Przejdź do treści

„Myśli mają potężną moc, ale nie magiczną. Afirmacje i medytacja nas nie wyleczą”. O prawie przyciągania i pseudopsychologii mówi Zuzanna Butryn

fot. Unsplash
Podoba Ci
się ten artykuł?

Założenia wydają się proste: przyciągasz do siebie i swojego życia to, o czym myślisz. Jeśli obierasz cel, wierzysz w niego, pragniesz go, to możesz go osiągnąć. – To jednak nie wszystko. Jest jeszcze jeden warunek – musi iść za tym działanie. Siedząc na kanapie i afirmując, nie przyciągniemy milionów. A jeśli ktoś nam to obiecuje, to chce nas nabrać – mówi Zuzanna Butryn, psycholożka i psychoterapeutka. – Dlatego mówiąc o prawie przyciągania, trzeba postawić granicę między tym, co realistyczne i wytłumaczalne psychologicznie, a tym, co magiczne i pseudonaukowe.

 

Temat teorii przyciągania od lat budzi zainteresowanie. Joseph Murphy, filozof, pisarz, nauczyciel, już ponad pół wieku temu w „Potędze podświadomości” przekonywał, że pozytywne myślenie może być receptą na szczęście i sukces. Tłumaczył, jak zmieniając swoje nastawienie, jesteśmy w stanie zmieniać swoje życie. Prawem przyciągania zajmowało się też znane amerykańskie małżeństwo Esther i Jerry Hicks, wydając na ten temat książki, organizując warsztaty i konferencje. Później w filmie dokumentalnym „The Secret”, który powstał na podstawie książki Rhondy Byrne o tym samym tytule, wypowiadają się różni eksperci, którzy wierzą, że wystarczy codziennie wizualizować pragnienia, aby je dostać. Widz słyszy, że nie musi nawet wiedzieć, jak osiągnąć swój cel, bo wszechświat będzie wiedział, jak to sprawić. Magia?

W drugiej części dokumentu: „The Opus”, którą traktuje się jako uzupełnienie „The Secret”, już jest mowa o tym, aby mieć wizję, plan, ale też zacząć działać. Mówcy przekonują, że w odnoszenie sukcesów wpisane są porażki, a więc starania, próby, ale i niepowodzenia, wyciąganie wniosków i dalsze działanie. Dziś półki w księgarniach w działach „poradniki i psychologia” uginają się od książek o tym, jak przyciągać dobre rzeczy, wartościowych ludzi, miłość lub jak myśląc, wzbogacać się. Ile jest w tych teoriach racji? Czy prawo przyciągania nie jest przypadkiem elementem poppsychologii lub kiepskiego coachingu?

Małgorzata Germak: Zdarza nam się mówić: „uważaj, o czym marzysz, bo się spełni” albo „to była samospełniająca się przepowiednia”. Czy nasze myśli mają potężną moc?

Zuzanna Butryn: Mają moc, ale nie magiczną. Byłabym ostrożna z bezgraniczną i bezrefleksyjną wiarą we wszystkie teorie dotyczące przyciągania. Na pewno to, jak o czymś myślimy, ma znaczenie. Bo myśli mają ogromny wpływ na nas, na nasze emocje. Im skuteczniej nauczymy się nad nimi panować, tym lepiej będziemy się czuć. I kiedy mówimy o samospełniającej się przepowiedni, to nie chodzi o żadne nadprzyrodzone możliwości, tylko o to, że sami poprzez swoje nastawienie możemy kreować bieg zdarzeń. Podam przykład. Idę na egzamin z przekonaniem, że na pewno mi się nie uda i nie zdam. Gdy z takim nastawieniem usiądę do egzaminu, to byle drobiazg może mnie rozproszyć i wybije mnie z rytmu. I faktycznie nie zdam. Wtedy pojawia się od razu w głowie wytłumaczenie: wiedziałam, że mi się nie uda, wykrakałam to. To tak zwana atrybucja zewnętrzna, czyli założenie, że przyczyną moich zachowań są czynniki zewnętrzne. Nastawienie potrafi mieć ogromny wpływ. Jednak warto pamiętać, że może działać też korzystnie. Tylko najpierw trzeba się nauczyć tego pozytywnego stosunku, pracując z myślami, ucząc się kształtować je.

Zuzanna Butryn / fot. archiwum prywatne

Na pewno warto, bo można odnieść wrażenie, że ludzie jednak częściej skupiają się na negatywnych rzeczach.

Tak jest. Już samo myślenie, że czegoś nie chcemy, ma negatywny wydźwięk. To takie podejście w stylu: mam tak, ale nie chcę tego, wolę mieć lepiej. Warto pracować nad myślami o negatywnym wydźwięku. I to nawet niekoniecznie od razu chodzi o zmianę na pozytywne, ale chociaż na neutralne komunikaty. Psychologia często nam narzuca: myśl pozytywnie. Ja tej idei nie lubię. Nie da w różnych życiowych sytuacjach myśleć pozytywnie. Da się natomiast przekształcać myśli w neutralny sposób. Zamiast myśleć: „nie chcę, żeby to znowu mi się nie udało”, dostrzeżmy, co nam wyszło, z czego możemy być zadowoleni i doceńmy się za to. Zamiast mówić sobie: „nie dam rady tego zrobić”, powiedzmy: „spróbuję i zobaczę, co dalej”.

W jaki sposób negatywne myślenie potrafi sprawić, że ziszczają się złe scenariusze?

Jeśli nastawiam się, że coś niedobrego się zdarzy, to ma dużą szansę tak się stać. Idę do restauracji i mam negatywne nastawienie, stresuję się tym, więc na wstępie stresuję swój organizm. Kiedy – powiedzmy – przychodzi nie to danie, co powinno, to zaczynam robić nieadekwatną do sytuacji awanturę. Kelner tylko się pomylił, ale ja nie mam w sobie spokoju i luzu, aby inaczej zareagować, bo już byłam nastawiona, że coś złego mnie spotka. Gdy się stresujemy, to nasz organizm zaczyna inaczej działać. Wprowadzamy go w złe wibracje – zdenerwowania i oczekiwania czegoś złego. Wracamy tu znów do psychologicznej samospełniającej się przepowiedni, czyli tego, że moje nastawienie wpływa na rozwój zdarzeń. Inna sytuacja: idę na rozmowę o pracę z myślą „na pewno tej pracy nie dostanę”. Jestem więc spięta i zestresowana, a w takim stanie łatwo nie odpowiedzieć na jakieś pytanie, zapomnieć o czymś, dać się zaskoczyć. A potem mam oczywiście wytłumaczenie: „wiedziałam, że tak będzie”. W stresie często mamy luki w głowie, blackouty – to dlatego, że obniża on nasze funkcje poznawcze. Ciężko w takich warunkach wypaść dobrze na rozmowie z ewentualnym przyszłym pracodawcą. Dodatkowo walczymy wtedy też z psychosomatycznymi symptomami – pocą nam się dłonie, trzęsą ręce, mamy suchość w ustach.

Jak w takim razie zmienić nastawienie?

Ważna jest nasza świadomość. Możemy w pewnym stopniu pomóc sobie automonitoringiem – to podejście, które zakłada terapia poznawczo-behawioralna. Polega na tym, że zaczynamy obserwować swoje myśli, w różnych sytuacjach, pod wpływem różnych emocji, bardzo świadomie. Można je dla ułatwienia wypisywać na kartce czy w notesie. Trzeba im się przyjrzeć i jeśli widzimy taką, która nas nie wspiera, to warto ją zakwestionować: „Po co mi ta myśl?”. Zastanowić się, jak możemy ją zmienić, w jaki sposób przekształcić komunikat, który sobie daję, na bardziej neutralny. Warto przy tej okazji zadać sobie pytanie: „Jakie mam realne argumenty na to, że coś dobrego nie wydarzy się w moim życiu?”. Zapisywanie tego o tyle potrafi pomóc, że czarno na białym łatwiej zobaczyć chociażby to, jak dużo jest tych myśli. Często nawet nie zdajemy sobie sprawy z tego, jak wiele negatywnych komunikatów dajemy sobie sami w ciągu dnia. Taki automonitoring może pomóc je nie tylko zauważyć, a jest też punktem wyjścia do zmiany na lepsze. Dążymy do tego, aby stać się obserwatorem swoich myśli – to niezwykle ważne. Zachęcam, aby uświadomić sobie, że każdy z nas może realnie wpływać na swoje emocje i na to, jak się czuje. Im mam więcej pozytywnych i neutralnych myśli, tym więcej pozytywnych emocji poczuję.

Tu też warto powiedzieć o modnych afirmacjach. Czym one są?

Jest to technika terapeutyczna. Pomaga, ale trzeba ją w odpowiedni sposób zastosować. Afirmacje to słowa, które do siebie mówimy. To wzmacniające, pozytywne komunikaty. Na przykład: jestem w porządku taka, jaka jestem; moje życie jest OK takie, jakie jest. Afirmuję, czyli popieram, aprobuję, godzę się na coś. Uznaję to za właściwe. Jeżeli sobie afirmuję, że godzę się na siebie taką, jaka jestem, to akceptuję moje cechy charakteru włącznie z tymi, które mi nie pasują – daję zgodę na to, że one są, ale ewentualnie mogę nad nimi pracować.

Taka afirmacja akceptująca siebie dla wielu osób może być wyzwaniem.

Jasne, że tak. Przecież nie zawsze jesteśmy w stanie szczerze sobie powiedzieć: kocham siebie. Osoba w kryzysie nie będzie w stanie sobie tego afirmować. Nam brakuje takich podstaw – zupełnie siebie sami nie widzimy. Często nie akceptujemy, a co dopiero mówić o kochaniu. Dlatego afirmacja powinna zacząć się od tego, że zaczynam siebie dostrzegać. Afirmuję tylko te rzeczy, na które mam własną zgodę i akceptację. Bywa, że ktoś potrzebuje czasu, aby to wypracować, bo wraz z afirmacją idzie praca nad tą zgodą i pogodzeniem się z różnymi rzeczami w swoim życiu. Niektórzy tej zgody uczą się dopiero w procesie terapeutycznym. Tylko niech ten proces nie zawiera magii. Nie liczmy, że będę tylko afirmowała i uleczę się. To zgubne. Afirmacja nie polega na wmawianiu sobie, lecz na utwierdzaniu się w rzeczach, na które mamy wpływ.

„Twoje życie jest odbiciem twoich dominujących myśli” – mówią amerykańscy badacze prawa przyciągania. Czy to może mieć coś wspólnego z fizyką kwantową – podobne energie się przyciągają?

Zgodzę się z tym. Każdy z nas ma w sobie energię, jakieś nastawienie. Jeżeli siedzimy ze skwaszoną miną, wszystko leci nam z rąk, klniemy pod nosem, to ktoś obok to szybko wyczuje i będzie inaczej do nas nastawiony niż do osoby, która się uśmiecha lub jest spokojna. Ale też żeby nie wpadać w skrajności, pragnę zaznaczyć, że nie da się mieć wspaniałego humoru i dobrego nastawienia 24 godziny na dobę. Nie wpadajmy w pułapkę – nie zawsze możemy być szczęśliwi i emanujący dobrą energią. Jest czas, że się smucę i jest mi źle – i mam do tego prawo, ale nie pozwalam temu całkowicie nade mną zawładnąć. Potrzebujemy w życiu balansu.

Nie liczmy, że będę tylko afirmowała i to mnie uleczy. To zgubne. Afirmacja nie polega na wmawianiu sobie, lecz na utwierdzaniu się w rzeczach, na które mamy wpływ

Dużo mówimy o myślach i nastawieniu, ale przecież to nie wszystko. Coś jeszcze za tym musi iść.

Przekonanie, że sama wizualizacja wystarczy, czyli siedzę, myślę i w ten sposób przyciągnę sobie sukces oraz wszystko, czego pragnę – to jest pseudonaukowy mit motywacyjny. Ta wizualizacja powinna zawierać też działanie i branie odpowiedzialności za siebie oraz za to, co robię. Przyciąganie, w które wierzę, mówi o myśleniu o swoich celach, wizualizowaniu ich, ale nie zakłada naszej bierności. Jeśli przykładowo szukamy partnera i mamy podejście: jeśli coś ma się wydarzyć, to się samo wydarzy – to nic z tego dobrego nie wyniknie. Jeśli nie wyjdziemy z domu, nie będziemy mieć szansy zrealizować swojego marzenia. Jeśli chciałabym zmienić pracę, to mam czekać na kanapie wizualizując to i liczyć, że sama do mnie przyjdzie? Mało jest takich przypadków. W cały proces przyciągania do siebie rzeczy trzeba włączyć dobry plan i nasze czyny. I musimy się w to zaangażować. Zaczynamy od myśli i dobrego nastawienia. To już coś, bo określiłam cel, zdecydowałam się, że np. będę zmieniała pracę, a to znaczy, że już jestem w procesie zmiany. I teraz za tym idzie konkretny plan i konkretne działanie. W innym przypadku spotkamy się z frustracją i żalem. Pomyślimy: no przecież siedziałam, myślałam, afirmowałam, a nowej pracy czy nowego mężczyzny nie ma. Ale co faktycznie zrobiłam w tym kierunku? Nic.

Tymczasem internet pełen jest pseudoekspertów i ich kursów, które mają sprawić, że przyciągniemy pieniądze, miłość, dobrobyt. Obiecują, że wystarczy wizualizacja i afirmacja, a wszechświat nam da wszystko, czego pragniemy… Niektórzy nazywają to „obfitością”.

Jestem absolutnie przeciwnikiem takiego myślenia. Zakłada ono, że siedzę i czekam i przyciągam miliony do siebie, a cały świat mi sprzyja. Oczywiście mogę pomyśleć, że cały świat sprzyja moim działaniom w kierunku celu, ale nie ma tak, że coś nam spadnie z nieba tylko dlatego, że będziemy o tym myśleć. Często nabieramy się na to. Fajnie dać sobie przyzwolenie na taki koncept: „do mnie przyjdzie wszystko, co świetne”, ale niech to nie będzie bierne siedzenie na kanapie i czekanie na miliony. To tak nie działa. Niestety są tacy, którzy dają się naciągnąć na coś takiego i połkają haczyk. To wydaje się łatwe, bo zwalnia z odpowiedzialności za własne życie. A przecież tylko my mamy sprawczość i skuteczność! Tymczasem człowiek lubi przekierowywać tę odpowiedzialność w różnych sytuacjach na kogoś, na świat. Kto z nas choć raz nie słyszał lub wręcz sam nie mówił: „Cały świat przeciwko mnie”. Zdarzy się, że dopadnie nas pech w jakiejś sytuacji i mamy wrażenie, że faktycznie świat nam nie sprzyja. Trzeba jednak mieć odpowiedzialność za swoje życie i przyjąć fakt, że czasem sami prowokujemy jakieś zdarzenie, która przebiega tak, a nie inaczej. Jednak nawet wtedy nie należy przekierowywać odpowiedzialności na innych, tylko zawsze najpierw patrzeć na siebie.

Czyli prawo przyciągania to po części przejęcie kontroli nad swoim życiem?

Tak jest. To ja decyduję, a nie poddaję się nurtowi rzeki, nie jestem zewnątrzsterowna. Ja mam sprawczość i skuteczność nad tym, co osiągam, co się dzieje w moim życiu. W swoim gabinecie używam takiej metafory: nie jesteśmy łodzią na wzburzonym oceanie, która nie ma wioseł i bezwładnie dryfuje, gdzie ją fale i wiatr poniosą. Może czasem musimy sobie te wiosła zbudować, ale one muszą być.

To przekłada się na pewność siebie?

Oczywiście i ściśle ze sobą wiąże. Pewność siebie składa się z dwóch obszarów. Pierwszy to myśli o sobie. Chodzi o to, aby były jak najmniej negatywne – mam refleksję nad tym, gdzie popełniam błędy i jakie są moje słabsze strony i to jest OK, ale staram się też znać swoje mocne strony, a nie tylko karmić krytyka wewnętrznego. Oprócz tego pewność siebie zakłada jeszcze działanie, czyli robię takie rzeczy, które dają mi sprawczość, zbliżają mnie do celów, pokazują mi, że mogę, że mam kontrolę.

Często nawet nie zdajemy sobie sprawy z tego, jak wiele negatywnych komunikatów dajemy sobie sami w ciągu dnia. Automonitoring może pomóc je nie tylko zauważyć, a jest też punktem wyjścia do zmiany na lepsze

Jeśli potrafię cieszyć się małymi rzeczami i doceniam je w swoim życiu, to mogę poczuć się szczęśliwa. Jeśli myślę pozytywnie, to zaczynam działać w pozytywnych emocjach, co przybliża mnie do celu. Ma to sens?

Zgadza się, ale sformułowanie „szczęście” zamieńmy na „dobrostan psychiczny”. Jeśli mam sprawczość i skuteczność nad swoim życiem, będę mieć poczucie dobrostanu psychicznego. Poczucie, że mam kontrolę w niektórych obszarach życia, może być dla mnie budujące, dawać poczucie bezpieczeństwa. Co za tym idzie, łatwiej dostrzegę swoje zasoby, siłę charakteru, mocne strony. Budowanie na takich fundamentach swoich zasobów, które później możemy wykorzystać w działaniu, jest już pomocnym narzędziem. I nawet jeśli popełnimy błąd, to nie poddajemy się i nie mówimy: „No tak, bo mi nigdy nic nie wychodzi”. Może trochę posmucę się, dam sobie czas, ale wyciągam wnioski i idę dalej. Tu zahaczamy o różne style radzenia sobie ze stresem – poprzez unikanie, poprzez koncentrowanie się tylko na emocjach albo przez działanie. Jeżeli mam styl zorientowany na działanie, w trudnych sytuacjach też będzie mi łatwiej podjąć kolejną próbę, z wyciągnięciem wniosków i lekcji.

Podsumujmy więc, jak stosować racjonalne prawo przyciągania w swoim życiu?

Zacząć od automonitoringu, o którym mówiłam. Popracować nad swoim nastawieniem. Włączyć w to myślenie o swoich słabych i mocnych stronach. Warto też realnie obrać cel. Następnie stworzyć plan, ale niech zakłada on robienie małych kroków. Nie twórzmy od razu wielkich przełomów. Trzeba też zastanowić się, czego potrzebujemy do wykonania tego planu – jakie narzędzia pomogą nam go zrealizować. Kiedy to już jest, ważne, aby mieć poczucie, że muszę w tym kierunku wykonać pewne kroki. Zakładam swoją aktywność, biorę odpowiedzialność na swoje życie, ale nastawiam się pozytywnie – widzę siebie w tym, wizualizuję, wierzę, że jestem zdolna do tego. U niektórych sprawdza się połączenie afirmacji i medytacji. Wyciszenie i techniki relaksacyjne są skuteczne i dobre, ale trzeba mieć świadomość, że one jedynie wspierają proces wewnętrznych zmian. Nie wyleczymy się z naszych problemów tylko poprzez afirmację i medytację. Tu właśnie gdzieś zaciera się granica między psychologią a magicznym myśleniem. To drugie nie prowadzi do niczego dobrego, a wzbudza w nas frustrację i rozczarowanie. W tym wszystkim trzeba jeszcze pamiętać, że w życiu każdego z nas będą się działy rzeczy, na które nie mamy wpływu. I tu też nie ma co się dopatrywać magii. Czasem chorujemy, czasem powinie nam się noga i mamy problemy finansowe. Taki jest świat. Wtedy ważna jest umiejętność odpuszczania tego, na co nie mamy wpływu. To jednak zupełnie inna lekcja.

 

Zuzanna Butryn – psycholożka, psychoterapeutka. Ukończyła wydział Psychologii na Uniwersytecie Warszawskim. Doświadczenie kliniczne zdobywała, odbywając staże na oddziałach dziennych oraz całodobowych w szpitalach psychiatrycznych, m.in. w Mazowieckim Szpitalu Bródnowskim. Należy do Polskiego Stowarzyszenia Psychologii Rozwoju Człowieka. Jest założycielką Centrum Psychoterapii Sense w Warszawie. W sieci prowadzi profil psycholog_zuza.

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy:

Podoba Ci
się ten artykuł?