel placówki. Należało do nich m.in. izolowanie dzieci, obowiązek wypełniania tabelki rozwojowej, w której opisać należało np. dwie histerie dziecka, nagrywanie podopiecznych w różnych sytuacjach, narzucanie na rodziców obowiązku zdobycia – u wskazanego przez przedszkole lekarza – orzeczeń, że dziecko ma autyzm. „Gazeta Wyborcza” ustaliła, że na 13 chodzących do Harmonii dzieci aż 10 ma wydane orzeczenia o potrzebie kształcenia specjalnego – troje ze względu na autyzm i siedmioro ze względu na spektrum autyzmu.

Wiele do życzenia pozostawia także sposób traktowania Marysi przez personel przedszkola.

„Od dyrektorki miała usłyszeć, że ma wredny uśmiech i żeby lepiej się tak nie uśmiechała, bo nikt jej nie będzie lubił. Gdy rodzice części dzieci z przedszkola zapomnieli zapłacić za posiłki na nowy miesiąc, usłyszały (w tym Marysia), że mama i tata o nich nie dbają” – czytamy.

Matka dziewczynki powiedziała, że dyrektorka krzykiem komunikuje się nie tylko z dziećmi, ale również z rodzicami.

„Raz w miesiącu przedszkole organizuje spotkania z rodzicami i dzieckiem. Na jednym z takich spotkań dyrektorka krzyczała na nas przez 10 minut, że nie wypełniamy poleceń tak, jak należy. Marysia to wszystko słyszała i bardzo się zdenerwowała” – mówi.

Do tych doniesień odniosła się na swoim profilu na Facebooku Monika Szubrycht, dziennikarka, neruologopedka, autorka książki „Autyzm. Bliski daleki świat”, działająca w Fundacji Po Mojemu.

„W domu najważniejszy jest rodzic, a w szkole czy przedszkolu nauczyciel. Dlaczego? Bo od opiekuna zależy życie dziecka. Silny psychicznie opiekun nie będzie na dziecko krzyczał ani je poniżał. Silny psychicznie opiekun nie będzie wyładowywał na dziecku swoich frustracji. Silny psychicznie opiekun nie będzie eskalował złości, bo wie, że to dziecko ma problem i trzeba się nim zająć” – podkreśla.

Do wyświetlenia tego materiału z zewnętrznego serwisu (Instagram, Facebook, YouTube, itp.) wymagana jest zgoda na pliki cookie.Zmień ustawieniaRozwiń

Źródło: Gazeta Wyborcza

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy:

Podoba Ci
się ten artykuł?