„Teraz ludzie nie przywiązują się do roślin. Wolimy je wymieniać, niż nad nimi pracować”. O domowych roślinach kiedyś i dziś mówią Basia Jakóbek i Paulina Kmiecik
Paulina Kmiecik prowadzi z mężem Zakwitło Studio w Bydgoszczy, a Basia Jakóbek, na instagramie basia_plantslover, sama ma w domu około 150 roślin. Z ekspertkami rozmawiamy o tym, jakie rośliny, kwiaty najczęściej wybieramy do domów, o miłości do kwiatów i o roślinnej modzie z czasów PRL-u.
Anna Sierant: Kiedy wspominacie swoje dzieciństwo, wizyty u babć czy dalszej (ale starszej) części rodziny, jakie kwiaty jako pierwsze wracają w waszej pamięci?
Paulina Kmiecik: Jako pierwszy na myśl przychodzi mi zdecydowanie ogromny fikus benjamina, stojący w kącie salonu babci, który jednak w grudniu ustępował miejsca choince. Przez naprawdę długi czas był to jedyny zielony akcent w całym domu. Jeśli chodzi natomiast o mój dom rodzinny, to czasom mojego dzieciństwa towarzyszyły paprotki – te mniejsze, i te większe, zarówno wiszące na karniszach, jak i po prostu wciśnięte w róg meblościanki. W korytarzu, na stoliku, obok telefonu stacjonarnego mieliśmy za to epipremnum złociste, owinięte dziesiątki razy na okrągłych podporach.
Basia Jakóbek: Jako dziecko mieszkałam w domu z babcią i pamiętam to samo – te ogromne i gęste paprocie, ale też właśnie fikusy, zielistki, trzykrotki, bluszcze, draceny i juki. Na parapetach rosły fiołki, geranium, grudniki, grubosze (tzw. drzewka szczęścia) czy też hoje. Pamiętam też epipremnum złociste (aureum), które babcia prowadziła na różne strony w formie zwisającej i pnącej. Rośliny były zarówno w kuchni, jak i w pokoju, na klatce schodowej, a nawet w łazience. Kiedy założyłam swoją rodzinę i wyprowadziłam się z domu rodzinnego, tę roślinną pasję kontynuowałam i kontynuuję do dzisiaj. Chęć stworzenia domowej dżungli zrodziła się w momencie, kiedy to sklepy z roślinami, ale też administratorzy grup na FB zaczęli sprowadzać egzotyczne rośliny, bardzo rzadkie gatunki, które zachwycały swoim wybarwieniem, kształtem i fakturą liścia, kolorem, a w czasach PRL-u zwyczajnie nie były dostępne.
Dzisiaj rośliny są zdecydowanie „w modzie” – a jak było w czasie między PRL-em a teraźniejszością, w latach 90., na początku XXI wieku?
Paulina: Myślę, że roślinność zarówno w czasach PRL-u, jak i późniejsze zdecydowanie nie dorównuje – pod względem liczebności – temu, co obecnie mamy w domach. Naszą kwiaciarnię często odwiedzają klienci mający w mieszkaniach kilkanaście, kilkadziesiąt roślin, a zdarzają się i miłośnicy, mający ich ponad sto. Różnica wynika zdecydowanie z faktu, iż dostępność roślinnych gatunków przed laty była uboga. Należy zwrócić uwagę również na warunki, jakie panowały w domach. Lata były upalne, a wilgotność powietrza w mieszkaniach (nad którą obecnie jesteśmy w stanie pracować na potrzeby naszych roślin) spadała. Zimą natomiast w wielu domach panowały niższe temperatury, a tych bardzo dużo roślinnych gatunków by nie przetrwała.
Myślę też, że obecnie ludzie nie przywiązują się do roślin, tak jak robiły to nasze babcie czy mamy. Wiemy, że każdą roślinę, z którą nam się nie uda, możemy zastąpić kolejną. Wiele roślin nie zostaje więc z nami na długo i szybko się poddajemy, wolimy je wymieniać, niż nad nimi pracować.
Lista roślinnych ulubieńców naszych babć była długa, czy jednak ograniczona, ze względu na takie, a nie inne czasy?
Paulina: Myślę, że obecnie lubimy mieć w domu dużo i różnorodnie. Grupujemy rośliny gatunkami, upodobaniami, łączymy je, tworząc roślinne kompozycje na komodach, kredensach. Mamy w domach półki na rośliny zwisające, kilka maluszków na stoliku kawowym, zbieramy rośliny do tzw. lasów w słoiku, większe okazy eksponujemy na stojących kwietnikach czy postumentach. Domy przed laty kojarzą mi się z jednym, dwoma, maksymalnie kilkoma, ale dużymi, bo wieloletnimi okazami.
Retro rośliny powróciły do łask?
Basia: Obecnie na topie są rośliny z różnymi wariegacjami (różnokolorowymi fragmentami), głównie białą, ale też żółtą i różową. Należą do nich głównie monstery, syngonia czy też philodendrony. Jeszcze kilka lat temu były roślinami ciężko dostępnymi, dziś można je kupić nawet w supermarketach i to naprawdę w niskiej cenie. Ale rośliny naszych babć też nadal goszczą w domach, sama posiadam trzykrotkę, epipremnum złociste, bluszcz czy fikusy.
Paulina: Jak w większości przypadków, tak i w tym, moda lubi zataczać koło. Wciąż uwielbiamy bujne monstery, fikusy sięgające sufitów, cissusy czepiające się firanek i marzymy oczywiście o paprotkach rodem z klatek schodowych starych kamienic. Coraz więcej osób pyta o zielistki, które pamiętają ze szkolnych okien, czy też o geranium, potocznie nazywane anginką – jego zapach kojarzy im się z babcinym domem.
Jest jakaś uniwersalna zasada, według której należy dobierać kwiaty doniczkowe do mieszkania/domu, by i im, i nam żyło się dobrze?
Paulina: Rośliny w domu dobieramy przede wszystkim do miejsca, stanowiska. Jest to pierwsza rzecz, o którą pytamy klientów przy poszukiwaniach rośliny idealnej. Ważny jest nie tylko poziom nasłonecznienia pomieszczenia, ale też jego wilgotność. Inną roślinę zaproponujemy do salonu z południową ekspozycją, inną do ciemnej sypialni, a jeszcze inną do łazienki, której główną zaletą jest wysoka wilgotność. Nie wolno również zapomnieć o czworonogach. Ich obecność w naszym domu warunkuje, jakie rośliny mogą się w nim znaleźć. Właścicielom kotów proponujemy wyłącznie rośliny nietoksyczne. Właściciele psów natomiast muszą pamiętać o tym, by rośliny uznawane za toksyczne dla zwierząt stawiać wyżej.
Basia: Warto też sprawdzić, jakie wymagania ma konkretny gatunek rośliny i przemyśleć, czy jesteśmy w stanie je spełnić.
Jakie kwiaty rosły w ogródkach naszych babć? Pamiętam przede wszystkim róże.
Paulina: Róże przede wszystkim. To pierwsze, co pojawia się w moich wspomnieniach. Myślę, że obecnie w ogrodach lubimy raczej rośliny niewymagające szczególnej opieki. Stawiamy na zielone tuje, wysokie trawy, bukszpany lub grupujemy rośliny na skalniakach. Ogródki babć kojarzą mi się jednak z mnóstwem kolorów. Róże, tulipany, konwalie i malwy.
Basia: Moja babcia kochała kwiaty ogrodowe i do dzisiaj mam sporo wspomnień z jej ogrodu. Pamiętam przepiękne różowe floksy, które jako dziecko uwielbiałam zrywać i robić z nich łódki, które puszczałam w kałużach po deszczu. Potrzebne były do tego jeszcze skorupki z orzechów włoskich oraz zapałki, a kwiaty floksów robiły za żagiel. Wracając do ogrodów naszych babć – królował w nich również łubin, astry, dalie, aksamitki, malwy, piwonie, jeżówki, cynie, ale też niezapominajki, bratki, stokrotki, groszek pachnący, który piął się po tyczkach. Cały ogród kwitł od wczesnej wiosny do późnej jesieni.
Dzisiaj popularne jest uprawianie, nawet na parapecie w mieszkaniu, bazylii czy mięty – czy polskie babcie miały w ogrodzie zioła, czy raczej warzywa, owoce?
Paulina: Zdecydowanie królowały warzywa i owoce. U mojej babci była szklarnia pełna pomidorów i ogórków, była marchewka, pietruszka, mnóstwo buraków i cebula. Najcieplejsze wspomnienia wywołują jednak krzaczki ogromnych, słodkich truskawek przy samym wejściu do domu. Z ziół pamiętam miętę wzdłuż szklarni i koper do ogórków. Jeśli chodzi o współczesne domowe uprawy, klienci naszej kwiaciarni zdecydowanie gonią za czasami naszych babć, bo zdarzają się tacy, którzy proszą o poradę dotyczącą np. pomidorów, które hodują na parapetach czy papryki pielęgnowanej od drobnej pestki.
Basia: Pochodzę z Krościenka nad Dunajcem, małej miejscowości u podnóża Pienin, gdzie wszyscy uprawiali w ogródku nie tylko warzywa i owoce, ale również zioła. Parapety w domu mojej babci były zarezerwowane dla kwiatów. Babcia miała spory kawałek ziemi, na którym uprawiała dosłownie wszystko i zbierała obfite plony. Nie stosowała chemii i nawozów sztucznych, a korzystała tylko z nawozów naturalnych.
Basia Jakóbek — z wykształcenia nauczycielka języka niemieckiego, a prywatnie pasjonatka roślin domowych, kolekcjonerka roślin egzotycznych, mama ponad 150 roślin doniczkowych, prowadzi profil basia_plantslover na Instagramie
Paulina Kmiecik — razem z mężem Michałem prowadzi w Bydgoszczy kwiaciarnię Zakwitło Studio, którą znajdziecie również na Instagramie
Zobacz także
Łukasz Łuczaj: Warkot kosiarek przez całe lato jest zbędny. Łąka koszona raz w roku produkuje prawie tyle tlenu, co las
„Ludzie często myślą, że hodowanie warzyw to wyższa szkoła jazdy. Tak naprawdę są małe szanse, żeby się zupełnie nie udało” – mówi Joanna Żytkowska
„Rośliny są największą apteką świata. Każda z nich, a szacuje się, że obecnie mamy nazwanych i opisanych około 450 000 gatunków, może mieć potencjał leczniczy” – mówi Ruta Kowalska
Polecamy
„Zjawiska klimatyczne coraz częściej odbierają życie i środki do życia”. Naukowcy wyliczają, na ile sposobów może nas zabić globalne ocieplenie
Paulina Hojka o noszeniu ubrań po zmarłych: “Myślę, że żaden nieboszczyk się nie obrazi”
Kontrowersyjna marka modowa wkracza na uczelnie. Paulina Górska: „Nie mieści mi się to w głowie”
Butelczak wiecznisty – nowy „grzyb” w polskich lasach. Świetna akcja Lasów Państwowych
się ten artykuł?