„A wy wiecie, kogo trzymacie pod ramię? Anioła”. O Wojciechu Aniele, który nie czekając na interwencję z nieba, ruszył na pomoc powodzianom
Kiedy dowiedział się, że woda zagraża jego ukochanym terenom w Górach Opawskich, ruszył z pomocą, a swoim zaangażowaniem zaraził setki ludzi. „Wszyscy się śmiali, że pojawiamy się znikąd, robimy, co do nas należy i znikamy”. Niczym anioły, w które Wojciech nie wierzy – bo anioły to po prostu ludzie, którzy czynią dobro na ziemi.
Wojciech Anioł jest pracownikiem firmy USP Zdrowie, której częścią jest redakcja Hello Zdrowie. Jest więc naszym kolegą z pracy. Tym tekstem chcieliśmy docenić i zauważyć działalność nie tylko Wojtka, ale wszystkich ludzi, którzy ruszyli na pomoc, kiedy wielka woda zalewała miejscowości na Opolszczyźnie i Dolnym Śląsku. Przypominamy też, że pomoc wciąż jest potrzebna – dni są coraz chłodniejsze, najważniejsze jest teraz zabezpieczenie zniszczonych budynków przed zimą. Informacje o sprawdzonych zbiórkach znajdziecie pod tekstem.
Jolanta Pawnik: Jesteś właśnie w drodze na tereny popowodziowe. Dokąd jedziesz, co wieziesz?
Wojciech Anioł: Jadę do Bodzanowa, chcę zobaczyć skalę szkód, jakie zrobiła woda i zrobić zdjęcia. Byłem tam już wcześniej, ale w nocy, więc nie mam pełnego rozeznania w sytuacji. Wiozę też osuszacz do Pokrzywnej załatwiony przez moich znajomych z Mazur, którzy za moim pośrednictwem starają się wspierać poszkodowanych w powodzi. Zrobił się taki łańcuszek pomocy, bo oni ufają mi, że dostarczę ich dary tam, gdzie trzeba, ja natomiast nie jestem już obcy na terenach, gdzie trafia pomoc, więc łatwiej mi przekazać rzeczy tym, którzy najbardziej ich potrzebują. To skraca drogę, można szybciej zacząć działać, a czas w tej sytuacji jest bardzo ważny.
Jak trafiłeś z pomocą właśnie w te rejony?
Od lat chodzę po Górach Opawskich. Wszyscy znamy Tatry czy Sudety, ale do Gór Opawskich zagląda niewielu turystów. Od lat chodzimy tam z żoną i starszą córką, teraz mamy malutką córeczkę, dziewięciomiesięczną, która też już była z nami na Biskupiej Kopie. Mamy do nich niedaleko, więc kiedy tylko jest możliwość, lubimy tam bywać. Mamy tam fajny kontakt z Magdą i Grzegorzem, właścicielami osady Chmielaki.
Najpierw, kiedy tylko się dowiedziałem, że rzeczka, która płynie obok, może wylać i zalać ich domki, próbowałem się przebić do Pokrzywnej, by im jakoś pomóc, ale nie dałem rady, bo każdy możliwy przejazd był zablokowany. Wróciłem do domu trochę zrezygnowany, ale następnego dnia wysłałem wiadomość do wszystkich, których miałem zapisanych na WhatsAppie, znajomych i nieznajomych, z prośbą o jakiekolwiek wpłaty dla powodzian z tego rejonu. Odzew przerósł moje oczekiwania, miałem nadzieję na parę stówek, a już po jednym dniu spłynęły trzy tysiące. Pojechałem z tym do znajomych, którzy mają sklepy, a oni, też w ramach wsparcia, dali mi dodatkowe rabaty, więc mogłem kupić więcej produktów. Za zebrane pieniądze załadowałem samochód po dach.
Bardzo się cieszę z zaangażowania ludzi z mojej firmy, USP Zdrowie. Kiedy tylko poprosiłem o wsparcie, natychmiast poszedł komunikat, że pomagamy, że można nas wesprzeć. Ludzie zaczęli dzwonić z deklaracjami, z konkretnymi ofertami, ze słowami wsparcia i celowanymi darami. To naprawdę fajne, jak ludzie reagują, ufają, że wiem, co z tą pomocą zrobić, czego potrzeba na miejscu. Bardzo się cieszę z tego zaufania.
Pierwszą partię pomocy zawiozłeś do Pokrzywnej, ale to był dopiero początek.
W Pokrzywnej jest bardzo fajny sołtys Janusz, który świetnie wszystko ogarnia i doskonale wie, jak pokierować dystrybucją darów i aktywnością wolontariuszy. Ponieważ nie ma tam OSP ani żadnej świetlicy, więc właściciele Osady Chmielaki udostępnili salę, gdzie można było zorganizować miejsce dystrybucji pomocy. Wszyscy byli przeszczęśliwi, kiedy wyładowałem to, co przywiozłem.
Później jeździłem z pomocą dalej, do Głuchołazów, gdzie żeby przejechać przez most, trzeba było mieć na początku specjalną zgodę. Po drodze było wiele niesamowitych sytuacji i spotkań z ludźmi, których połączyła chęć niesienia pomocy. Później z niektórymi spotykaliśmy się jak starzy przyjaciele po drugiej stronie mostu w Głuchołazach.
Po akcji dostarczania żywności dołączyłeś do akcji pomocy w Kotlinie Kłodzkiej zorganizowanej przez Kasię i Wojtka z Jaśminowego Wzgórza i sołtysa Wilkanowa.
Tu pomagałem z ludźmi z Kaszub, którzy przyjechali dużą ekipą, by wspierać powodzian z łopatami i siłą rąk. Ponieważ powodzianie na tych terenach byli w dużych odległościach od siebie, a ja byłem mobilny, to łatwiej nam było dotrzeć z ofertą pomocy i szybciej reagować, niż jeździć busami. Na przykład w miejscowości Długopole Zdrój dowiedzieliśmy się, że najbardziej ucierpiała kawiarnia i dom na dole. Pojechaliśmy na miejsce, a tam starszy pan i młody chłopak próbowali coś sprzątać. Zaproponowałem pomoc ekipy z Kaszub, oni się trochę wzbraniali, mówili, że inni bardziej potrzebują, ale w końcu się zgodzili. W kilka osób błyskawicznie posprzątaliśmy to, co oni próbowali zrobić przez pół dnia. Tak było w wielu innych miejscach. Wszyscy się śmiali, że pojawiamy się znikąd, robimy, co do nas należy i znikamy. Raz ludzie byli tak wdzięczni, że chcieli sobie zrobić z nami zdjęcie. Ochotnicy z Kaszub zapytali się ich: „A wy wiecie, kogo trzymacie pod ramię? Anioła”. Zażartowali sobie z mojego nazwiska.
Masz wyjątkowe nazwisko. Zobowiązuje. Wsparcie dla powodzian to nie pierwsza twoja pomocowa akcja. Skąd taka potrzeba pomagania?
Staram się pomagać, jak umiem, nawet na moich ukochanych szlakach. Wiesz, ja zawsze mam w plecaku apteczkę i nie raz już się przydała. Ale i mnie pomagali różni ludzie. Z ekipą z Kaszub znaleźliśmy schronienie w Kotlinie Kłodzkiej w ośrodku Jaśminowe Wzgórze, który ocalał od wody, bo rzeczywiście jest na wzgórzu. Jego właściciele przenocowali nas, a było nas prawie pół setki.
Pomaganie wyniosłem z domu, bo moi rodzice też bardzo pomagali i moje rodzeństwo też włącza się w różne akcje. Kiedy wybuchła wojna w Ukrainie, mój brat Bartek, który jest kucharzem, przeniósł się pod granicę i gotował obiady uchodźcom. Ja nie mogłem się wtedy zaangażować, bo miałem L4 na serce. Moja siostra także różne rzeczy robi. Można więc powiedzieć, że u nas to rodzinne, wszystkich nas zobowiązuje nasze nazwisko. Tak naprawdę aniołami są ludzie, którzy czynią dobro na ziemi.
Na koniec jeszcze chciałbym powiedzieć coś o mojej córce, mam nadzieję, że nie będzie mi miała tego za złe. Kiedy wróciłem po weekendzie pomagania w Kotlinie Kłodzkiej, przyszła do mnie i pokazała mi rozprawkę, którą napisała do szkoły, nie mówiąc, o czym ona jest. A tam opisała to, co robię i jakie to ma dla niej znaczenie. Napisała, że kierowanie się dobrem innych przynosi szczęście i pokazuje, że świat nie jest stracony. Muszę przyznać, że to był dla mnie największy kop do działania, o jakim nawet nie marzyłem.
Jak można pomóc powodzianom?
- zbiórka Fundacji @siepomaga ➡️ www.siepomaga.pl/powodzie
- zbiórka finansowa i materialna na stronie @caritas.polska ➡️ caritas.pl 📲 BLIK na numer +48 668 07 00 00 z tytułem POWODZ
- zbiórka Polskiego Czerwonego Krzyża www.pck.pl @polski_czerwony_krzyz ➡️ każdy, kto chce wesprzeć akcję pomocową PCK, może to zrobić, wpłacając dowolną kwotę na numer konta: 16 1160 2202 0000 0002 7718 3060
lub BLIK 📲 794 33 22 11
Zobacz także
16-letnia Weronika leży pod respiratorem, wkoło woda. „Agregat macie od nas za darmo. Bóg by się na nas obraził, gdybyśmy wystawili fakturę”
„To, co mnie w 1997 roku zdumiało, to nieprawdopodobna wręcz solidarność ludzi. Wrocław pokazał całej Polsce, że fali powodziowej można się przeciwstawić”
„Sześciu chłopaków uratowało pół Jeleniej Góry!”. Dwie doby w ulewie walczyli o ujęcia wody
Polecamy
Lubuskie: Kobieta zaczęła rodzić w trakcie przedzierania się przez zalane drogi. Pomogli policjanci
Najbardziej wzruszające zdjęcie z powodzi. Lądecki fotograf uchwycił intymną chwilę
Zbiórka dla powodzian podczas 25. Biegu po Nowe Życie! Wspólnie pobiegnijmy i pomóżmy!
Plecak ewakuacyjny to wyraz paniki czy dobry pomysł? Co do niego spakować?
się ten artykuł?