Przejdź do treści

„Chirurgów zabraknie” – alarmuje dr Paweł Czekalski, prezes Okręgowej Izby Lekarskiej w Łodzi

W Polsce ubywa chirurgów / fot. GettyImages
Podoba Ci
się ten artykuł?
Podoba Ci
się ten artykuł?

Jest źle, będzie jeszcze gorzej. Średni wiek chirurga w Polsce to 59 lat. Nie ma zastępowalności pokoleniowej, młodzi wybierają inne specjalizacje albo wyjeżdżają za granicę. – W wielu miastach są problemy z obsadzeniem stanowisk – i mówię o chirurgii ogólnej, bo w chirurgii dziecięcej jest jeszcze większy dramat. A rządzący sprowadzają nam lekarzy, którzy nie mówią nawet po polsku i nie mają doświadczenia – mówi dr n. med. Paweł Czekalski, chirurg i proktolog, prezes Okręgowej Izby Lekarskiej w Łodzi.

 

Ewa Podsiadły-Natorska: „Dramat”, „Wojna kadrowa”, „Nie będzie miał nas kto leczyć” – to nagłówki artykułów opisujących sytuację w polskiej chirurgii. Jest aż tak źle?

Dr n. med. Paweł Czekalski: Trudno to nazwać wojną kadrową. Po prostu brakuje rzeczy podstawowej, o której jako samorząd lekarski mówimy od wielu lat: nie ma zastępowalności pokoleniowej. Zniszczono relację uczeń–mistrz. Pewnych rzeczy można się nauczyć z książki, ale pewnych już nie. To jeden aspekt. Drugim aspektem jest fakt, że chirurg poza pracą umysłową pracuje również fizycznie, a dostaje takie samo uposażenie jak lekarz specjalista medycyny niezabiegowej.

Kolejna rzecz: starzenie się. Przykładowo najstarszy chirurg z czynnym prawem wykonywania zawodu zarejestrowany w Okręgowej Izbie Lekarskiej w Łodzi ma 90 lat, choć myślę, że już nie pracuje. Grupa wiekowa 65–70 lat to 196 osób, 70–79 lat to 97 osób, a 80–89 lat – 25 osób na 620 chirurgów w całym województwie, czyli tak naprawdę czynnych jest ok. 300 chirurgów i są tu ujęte osoby pracujące poza granicami Polski. Natomiast średnia wieku chirurga w Polsce to 59 lat. To nie jest dobry prognostyk. Niestety, absolwenci medycyny coraz chętniej wybierają takie specjalizacje jak psychiatria czy radiologia, ale nie zabiegowa, tylko teleradiologia. Oby nie zabrakło nam też internistów; zniszczono poważanie społeczne, jakim powinien się cieszyć. Zadam pani pytanie. Gdy słyszy pani określenie „lekarz chorób wewnętrznych”, to o kim pani myśli?

O interniście.

Gdzie się pani z nim spotka, jak będzie pani potrzebowała pomocy internistycznej?

Dr Paweł Czekalski / fot. archiwum prywatne

W przychodni.

W której najszybciej?

W tej, do której jestem zapisana.

Właśnie, czyli do Podstawowej Opieki Zdrowotnej. Tymczasem internista to lekarz, który zna na pamięć pięć książek: kardiologię, pulmonologię, gastrologię, nefrologię i choroby metaboliczne. A do tego umie je logicznie połączyć, wyciągnąć z nich wnioski. A lekarz, z którym spotyka się pani w POZ, to specjalista medycyny rodzinnej i ma zupełnie inne zadania. Interniści w zasadzie nie pracują w poradniach, tylko w oddziałach w internistycznych. Chorzy internistyczni, po udarach, którym nie można pomóc szybko, mają szereg chorób internistycznych i oni właśnie zalegają na internach oraz neurologiach. Mój nauczyciel, śp. prof. Leszek Ciesielski mawiał, że „chirurg to internista, który umie operować”. Jest w tym dużo prawdy. My tak naprawdę stykamy się z takimi samymi chorymi jak interniści, tylko ten chory ma dodatkowo schorzenie, które trzeba wyleczyć metodą chirurgiczną.

W naszym całym województwie czynnych jest ok. 300 chirurgów i są tu ujęte osoby pracujące poza granicami Polski. Natomiast średnia wieku chirurga w Polsce to 59 lat. To nie jest dobry prognostyk

Na początku powiedział pan, że nie ma zastępowalności pokoleniowej. Dlaczego? Młodzi nie chcą się szkolić na chirurgów?

Wspomniałem o zniszczeniu relacji mistrz–uczeń. Młodzi ludzie nie mają ideałów. To bardzo źle. Ale jest jeszcze jeden aspekt, moim zdaniem ważniejszy. Samorząd lekarski uruchomił akcję „Ratowanie życia to nie przestępstwo”. Konstrukcja Kodeksu karnego jest tak stworzona, że nad lekarzem niczym miecz Damoklesa wisi możliwość poniesienia odpowiedzialności karnej za nieumyślne spowodowanie śmierci w toku wykonywanej pracy, co wiąże się z tym, że jeśli nastąpi niepożądane zdarzenie medyczne, może zostać skazany. Innymi słowy: jeżeli niepożądane zdarzenie medyczne zaistnieje i skończy się śmiercią pacjenta, to można postawić zarzut o nieumyślne spowodowanie śmierci. „Nie chciał pan doktor, ale jednak się zdarzyło”.

Proszę sobie wyobrazić sytuację: u chorego z rakiem jelita grubego pojawia się niedrożność, a pacjent tydzień temu miał zawał. Jeśli go zoperuję, to prawdopodobieństwo graniczące z pewnością wskazuje, że w ciągu najbliższych dwóch tygodni dostanie drugiego zawału albo udaru i umrze. Jeśli zaś tej niedrożności mu nie zoperuję, to on też w przeciągu kilku dni umrze. Czyli ani tak, ani tak. Ale jako lekarz muszę podjąć ryzyko. Co mam zrobić? Pod tym względem w chirurgii jest problem.

Jestem biegłym sądowym i kiedyś na sali sądowej jedna ze stron oznajmiła: „To jest niezgodne ze sztuką lekarską”, na co druga strona odparła: „Jaką sztuką? To nie jest żadna sztuka, tylko nauka”. Wtedy wyszedł nieżyjący już doktor biegły neurolog i powiedział: „Wysoki sądzie, pan mecenas ma rację. Medycyna jest skodyfikowana wiedzą, której uczymy się na pamięć, tylko uprawianie tej wiedzy jest sztuką”. A w chirurgii uczenie się tej sztuki jest długotrwałe. Bo to jest dwanaście lat od rozpoczęcia studiów. Co więc myślą młodzi? Wolę wybrać mniej ryzykowną dziedzinę.

Jest jeszcze inny trend idący z Zachodu. Dawniej, kiedy ktoś mówił, że chodzi do psychiatry, to była stygmatyzacja do końca życia. W tej chwili już nie. Teraz każdy chce mieć swojego psychiatrę. O sferę psychiczną należy dbać, to jest w dobrym tonie. Radiologia zdaniem niektórych to specjalizacja, po której można pływać sobie na jachcie po ciepłym morzu i opisywać zdjęcia. Wystarczy mieć odpowiedni sprzęt. A to nieprawda.

Czy to nie jest też tak, że możliwości podjęcia pracy w sektorze prywatnym są w przypadku chirurgów ograniczone?

Nie powiedziałbym. Może kiedyś faktycznie tak było, ale w tej chwili prywatne kliniki chirurgiczne mają nowoczesny sprzęt i dobrze płacą. Tu znowu wracamy do aspektu odpowiedzialności.

Wielu młodych adeptów medycyny myśli o pracy za granicą?

Owszem. Mam zajęcia ze studentami i czasem pytam, jakich uczą się języków. Ostatnio od jednej ze studentek usłyszałem, że hiszpańskiego i jestem pewien, że nie po to, by czytać Cervantesa w oryginale. Za granicą jest zupełnie inna kultura pracy, zarobki też są odmienne. W Polsce lekarz może mieć dobrą pensję, ale pytanie, jakim kosztem. Mam kolegów, którzy przez tydzień nie wracają do domu, tylko jeżdżą od szpitala do szpitala. Sam pracuję na dwóch i pół etatu plus Izba Lekarska, a mam 64 lata. Niedługo 65.

Omówmy sytuację w polskiej chirurgii z perspektywy pacjentów. Mają powody do obaw? A może chirurgów nie zabraknie?

Myślę, że zabraknie. W wielu miastach są problemy z obsadzeniem stanowisk – i mówię o chirurgii ogólnej, bo w chirurgii dziecięcej jest jeszcze większy dramat. To jest więc nieuniknione. A rządzący sprowadzają nam lekarzy, którzy nie mówią nawet po polsku i nie mają doświadczenia. Lekką ręką wypisuje im się kwit: „Wyrażam zgodę na wykonywanie zawodu w Polsce”.

Konstrukcja Kodeksu karnego jest tak stworzona, że nad lekarzem niczym miecz Damoklesa wisi możliwość poniesienia odpowiedzialności karnej za nieumyślne spowodowanie śmierci w toku wykonywanej pracy, co wiąże się z tym, że jeśli nastąpi niepożądane zdarzenie medyczne, może zostać skazany

Co z nostryfikacją dyplomu?

Nie ma jej. Nostryfikację zdaje ok. 1/8 obcokrajowców. To naprawdę jest dramat.

Zabraknie chirurgów i co będzie dalej?

Ja sobie wyobrażam to bardzo źle, dlatego że mówimy o braku zastępowalności pokoleniowej w ogóle wśród wszystkich specjalistów. I nie pomogą żadne nowe pomysły, gdy nie ma kadr. Jeśli w tej chwili zgodnie usiądziemy do stołu i wypracujemy konsensus, to i tak musimy poczekać jeszcze ok. dwunastu lat, zanim to przyniesie owoce. Dlatego podnosimy alarm, że ministerstwo daje zgodę kolegom z zagranicy, którzy nie mają żadnych uprawnień do wykonywania zawodu w Polsce. Przed chwilą był u mnie młody człowiek, obcokrajowiec, który zapytał, co ma zrobić, żeby zostać doktorem. Są oczywiście obcokrajowcy, którzy leczą w Polsce i świetnie operują, świetnie mówią po polsku, angielsku, niemiecku, są wykształceni, pracowici, sumienni. Takich specjalistów serdecznie zapraszamy. Ale musi być ścisła selekcja. Mam przyjaciela, którego córka pojechała pracować do Niemiec. Do łóżka chorego dopuszczono ją dopiero wtedy, gdy zdała egzamin z języka niemieckiego z elementami historii Niemiec oraz z języka niemieckiego medycznego.

To ma sens dla bezpieczeństwa pacjentów.

Tak – i proszę sobie teraz porównać to z lekarzem, który nawet nie zna polskiego. Jest to smutne. Już dwadzieścia lat temu mówiliśmy, że będzie dziura pokoleniowa. I o ile są jeszcze chirurdzy w dużych miastach, to nie ma ich w szpitalach powiatowych. A dlaczego szpital powiatowy ma być gorszy? Problem polega na jeszcze jednej rzeczy – dystrybucji. Nikt nie zrobił w Polsce mapy potrzeb, więc tak naprawdę nie wiemy, ilu chirurgów potrzebujemy. Jestem prezesem OIL i nie wiem, bo po prostu nikt nie zrobił takiego badania, więc nie wiadomo, jakie jest zapotrzebowanie. Zresztą chodzi o wszystkich specjalistów.

Pana zdaniem co powinno się zmienić w pierwszej kolejności?

To nie poprawi sytuacji z dnia na dzień, ale jest bardzo ważne, żeby położyć nacisk na wypracowanie systemu no-fault.

Co to znaczy?

To jest system, który polega na tym, że jeśli zdarzy się jakieś niepożądane zdarzenie medyczne, udziela się wszechstronnej pomocy pacjentowi i/lub jego rodzinie – przede wszystkim finansowej, a lekarz nie jest oskarżony o nieumyślne spowodowanie śmierci. Tak jest w większości krajów Europy Zachodniej. Przecież każda operacja niesie ze sobą ryzyko. Pewna część operacji kończy się źle, są na to dane statystyczne. To pierwsza rzecz. Druga rzecz, która musi wybrzmieć, jest taka, że leczenie i ratowanie życia to nie przestępstwo. Kolejna: muszą być dobrze skomponowane programy specjalizacyjne, które spowodują, że młody człowiek nabierze pełnego wykształcenia kierunkowego.

Długa droga przed nami.

Obyśmy tylko zdążyli.

 

Dr n. med. Paweł Czekalski – doktor nauk medycznych, specjalista chirurg, absolwent Uniwersytetu Medycznego w Łodzi. Od 2018 roku prezes Okręgowej Izby Lekarskiej w Łodzi

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy: