Przejdź do treści

„To, co się dzieje, nie rozjeżdża mnie emocjonalnie. Ale wyobrażam sobie człowieka, który dostaje paniki, bo chciałby coś zrobić, a ma puste ręce” – mówi Anna Dąbrowska, prezeska stowarzyszenia Homo Faber

Anna Dąbrowska Homo Faber / fot. Maciej Rukasz
Podoba Ci
się ten artykuł?
Udostępnij bliskim

– Ludzie, którzy przyjeżdżają do Polski, mają całą masę rzeczy do zrobienia. Są w trudnej sytuacji psychicznej. Będą przeżywali swoje szoki kulturowe. Trzeba im pomóc, by w miarę szybko i bezpiecznie z tego wychodzili. My też mamy sporo do zrobienia – mówi Anna Dąbrowska, prezeska Stowarzyszenia Homo Faber, które w Lublinie organizuje pomoc dla uchodźców.

 

Jolanta Pawnik: Stowarzyszenie Homo Faber zbliża się do pełnoletności. Jakie były początki?

Ania Dąbrowska: Moje początki były takie, że 25 stycznia 2005 roku przyszłam na spotkanie czegoś, co nazywało się Akademia Obywatelska i było wspólnym projektem Stowarzyszenia Homo Faber i Ośrodka Brama Grodzka Teatr NN. No i zostałam.

Potem były „homofaberowe” wyjazdy i odkrywanie polsko-żydowskiej i polsko-ukraińskiej historii Lubelszczyzny. Obu trudnych i obu opowiedzianych dla Warszawy i dużych miast, a nieopowiedzianych i nieprzerobionych tutaj, na dole. Biorąc pod uwagę historię tego regionu, mieliśmy do czynienia z najbardziej krwawymi i dramatycznymi naruszeniami praw człowieka, jakie można sobie wyobrazić. To było ważne, żeby wiedzieć, gdzie się pracuje i z jakim background’em będziemy pracować. W pewnym momencie wszyscy świadomie wybraliśmy Lublin na miejsce, w którym chcemy dalej żyć, pracować i inwestować w siebie.

Potem były kolejne projekty, aż do 2008 roku, kiedy wspólnie z Urzędem Miasta Lublina zrobiliśmy „Lublin is friendly” – badania, do których zaprosiliśmy studentów cudzoziemskich. Chcieliśmy się od nich dowiedzieć, jak postrzegają Lublin i jak się tutaj czują. Pytaliśmy, czy potrafią wezwać pogotowie, czy znają numer na policję, czy wiedzą, gdzie dzwonić, kiedy dzieje się coś złego. Na podstawie tego badania zrobiliśmy projekt „Witamy w Lublinie”, który stał się sztandarowym programem naszej organizacji, jeśli chodzi o integrację społeczności polskiej z przyjeżdżającymi do Lublina cudzoziemcami. Program ten trwał przez kolejne 10 lat.

W jego ramach zrobiliśmy monitoring instytucji publicznych stojących na drodze legalizacji pobytu cudzoziemca w Polsce. Wyszło nam, że człowiek, który przyjechał tutaj do pracy, nie zna miasta, języka, systemu administracyjnego, musi wykonać 11 różnych kroków, by opanować niezbędne formalności. Nawet dla Polaka to dość trudne, a co dopiero dla osoby, która przed chwilą wysiadła np. z autobusu z Równego.

To był taki klasyczny monitoring praw człowieka. Z jego efektami nie poszliśmy do prasy, ale do dyrektorów i dyrektorek instytucji, których to dotyczyło i poprosiliśmy, by w ciągu kilku miesięcy wprowadzili zmiany. Tłumaczyliśmy, że to już nie jest miasto, w którym mieszkają tylko ludzie mówiący po polsku i że trzeba wyjść temu naprzeciw. Nie zmienimy rzeczywistości, ale możemy zmienić siebie, a dzięki temu w naszym codziennym życiu będzie mniej frustracji.

Po kilku miesiącach zrobiliśmy „sprawdzam” i upubliczniliśmy efekty zmian. Te działania pomogły nam zbudować bardzo dobrą sieć kontaktów między różnymi instytucjami działającymi w mieście, nauczyliśmy się razem pracować. Mieliśmy teraz, po 10 latach, zrobić ten monitoring ponownie, ale rozpoczęła się wojna, więc pewnie przesuniemy to w czasie.

To jest kolejny taki moment, kiedy przestajesz ufać państwu. Mamy już pewność, że to jest konflikt, który będzie trwał bardzo długo. Konsekwencje również będą długoletnie. Jest nie tylko okazja, ale i potrzeba, by zająć się całą tematyką związaną z integracją

W Lublinie przez te wszystkie lata Homo Faber była traktowana jak organizacja ostatniej szansy. Rzetelnie na to zapracowaliście.

Wielokrotnie słyszałam, że jak już nic nie da się zrobić, to trzeba iść do Homo Faber, bo oni znajdą rozwiązanie. Bardzo mnie to cieszyło i byłam dumna, że ludzie tak myślą. Faktycznie – nigdy nie zostawiliśmy nikogo na lodzie. Zawsze nam się to udawało i mam nadzieję, że tak będzie i teraz.

Cieszę się, kiedy słyszę od znajomych z organizacji w innych miastach, że są pełni podziwu, jak dużo zostało tutaj zrobione i jak to dobrze działa. Trudno mi to ocenić, bo jestem w samym środku tego wszystkiego. Ciągle mnie trochę onieśmiela, jak ludzie z zagranicy mówią, że słyszeli o nas same dobre rzeczy. To jest onieśmielające, ale z drugiej strony myślę: no ok, pracowaliśmy wiele lat na to, żeby być organizacją postrzeganą jako rzetelny partner. Zawsze stawialiśmy na to, żeby nie robić rzeczy, na których się nie znamy. Ciągle się uczymy, cały czas inwestujemy w nasz zespół.

Efekty doskonale widać tutaj, w Lubelskim Społecznym Komitecie Pomocy Ukrainie, gdzie rozmawiamy. Wasze działania to wzór dla innych miast, świetny przykład na to, jak skutecznie i sensownie pomagać.

Trzeba mieć przede wszystkim świadomość, że Lublin jest pierwszym dużym miastem kontaktu dla uchodźców na ścianie wschodniej. Jesteśmy i będziemy „przestrzenią witającą” i pierwszą wizytówką Polski. Wielu Ukraińców nie chce przemieszczać się w głąb kraju, bo mają przekonanie, że wojna zaraz się skończy albo nie chcą separować się od bliskich, licząc na to, że odległość geograficzna nie będzie odległością emocjonalną.

W to wszystko, co dzieje się w lubelskim Komitecie, my, jako Homo Faber wnosimy nasze doświadczenie pracy w integracji międzykulturowej i sprawdzone przez nas narzędzia.

Karolina Wierzbińska i Anna Dąbrowska / fot. Bartek Żurawski

Takie jak choćby rzetelna informacja dla uchodźców. Wolontariusze waszego call center w ciągu tygodnia przyjęli ponad 7 tys. telefonów.

Infolinia to pierwsza linia frontu w pomocy humanitarnej. Nasza pomoc ruszyła natychmiast, nie mieliśmy czasu na zastanawianie się, kiedy zwołać sztab kryzysowy. Swoją drogą, to, że będzie wojna, wiadomo było już od dawna. Choć nie jestem ekspertką, dziwię się, dlaczego wielu rzeczy nie przygotowano wcześniej na szczeblu centralnym. To jest kolejny taki moment, kiedy przestajesz ufać państwu.

Mamy już pewność, że to jest konflikt, który będzie trwał bardzo długo. Konsekwencje również będą długoletnie. Jest nie tylko okazja, ale i potrzeba, by zająć się całą tematyką związaną z integracją. Oczywiście nie będziemy przez wiele lat ciągnąć programów, którymi powinna zajmować się władza państwowa na różnych szczeblach, nie chcemy jej zastępować. Będziemy koncentrować się na tym, na czym najlepiej się znamy.

Integracja jest pomyślana jako wzajemny proces, który się rozpoczyna i po prostu się dzieje. Musi być jednak wspomagany przez różne bodźce zewnętrzne, przez lokalne władze, najlepiej też centralne.U nas problem jest taki, że prezydent miasta nie jest pupilem władzy, a od tego niestety zależy, jaką pomoc dostanie Lublin. I tak ma lepiej, bo ma w nas partnerów społecznych, ale proszę sobie wyobrazić miasto, w którym takich organizacji jak nasza nie ma, zadłużenie jest duże, a wsparcia we władzach centralnych brak. Byłam na spotkaniu prezydentów i prezydentek miast, oni są w dużym strachu.

Teraz pomoc jest powszechna, ludzie się angażują, bo się utożsamiają. Łatwo utożsamić się z kimś, kto mieszka rzut kamieniem za granicą, a nasze języki są na tyle podobne, że możemy się porozumieć. Trudniej z Senegalczykiem, który kompletnie nie jest „nasz”, a jego wojna nie jest naszą wojną

Jakie działania integracyjne powinniśmy podjąć, by nasza pomoc była skuteczna?

Ludzie, którzy tutaj przyjeżdżają, mają całą masę rzeczy do zrobienia. Są w trudnej sytuacji psychicznej. Będą przeżywać swoje szoki kulturowe. Trzeba im pomóc, by w miarę szybko i bezpiecznie z tego wychodzili. Muszą nauczyć się języka, bo bez języka nie ma integracji, ale muszą też nauczyć się funkcjonować w swoim nowym życiu. To jest naprawdę ogromne wyzwanie.

My także mamy sporo do zrobienia. Musimy nauczyć się nowego społeczeństwa z ich udziałem, poznać historię Ukrainy, wprowadzić ją do edukacji dzieci. Teraz nakręcamy nawzajem swoje narodowe fobie, mamy w głowach taki stereotypowy ściek. Jakiś czas temu prowadziłam zajęcia na jednej z wyższych uczelni i miałam ogromną zagwozdkę, żeby nie podawać tylko polsko-centrycznych przykładów, wyjść poza nie. Odgrzebywałam więc historie Tarasa Szewczenki, Mazepy, powstania Chmielnickiego, też z punktu widzenia Ukraińców na te wydarzenia, bo różnie czytamy te historie.

Czy zmieni się nasz stosunek do „obcych”? Masz doświadczenie działania w Grupie Granica, pomagania uchodźcom na granicy polsko-białoruskiej.

Teraz pomoc jest powszechna, ludzie się angażują, bo się utożsamiają. Łatwo utożsamić się z kimś, kto mieszka rzut kamieniem za granicą, a nasze języki są na tyle podobne, że możemy się porozumieć. Trudniej z Senegalczykiem, który kompletnie nie jest „nasz”, a jego wojna nie jest naszą wojną.

Tak było na Podlasiu — ludzie, którzy doświadczyli obecności uciekinierów z innych części świata, mówili, że mieli dla nich więcej współczucia, nawet jeżeli byli antropologicznie zupełnie od nich inni.

Ja to trochę porównuję do historii, jakie słyszałam o naszych Żydach. Ludzie, którzy zaprosili ich pod swój dach w latach 1941-43, choć mówili, że Żydzi są zasadniczo źli, uważali, że ci „ich” są świetni. Mam wrażenie, że tutaj nastąpiło coś bardzo coś podobnego. Tzn. z reguły uchodźcy są okropni, ale ten człowiek, którego spotkałam na ławce pod moim domem, to był super i warto mu pomóc”.

Jak się trzymasz w tym wszystkim?

Jestem aktywistką, która lata temu powiedziała sobie chcę to robić i przygotowuję się do takich rzeczy”. To, co się dzieje, nie rozjeżdża mnie emocjonalnie, jestem w stanie dużo unieść. Mam panią Kasię, która mnie „odsłuchuje”, mam to w sobie zorganizowane. Ale wyobrażam sobie człowieka, który właśnie idzie na dworzec kolejowy, patrzy na to wszystko i dostaje paniki, bo chciałby coś zrobić, a nie ma niczego w rękach.

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Tak
Nie

Powiązane tematy:

Zainteresują cię również:

„Musiałam uciekać z Afganistanu, jednak nie przestanę wspierać moich rodaczek, nie pozwolę uciszyć mojego głosu” – mówi Nilofar Ayoubi, afgańska działaczka, która mieszka w Polsce

Brama w Twierdzy Kłodzko

Twierdza Kłodzko zabrania wstępu osobom ze spektrum autyzmu i zespołem Aspergera. „To jest wyraźne nadużycie”

„Jestem szczęśliwą uchodźczynią” – mówi Khedi Alieva, współzałożycielka fundacji Kobiety Wędrowne

Dodatkowa premia za chodzenie z tacą na głowie. Ola Petrus skomentowała skandaliczną propozycję pracy

„Wiele osób twierdzi, że przecież umówiliśmy się na zasłanianie genitaliów. Tylko że piersi to nie są genitalia” – mówi Ane Piżl o oburzeniu na topless

„Chcemy oszacować, jakie koszty ponoszą formacje mundurowe za to, że nie pochylają się nad człowiekiem”. O nadużyciach w wojsku i policji mówi Joanna Jałocha

„Dziś muzułmańskie uchodźczynie nie są postrzegane jako ofiary wojen, przemocy, ale wręcz jako zagrożenie” – mówi aktywistka Marina Hulia

„Ten podział 'my’ i 'oni’ jest nie tylko szkodliwy, ale też prymitywny. Uchodźca to status, nie tożsamość” – rozmowa z Alicją Borzyszkowską, działaczką na rzecz praw człowieka

„Zawsze rozmawiam, przyjmuję krytykę i punkt widzenia, ale przecież nie zmienię płci, bo komuś się nie podoba, że noszę koloratkę” – mówi ks. Marta Zachraj

„W gabinecie ginekologicznym usłyszałam: trzeba złapać się za mordę i przestać żreć” – mówi Natalia Skoczylas, grubancypantka

Klaudia była pielęgniarką w Ukrainie. „Naoglądałam się w życiu ludzkiego cierpienia, ale doświadczeń z wyjazdu nie mogę z niczym porównać”

Aktywistka wyśmiała reklamę z kobietą na wózku. Wzburzona Christina Applegate grzmi: „To jest cholernie obrzydliwe”

„Ludzie wyglądają różnie, świat nie dzieli się przez dwa, a każdy musi się wysikać”. Ane Piżl o dyskryminacji w toaletach publicznych

„Dla osoby głuchej język polski jest językiem obcym. We własnym kraju czujemy się jak obcokrajowcy” – mówi Zuzanna Szymańska z Akademii Młodych Głuchych

Kobieta trzyma na rękach rannego wilka

„Wojna oczami zwierząt”. Przejmujące historie bezbronnych istot i ludzi, którzy zmuszeni są odnaleźć się w warunkach krwawego konfliktu

Dziecko

Rosjanie wywieźli i przetrzymują tysiące ukraińskich dzieci. „To pogwałcenie konwencji o ludobójstwie” – grzmią autorzy wstrząsającego raportu

Szukanie pracy trudniejsze niż walka z rakiem. Chora do pracodawców: „Wstydzę się komukolwiek pokazać, przez co przeszłam”

Dyskryminowana, odseparowana i w kryzysie psychicznym. W polskim więzieniu dla mężczyzn przebywa transpłciowa kobieta. Jej sprawą zajęła się Helsińska Fundacja Praw Człowieka

Tak źle nie było od dawna. Liczba urodzeń w Polsce gwałtownie spadła

Tak źle nie było od 1945 roku. Liczba urodzeń w Polsce gwałtownie spadła

Kamila Głowacka, mama 10-letniego Bartka z niepełnosprawnością: „Czuję się jak niewolnik systemu. To jest dla mnie upokarzające, bo chciałabym poprawić swój byt, ale nie mogę”

Beata Siemaszko, działaczka Grupy Granica: „Nie mamy gwarancji, że któryś sąd nie powie nam: hola, hola, pomaganie wcale nie jest takie legalne, jak się wam wydawało!”

„Niepłacenie za kobietę na pierwszej randce nie jest niemęskie” – podkreśla Maja Staśko i rozprawia się z „głupim stereotypem uderzającym w mężczyzn”

„Osoby, które świadczą usługi seksualne, pracują. To jest dla nich zajęcie zarobkowe” – mówi Ania z kolektywu Sex Work Polska

Zawalone bloki w Dnieprze po rosyjskim ataku

Poruszające wideo z pierwszych chwil po rosyjskim ataku w Dnieprze. Kobieta cudem przeżyła