Elżbieta Nasierowska-Bachanek: Moją pracę można porównać do pracy położnej – ona pomaga przy przyjściu człowiekowi na ten świat, ja natomiast zajmuję się pomaganiem przy odchodzeniu
Elżbieta Nasierowska-Bachanek jest kierowniczką Domu Opieki Józefina. Od 30 lat zajmuje się pacjentami w ostatnim momencie ich życia. Stara się dać pacjentom ulgę w bólu. Z powołania zgłębia tajemnicę śmierci, towarzysząc pacjentom w czekaniu na jej nadejście. – Pacjent tak naprawdę potrzebuje, aby mu towarzyszyć, niekoniecznie oczekuje odpowiedzi na zadawane pytania – mówi Nasierowska-Bachanek.
Ewa Kaleta: Czym jest opieka paliatywna?
Elżbieta Nasierowska-Bachanek: Opieka paliatywna wywodzi się od łacińskiego słowa pallium, czyli płaszcz. To odniesienie do płaszcza rzymskiego osłaniającego całe ciało otulając je od stóp po głowę. W medycynie paliatywnej oznacza to całościową opiekę, zarówno fizyczną, psychiczną jak i duchową. Ten płaszcz obejmuje też bliskich i rodzinę, a opieka ta trwa również po śmierci, kiedy bliscy są osieroceni, w żałobie i potrzebują naszego wsparcia. Nie pomagamy pacjentowi w zdrowieniu i odzyskaniu sił, ale robimy wszystko co w naszej mocy, żeby pomóc nie tylko umrzeć w spokoju, ale też w spokoju żyć aż do śmierci.
Czego potrzebują pani pacjenci?
Na pierwszy plan wysuwają się potrzeby biologiczne oraz potrzeba poszanowania ich godności. Umierająca osoba nie chce by traktowana jak jednostka chorobowa, chce pozostać człowiekiem. Ważne stają się aspekty religijne, które w takich przypadkach często są podstawową potrzebą duchową.
Ale przede wszystkim pacjenci paliatywni potrzebują, aby zadbać o ich podstawowe potrzeby biologiczne, odpowiednią higienę, eliminację bólu, o ulgę w oddychaniu. Świadomy pacjent potrzebuje w aspekcie psychologicznym prawdy o jego stanie i empatii przejawiającej się w zrozumieniu jego emocji – często są to agresja, złość, gniew, oskarżanie bunt i lęk. Są to mechanizmy obronne pacjenta. Od nas, od opiekunów, lekarzy i rodziny, żeby mu pomóc przejść przez tę ostatnią drogę.
”Zazwyczaj pacjenci samej śmierci się nie boją. Obawiają się nieznanego, osamotnienia, utraty rodziny, przyjaciół, utraty samokontroli, tożsamości, nierozwiązanych konfliktów”
Pacjenci zwlekają ze zwracaniem się o pomoc paliatywną?
Kiedy pacjent dowiaduje się, że jest nieuleczalnie chory, przeżywa różne okresy. Najpierw zazwyczaj jest bunt, potem wypieranie, potem próby negocjowania z Bogiem, a na końcu akceptacja. To ważne, żeby pacjent z diagnozą szybko trafił pod opiekę paliatywną, kiedy nie ma jeszcze tak bardzo nasilonych objawów. Wtedy możemy pomóc mu przejść przez te wszystkie etapy. Pracujemy interdyscyplinarne, w zespole, na oddziałach są lekarze, pielęgniarki, fizjoterapeuci, psycholog, duchowny. Razem w zintegrowanej pomocy możemy naprawdę zadbać o jakość życia w tych ostatnich momentach.
Czym zajmuje się pielęgniarka paliatywna?
Kiedyś przeczytałam takie zdanie: świadcząc opiekę paliatywną, asystujemy przy narodzinach śmierci. Praca różni się w zależności od tego, czy chodzi o opiekę na oddziale, czy pracę w domu. Ale niezależnie od tego moim zadaniem jest rozpoznanie potrzeb pacjenta.
Pielęgniarka, która pracuje w opiece domowej, jest koordynatorem, dyrektorem, kierownikiem, pielęgniarką oddziałową, bo musi radzić sobie sama. Edukuje najbliższych, podaje leki przeciwbólowe. Uczy, jak zapobiegać odleżynom, jak łagodzić skutki radioterapii. Tych problemów jest bardzo dużo. Poza tym, często występuje u pacjentów potrzeba rozmowy, padają trudne pytania: czy umrę? czy będzie bolało? Takich rozmów nie można się bać, bo one bardzo pomagają pacjentom. Nie możemy kłamać, że „będzie dobrze”, bo to zaburza jakość życia, pacjent potem oczekuje, że będzie lepiej a nie jest, a taka prawda pozwoli mu na oswojenie lęku przed umieraniem.
Dlatego pielęgniarka, szczególnie w pracy w domu chorego, oprócz czynności typowo medycznych i opiekuńczych przebywa razem z pacjentem, trwa przy nim, staje się odpowiedzialna za pacjenta nie tylko w sferze biologicznej, ale także w sensie etycznym; wspiera go więc także w sferze duchowej, psychologicznej i religijnej.
Czy to pani powołanie?
Zaczynałam pracę na oddziale geriatrycznym w 1988 roku. Opieka paliatywna dopiero powstawała, nie było hospicjów. Ludzie umierali albo w domu, albo za szpitalnym parawanem. Od początku spotykałam się z ludźmi oddanymi do szpitala, żeby nie umierali w domu. Pracowałam tam przez 11 lat. Zawsze chciałam zgłębiać tajemnicę śmierci. Wychowałam się w rodzinie wielopokoleniowej i śmierć była naturalnym etapem, który obserwowałam w domu. Nie bałam się tego. Wiele osób mi się dziwi, że wykonuję ten zawód. Mówią, że pewnie mi bardzo ciężko pracować z umierającymi. Ale ja czuję się potrzebna w tej ważnej chwili, a to przecież ważne być przy narodzinach śmierci.
Czy ta praca pomaga oswoić temat śmierci? Zaakceptować, mniej się bać?
Zaakceptować jako coś nieuchronnego. Śmierć jest zagadką, dopóki jej nie dostąpimy. Nie ma osób, które się jej nie boją, nawet wiara, nawet towarzyszenie innym nie likwidują całkowicie lęku.
Czego najbardziej boją się pacjenci?
Zazwyczaj pacjenci samej śmierci się nie boją. Obawiają się nieznanego, osamotnienia, utraty rodziny, przyjaciół, utraty samokontroli, tożsamości, nierozwiązanych konfliktów. Czasem pytają, czy będzie bolało, czy umieranie boli? Odpowiadam, że nie będzie, to udowodnione, że sam moment śmierci nie boli. Rodziny boją się tego chrapliwego oddechu przed samą śmiercią, rodzina myśli, że bliski się dusi, ale to zwiotczenie mięśni – nie jest nieprzyjemne dla osoby, która odchodzi. Staram się uświadamiać tę prawdę rodzinie, by zrozumiała proces umierania, by raczej wspierała, była razem z chorym, aniżeli go pozostawiała w takiej chwili, by czuł się osamotniony. Staram się to tłumaczyć rodzinie, że bycie przy chorym i towarzyszenie jego umieraniu pozostawia mu nadzieję i wyzwala go z bólu egzystencjalnego.
”Nie pomagamy pacjentowi w zdrowieniu i odzyskaniu sił, ale robimy wszystko co w naszej mocy, żeby pomóc nie tylko umrzeć w spokoju, ale też w spokoju żyć aż do śmierci.”
O co panią pytają pacjenci? W trakcie tych trudnych rozmów, o których pani wspomniała.
Pacjenci tak naprawdę potrzebują, aby im towarzyszyć, niekoniecznie oczekuje odpowiedzi na zadawane pytania. Gdy pacjent jest słaby, ważna rolę odgrywa po prostu milczenie i życzliwa obecność.
Jakoś panią odmienił ten zawód? Czy jest jakieś zdanie, jakieś słowo lub jakaś sytuacja z pani praktyki zawodowej, którą pani pamięta?
Myślę, że nie odmienił. Moją pracę można porównać do pracy położnej – ona pomaga przy przyjściu człowiekowi na ten świat, ja natomiast zajmuję się pomaganiem przy odchodzeniu.
Pacjentom paliatywnym oprócz ulgi w cierpieniu ciała potrzebna jest pomoc w postaci ciepła, czułości, miłości, po prostu cichej obecności. Teraz już wiem, że praca moja potwierdziła mój życiowy wybór, który dokonał się ponad 30 lat temu, że warto jest pomagać ludziom w cierpieniu.
Polecamy
Nicole Kidman o przemijaniu: „Kiedy wychowujesz dzieci, myślisz sobie: 'Muszę tu zostać'”
„Odeszła dokładnie tak, jak chciała”. Barbara Nawratowicz-Stuart poddała się eutanazji
Nie żyje Jadwiga Barańska. Legenda kina miała 89 lat
Zimowit jesienny może zabić. Leśnicy ostrzegają: „To roślinny arszenik, 5-10 nasion to dawka śmiertelna”
się ten artykuł?