Przejdź do treści

„Czułam, jakby ktoś mnie gwałcił”. Pani Joanna opowiada, co spotkało ją w krakowskim szpitalu

Pani Joanna w rozmowie w Faktach po Faktach, kadr z TVN24
Policjanci kazali pani Joannie rozebrać się do naga, kucać i kaszleć. Wszystko przez to, że dokonała aborcji własnej/ fot. Pani Joanna w rozmowie w Faktach po Faktach, kadr z TVN24
Podoba Ci
się ten artykuł?

„Otaczała mnie policja, która nie chciała powiedzieć, jakie popełniłam przestępstwo, nie wiedziałam, dokąd mnie mogą zabrać. Bałam się, że następny krok to areszt” – opowiada pani Joanna w jednym z wywiadów. Kobieta zgłosiła się po pomoc psychologiczną do swojej lekarki. W efekcie spotkała ją jednak rewizja i przesłuchanie przez funkcjonariuszy policji.

Zamiast pomocy psychologicznej eskorta policji

Nie milkną echa o traumatycznych doświadczeniach pani Joanny w krakowskim szpitalu. Kobieta zamiast pomocy psychologicznej, została przewieziona na oddział ginekologiczny, ponieważ przyznała się, że farmakologicznie przerwała swoją ciążę. Na miejscu została niegodnie potraktowana przez funkcjonariuszy policji, o czym postanowiła głośno opowiedzieć najpierw w reportażu „Faktów” TVN, a teraz w niezwykle szczerym wywiadzie z OKO.press. Pani Joanna przyznała, że zdecydowała się na przerwanie ciąży, ponieważ z powodów zdrowotnych stwarzała dla niej zagrożenie życia. Wcześniej jednak udała się na wizytę u ginekologa, która nie należała do najprzyjemniejszych.

„To normalne, że w trakcie badania lekarz pyta kobietę o to, ilu ma partnerów seksualnych. Ale mój lekarz, zamiast zadać mi to neutralne, standardowe pytanie, zapytał: 'Czy uprawia pani nierząd?’. Określenie 'nierząd’ pochodzi z terminologii biblijnej. Używane przez lekarza nie pomaga czuć się bezpiecznie. Wiele kobiet pisze mi teraz, że boi się zajść w ciążę w Polsce. Takie sytuacje się do tego przyczyniają” – wyznała w rozmowie z OKO.press.

Pani Joanna zamówiła tabletkę poronną przez Internet i sama dokonała aborcji farmakologicznej w 7. tygodniu ciąży. Do psychiatrki po pomoc psychologiczną zadzwoniła tydzień później. Jak przyznała, jej telefon nie miał nic wspólnego z przerwaniem ciąży. Powodem był kryzys psychiczny. Kobieta miała gorszy dzień, była w stanie lękowym i odczuwała silny stres. Miała nadzieję, że lekarka pomoże jej się uspokoić. O aborcji wspomniała, ponieważ chciała, by specjalistka wiedziała, co mogło wpłynąć na jej zły nastrój. Kobieta kilka razy w rozmowie powtórzyła także, że nie zamierza zrobić sobie krzywdy. Psychiatrka wezwała do niej karetkę, która pojawiła się na miejscu wraz z policją.

„Lekarka, z którą rozmawiałam, pracuje w swoim zawodzie od lat. Przecież mogła sobie wyobrazić, że kontakt z policją, to ostatnia rzecz, której potrzebowałam” – dodała.

W czasie, kiedy pani Joanna pakowała potrzebne rzeczy do szpitala, była przesłuchiwana. Policjanci zadawali jej głównie pytania o aborcję.

„Cały czas powtarzałam, że sama kupiłam tabletki, sama za nie zapłaciłam i sama je wzięłam. Nie chciałam mówić, skąd je mam. Byłam w silnym lęku, a widok policji w moim domu ten lęk spotęgował. Bałam się, że zrobię krzywdę wspaniałej organizacji, która pomaga kobietom – womenhelp.org. Teraz mogę powiedzieć, że to od nich miałam tabletkę poronną. Nie chciałam, by inne kobiety straciły dostęp do ich pomocy” – tłumaczyła.

Karetkę, którą kobieta w kryzysie jechała do szpitala, eskortowały dwa radiowozy policyjne z włączoną sygnalizacją dźwiękową. W rozmowie z OKO.press zaznaczyła, że łącznie w sprawie brało udział sześciu lub ośmiu policjantów. Jeden z funkcjonariuszy miał zakazał jej korzystania z telefonu.

„Byłam w silnym stresie, więc mam urywki w pamięci. Lekarze podali mi leki uspokajające. Kiedy dojechałam do szpitala oddałam próbkę moczu. Tylko to pamiętam. Potem siedziałam i płakałam, a policjanci mnie otoczyli kordonem i pilnowali” – wspomina.

Policjanci na miejscu przeszukali rzeczy kobiety i zabrali jej laptopa. Jeden z lekarzy próbował interweniować i zapewniał, że pacjentka nie stanowi zagrożenia dla siebie. Funkcjonariusze powtarzali jednak, że chodzi o przestępstwo.

„Byłam pewna, że pójdę zaraz do więzienia. Otaczała mnie policja, która nie chciała powiedzieć, jakie popełniłam przestępstwo, nie wiedziałam, dokąd mnie mogą zabrać. Bałam się, że następny krok to areszt” – opowiadała pani Joanna.

Decyzja o ciąży / istockphoto

„Czułam, jakby ktoś mnie gwałcił”

Pani Joanna została przewieziona na oddział ginekologiczny, choć – jak podkreśla – potrzebowała pomocy psychologicznej. Na miejscu przeprowadzono u niej badanie ginekologiczne, w trakcie którego do gabinetu weszły dwie policjantki. Kazały kobiecie rozebrać się do naga, przykucnąć i kaszleć. Pacjentka wykonała polecenia ze strachu. Nie zdjęła jednak majtek, ponieważ wciąż krwawiła. Funkcjonariuszki zapewniły ją także, że jeśli nie odda telefonu, zrobią jej rewizję przez odbyt.

„To było doświadczenie przemocy seksualnej. Czułam, jakby ktoś mnie gwałcił. Płaczę, bo nie potrafię o tym mówić” – wyznała.

Pani Joanna przyznała, że przez traumatyczne wydarzenia nie zgłosiła się już po pomoc psychologiczną. Jak wyznała, boi się zaufać ponownie lekarzom. Złożyła jednak zażalenia na działania policji i postanowiła głośno opowiedzieć o swoich przeżyciach. W rozmowie z OKO.press odniosła się także do słów ministra obrony narodowej Mariusza Błaszczaka, który stwierdził, że jest chorą kobietą wykorzystywaną w celach politycznych.

„Spodziewałam się, że powstanie narracja, która będzie chciała mnie zdyskredytować, że będziecie mówić, że jestem niezrównoważona. Tak najłatwiej pozbawić kobietę wiarygodności – powołując się na jej histerię. To łatwe zrobić ze mnie wariatkę. Bo przecież – no tak, 'skandal’ – wyciekły informacje, że korzystam z pomocy psychiatry i psychologa. Tylko że ja nie jestem jedyna. I jest to normalne” – tłumaczyła.

Pani Joanna podzieliła się swoją historią, by pomóc innym kobietom. Przyznała, że już wcześniej walczyła o prawa kobiet i osób LGBT+. Czuła więc, że nie może milczeć.

„Walczę o wszystkie kobiety, ale walczę też o siebie (…) Chciałabym, by inne kobiety przestały się bać mówić o swoich doświadczeniach. Chciałabym, żebyśmy mogli normalnie mówić o aborcji. To zabieg jak każdy inny, który i tak jest wykonywany. Dlaczego więc nie może być wykonywany w ludzkich warunkach? Politykom, którzy mówią, że nie oglądali wywiadu ze mną i nie wiedzą, o co chodzi, chcę powiedzieć: To dzieje się w waszym kraju (!). Udawanie, że to nie ma miejsca i to zwykła ignorancja. Nie musicie się ze mną zgadzać. Ale musicie mieć tego świadomość i wziąć za to odpowiedzialność” – podsumowała.

 

Źródło: OKO.press

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy:

Podoba Ci
się ten artykuł?