Przejdź do treści

„Powiedziałabym, że dalej żyjemy w XIX wieku, tylko warunki zewnętrzne są inne” – o małżeństwie nieromantycznym mówi kulturoznawczyni dr Alicja Urbanik-Kopeć

Alicja Urbanik-Kopeć / fot. Zofia Dimitrijević Wydawnictwo Czarne
Podoba Ci
się ten artykuł?

– Przełom XIX i XX wieku to był bardzo sztywny system genderowy, który przypisywał kobietom i mężczyznom konkretne role i od którego nie można było odejść na centymetr – tłumaczy dr Alicja Urbanik-Kopeć, kulturoznawczyni, anglistka, adiunktka w Instytucie Historii Nauki PAN, autorka książki „Matrymonium”, z którą rozmawiamy o arcytrudnej sytuacji ówczesnych kobiet, łowcach posagowych i o tym, czy czasy na pewno się zmieniły.

 

Ewa Podsiadły-Natorska: Podtytuł pani książki brzmi: „O małżeństwie nieromantycznym”. Dlaczego małżeństwa przełomu XIX i XX wieku były nieromantyczne?

Dr Alicja Urbanik-Kopeć: W XIX wieku ludzie pobierali się z powodów, które doskonale znamy i dzisiaj – z miłości, samotności, chęci posiadania towarzystwa, dzieci, z powodu presji rodzinnej, społecznej, religijnej. Jednak głównym tematem mojej książki jest ówczesna presja ekonomiczna. Przełom XIX i XX wieku promował system społeczny, w którym małżeństwo w dużej części było transakcją.

Pisze pani, że „opowieść o małżeństwie w XIX wieku to jest tak naprawdę narracja o pieniądzach”. W „Lalce” Bolesława Prusa słowo „pieniądz” pojawia się 229 razy, „miłość” – 104.

To wyliczenia prof. Józefa Bachórza, który za główny temat „Lalki” uważał pieniądze, a nie uczucia. System, który istniał ówcześnie w Królestwie Polskim, czyli podczas zaboru rosyjskiego, był bardzo sztywny, podzielony zarówno płciowo, jak i klasowo. W połowie XIX wieku nastąpiła gwałtowna industrializacja, rozwój miast, przemysłu, wskutek czego ustaliły się nowe zasady funkcjonowania kobiet i mężczyzn w klasie wyższej niż robotnicza. Miejska inteligencja, burżuazja, przemysłowcy i biznesmeni urośli w siłę. Jednocześnie nasiliły się problemy społeczne związane z życiem w mieście: zatłoczone budynki mieszkalne, alkoholizm, przestępczość. Rolą mężczyzny było zarabianie pieniędzy, a ponieważ codziennie musiał się konfrontować z niebezpiecznym światem zewnętrznym, w nagrodę społeczeństwo mówiło mu: „Będziesz miał w domu żonę, która ci to wszystko zrekompensuje. Żonę i dzieci, rodzinę”.

Czyli miejsce ówczesnej kobiety było w domu.

Tak, kobieta jako anioł domowego ogniska miała kultywować domowość – za tym szła cała seria sztywnych zasad społecznych. Kobieta miała być uległa, bierna, słodka, niewinna, religijna. Za każdym razem, gdy taka nie była, spotykał ją społeczny ostracyzm i dotkliwa kara. A jaki jest najprostszy sposób na ubezwłasnowolnienie kobiety, szczególnie z klas wyższych? Podtrzymywanie systemu społecznego, w którym nie ma ona praktycznie żadnych możliwości samodzielnego funkcjonowania, jeśli chodzi o sferę finansową. Kobieta nie może się kształcić, nie może uzyskać wysoko płatnego zawodu, nie może dysponować pieniędzmi, które wnosi do małżeństwa. W tamtych czasach zamężna kobieta tak naprawdę oddawała całą swoją sprawczość finansowo-biznesową w ręce swojego męża. Pod względem materialnym miała podcięte skrzydła. W tym systemie to mężczyzna był stuprocentowo odpowiedzialny za pomyślność ekonomiczną rodziny. Musiał sobie znaleźć żonę, utrzymać ją i dzieci.

Karolina L. Jarmołowicz / fot. Dorota Porębska

Dlatego kawalerom niekoniecznie spieszyło się do zawierania małżeństwa, bo to się wiązało z wysiłkiem i koniecznością zapewnienia rodzinie bytu.

To wszystko było znacznie bardziej skomplikowane. Ponieważ mężczyzna musiał mieć pozycję, panowie żenili się później, dlatego też powszechne były duże różnice wieku między żoną a mężem. Kapitałem kobiety w XIX/XX wieku były jej młodość i płodność, natomiast kapitałem mężczyzny – jego pozycja społeczna i finanse. Mężczyzna musiał najpierw się dorobić po to, żeby móc utrzymać żonę i dzieci, co skutkowało kolejnym brakiem równowagi sił w małżeństwie. Bo z jednej strony mamy 16-, 19-letnie dziewczyny wydawane za mąż za mężczyzn co najmniej 30-letnich, co od początku ustawia system, w którym kobiety znajdują się na pozycji trudniejszej i przegranej. Z drugiej strony to też nie było tak, że mężczyźni żenili się tylko z uprzejmości czy z litości.

Z miłości?

Też nie zawsze. Częściej z powodów praktycznych. Bardzo wielu mężczyznom potrzebna była kobieta, która obsługiwałaby ich codzienne życie. Gospodyni, opiekunka, matka ich dzieci. Wielu mężczyzn decydowało się też na małżeństwo ze względu na posag żony. To była wówczas normalna praktyka, że kobieta miała posag, który po ślubie przekazywała mężowi. I bardzo wielu mężczyzn, szczególnie w klasie przemysłowej, z tego posagu korzystało – jak również z koneksji rodzinnych swojej żony, np. po to, żeby rozwijać swoje biznesy, pomysły na zarabianie. Kobiety z klasy wyższej nie generowały przychodu i posag to był ich finansowy wkład w małżeństwo, choć zdarzało się, że kobiety majętne z domu rodzinnego trafiały na łowców posagowych.

Łowców posagowych?

Tak, przestrzegano kobiety przed nimi, bo to byli mężczyźni, którzy zamiast np. odłożyć posag żony na lokatę, defraudowali je albo spłacali z tych pieniędzy swoje długi. Tymczasem w „normalnym” ówczesnym małżeństwie z posagu wypłacane były dywidendy – co miesiąc czy co kwartał – i dziś powiedzielibyśmy, że to był jak gdyby dochód pasywny rodziny. Posag był postrzegany jako rodzaj wyrównania szans między żoną a mężem.

W pani książce pada wręcz szokujące stwierdzenie, że „kobieta była żywym towarem”.

Kobiety z klasy robotniczej, z miejskiego proletariatu – robotnice, szwaczki, służące – na pewno siebie w ten sposób nie postrzegały, ale w przypadku kobiet z klasy wyższej można powiedzieć, że tak właśnie było. Choć fakt, że wiele kobiet starało się znaleźć własną drogę, swoją sprawczość w niesprawiedliwym systemie. Ostatni kwartał XIX wieku to okres w historii Królestwa Polskiego, w którym wybuchają ruchy emancypacyjne, dążenie kobiet do edukacji, wywalczenia sobie prawa wyborczego. To są też liczne ruchy robotnicze dążące do usamodzielnienia się kobiet w wielu dziedzinach życia.

Pewnie nie wszystkim się to podobało.

Skąd! Ten system był nagminnie kontestowany przez męską część społeczeństwa.

Wiele kobiet starało się znaleźć własną drogę, swoją sprawczość w niesprawiedliwym systemie. Ostatni kwartał XIX wieku to okres w historii Królestwa Polskiego, w którym wybuchają ruchy emancypacyjne, dążenie kobiet do edukacji, wywalczenia sobie prawa wyborczego

A „stara panna” w tamtych czasach? Podobno kobietę trzydziestoletnią spisywano już na straty.

Na etapie pisania książki starałam się znaleźć potwierdzenie, jaki wiek wtedy to staropanieństwo, czyli czas, gdy już nie ma się szans na wyjście za mąż. Okazało się, że trzydzieści lat to jest właśnie ten moment. Choć proszę zwrócić uwagę, że my to wszystko znamy również obecnie: lęk o to, czy zostanie się samą, lęk przed związanym z tym społecznym ostracyzmem, wyśmiewaniem, pogardą albo litością. Może to już nie przybiera tak drastycznych form, jak w XIX wieku, ale doskonale rozumiemy, co to znaczy zmagać się z presją – ze strony rodziny lub znajomych, którzy pytają nas, kiedy sobie kogoś znajdziemy albo wręcz komentują: „Ona sobie życia nie ułożyła”.

Smutna sytuacja starej panny i związany z tym terror były oczywiście wynikiem systemu finansowego i rodzinnego, o którym rozmawiamy; znowu mówimy o kobiecie, która nie jest w stanie generować własnego dochodu, utrzymać się, więc cały czas musi liczyć na pomoc i opiekę kogoś innego. W takiej sytuacji brak możliwości zapewnienia sobie tej opieki jest ostateczną życiową porażką. Pod koniec XIX wieku pisano dość intensywnie, że nie ma nic gorszego niż los starej panny, choć jednocześnie podkreślano, że czasy się zmieniają, że kobiety stają się samodzielne, pracują, mogą się kształcić, więc nie muszą polegać na łasce rodziny, kiedy przekroczą „pewien” wiek.

I tutaj dochodzimy do sedna naszej rozmowy. Czasy się zmieniły – ale czy do końca?

O epoce, którą się zajmuję, zawsze mówię, że według mnie to kluczowy okres w historii Polski, ponieważ on determinuje bardzo wiele rzeczy, z którymi zmagamy się do dzisiaj. Powiedziałabym wręcz, że my dalej żyjemy w XIX wieku, tylko warunki zewnętrzne są inne. Pojawił się wtedy świat, jaki znamy obecnie, struktura miejska, którą znamy dzisiaj. To właśnie XIX-wiecznemu postrzeganiu zawdzięczamy odpowiedzi na pytania, co to jest odwaga, patriotyzm, miłość, co to znaczy być religijnym, pobożnym, ale też, co to znaczy być rodzinnym, co to znaczy być kobiecą kobietą i męskim mężczyzną, co to znaczy być dobrą matką i matką-Polką. To są wszystko XIX-wieczne definicje, które powstały w konkretnym systemie społeczno-kulturowym i niektóre stereotypy czy koncepcje żyją w nas dalej. Gdy mówimy, że coś jest „tradycyjne”, to odwołujemy się właśnie do XIX-wiecznych klisz.

Karolina Broda w recenzji „Matrymonium” napisała: „Alicja Urbanik-Kopeć […] rozprawia się z wykluczeniem ówczesnych kobiet, jednocześnie rysując portret ponadczasowy, a oparty na pytaniu: Co zrobić, by nie zostać pominiętą?”.

To prawda. Jest wiele wciąż aktualnych pytań, bo ówczesne kobiety często zmagały się z problemami, które dziś nam są bardzo bliskie. Np. w środowisku robotniczym pierwsza pojawiła się debata, jak łączyć karierę z macierzyństwem. Czy kobieta w ogóle może pracować? Czy powinna pracować? Czy kobieta jako matka powinna pracować tylko wtedy, kiedy musi, czy też kiedy chce? To wtedy pierwszy raz poruszono kwestię płatnych urlopów macierzyńskich, potrzebę budowania żłobków i przedszkoli i dostępności do publicznej opieki nad dziećmi. I to są problemy, z którymi zmagamy się do dzisiaj. Ostatnio czytałam XIX-wieczną dyskusję o tym, że dobrze byłoby zorganizować sieć państwowych żłobków (śmiech). Jest to jednak trochę smutne, bo człowiek uświadamia sobie wtedy, że pewne rzeczy się nie zmieniły.

Pytanie, jak nie zostać pominiętą, to bardzo dobre podsumowanie naszej rozmowy, bo mówimy o systemie, który kobiety pomijał. Nie mógł bez nich funkcjonować, a jednocześnie stawiał je w sytuacji, która była bardzo trudna i narzucała na kobiety sprzeczne wymagania. Pod koniec wieku XIX z jednej strony mamy falę emancypacji, a z drugiej strony fazę głębokiego namysłu nad rolą kobiety. Coraz szerzej mówi się o tym, że nadeszły nowe czasy, więc młoda panna powinna być zaradna, wykształcona, powinna być dobrą panią domu i księgową rodzinną, mieć głowę na karku, być opiekunką, ale jednocześnie dalej powinna być czarującą żoną, uległą kobietą, powinna być silna, ale nie za silna, zaradna, ale niezbyt zaradna

To właśnie XIX-wiecznemu postrzeganiu zawdzięczamy odpowiedzi na pytania, co to jest odwaga, patriotyzm, miłość, co to znaczy być religijnym, pobożnym, ale też, co to znaczy być rodzinnym, co to znaczy być kobiecą kobietą i męskim mężczyzną, co to znaczy być dobrą matką i matką-Polką

Czyli nie zmieniło się to, że ciągle kobieta ma być „jakaś”.

Może i zestaw cech się zmieniał i ewoluował w miarę upływu czasu oraz zmiany realiów, ale jednocześnie cały czas funkcjonował. Przełom XIX i XX wieku to był bardzo sztywny system genderowy, który przypisywał kobietom i mężczyznom konkretne role i od którego nie można było odejść na centymetr – chyba że się było wybitną jednostką, która chciała zaryzykować swoje dobre imię, co się z sukcesem niektórym udawało. Natomiast było jasno powiedziane, kobieta wychodząca z której klasy społecznej, o jakim majątku, wychowana w jakiej rodzinie może się podejmować jakich zadań, tzn. które kobiety mogą pracować, które mogą pracować fizycznie, a które intelektualnie, które mogą iść do szkoły, a które nie itd. Które dobrze wychowują dzieci, a które źle. Które są dobrymi żonami, a które są złymi. Teraz mamy dużo płynniejsze granice między tymi oczekiwaniami, a wręcz coraz częściej mówi się, że być może należałoby przestać w końcu mówić kobietom, kim mają być, niezależnie od tego, po jakiej stronie ideologicznej się sytuują.

 

„Matrymonium. O małżeństwie nieromantycznym”, Alicja Urbanik-Kopeć, wyd. Czarne 2022.

Dr Alicja Urbanik-Kopeć – kulturoznawczyni, anglistka, adiunktka w Instytucie Historii Nauki PAN. Zajmuje się historią kultury XIX wieku. W przeszłości szuka źródeł współczesnych wzorów kulturowych. Pisze o pracy seksualnej, wynalazkach, emancypacji i klasie robotniczej. Autorka książek „Anioł w domu, mrówka w fabryce” (o robotnicach fabrycznych), „Instrukcja nadużycia” (o służących domowych), „Chodzić i uśmiechać się wolno każdemu” (o pracownicach seksualnych) i „Matrymonium” (o dziewiętnastowiecznym rynku matrymonialnym). Laureatka Nagrody Klio za wybitny wkład w badania historyczne. Finalistka Nagrody Historycznej „Polityki”. Wykładowczyni gender studies

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy:

Podoba Ci
się ten artykuł?