Przejdź do treści

Aurélia Blanc: Mężczyźni, którzy chcą przeciwdziałać seksizmowi, mają spore pole do popisu. I niekoniecznie muszą być aktywistami

Aurélia Blanc
Aurélia Blanc, autorka książki „Jak wychować syna na feministę”/ Mat. pras.
Podoba Ci
się ten artykuł?

– Żyjemy w seksistowskim społeczeństwie i bez proaktywnych działań będziemy powielać te standardy, niekoniecznie zdając sobie z tego sprawę, a często nawet mimo najlepszych chęci – mówi Aurélia Blanc, autorka książki „Jak wychować syna na feministę” (Znak).

 

Marta Krupińska: Jaki jest twoim zdaniem najgorszy stereotyp dotyczący wychowywania chłopców?

Aurélia Blanc: Choćby ten, że ​​chłopcy są z natury bardziej twardzi i trudniejsi niż dziewczynki. To bardzo mocno zakorzeniony stereotyp, który na wiele sposobów wpływa na to, jak postrzegamy i edukujemy chłopców. Czasami nawet jeszcze przed ich urodzeniem z góry zakładamy, że będą bardziej aktywni, energiczni, ale też bardziej agresywni. A my będziemy bardziej usprawiedliwiać lub tolerować takie zachowania – no bo przecież to leży w ich „naturze”. Tak jak uznamy za normalne, że chłopcy hałasują bardziej niż dziewczyny (które z kolei mają być z założenia spokojniejsze). Wreszcie ten stereotyp skłania nas do myślenia, że ​​chłopcy są mniej wrażliwi, nie powinni płakać, wyrażać swoich emocji, okazywać zbyt dużej empatii wobec innych – bo to nie przystoi „prawdziwym chłopcom” czy „prawdziwym mężczyznom”.

Zaprzeczeniem tego stereotypu są mężczyźni, którzy nie wstydzą się okazywać swoich uczuć, choćby wzruszenia. Ale, jak piszesz, to nie wystarczy, tak samo jak dobre chęci i deklaracje. Co czyni mężczyznę prawdziwym feministą?

Dla mnie feminista nie tylko zdaje sobie sprawę z nierówności i niesprawiedliwości, jakich doświadczają kobiety w naszych społeczeństwach, ale też aktywnie stara się im zaradzić na własny sposób. Zatem bycie feministą oznacza przede wszystkim słuchanie kobiet, które wypowiadają się na te tematy. Obejmuje również kwestionowanie własnego zachowania, próbę zmiany niektórych nierównych praktyk, nawet jeśli jest to czasami niewygodne, na przykład poprzez aktywne uczestniczenie w pracach domowych. Ale wiąże się to również z postawą wobec innych mężczyzn, gdy przejawiają oni seksistowskie zachowania. Feminista da więc do zrozumienia przyjacielowi, że nie chce słuchać jego mizoginistycznych żartów, zwróci uwagę mężczyznom obecnym na rodzinnym posiłku, aby pomogli przy stole, zamiast czekać, aż wszystkim zajmą się kobiety, zainterweniuje u kolegi z pracy, który napastuje koleżanki po fachu. Lista jest długa, a mężczyźni, którzy chcą przeciwdziałać seksizmowi, mają naprawdę spore pole do popisu. I wcale niekoniecznie muszą być aktywistami.

Feminista da do zrozumienia przyjacielowi, że nie chce słuchać jego mizoginistycznych żartów, zwróci uwagę mężczyznom obecnym na rodzinnym posiłku, aby pomogli przy stole, zamiast czekać, aż wszystkim zajmą się kobiety, zainterweniuje, gdy kolega z pracy napastuje koleżanki po fachu

Pozostając w temacie seksistowskich zachowań:  w książce sporo piszesz o wszechobecnym „seksizmie przez zaniechanie”. Jak on się objawia i jak możemy walczyć z nim w naszym codziennym życiu?

Dla wielu osób ​​antyseksistowskie lub feministyczne wychowanie dzieci kojarzy się z ich wczesnym „formatowaniem”, podczas gdy tradycyjna edukacja wydaje im się bardziej „neutralna”. Ale chyba zapominają, że na nasze dzieci wpływa już cały szereg seksistowskich obrazów i nakazów. A nierobienie niczego w obliczu tego jest właśnie zaangażowaniem się w seksizm przez zaniechanie. Ujmując to inaczej: żyjemy w seksistowskim społeczeństwie i bez proaktywnych działań z naszej strony będziemy powielać te standardy, niekoniecznie zdając sobie z tego sprawę, a często nawet mimo najlepszych chęci. Na przykład gdy babcia uparcie daje wnukom zabawki, które są ukierunkowane płciowo (samochody dla chłopców, lalki dla dziewczynek), nie ma złych intencji: wręcz przeciwnie, w jej mniemaniu robi to dla ich dobra, ponieważ są to reprezentacje, z których jej świat został zbudowany, tak została ukształtowana. Uświadomienie sobie tego nie uwolni nas od irytacji, ale może pomóc nam spokojniej podchodzić do takich sytuacji. Osobiście uważam za wyczerpujące – i często nieproduktywne – wdawanie się w bezpośrednie dyskusje na temat seksizmu. Podobnie zamiast odrzucać podarowaną w prezencie zabawkę, którą uważamy za seksistowską, możemy ją zaakceptować, ale następnie wyjaśnić dziecku, dlaczego za nią nie przepadamy lub spróbować zrównoważyć ją, oferując mu inne… Albo w ostateczności „przypadkiem” sprawić, że zabawka niezgody zniknie.

Te ideologiczne różnice pokoleniowe objawiają się też choćby w kwestii wyznaczania granic przez dziecko. Piszesz, żeby nie zmuszać dziecka do dawania buziaka na przywitanie. Jedna sprawa, to jak to wytłumaczyć babci, żeby jej nie urazić? Ale też jak zadbać w tej sytuacji o dziecko, ale i dziecku, które może czuć się skołowane mnogością różnych komunikatów, kiedy rodzice mówią mu jedno, a od reszty rodziny słyszy coś zupełnie innego?

Od razu uspokoję: nasze dzieci nie zwariują w obliczu różnych punktów widzenia. Pod wieloma względami może istnieć rozbieżność między tym, czego uczymy je w domu, a co przekazują im inni ludzie. Chodzi o naukę życia w społeczeństwie, a dzieciom udaje się przystosować do różnych kontekstów. Nie chcemy przecież wychowywać naszych dzieci poza światem, więc wykorzystajmy te sytuacje, aby rozpocząć z nimi dialog na te tematy. Jeśli chodzi o dorosłych, zwłaszcza gdy są krewnymi, często trudniej jest przemówić im do rozsądku. Osobiście uważam, że jest to jeden z najtrudniejszych i najbardziej wyczerpujących aspektów. Na przykład w odniesieniu do wspomnianej babci możemy spróbować wytłumaczyć jej, dlaczego ważne jest, aby uczyć nasze dzieci szacunku dla własnego ciała, wyznaczania granic i zgody. Możemy też po prostu wyjaśnić, że taka zasada obowiązuje u nas w domu, a gdzie indziej mogą być inne. Szczerze mówiąc, nie jestem pewna, czy uda nam się przekonać całą rodzinę o wartości wszystkich naszych wyborów – czy to feminizmu, niestosowania kar cielesnych, czy też wielu innych rzeczy. Już sam fakt, że uszanują nasze zasady, jest często prawdziwym zwycięstwem.

Z dalszą rodziną zwykle możemy sobie poradzić. Gorzej, gdy to rodzice są nie do końca zgodni w kwestii wychowania dziecka i przekazywanych mu wzorców.

Dla wielu dzieci postać ojca jest jednym z pierwszych męskich wzorców, z którymi mogą się identyfikować. W tym sensie ojcowie ponoszą zatem realną odpowiedzialność za wychowanie swoich dzieci, a zwłaszcza chłopców! Jeśli jednak kwestia równości kończy się na słowach i deklaracjach, a w rzeczywistości podział obowiązków w domu jest nierówny, jeśli ojciec wygłasza seksistowskie uwagi, to dzieci będą je zapamiętywać i być może je powielać. Można jednak prezentować im pozytywny i egalitarny model męskości, niekoniecznie odhaczając wszystkie pola „idealnego feministy”. W przypadku współmałżonka oznacza to np. pełne zaangażowanie w codzienne życie dzieci od najmłodszego: przewijanie, karmienie, odbieranie ze żłobka, spędzanie z nimi czasu i nie tylko na zabawie. Wykonuje również niektóre prace domowe i czynności, które lubi, niezależnie od tego, czy uchodzą one za „męskie” czy „kobiece”.

A jak to wygląda w twoim domu? Jaki przykład twój partner daje waszemu synowi?

W naszym domu nie wszystko jest idealne, ale mój syn od małego obserwował, jak ojciec zmienia pieluchy i odkurza, majsterkuje i szyje, dzieląc czas z przyjaciółmi obojga płci. To nie wystarczy, by przeciwstawić się wszystkim stereotypom, ale mamy nadzieję przynajmniej pokazać mu, że sprawy nie są tak zerojedynkowe. Przede wszystkim chcielibyśmy go nauczyć, że ani płeć, ani tożsamość płciowa danej osoby, ani też jej przynależność społeczna, rasowa czy religijna, nie określają jej wartości. I że każdy może na swój własny sposób przyczynić się do uczynienia świata lepszym i bardziej sprawiedliwym miejscem.

Aurélia Blanc, autorka książki „Jak wychować syna na feministę”/ Mat. pras.

W Polsce wciąż silne są stereotypy płciowe i model toksycznej męskości, który jak piszesz jest szkodliwy i krzywdzący dla obu płci i często stanowi źródło męskiego cierpienia. A we Francji? Jakie zmiany zaobserwowałeś?

Dobrą wiadomością jest już to, że kwestia toksycznej męskości, męskich nakazów i stereotypów pojawia się jako przedmiot zbiorowej debaty i refleksji. To zupełna nowość, przed #Me Too było bardzo mało pytań o podstawy męskości. Ale przez ostatnie trzy lub cztery lata we Francji namnożyło się książek, podcastów, filmów, konferencji na te tematy – i to nie tylko w kręgach feministycznych. Kultura popularna głównego nurtu coraz częściej podejmuje kwestię męskości (dobrym przykładem jest np. film „Niezatapialni” o męskim kryzysie wieku średniego, który odniósł ogromny sukces). Nawet w literaturze dziecięcej pojawia się coraz więcej książek, które rzucają wyzwanie męskim stereotypom i oferują naszym dzieciom inne, bardziej zróżnicowane modele. Świadomość ta jest jednak wciąż bardzo świeża, a nakazy dotyczące męskości nadal stanowią regułę we wszystkich sferach społeczeństwa. Zapowiada się więc długa i ciężka walka. Ale myślę, że coraz więcej mężczyzn też chce robić coś w tym kierunku, przynajmniej dla swoich dzieci.

Ważnym tematem jest też edukacja seksualna, której de facto w Polskich szkołach nie ma. Zatem to rodzice mają za zadanie przekazać tę wiedzę dzieciom. Sami mają z tym ogromne trudności, bo ich rodzice nie rozmawiali z nimi o seksie. Jak zdjąć to ciążące nieraz od pokoleń tabu i poruszać z dziećmi tematy dotyczące różnic płciowych i zgody w seksie bez wstydu?

Uważam, że poruszanie tych tematów jest zawsze trudne dla rodziców, ponieważ bardzo niewielu z nas miało prawdziwą edukację seksualną. A potem boimy się, że powiemy za dużo, zrobimy to nie tak, jak należy, ujawnimy naszą własną intymność. Może więc zaczniemy od zaufania samym sobie? Możemy również pomyśleć o tym, co sami chcielibyśmy, aby nasi rodzice nam powiedzieli, gdy dorastaliśmy (lub przeciwnie, co wolelibyśmy, by zachowali tylko dla siebie!). Pamiętajmy też, że edukacja seksualna to nie tylko mówienie o seksualności jako takiej. To także poznawanie własnego ciała, mówienie o intymności, zgodzie. Zaczyna się od nazywania części ciała, w tym narządów płciowych, na przykład podczas kąpieli. Mówienie o tym, że masz swoje zasady, pozwala również nie robić z tego tabu i z czasem rozwijać wyjaśnienia. Jedno jest pewne: od pierwszych lat życia dzieci mają pytania na te tematy. I wydaje mi się, że zawsze należy na nie odpowiadać. Jedną z technik, która sprawdza się w przypadku najmłodszych, jest odwrócenie pytania: jak myślisz, w jaki sposób dziecko wyjdzie z macicy?  Pozwoli nam to odpowiedzieć, schodząc do ich poziomu, bez uprzedzania ich pytań. Często bardzo podstawowe, bardzo proste wyjaśnienie jest dla nich więcej niż wystarczające. Możemy też wspomagać się książkami. A jeśli chodzi o zgodę, możemy poruszać ten temat w wielu kontekstach, bez związku z seksualnością: czy zgadzamy się na obcięcie włosów przez fryzjera? Czy to oznacza, że ​​dajemy też zgodę na to, by nasza młodsza siostra ścinała nam włosy podczas snu? Zgoda i związek z ciałem odgrywają rolę w wielu aspektach życia codziennego, dlatego można do tego tematu wracać przy wielu okazjach.

Do wyświetlenia tego materiału z zewnętrznego serwisu (Instagram, Facebook, YouTube, itp.) wymagana jest zgoda na pliki cookie.Zmień ustawienia

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy:

Podoba Ci
się ten artykuł?