„Żeby pieniądze nie służyły kupowaniu spokoju sumienia”. Bartek Gardoliński o tym, czy można źle pomagać
– Ludzie czasem się boją pomagać, myślą: nie wiem jak, pewnie głupio zrobię. A ja uważam, że zawsze warto próbować pomagać, nawet jeśli nie wiemy, czy robimy to 'dobrze’. Nie da się od razu być mistrzem pomagania, nie da się od razu nie popełniać błędów. Zawsze trzeba robić, działać, nigdy nie wolno być obojętnym – mówi Bartek Gardoliński, inspektor OTOZ Animals Warszawa, wolontariusz Sektora 3.0 i promotor idei efektywnego altruizmu.
[Rozmowa została po raz pierwszy opublikowana w Hello Zdrowie w kwietniu 2021 roku]
Badacze z GiveWell wykazali, że najbardziej efektywna organizacja jest w stanie zrobić tyle samo za jednego dolara co najmniej efektywna za tysiąc dolarów. To znaczy, że za przekazanych przez ludzi środki różne organizacje dobroczynne mogą zrobić albo bardzo dużo, albo trochę mniej. W tym miejscu do akcji wkracza efektywny altruizm – filozofia i ruch społeczny, który wciąż szuka odpowiedzi na pytanie: jak przynieść światu najwięcej dobra, wykorzystując ograniczone środki?
Efektywny altruizm od tradycyjnych form filantropii odróżnia to, że bardziej niż na emocjach koncentruje się na maksymalizacji efektów, a współczucie mierzy twardymi danymi. I przypomina, że nie jesteśmy ubodzy. Ba, jesteśmy znacznie bogatsi, niż nam się wydaje. Być może nie wiesz, ale jeśli zarabiasz średnią krajową w Polsce, to należysz do… 7 proc. najzamożniejszych ludzi świata! Gdy więc mówisz, że nie stać cię na pomaganie, to prawdopodobnie masz mocno zawężony ogląd sytuacji.
O tym wszystkim rozmawiam z Bartkiem Gardolińskim – człowiekiem, który na temat sensownego i skutecznego pomagania wie wszystko (albo prawie wszystko), bo zjadł zęby na tym temacie.
Anna Jastrzębska: Zaprosiłam cię do tej rozmowy przede wszystkim dlatego, że zachwycił mnie twój pomysł „imprezy” urodzinowej.
Bartek Gardoliński: Przecież to nie było nic niezwykłego.
Nie zgodzę się.
Po prostu pomyślałem sobie, że jako ludzie – przynajmniej ja mam takie wrażenie – mało ze sobą rozmawiamy i dyskutujemy na tematy światopoglądowe, które mogą inspirować i motywować nas do robienia fajnych rzeczy. Dlatego zorganizowałem swoje urodziny w formie wideorozmowy ze znajomymi pod tytułem: jaką jedną rzecz na świecie chciałbyś/chciałabyś zmienić, aby świat stał się trochę lepszym miejscem.
I?
I muszę przyznać, że bardzo zaskoczyły mnie entuzjastyczne reakcje zaproszonych na Facebooku osób. Bo odezwali się nawet znajomi, z którymi bardzo długo nie miałem kontaktu – jeżeli nie mogli uczestniczyć w moich „wirtualnych urodzinach”, to pisali mi długie wiadomości, w których dzielili się swoimi pomysłami. Samo spotkanie też było bardzo ciekawe, bo pojawili się na nim ludzie z różnych środowisk – i prozwierzęcych, i zaangażowanych w działalność wolontariacką, i niezaangażowanych w żadną zorganizowaną formę pomagania.
Czego się od nich dowiedziałeś?
Wielu moich „gości” zwróciło uwagę na jedną – moim zdaniem – niezwykle istotną rzecz. Mianowicie: gdyby mogli zmienić jedną rzecz, która sprawiłaby, że świat stał się odrobinę lepszym miejscem, to chcieliby, żebyśmy przestali się tak bardzo oceniać, żebyśmy byli bardziej otwarci na siebie i swoje pomysły. Wiele osób przyznało, że nawet jeśli ma jakąś ideę, zamysł do zrealizowania, boi się nim dzielić, obawiając się fali hejtu, która spadnie, zanim jeszcze skończą mówić, zanim zdążą przedstawić swój pomysł. Zwłaszcza w internecie jest to bardzo duży problem.
Na co jeszcze zwracano uwagę?
Ponieważ, jak wspomniałem, na spotkaniu obecne były osoby z różnych środowisk, wypowiadali się też ci, dla których pomaganie to nie tylko duże, zorganizowane akcje, ale też życzliwość, uważność na rzeczywistość wokół, wywieranie wpływu na ludzi poprzez drobne, „zwykłe” gesty. Mówię o tym, bo mam wrażenie, że na co dzień o tym zapominamy, a jest to bardzo ważne. Często bowiem w naszych głowach pojawiają się myśli w stylu: „co tam się będę starać, przecież to kropla w morzu potrzeb, i tak świata nie zmienię”. A właśnie zmienisz. Gdy jesteś miły dla kogoś na drodze, prowadząc auto, gdy nie burkniesz na kogoś w sklepie, mimo że doprowadził cię do szału, wywierasz realny wpływ na ludzi i rzeczywistość wokół.
W pomaganiu naprawdę nie chodzi o to, żebyśmy teraz wszyscy zapisali się na wolontariat, pojechali do Afryki i opiekowali się „głodnymi dziećmi”. Czasem znacznie więcej zrobisz, jeśli wyznaczysz sobie godzinę w pracy – np. między 12:00 a 13:00 – na zarabianie „dla” danej sprawy. Oczywiście nie zarabiasz dla tej sprawy dosłownie, tylko decydujesz się przeznaczać swoją stawkę godzinową na jakiś cel, a pieniądze przelewasz np. raz w tygodniu czy w miesiącu na konto wybranej organizacji.
Mam wrażenie, że pomaganie kojarzy nam się wciąż z wielkimi sprawami i filantropią w „klasycznym” wydaniu, np. organizujemy bal dobroczynny, który pochłania większe koszty niż środki zebrane na „szczytny cel”. Ten przykład pokazuje, że można głupio pomagać?
W tym przypadku powstrzymałbym się od tak radykalnych ocen. Bo trzeba pamiętać, że takie duże, głośne akcje, czy też pomaganie „na hura” faktycznie mogą przynosić mało wymiernych efektów dla danej sprawy, ale mogą nagłośnić problem, zaciekawić nim ludzi i zainspirować ich do pomagania.
Weźmy taki przykład: znana osoba zrobiła coś teatralnego, np. pod okiem kamer zawiozła karmę do schroniska dla zwierząt. Oczywiście potrzeby schroniska dla zwierząt są dużo większe niż ta karma – czasem potrzeba karmy specjalistycznej („jakakolwiek” nie wystarczy), czasem trzeba pomóc w wyprowadzaniu zwierząt, czasem bardziej przyda się wsparcie w adopcjach, a najlepiej byłoby zmienić czy usprawnić system na tyle, by zwierzęta w ogóle do schroniska nie musiały trafiać – to byłaby znacznie większa pomoc. Ale już sam fakt, że jakiś celebryta czy jakaś celebrytka pojedzie do tego miejsca, pokaże je na zdjęciach na Instagramie, może zainspirować innych. Na zasadzie: jeśli moja ulubiona gwiazda pomaga, to może ja też bym coś takiego zrobił/zrobiła. Niektóre akcje są więc ważne dlatego, że przełamują obojętność ludzi albo dodają im trochę odwagi – pokazują im, że też mogą coś zrobić. Bo ludzie czasem się boją pomagać, myślą: nie wiem jak, pewnie głupio zrobię.
A ja uważam, że zawsze warto próbować pomagać, nawet jeśli nie wiemy, czy robimy to „dobrze”. Nie da się od razu być mistrzem pomagania, nie da się od razu nie popełniać błędów. Zawsze trzeba robić, działać, nigdy nie wolno być obojętnym.
”W pomaganiu naprawdę nie chodzi o to, żebyśmy teraz wszyscy zapisali się na wolontariat, pojechali do Afryki i opiekowali się 'głodnymi dziećmi'. Czasem znacznie więcej zrobisz, jeśli wyznaczysz sobie godzinę w pracy – np. między 12:00 a 13:00 – na zarabianie 'dla' danej sprawy”
A to nie jest tak, że dobrymi chęciami jest piekło wybrukowane?
Moim zdaniem pomaganie to jest zawsze jakaś ewolucja, nauka, doskonalenie się. W tym procesie warto oczywiście się trzymać ludzi bardziej doświadczonych, którzy mają wiedzę i wypracowane ścieżki działania, prowadzą duże, dobrze działające organizacje, fundacje, czy organizują ważne wydarzenia. Ale oni również powtarzają, że nie da się być mistrzem bez popełniania błędów. Jurek Owsiak czy Janina Ochojska przyznają, że na drodze do pomagania mieli mnóstwo potknięć. Odnieśli sukces, bo po pierwsze są konsekwentni, a po drugie cały czas ewaluują swój proces. Robią coś, po czym sprawdzają: to przyniosło dobry rezultat, a to nie był trafiony pomysł.
Na co zwracać uwagę, wybierając osoby bądź organizacje, od których chcemy się uczyć pomagania?
Moim zdaniem szczególnie ważne jest to, by organizacja nie tylko robiła coś dobrego doraźnie, ale również działała na rzecz zmiany systemu. Czyli żeby działała na styku społeczeństwa i państwa. Bo tak naprawdę my sami nie jesteśmy w stanie wszystkiego zmienić, jeśli system jest zły.
Tego samego zdania jest Dobrusia Gogłoza, była prezeska Otwartych Klatek (uznanych za jedną najskuteczniejszych organizacji na świecie według Animals Charity Evaluators), która zawsze powtarza, że na drodze społecznej zmiany nie powinniśmy przeceniać indywidualnych wyborów. Czyli: to super, że wybierasz weganizm, ale dopóki odgórnie nie zostanie uregulowana kwestia humanitarnego chowu zwierząt, czy też dopóki biznes nie zobaczy korzyści z zastąpienia produktów odzwierzęcych produktami roślinnymi, to zwierzęta niewiele z tych twoich indywidualnych decyzji skorzystają.
Dokładnie, dlatego działanie na rzecz przekształcenia systemu jest kluczowe. Oczywiście system jest bardzo trudno zmienić i na to potrzeba nierzadko pokoleń – bo często najpierw trzeba przeformułować myślenie ludzi, żeby wybrali takich swoich przedstawicieli, którzy będą dążyli do zmiany. Ale to jest bardzo ważne, żeby cały czas próbować. Najefektywniej działają właśnie te organizacje, które fizycznie coś robią na przysłowiowej ulicy, ale kiedy trzeba, ich członkowie zakładają garnitur i idą na spotkanie z politykiem, nawet z tym, którego nie lubią. Wszystko po to, żeby zawalczyć o ludzi, zwierzęta, sprawy, które są dla nich ważne.
Istotne jest również to, żeby organizacja włączała system w swoje działania. Komunikowała się ze służbami czy samorządami, współpracowała z nimi, ale też uwrażliwiała i edukowała funkcjonariuszy, urzędników, bo często braki na tym polu są ogromne. To są małe kroki, które również prowadzą do trwałej zmiany.
Eksperci z GiveWell wykazali, że najefektywniejsza organizacja zrobi za jednego dolara tyle samo, co najmniej efektywna za tysiąc dolarów. Na ile wybierając organizację, której chcemy przekazać swoje środki, warto kierować się takimi zero-jedynkowymi zestawieniami skuteczności?
Te ratingi dają cenne wskazówki, ale trzeba pamiętać, że w określaniu skuteczności duże znaczenie ma to, w jakim obszarze działa dana organizacja. Bo jeśli organizacja funkcjonuje w sferze, w której działa też system państwa – a tak jest na przykład w przypadku zwierząt bezdomnych w Polsce – to sytuacja się komplikuje. W Polsce mamy przecież system zakładający, że każda gmina powinna opiekować się zwierzętami bezdomnymi, natomiast z różnych powodów samorządy nie wywiązują się z tych obowiązków. W związku z tym mamy mnóstwo organizacji, które pomagają bezdomnym zwierzętom, wspierają programy przeciwdziałania bezdomności psów i kotów. Przez to, że one niejako „dublują” system państwowy (choć tak naprawdę działają tam, gdzie system jest niewydolny), w tych ratingach efektywności spadają na niższe pozycje.
Innymi słowy – w ocenie skuteczności, efektywności organizacji pozarządowych warto patrzeć szerzej niż tylko na ten wskaźnik, ilu osobom czy zwierzętom można pomóc za tyle samo pieniędzy.
Jak mam wybrać konkretną organizację, której warto przekazać pieniądze?
Moim zdaniem istotne jest przede wszystkim to, żeby pieniądze nie służyły kupowaniu spokoju sumienia. Bo jak wejdziesz głębiej, bliżej konkretnych osób czy problemów, to odkrywasz na przykład, że bardziej niż pieniędzy dana organizacja potrzebuje wiedzy i umiejętności, których z różnych względów nie może łatwo pozyskać. Zatem może się okazać, że włączając się w działania, zrobisz więcej dla ważnej ci sprawy, niż przelewając pieniądze.
Bo trzeba pamiętać, że aby jakaś organizacja dobroczynna działała, potrzebuje dokładnie tych samych narzędzi i procesów, które muszą być obecne w każdej firmie przynoszącej zyski. Czyli jeśli organizacja pomaga zwierzętom, to nie wystarczy, że będą w jej szeregach sami miłośnicy zwierząt. Niezbędna jest struktura, ludzie pracujący na miejscu i w back office, osoby, które mają rozmaite kompetencje i specjalizują się w różnych dziedzinach: zajmują się PR-em, organizacją i promocją wydarzeń, marketingiem, księgowością, rekrutacją nowych osób, budową i obsługą strony internetowej itd. Na każdym poziomie potrzeba do tego ludzi. I najlepiej, żeby to byli ludzie dobrzy w swojej dziedzinie. Jeśli masz więc – dajmy na to – doświadczenie w robieniu filmów, możesz pomóc stworzyć wideo, które sponsor zgodził się wyemitować bezpłatnie na swoich nośnikach, ale potrzebuje profesjonalnie przygotowanego materiału. Jeśli masz umiejętności plastyczne czy graficzne, możesz pomóc zrobić plakat, baner. Jeżeli potrafisz dobrze pisać, możesz wesprzeć organizację tekstami na stronę czy do mediów społecznościowych. Jeśli jesteś mechanikiem, możesz naprawić psujący się wiecznie jedyny samochód organizacji. I tak dalej… To jest realna pomoc – i dobrze pamiętać, że ona nie sprowadza się tylko do przelewu.
”Szczególnie ważne jest to, by organizacja nie tylko robiła coś dobrego doraźnie, ale również działała na rzecz zmiany systemu. Czyli żeby działała na styku społeczeństwa i państwa. Bo tak naprawdę my sami nie jesteśmy w stanie wszystkiego zmienić, jeśli system jest zły”
A jeśli nie mam czasu działać, chcę po prostu przekazać pieniądze?
Na pewno warto je przekazać organizacji i ludziom, którzy działają profesjonalnie i są transparentni w swojej pracy – na tyle, na ile to możliwe oczywiście (bo trzeba mieć świadomość, że nie wszystko da się pokazać – chociażby ze względu na ochronę danych osobowych czy drastyczne obrazy).
Dobrze też wziąć pod uwagę jeszcze jeden element: organizacja powinna pomagać całościowo, patrzeć na sytuację szerzej, widzieć i reagować na różne aspekty problemu. Weźmy organizacje prozwierzęce – te godne zaufania dostrzegają, że za tragedią zwierzęcia nierzadko stoi tragedia człowieka. I jeśli nie pomożemy człowiekowi, to nie pomożemy zwierzęciu. Czasami trzeba potrzebującą osobę skontaktować urzędem, który udzieli jej wsparcia socjalnego, czasem trzeba wypełnić wniosek o dofinansowanie posiłków, czasem poinformować, pokierować w miejsce, gdzie otrzyma profesjonalną opiekę lekarską czy psychologiczną.
Ten sam wymóg całościowego patrzenia na problem dotyczy działalności stricte interwencyjnej organizacji prozwierzęcych. Praca w tym obszarze nie kończy się przecież na uratowaniu krzywdzonego psa z rąk nieodpowiedzialnych właścicieli. Organizacja musi zająć się potem opieką medyczną, adopcją, jednocześnie dążyć do wyciągnięcia konsekwencji prawnych wobec właścicieli, a na koniec – starać się zmieniać system, by do takich sytuacji nie dochodziło w przyszłości.
Natomiast prawda jest taka, że nie da się tego ocenić bez chociażby minimalnego zaangażowania w poznanie tej organizacji, bez nawiązania z nią jakiejś relacji. Zachęcam do nawiązania relacji z organizacją, której działalność popieramy i zastanawiamy się nad wsparciem za jej pośrednictwem obszaru, w którym działa. Dlatego, wybierając organizację, której chcemy przekazać na przykład 1,5 proc. podatku, zacznijmy chociażby od polubienia jej w mediach społecznościowych i poobserwowania: co robi, w jaki sposób to robi, czy niesie realną zmianę.
To chyba również jedyny sposób, by pozbyć się wątpliwości, które wiele osób ma w stosunku organizacji dobroczynnych, rzekomo robiących biznes ze swej działalności. Myślę, że nie ma lepszej drogi weryfikacji niż właśnie obserwacja, uważność, nawiązanie jakiegoś rodzaju relacji. A już poza wszystkim każdego zachęcam chociażby do spróbowania działania w jakiejś organizacji jako wolontariusz, aby być bliżej miejsc, którym chce się efektywnie pomagać.
Zobacz także
„To, co mnie w 1997 roku zdumiało, to nieprawdopodobna wręcz solidarność ludzi. Wrocław pokazał całej Polsce, że fali powodziowej można się przeciwstawić”
Beata Siemaszko, działaczka Grupy Granica: „Nie mamy gwarancji, że któryś sąd nie powie nam: hola, hola, pomaganie wcale nie jest takie legalne, jak się wam wydawało!”
„Woda najpierw zabrała cały dobytek naszej rodziny, później zabrała nam tatę, a teraz znowu to przeżywamy”
Polecamy
Wyjątkowy duet międzypokoleniowy. Oliwia i jej dziadek Marian stworzyli urządzenie ratujące pszczoły
W Ministerstwie ds. Samotności króluje język zdrobnień. Je się tu obiadki i pije kapuczinko. Może to sposób na zmiękczenie nie tylko słów, ale też rzeczywistości
„Przez pół roku płakałam w poduszkę – widziałam, że moje dziecko potrzebuje pomocy, ale nikt tego nie zauważa”. Była w „czarnej dziurze”, teraz wyciąga z niej rodziców dzieci z niepełnosprawnością
Kate Winslet o komplementach dla dziewczynek: „Jeśli nie powiemy im, że są piękne i że jesteśmy z nich dumne, mogą tego nie usłyszeć od nikogo innego”
się ten artykuł?