Prof. Beata Tarnacka: Myślę, że kobiety w medycynie rzadziej wierzą w siebie i łatwiej rezygnują z podejmowania dużych inicjatyw
– Mężczyźni, których spotkałam na swojej drodze zawodowej, cechowali się dużo większą wiarą w swoje umiejętności przywódcze. Chętniej podejmowali wyzwania w poczuciu, że dadzą radę – mówi prof. Beata Tarnacka, specjalistka neurologii i rehabilitacji, kierowniczka Kliniki Rehabilitacji WUM oraz Kliniki Rehabilitacji NIGRiR. Po konferencji „Polki w medycynie” rozmawiamy o brudnej robocie i nierównościach płciowych w świecie medyków.
Marianna Fijewska: Podczas ostatniej konferencji zorganizowanej przez Polki w Medycynie wygłosiła pani przemówienie pt.: „Jak kierować kliniką: leczenie, dydaktyka i nauka. Czy kobiety w świecie medycznym są od brudnej roboty?”. Zatem: czy kobiety w medycynie są od brudnej roboty?
Prof. Beata Tarnacka: Nie, choć w medycynie brudna robota istnieje, niezależnie od dziedziny. Należy do niej np. podejmowanie najgorszych dyżurów, które wypadają w weekendy i święta. Delegowanie pracowników do tego rodzaju brudnej roboty to najłatwiejsze narzędzie mobbingu. Bywa, że szefowie mają swoje preferencje – jednych lubią bardziej, innych mniej, więc bez zastanowienia swoich ulubieńców traktują ulgowo. To się dzieje niezależnie od tego, jaką płeć mają pracownicy i jaką płeć ma szef. To się dzieje, bo w medycynie nie jesteśmy kształceni w zarządzaniu i nie zawsze potrafimy kierować ludźmi. Jeśli ktoś nie urodził się lekarzem i jednocześnie liderem, ma duży problem. Ja sama jako kierownik uważam, że powinnam być rozliczana ze swojej pracy, tak, jak rozlicza się liderów w firmach prywatnych. Uważam, że pracownicy raz na jakiś czas powinni wypełniać anonimowe ankiety ewaluacyjne, w których ocenialiby współpracę ze mną. Dostawałabym wtedy bardzo cenne informacje zwrotne i mogłabym poprawiać relacje z podwładnymi.
Czyli jesteście medykami, a nie managerami.
Tak i to jest trudne. Będąc kierownikiem polskiej państwowej placówki medycznej, stajesz przed problemami, które nie występują w innych firmach. Na przykład: brak pieniędzy, brak pielęgniarek, brak lekarzy, dziury w grafiku, brak sprzętu, czasem nawet cieknące rury i sufit, który wali się na głowę. W biznesie tych problemów nie ma, a jednocześnie biznesmeni są doskonale wyszkoleni w zakresie zarządzania. Prywatne firmy psychologiczne i coachingowe organizują kursy dla liderów i nawet jeśli ktoś nie ma do tego talentu, przynajmniej zapoznał się z jakimikolwiek podstawami teoretycznymi. Tymczasem my możemy liczyć co najwyżej na broszurę informacyjną z Ministerstwa Edukacji pt.: „Czym jest mobbing?”. Właściwie dobre i to. Może, jak ktoś zapozna się z treścią, dojdzie do wniosku, że stosuje mobbing, choć wcześniej nie miał o tym pojęcia. Bo skąd?
”W medycynie nie jesteśmy kształceni w zarządzaniu i nie zawsze potrafimy kierować ludźmi. Jeśli ktoś nie urodził się lekarzem i jednocześnie liderem, ma duży problem. Ja sama jako kierownik uważam, że powinnam być rozliczana ze swojej pracy, tak, jak rozlicza się liderów w firmach prywatnych”
Skoro jest tyle problemów, dlaczego zdecydowała się pani kierować kliniką?
Ponieważ uważam, że mam zdolności organizacyjne i bardzo lubię pracować z ludźmi. Chciałam się sprawdzić na tym stanowisku. Nie mogłam też bezczynnie przyglądać się błędom systemu: wcześniej rehabilitowałam młodych pacjentów, którzy doznali urazu rdzenia kręgowego. Po tym czasie byli odsyłani do domu, bo dalsze leczenie nie było finansowane przez NFZ, a właśnie wtedy powinni naprawdę zaangażować się w rehabilitację, by osiągnąć prawdziwe postępy i móc wrócić do normalnego życia. Wiedziałam, że jeśli zostanę kierownikiem, zmienię to. I rzeczywiście – udało nam się pozyskać duży grant z Ministerstwa Rozwoju, a potem fundusze z Narodowego Centrum Badań i Rozwoju i stworzyć budynek, w którym kontynuujemy rehabilitację dla tych pacjentów, by mogli jak najszybciej wracać do sprawności.
W dzisiejszych czasach praca na stanowisku kierownika nie zawsze wiąże się z większymi gratyfikacjami finansowymi ani z nawet prestiżem. Wręcz przeciwnie, to ogromne zobowiązanie i wielka odpowiedzialność. I tu dochodzimy do różnic płciowych – z mojego doświadczenia wynika, że kobiety częściej niż mężczyźni nie chcą takiej odpowiedzialności podejmować.
Dlaczego?
Myślę, że kobiety w medycynie rzadziej wierzą w siebie i łatwiej rezygnują z podejmowania dużych inicjatyw. Mężczyźni, których spotkałam na swojej drodze zawodowej, cechowali się dużo większą wiarą w swoje umiejętności przywódcze. Chętniej podejmowali wyzwania z poczuciem, że dadzą radę. To prawdopodobnie kwestia kultury i wychowania. A szkoda, bo z kobietami w medycynie pracuje się naprawdę bardzo dobrze. Rzadko kiedy spotykam mężczyznę, który mówi, że nie chce pracować z kobietami. Wręcz przeciwnie, medycy kierownicy dbają o to, by w zespołach były kobiety, bo naprawdę je cenią. Kobiety są pilne i bardzo pracowite.
Myślę, że kobiety są bardziej wrażliwe na zawodowe przeciwności losu. Znam przykład lekarki, która nie była w stanie znieść faktu, że wyrzucono ją z ukochanej pracy i stała się alkoholiczką, nie mogąc znaleźć sobie innego miejsca w życiu, a była cenionym pracownikiem. W tym przypadku powodem jej odejścia były problemy z przełożoną. W dodatku w medycynie oprócz tych wszystkich problemów organizacyjnych dochodzi jeszcze aspekt długoterminowości. Samo kształcenie trwa bardzo długo, nie mówiąc już o awansach i wypracowywaniu osobistego prestiżu.
Ta długoterminowość dotyczy przecież nie tylko kobiet.
Ale weźmy na przykład studenta i studentkę medycyny. On osiągnie swoje cele dużo szybciej niż ona, jeśli będzie chciała założyć rodzinę. Jedno dziecko, drugie dziecko – to są lata opóźnień w rozwoju zawodowym. Myślę, że kobieta z małymi dziećmi znacznie łatwiej niż mężczyzna zrezygnuje ze stanowiska kierowniczego, które wiąże się z dużym obciążeniem czasowym i emocjonalnym. Przyznam szczerze, że gdyby moje dzieci nie były już wystarczająco duże, sama nie zdecydowałabym się na kierowanie kliniką. To by było zbyt trudne, bo od rana do wieczora mam głowę napakowaną problemami. To nie jest praca od 8 do 16.
A jednak dużo mówi się o tym, że w medycynie występuje dyskryminacja płciowa.
Ja sama jej nie doświadczyłam. Jednak prelegentki podczas konferencji Polek w Medycynie podkreślały, że takie sytuacje bywają. Proszę sobie wyobrazić młodą kobietę, która przychodzi do zgranego, męskiego środowiska. Jest bardzo prawdopodobne, że spotka się ona z przytykami w stylu: „Co ty w ogóle wiesz?” albo komentarzami dotyczącymi tego, że kobieta lekarz lub jeszcze bizneswoman to jakiś dziwaczny twór. Na swojej drodze zawodowej byłam świadkiem sytuacji, w których mężczyźni okazywali się szowinistami. Nie mam jednak wątpliwości, że gdybyśmy zapytali mężczyzn medyków, których przełożonymi są kobiety, też usłyszelibyśmy ciekawe historie.
Ja najbardziej w medycynie i jako kierownik wystrzegałabym się blokowania kolejnych ścieżek awansu dla młodych ambitnych i zdolnych pracowników. Zamykanie ścieżki rozwoju tylko dlatego, że współpracownik okazuje się lepszy od szefa, jest niedopuszczalne. Jako szefowie powinniśmy się cieszyć z sukcesów swoich pracowników, bo przecież i one świadczą o nas. Ja sama w swojej karierze miałam kilkakrotnie okresy zwątpienia i zachwiania wiary w siebie, i odczułam skutki niechęci ludzkiej wobec mojej osoby, które utrudniły mi karierę zawodową.
”Będąc kierownikiem polskiej państwowej placówki medycznej, stajesz przed problemami, które nie występują w innych firmach. Na przykład: brak pieniędzy, brak pielęgniarek, brak lekarzy, dziury w grafiku, brak sprzętu, czasem nawet cieknące rury i sufit, który wali się na głowę. W biznesie tych problemów nie ma, a jednocześnie biznesmeni są doskonale wyszkoleni w zakresie zarządzania”
I jak wychodziła pani z takich sytuacji?
Skupiłam się wyłącznie na tym, na co miałam wpływ. Pacowałam najlepiej, jak mogłam. Publikowałam kolejne prace naukowe, aż wreszcie napisałam swoją pierwszą książkę na temat rehabilitacji medycznej, która otrzymała bardzo dobre recenzje; zostałam też ostatnio pochwalona przez swojego przełożonego – dziekana mojej uczelni. Wtedy poczułam, że moje starania zostały zauważone i że to wszystko nie poszło na marne.
W walce z problemami w zarządzaniu kliniką pomagał mi mąż, który przedstawiał mi męski punkt widzenia na sprawy współpracy w zespole. Radził, bym działała szybko, mówiła wprost o swoich oczekiwaniach, by kłopoty nie trwały latami. Tak też zrobiłam. Najpierw prosto z mostu powiedziałam, co musi się zmienić, a później w razie jakichkolwiek problemów bardzo konsekwentnie zwracałam uwagę, że to mi się nie podoba. To było dla mnie bardzo trudne, ale dziś wiem, że konsekwencja jest konieczną cechą w zarządzaniu.
Jakie jeszcze cechy są szczególnie ważne w walce o swoją ścieżkę zawodową?
To wytrwałość w dążeniu do celu oraz wiara w swoje siły.
Zobacz także
„Najłatwiej jest powiedzieć, że chirurżki to rozhisteryzowane baby, że na pewno mają okres, że hormony im buzują” – mówią założycielki Fundacji Kobiety w Chirurgii
Protest pracowników ochrony zdrowia. Ane Piżl: Nie dotrę. Wygnała nas z tego kraju nienawiść do osób LGBT+
„Zanim pacjent trafi do lekarza, wyżyje się na pielęgniarce” – mówi Anna Szymczak-Krasoń, pielęgniarka
Polecamy
Jennifer Aniston padła ofiarą swattingu. Na czym polega ta forma przemocy?
Polki do specjalistów czekają coraz dłużej. „Prawo pacjenta to nie prawo do bycia w kolejce” – grzmią eksperci
Naga i przywiązana do łóżka godzinami leżała na SORze. „Nie godzę się z takim poniżaniem i pogardą” – grzmi córka 80-latki
„My, skrajnie otyli” – poruszający reportaż o Polakach chorych na otyłość skrajnie olbrzymią
się ten artykuł?