Natura antydepresyjna
Wiadomo, że kontakt z przyrodą koi nerwy, uspokaja, daje pozytywną energię. Ale badania pokazują, że pomaga także ludziom z depresją kliniczną. Może pomoc w leczeniu tej poważnej choroby mamy w zasięgu ręki?
Depresja kliniczna, zwana też jednobiegunową lub dużą, a po angielsku określana jako major depressive disorder (MDD), jest jednym z najczęstszych i zarazem najgroźniejszych zaburzeń nastroju. Objawia się smutkiem, utratą poczucia sensu życia, niską samooceną, biernością i paraliżem woli. Osoby, u których stwierdzono MDD, z reguły nie są w stanie pracować ani uczyć się. U wielu z nich pojawiają się myśli samobójcze. Część rzeczywiście targa się na swoje życie.
Chorobę leczy się farmakologicznie, podając leki przeciwdepresyjne i poprawiające nastrój, a także przy pomocy psychoterapii, a czasami – elektrowstrząsów. Efekty leczenia bywają jednak różne. Dlatego naukowcy i lekarze nie ustają w poszukiwaniach nowych, czasem mniej konwencjonalnych form pomocy ludziom, którym przydarzyły się epizody depresyjne. Jednym z takich badaczy jest Marc Berman, profesor psychologii na Uniwersytecie Michigan w Ann Arbor (USA) oraz współpracownik słynnego ośrodka badań nad mózgiem Rotman Research Institute w Toronto. Na łamach czasopisma medycznego „Journal of Affective Disorders” opisał ostatnio (wraz z grupą współpracowników), jak wysłałdwadzieścia osób z depresją kliniczną na godzinny, samotny spacer po leśnym parku i co z tego następnie wynikło.
Uczestnikami eksperymentu byli pracownicy i studenci Uniwersytetu Michigan – dwanaście kobiet i ośmiu mężczyzn. Nie od razu pozwolono im na przechadzkę po parku. Wcześniej przy pomocy testów Berman ocenił ich nastrój i pamięć. Poprosił też, aby tuż przed wyruszeniem w plener każda z osób pomyślała o bardzo negatywnym zdarzeniu z życia, najlepiej o jakimś nierozwiązanym problemie, który często wspomina i który za każdym razem wpędza ją w przygnębienie. Chodziło o to, aby uczestnicy eksperymentu rozpoczynali go w paskudnym, depresyjnym nastroju.
Po spacerze przyszła pora na kolejną turę testów sprawdzających nastrój i pamięć, a po tygodniu całą procedurę powtórzono, tym razem jednak ci sami chorzy mieli spacerować po zatłoczonych ulicach niedalekiego Detroit. – Wiemy już, że kontakt z przyrodą działa korzystnie na szare komórki ludzi zdrowych, ale czy również pomaga on osobom cierpiącym na depresję kliniczną? A może takie samotne spacery pogarszają ich stan, wpędzając w melancholię? To właśnie chcieliśmy sprawdzić – tłumaczy Berman.
Efekt zaskoczył badacza. Okazało się, że zarówno przechadzka po parku, jak i spacer po mieście poprawiły nastrój badanym. Wyraźne różnice ujawniły się natomiast po przeprowadzeniu testów sprawdzających pamięć i koncentrację uwagi. Jedno i drugie uległo pogorszeniu w mieście, natomiast znacznie poprawiło się podczas pobytu w parku. – Oczywiście dwadzieścia osób to zbyt mała próba i trzeba uważać z wnioskami, ale wydaje się, że bliski kontakt z przyrodą poprawia pracę mózgu i powinien być zalecany również osobom z depresją, oczywiście nie zamiast istniejących terapii, ale jako ich uzupełnienie – podkreśla Berman, który teraz zamierza zbadać, dlaczego miasto z jednej strony poprawiło nastrój ludziom z depresją, a z drugiej – rozkojarzyło ich szare komórki.
Polecamy
Simona Kossak – barwny motyl, zielona królowa puszczy
Polka doceniona przez BBC. Izabela Dłużyk wśród 100 najbardziej wpływowych kobiet 2023
Michał Książek: Najważniejsze, żebyśmy się spotykali – ludzie i ta cała bezbronna reszta świata, którą tak olewamy
„Duma, z jaką działkowiec prezentuje swe dorodne jabłka czy aksamitną różę, jest często nie mniejsza niż duma z sukcesu zawodowego”
się ten artykuł?