Przejdź do treści

„120 tys. afgańskich uciekinierów czekających wokół lotniska w Kabulu jest pozbawionych pomocy medycznej. Jeśli nic się nie zmieni, wybuchnie epidemia” – mówi Małgorzata Olasińska-Chart

"Jeśli nic się nie zmieni, wybuchnie epidemia” – mówi Małgorzata Olasińska-Chart/fot. Getty Images
"Jeśli nic się nie zmieni, wybuchnie epidemia” – mówi Małgorzata Olasińska-Chart/fot. Getty Images
Podoba Ci
się ten artykuł?

– Żyją w prowizorycznych i bardzo prymitywnych schronieniach wykonanych z kawałków brezentu, czy w namiotach pod drzewami. Nie mają pieniędzy na jedzenie, dostępu do świeżej wody, sanitariatów, przez co zaczyna rozwijać się problem z biegunkami, niedożywieniem, odwodnieniem – mówi Małgorzata Olasińska-Chart z Polskiej Misji Medycznej (PMM), która opowiada nam o aktualnej sytuacji w Afganistanie i wyjaśnia, dlaczego Afgańczykom grozi kryzys humanitarny.

 

Ewa Wojciechowska: Jak wygląda sytuacja medyczna w Afganistanie po przejęciu kraju przez talibów?

Małgorzata Olasińska-Chart (PMM): Nastąpił krach tamtejszej służby zdrowia. Kiedy bojownicy zajmowali prowincje Afganistanu, posuwając się od północy w stronę Kabulu, przejmowali wszystkie instytucje publiczne, a placówki medyczne zamykały się. Nasilały się ataki na pracowników służby zdrowia. Dwunastu z nich w ciągu ostatnich siedmiu miesięcy zostało zamordowanych a 31 rannych.

Ofensywa talibów w ostatnich kilku tygodniach doprowadziła także do olbrzymiej liczby ludzi rannych w bombardowaniach, którzy nie są w stanie dotrzeć do szpitala. Tak np. jest na południu Afganistanu w Laszkargah, gdzie teraz jest spokojnie, jednak w czasie walk talibów było wielu rannych, do których nie można było dotrzeć z pomocą medyczną. Warto tu też wspomnieć, że poprzednia wojna domowa pozostawiła po sobie rozległe pola minowe, po których obecnie przemieszczają się chaotycznie uciekający ludzie. W ostatnich tygodniach doszło do przypadków nadepnięcia na miny i w efekcie śmierci bądź kalectwa. Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) podaje, że tylko w sierpniu tego roku przekazała pomoc medyczną 14 tys. ofiarom konfliktu w porównaniu do 4057 przypadków tego typu w zeszłym roku, co oznacza ponad trzykrotne zwiększenie liczby ofiar. Sytuacja jest niekontrolowalna, nieprzewidywalna i nikt nie wie, jak się dalej rozwinie.

W ostatnich dniach WHO poinformowało też, że w Afganistanie blisko 18,5 mln osób, czyli prawie połowa populacji kraju jest zależna od pomocy humanitarnej. Afgańczykom grozi kryzys humanitarny?

Chaos, który zapanował i masowe przemieszczenia się zdesperowanych ludzi opuszczających miejsca swojego zamieszkania, gdzie mieli pracę, domy, rodziny i prowadzili w miarę stabilne życie, spowodowały, że Afgańczycy są w dużym zagrożeniu. Afganistan ma około 38 mln populacji, a blisko 14 mln z nich to dzieci do lat 14. Brakuje placówek medycznych dostępnych na terenach wiejskich, transportu publicznego, który obecnie nie działa. Nad krajem wisi widmo niedoboru żywności, leków i środków higienicznych.

Małgorzata Olasińska-Chart /fot. archiwum prywatne

Małgorzata Olasińska-Chart /fot. archiwum prywatne

Nie zapominajmy też o wciąż trwającej pandemii koronawirusa. Problemem są dostawy związane z wykrywaniem i leczeniem COVID-19 oraz brak możliwości dostarczenia środków ochrony dla personelu medycznego, czyli zwykłych maseczek ochronnych, kombinezonów czy żeli do dezynfekcji. To powoduje, że koronawirus będzie dynamicznie się rozprzestrzeniał i będzie bardzo trudno tę pandemię kontrolować i stłumić.

Talibowie raczej nie są pozytywnie nastawieni do szczepień.

Skutecznie blokowali dostarczanie szczepionek na prowincję na przestrzeni tych 20 lat. Wiele osób z pewnością pamięta historię „Lekarzy bez Granic” i czeskiej organizacji pozarządowej „People in Need” (PIN), których pracownicy zostali zamordowani, ponieważ chcieli dotrzeć ze szczepionkami i pomocą medyczną do wsi w Afganistanie. Szacuje się, że blisko połowa dzieci w Afganistanie nie otrzymała obowiązkowych szczepień. Talibowie zabronili też szczepienia dzieci przeciw wirusowi polio. Przez to, choć była to choroba, która zniknęła z globu, pojawiła się ponownie właśnie w Afganistanie. Przed 2001 rokiem zanotowano ponad 120 przypadków wirusa, potem te cyfry spadły.

W kraju tym notuje się też kilkanaście tysięcy zgonów rocznie z powodu gruźlicy, w 90 proc. ofiarami są kobiety. Jeśli sytuacja szybko się nie zmieni, zapomniane choroby w Afganistanie będą wracać albo atakować ze wzmożoną siłą, a liczba osób potrzebujących pomocy drastycznie wzrastać. Niestety nie ma szans, by organizacje humanitarne rozpoczęły w najbliższym czasie działanie na terenie Afganistanu. Sytuacja jest trudna, a WHO wewnątrz kraju ma środki medyczne, które starczą na 5 dni. Ponadto 500-tonowe cargo z pomocą medyczną utknęło w Dubaju z powodu ograniczeń na kabulskim lotnisku. Szef WHO nie ustalił jeszcze, czy zostanie ono w najbliższym czasie dostarczone, czy wróci do Stanów Zjednoczonych. WHO informowało o planach utworzenia humanitarnego „mostu powietrznego”, jednak takie rozwiązania muszą najpierw zostać ustalone z obecnie rządzącą w Afganistanie stroną, czyli z talibami.

Oddział w szpitalu w Mazar-i Sharif /fot. archiwum PMM

Oddział w szpitalu w Mazar-i Sharif /fot. archiwum PMM

A co z ludźmi koczującymi wokół lotnisku w Kabulu? Rzecznik talibów Zabihullah Mujahid poinformował, że nie będzie pozwolenia dla Afgańczyków na przemieszczanie się w stronę lotniska w Kabulu a ewakuacja ma zakończyć się z końcem sierpnia.

120 tys. afgańskich uciekinierów czekających wokół lotniska jest pozbawionych pomocy medycznej. To są całe rodziny z dziećmi, które uciekały z mniejszych miejscowości i wsi, mając nadzieję na wydostanie się z kraju. Obecnie żyją w prowizorycznych i bardzo prymitywnych schronieniach wykonanych z kawałków brezentu czy w namiotach pod drzewami. Nie mają pieniędzy na jedzenie, dostępu do świeżej wody, sanitariatów, przez co zaczyna rozwijać się problem z biegunkami, niedożywieniem, odwodnieniem. Jeśli nic się nie zmieni, w konsekwencji wybuchnie wśród nich epidemia choroby bakteryjnej.

Dużym problemem wśród przebywających tam kobiet jest również brak zezwolenia na pracę kobiet w służbie zdrowia, poza lekarkami, których w całym kraju jest niewiele. Kobiety nie mogą być leczone przez mężczyzn, więc w skrajnym przypadku zagraża im nawet śmierć.

Na 10 tys. porodów 638 skończyło się śmiercią matki w 2019 roku, co daje 6,3 proc. wszystkich porodów. Bardzo wysoki jest też wskaźnik umieralności niemowląt, bo 25 proc. dzieci nie dożyje piątego roku życia, a 40 proc. swoich pierwszych urodzin

Talibowie zaczęli wprowadzać prawo, wobec którego kobiety nie mogą pracować w instytucjach publicznych czy mediach. Żeński personel medyczny średniego szczebla został więc odesłany do domu, jednak kobiety lekarki podobno zostały…

To jedna z niewielu przestrzeni, w której kobiety mogą się kształcić. Talibowie nie zabronili kształcić się kobietom na lekarki nawet w czasie swoich poprzednich rządów między 1996 a 2001 rokiem. Być może będzie uwolniona również możliwość powrotu do pracy pielęgniarek. To jest dobry znak. Talibowie wiedzą, że kobiety jako część afgańskiej populacji muszą mieć dostęp do opieki medycznej, zwłaszcza kiedy są w ciąży i rodzą. Trzeba jednak pamiętać, że w kraju jest bardzo mało personelu medycznego – na 50 tys. osób przypada jeden lekarz. Dochodzi tu także kwestia podziału na płcie.

W trakcie akcji pomocowej Polskiej Misji Medycznej w Afganistanie mieliśmy sytuację, kiedy lekarz mężczyzna instruował młodą lekarkę w szpitalu na izbie porodowej, co ma robić, żeby odebrać poród, bo ta jeszcze nie miała odpowiedniego doświadczenia. Mężczyzna nie mógł nawet wejść do pomieszczenia, w którym rodziła kobieta. To są takie rzeczy, które dla nas są niezrozumiałe, natomiast w krajach muzułmańskich są na porządku dziennym. W Jordanii czy w irackim Kurdystanie mężczyźni interniści mogli badać kobiety, ale nie mogli dotykać ich ciała. Takie badanie polegało więc np. na sprawdzeniu gardła czy zbadaniu pulsu, zapytaniu o objawy i na tej podstawie przepisaniu recepty. Lekarze płci męskiej nie mogli jednak prowadzić ciąży, czy choćby wykonać badania USG brzucha. Jeśli kobiety czy dziewczynki mieszkają na prowincji czy na wsi, to praktycznie nie mają dostępu do lekarza – nikt nie będzie jechał kilka godzin, aby zważyć i zmierzyć dziecko.

Afgańskie kobiety /fot. archiwum PMM

Karetki dostarczone do szpitala w Mazar II Sharif przez PMM/fot. archiwum PMM

Afganistan już teraz ma jeden z najwyższych wskaźników umieralności okołoporodowej na świecie.

Nie jest on tak drastyczny jak w niektórych krajach afrykańskich, ale jest jednym z najwyższych na świecie i wyższy niż np. w Etiopii. Na 10 tys. porodów 638 skończyło się śmiercią matki w 2019 roku, co daje 6,3 proc. wszystkich porodów. Bardzo wysoki jest też wskaźnik umieralności niemowląt, bo 25 proc. dzieci nie dożyje piątego roku życia, a 40 proc. swoich pierwszych urodzin.

Dzieci i kobiety to ciche ofiary tej wojny. Kobiety boją się wychodzić z domów. W najbliższych miesiącach będziemy świadkami brutalnych ataków na kobiety?

To już się dzieje. Wiemy o dwóch przypadkach śmierci kobiet, które zostały ukamieniowane. 12 lipca kobieta w prowincji Faryab za brak burki została pobita na śmierć przez bojowników a jej dom spalono. W sierpniu w prowincji Balch talibowie zabili kobietę, ponieważ nosiła obcisłe ubranie i nie towarzyszył jej męski krewny.

Kobietom każe się zostać w domu, dziewczynkom zakazano uczęszczać do szkoły, studentki na Uniwersytecie w Kabulu muszą opuścić kampus, jednak nie mogą tego zrobić bez towarzystwa męskiego członka rodziny. Do banku w Kandaharze a później w Heracie wkroczyli bojownicy talibscy z karabinami, którzy kazali kobietom opuścić miejsca pracy i nie wracać. Pozwolili im przyprowadzić na swoje stanowisko męskiego członka rodziny, o ile ten ma podobne kompetencje. Afganki, z którymi rozmawiałam, mówiły mi, że jeśli miałby zaistnieć jakiś kompromis, to one zgodzą się na utratę decydowania o samych sobie, noszenie burek i towarzystwo męskich krewnych, byle nie zabierać im prawa do edukacji.

Mimo dostępu do szkół przez ostatnie 20 lat, duża część dzieci nie uczęszczała do szkoły. Według danych UNICEF-u od 30 do 40 proc. dziewczynek jest wydawanych za mąż zanim ukończą 18 lat, co uniemożliwia im kontynowanie edukacji

Według danych z 2019 roku na niecałe 14 milionów dzieci, które nie ukończyły 14. r.ż. do szkoły nie chodziła około jedna trzecia dzieci, z czego 68 proc. to dziewczynki. To oznacza, że mimo dostępu do szkół przez ostatnie 20 lat, duża część dzieci nie uczęszczała do szkoły. Według danych UNICEF-u od 30 do 40 proc. dziewczynek jest wydawanych za mąż zanim ukończą 18 lat, co uniemożliwia im kontynowanie edukacji. Ponadto wczesne małżeństwa, w konsekwencji ciąże i porody, które obciążają nastoletni organizm, zagrażają ich życiu.

Pojawiły się doniesienia o przymusowych małżeństwach dziewczynek z bojownikami. Talibowie, choć stanowczo zaprzeczają, podobno chodzili po domach, sporządzając listy dziewcząt i kobiet w wieku 12–45 lat.

Talibowie wywodzą się głównie z Pasztunów i są w większości niewyedukowanymi rolnikami, którzy otrzymali do ręki broń i ideologię opartą na głębokiej wierze religijnej realizowanej w biało-czarny sposób. Nie ma wśród nich myślicieli religijnych czy przywódców duchowych, są ludźmi interpretującymi Koran i prawo szariatu w najprostszy, najbardziej ekstremistyczny sposób. Stąd sytuacja kobiet, która prawdopodobnie wróci w dużej części do sytuacji sprzed 2001 roku. Kobiety znikną, zamknięte w domach.

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy:

Podoba Ci
się ten artykuł?