Przejdź do treści

„Przynajmniej nigdy wam nie umrze”. Karolina Jonderko i Basia Smolińska wyjaśniają, co dają kobietom lalki reborn

Reborn / Karolina Jonderko / World Press Photo
Reborn / Karolina Jonderko / World Press Photo
Podoba Ci
się ten artykuł?
Podoba Ci
się ten artykuł?

– Sfotografowałam kobietę, której synek żył tylko 18 dni. (…) Lalka wykonana przez Basię, która wyglądała jak jej dziecko, dała namiastkę utraconego macierzyństwa. Mogła iść z nią do sklepu, kupić ciuszki, nosić na rękach, przewijać. W chwili, gdy portretowałam tę kobietę, śpiewała lalce-synkowi kołysankę. Byłyśmy razem na cmentarzu odwiedzić jej zmarłe dziecko. Powiedziała mi, że lalka uchroniła ją od samobójstwa – mówi Karolina Jonderko, fotografka. Za swój dokumentalny projekt „Reborn” otrzymała II nagrodę w kategorii „Long-Term Projects” w prestiżowym konkursie World Press Photo 2021.

 

Nina Harbuz: Jakie to uczucie: trzymać na rękach lalkę reborn?

Basia Smolińska, rebornerka, czyli twórczyni lalek reborn: Błogie, niczym po zjedzeniu kawałka mlecznej czekolady. Czuję, jak się uspokajam. Podobne uczucie można mieć trzymając w ramionach prawdziwe niemowlę. Lalki reborn ważą tyle, co malutkie dzieci, też są wiotkie, „lejące”, opada im główka, którą trzeba podtrzymać. Mogą sprawiać, że wydzielają się endorfiny.

Karolina Jonderko, fotografka, laureatka tegorocznego World Press Photo za projekt „Reborn”: Pierwszy raz zobaczyłam lalki reborn w filmie dokumentalnym „My Fake Baby”. Zafascynowało mnie, jak przedmiot może być łudząco podobny do dziecka. Niedługo później pojechałam na targi lalek reborn w Wielkiej Brytanii i tam po raz pierwszy trzymałam lalkę na rękach. W tym samym czasie moja siostra urodziła drugie dziecko i przyznam, że gdy brałam siostrzenicę na ręce, różnica była naprawdę niewielka. Lalki miały ciężar i zapach prawdziwego niemowlaka. Wyzwalały we mnie szczególny rodzaj łagodności, jaką się ma wobec dzieci – nie byłam w stanie chwycić lalki za nóżkę, rzucić nią, nerwowo przy niej reagować czy skrzywdzić jej. Wydawało mi się to niesamowite, jak przedmiot może na nas oddziaływać.

Reborn / Karolina Jonderko / World Press Photo

Jak opowiadają kobiety we wspomnianym przez ciebie filmie „My Fake Baby”, lalki reborn mogą mieć działanie terapeutyczne.

Karolina: Tak i chyba właśnie ten aspekt najbardziej mnie zafascynował w lalkach reborn. Film obejrzałam w 2012 roku, czyli trzy lata przed rozpoczęciem projektu fotograficznego „Reborn”. W tamtym czasie zrobiłam serię zdjęć „Autoportret z matką”. Sfotografowałam się w ubraniach mojej zmarłej mamy i w ten sposób domykałam żałobę po niej. Kolejnym przedsięwzięciem byli „Zaginieni”. Uwieczniłam na zdjęciach puste pokoje zaginionych osób. Ich bliscy nic w nich nie zmieniają, odkurzają je regularnie i dzięki temu podtrzymują więź z nieobecnymi. Lalki reborn służyły często za wsparcie kobietom po poronieniu, stracie dziecka lub tym, które w ogóle nie mogły zajść w ciążę. Pomyślałam, że to wpisuje się w moją opowieść o doświadczaniu różnych strat w życiu.

Basia: Spotkałam się z opiniami osób po stracie, którym lalki reborn bardzo pomogły przetrwać najtrudniejszy czas. Ale są też głosy kobiet, które mówią, że lalka jeszcze bardziej pogrążyłaby je w rozpaczy. Więc taki przedmiot nie jest dla każdego. Dla niektórych osób lepsze będzie wsparcie psychoterapeuty i co ciekawe, zauważyłam, że podejście samych terapeutów do lalek reborn zmienia się. Od sceptycyzmu kierują się w stronę uznania, że może być to narzędzie terapeutyczne, wspierające proces psychoterapii. Znam wiele dziewczyn z grupy Reborn, które nawet zabierają swojej lalki do gabinetu.

Traktują je jak lalki czy bardziej jak niemowlaki?

Karolina: Bardzo pilnowałam, żeby bohaterki mojego projektu fotograficznego wiedziały, że lalka to lalka i miały jasność, jaką potrzebę zaspokaja im ten przedmiot. Nie byłabym w stanie fotografować osoby, która traktowałaby lalkę jak prawdziwe dziecko. Czułabym wtedy, że wykorzystuję osobę dla super fotki, uwieczniając np. kobietę, która wyciąga piersi do lalki.

Kilka razy zdarzyło się, że miałam namalować lalce twarz zmarłego noworodka. Dostawałam zdjęcie, na podstawie którego miałam ją odwzorować. Kiedy reborn ma wyglądać identycznie jak zmarłe dziecko, proces tworzenia lalki jest bardziej skomplikowany i koszty są ogromne

Basia Smolińska

Basia: Na palcach jednej ręki mogę policzyć osoby, którym zacierała się rzeczywistość i które traktują lalki jak niemowlaki. Nie mogą mieć dzieci, a może chciałyby uwierzyć, że lalka to prawdziwe niemowlę. Pozostałe klientki wiedzą że reborn to lalka. Owszem, traktują ją z szacunkiem i delikatnością, jakby podchodziły do prawdziwego dziecka, ale wynika to ze świadomości, że reborn to ręcznie robiony przedmiot, bardzo delikatny, który łatwo może zostać zniszczony. Nie przewijają jej co chwila, nie udają że karmią, chyba że do zdjęcia. Nie zajmują się lalką 24 h na dobę, a takiej opieki wymagałoby prawdziwe dziecko. Niemniej, lubią je przebierać, wychodzić z nimi na spacery.

Karolina: Kasia, jedna z moich bohaterek, matka czwórki dzieci, kupiła sobie lalkę reborn, gdy poroniła ciążę. Wyszła ze szpitala z pustymi rękami i czuła z tego powodu fizyczny ból. Psychiczne cierpienie to jedno, ale ta pustka w rękach, po tym, gdy miało się przez kilka miesięcy dziecko w brzuchu, również jest trudna do wytrzymania. Lalka przywróciła jej ciężar, który powinna czuć w rękach świeżo upieczona mama. Wieczorami, gdy Kasia wykąpie i położy spać czwórkę dzieci, zajmuje się lalką. Smaruje ją oliwką, czesze ją, zabiera ją wszędzie ze sobą, traktując jak członka rodziny.

Jak reaguje otoczenie na obecność lalki w rodzinie i w przestrzeni publicznej?

Basia: Emocje bywają skrajne. Niektórzy podchodzą do nich z mieszanką zdziwienia i zachwytu, chcą się dowiedzieć, jak najwięcej o samej lalce – z czego jest wykonana, jak to możliwe, że do złudzenia przypomina niemowlę. Są jednak osoby, które reagują lękiem.

Reborn / Karolina Jonderko / World Press Photo

Reborn / Karolina Jonderko / World Press Photo

Karolina: W latach siedemdziesiątych japoński inżynier Masahiro Mori przeprowadził eksperyment na robotach i okazało się, że dopóki robot wyglądał jak maszyna, nie wzbudzał w ludziach lęku. Z chwilą, gdy dostał ludzkie ciało i twarz, zaczynał wzbudzać niepokój. Wszystko, co wygląda jak my, ale nami nie jest, powoduje lęk. To samo tyczy się lalek. Spędzając czas z dziewczynami, które fotografowałam, częściej jednak dostrzegałam w ludziach zafascynowanie niż strach. Podchodzili do wózków, pytali ile dziecko ma miesięcy, jak się nazywa. Dziewczyny nie zawsze wyprowadzały przechodniów z błędu. Czasem podawały wiek i imię. Pamiętam starszą panią, którą spotkałyśmy, wychodząc ze sklepu w Oleśnicy. Podeszła zachwycona. Wtedy powiedziałyśmy jej, że to tylko lalka. W oczach kobiety pojawiły się łzy i powiedziała bardzo przejmujące zdanie: przynajmniej nigdy wam nie umrze. I odeszła. Prawdopodobnie kiedyś straciła dziecko. Bardzo mnie to wzruszyło.

Zdarza się, że ktoś zamawia lalkę, która ma wyglądać jak zmarłe dziecko?

Basia: Kilka razy zdarzyło się, że miałam namalować lalce twarz zmarłego noworodka. Dostawałam zdjęcie, na podstawie którego miałam ją odwzorować. Kiedy reborn ma wyglądać identycznie jak zmarłe dziecko, proces tworzenia lalki jest bardziej skomplikowany i koszty są ogromne. Najpierw rzeźbiarka musi wykonać model o dokładnych rysach twarzy i układzie rączek i nóżek nieżyjącego dziecka. Na tej podstawie tworzy się odlew, który rebornerka, czyli taka osoba jak ja, maluje ciało, buzię, wszczepia włosy, brwi, rzęsy.

Karolina: Sfotografowałam kobietę, której synek żył tylko 18 dni. Był wcześniakiem poczętym z in vitro. To była jej i męża kolejna próba zajścia w ciążę. Po tej stracie dowiedziała się, że  już nigdy nie będzie mogła mieć dzieci i to była dla niej tragedia. Lalka wykonana przez Basię, która wyglądała jak jej dziecko, dała namiastkę utraconego macierzyństwa. Mogła iść z nią do sklepu, kupić ciuszki, nosić na rękach, przewijać. W chwili, gdy portretowałam tę kobietę, śpiewała lalce-synkowi kołysankę. Byłyśmy razem na cmentarzu, odwiedzić jej zmarłe dziecko. Powiedziała mi, że lalka uchroniła ją od samobójstwa. Niedawno zrobiła sobie tatuaż z inicjałami syna i datą jego śmierci.

Karolina Jonderko

Kasia, jedna z moich bohaterek, matka czwórki dzieci, kupiła sobie lalkę reborn, gdy poroniła ciążę. Wyszła ze szpitala z pustymi rękami i czuła z tego powodu fizyczny ból. Psychiczne cierpienie to jedno, ale ta pustka w rękach, po tym, gdy miało się przez kilka miesięcy dziecko w brzuchu, też jest trudna do wytrzymania. Lalka przywróciła jej ciężar, który powinna czuć w rękach świeżo upieczona mama

Karolina Jonderko

Basia: Dla mnie to również była najbardziej poruszająca historia. Pamiętam moje rozmowy z nią o zamówieniu lalki. Jej mąż się nie zgadzał, ona sama też miała wiele wątpliwości, zastanawiała się, czy nie zwariowała. Złożyła jednak zamówienie i zapłaciła za nie. Pamiętam, że szłam z zapakowaną przesyłką na pocztę, kiedy do mnie zadzwoniła i powiedziała, żebym jej nie wysyłała lalki, że rezygnuje. Wysłuchałam jej obaw i zaproponowałam, że nadam paczkę, a ona ją zwróci, jeśli tylko poczuje się niekomfortowo po jej odpakowaniu. Zgodziła się i okazało się, że to była najlepsza decyzja, jaką mogła podjąć. Dla mnie to była największa zawodowa nagroda, że mogłam jej zrobić tę lalkę, bo widziałam jak bardzo jej pomogła. Kupiła ode mnie jeszcze dwie, również wcześniaki. Jedna z nich była bardzo podobna do dziewczynki, która leżała tak jak jej synek w inkubatorze. Dała lalce imię na jej cześć. Drugą reborn wybrała ze względu na podobieństwo koloru skóry do tego, jaki miał jej chłopiec. Był bardzo mały i czerwony. Rok po stracie dziecka sprzedała wszystkie lalki i zdecydowała się wraz z mężem na adopcję.

Cały czas mówimy o kobietach. Zastanawiam się czy mężczyźni też kupują lalki reborn?

Basia: Mnie się jeszcze nie zdarzyło, żeby któryś kupił lalkę dla siebie. Zdarza się, że zamawiają dla żon albo córek na komunię. Są dość oszczędni w słowach, więc zwykle nie mówią w jakim celu ją wybierają i wręcz zastrzegają, że na lalkach się nie znają. Dopiero później, gdy nawiązuję kontakt z ich żonami okazuje się, że w ten sposób chcieli okazać im wsparcie po starcie dziecka albo w sytuacji, gdy zajście w ciążę okazywało się być bardzo trudne, co zdarza się coraz częściej.

Karolina: Ja przeprowadziłam wiele eksperymentów na moich męskich przyjaciołach. Mam swoją lalkę reborn – Zenka, którego dostałam w prezencie od Basi i sprawdzałam, jak koledzy będą na niego reagować. W pierwszym momencie, biorąc go na ręce, zwykle okazywali zdziwienie, ale po chwili, gdy skupialiśmy się na rozmowie i zapominali, że trzymają go na rękach, przekładali sobie lalkę przez ramię i bezwiednie zaczynali nią kołysać niczym niemowlakiem. Pytałam ich wtedy, czy mają świadomość tego, co właśnie robią i wtedy reagowali lekką paniką. W Wielkiej Brytanii na targach lalek reborn spotkałam mężczyznę, który miał dwie, na oko 6-letnie lalki. Przyznam, że trochę się wystraszyłam, ale znajoma, która dobrze go zna zasugerowała, żebym nie kierowała się uprzedzeniami czy stereotypami, tylko z nim porozmawiała chwilę. Okazało się, że odeszła od niego żona, z którą planowali dzieci. Ten mężczyzna miał ogromną potrzebę zostać ojcem, ale adopcja przez samotnego mężczyznę jest niemal niemożliwa. Stąd zdecydował się kupić lalki i troszczyć o nie, żeby w ten sposób doświadczyć namiastki rodzicielstwa.

A wam, co daje obcowanie z lalkami Reborn?

Basia: Ja mam zdiagnozowane zaburzenia nerwicowe, więc lalki bardzo mnie uspokajają, wyciszają i odprężają. Samo ich malowanie i zajmowanie się nimi działa na mnie kojąco, odciąga od codziennych problemów i napięć emocjonalnych. Dla mnie mają wartość terapeutyczną.

Karolina: Lalka mnie fascynuje i uważam ją za świetny przedmiot terapeutyczny. Mam za sobą liczne straty. W mojej rodzinie zmarło siedem osób, przeszłam przez depresję. Gdy robiłam projekt o mamie i zakładałam jej ubrania, ktoś mógłby mnie ocenić i powiedzieć, że jestem wariatką, skoro fotografuję się w rzeczach umarłej. A mi to pomogło godzić się z jej śmiercią. Przebywanie z dziewczynami, które używają lalki do godzenia się z własną stratą mocno we mnie rezonuje. To, co nas różni to środek do łagodzenia bólu – one mają lalki, ja miałam ciuchy. Dla kogoś innego będzie to wycieranie kurzy w opuszczonym pokoju. Każda i każdy z nas ma swoje straty i traumy. Nie czuję się wtedy sama.

Joanna Frejus, O matko, depresja

KIOP, czyli Krótka Instrukcja Obsługi Poronienia

W Hello Zdrowie wiemy, że temat poronienia jest dla wielu osób trudny, ale istnieje i trzeba o nim mówić. Właśnie dlatego kilka miesięcy temu stworzyliśmy KIOP, czyli Krótką Instrukcję Obsługi Poronienia.

Instrukcja została stworzona z myślą, by wspierać kobiety, które doświadczyły poronienia, ich partnerów oraz wszystkich tych, którzy zastanawiają się, jak wspomagać osoby, które znalazły się w takiej sytuacjiCzy tą osobą jest przyjaciółka, brat, żona, pacjentka czy kolega z pracy.

Instrukcję stworzyliśmy razem z kobietami, które doświadczyły poronienia, ich partnerami i bliskimi, fundacjami i stowarzyszeniami, które zajmują się tym tematem w Polsce, oraz specjalistami – lekarzami i lekarkami specjalizującymi się w ginekologii i położnictwie, położnymi, prawniczkami, psychologami i psychoterapeutami.

Tematy związane z poczęciem i ciążą są często kontrowersyjne i pojmowane bardzo różnie, zależnie od światopoglądu. Niektóre kobiety wolą używać sformułowania utrata ciąży lub utrata dziecka, niż poronieniePisząc Instrukcję postanowiliśmy stosować te sformułowania zamiennie.

Chcemy skupić się na tym, co nas łączy, nie dzieli, a różnice między nami – uszanować. Niezależnie od tego, czy było to poronienie na wcześniejszym czy późniejszym etapie ciąży, masz prawo myśleć o swoim doświadczeniu na własny sposób i przeżywać je zgodnie ze sobą i swoimi wartościami. Ten poradnik jest dla każdej i każdego z Was, którzy szukają wsparcia w swojej sytuacji.

Instrukcję bezpłatnie możesz pobrać TUTAJ.

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy: