„Mówi się, że akademia to big boys’ club, tymczasem kobiet-doktorantek jest coraz więcej i chcą zostać usłyszane” – mówią twórcy projektu Science Zen
Jaki jest dobrostan psychiczny polskich doktorantów? Z czym muszą się mierzyć? Czy są zadowoleni ze środowiska, w którym rozwijają kariery naukowe? Zbadali to dr Anna Kalinowska-Balcerzak oraz dr Bartłomiej Balcerzak, założyciele organizacji BITECH Think Tank. Wnioski są porażające. – Mieliśmy respondentki na kierunkach ścisłych, które słyszały od profesorów: „Utrzymasz się może 2–3 lata, bo przecież przyszłaś tu szukać męża” – mówi dr Kalinowska-Balcerzak.
Ewa Podsiadły-Natorska: Co badacie w ramach projektu „Science Zen”?
Dr Anna Kalinowska-Balcerzak: „Science Zen” to społeczno-kulturowa diagnoza dobrostanu i kondycji psychicznej doktorantów i młodych naukowców w Polsce. Ma ona wskazać pola do pracy oraz pola zaniedbań przez system akademicki, z którymi zetknęliśmy się w pracy dydaktycznej jako wykładowcy i wcześniej, jako doktoranci.
O jakie zaniedbania chodzi?
Dr Anna Kalinowska-Balcerzak: Bardzo różne. Często podejmowaną kwestią jest nieumiejętność pisania i redagowania tekstów naukowych wynikająca z faktu, że tego na studiach się zwykle nie uczy. Co prawda, na studiach doktoranckich jest taki przedmiot jak „academic writing”, jednak uczy on pisania tekstów naukowych po angielsku, a sama umiejętność nie jest utrwalana dłużej niż przez jeden semestr.
Dr Bartłomiej Balcerzak: Rozmawialiśmy z doktorantką z zagranicy, która wspomniała o swoich problemach z językiem polskim. Wypominano jej, że bardzo słabo pisze po polsku. Mnie też, jako opiekunowi naukowemu, zdarzają się osoby piszące słabo, ale to nigdy nie było dla mnie podstawą do wyszydzania, co najwyżej do zwrócenia uwagi.
Dr Anna Kalinowska-Balcerzak: Tak naprawdę nie ma obowiązku pisania doktoratu w języku polskim, można go napisać w języku angielskim, co dla obcokrajowców jest dużo prostsze niż bezbłędne pisanie po polsku. Ostatni moment, kiedy jesteśmy uczeni pisania, to rozprawka pod koniec szkoły podstawowej albo liceum.
”O zdrowiu psychicznym polskich studentów, doktorantów i młodych naukowców zaczyna mówić się coraz więcej, na co składają się różne przykre doświadczenia, np. głośna afera na łódzkiej filmówce. Istnieje również raport dotyczący Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu, z którego wynika, że jedna osoba na dziesięć doświadczyła tam mobbingu”
Co jeszcze wzbudziło waszą uwagę?
A.K.B.: Brak umiejętności pisania tekstów naukowych i związane z tym wyszydzanie to jeden z problemów technicznych, natomiast jeśli chodzi o zaniedbania dotyczące dobrostanu i zdrowia psychicznego, to uzyskaliśmy szereg bardzo przykrych spostrzeżeń i doświadczeń doktorantów. Jeden z naszych respondentów stwierdził, że „akademia jest jak mafia”. Tyle że w mafii, żeby przejść chrzest, dostaje się, kolokwialnie mówiąc, łomot, a na akademii jest to łomot psychiczny – tu używam eufemizmu w porównaniu do tego, jak określił to respondent.
B.B.: Na wielu polskich uczelniach pokutuje „darwinistyczne” podejście do studentów oraz doktorantów: „Musisz mieć twardą skórę, musisz być silna/silny, bo tylko silni sobie poradzą”. Często spotykaliśmy się z nastawieniem, że trzeba być silnym psychicznie, bo środowisko akademickie jest bezwzględne.
W jaki sposób prowadzone były badania?
B.B.: Zaczęliśmy od badań jakościowych, czyli rozmów z doktorantami; trwały one od maja do czerwca. Przebadaliśmy ponad 20 osób zarówno z uczelni publicznych, jak i prywatnych, z kierunków humanistycznych oraz matematyczno-przyrodniczych. Wcześniej przez kilka tygodni opracowywaliśmy narzędzia metodologiczne.
Badania ilościowe prowadziliśmy od sierpnia do listopada 2021 roku; była to ankieta dostępna przez internet. Rozesłaliśmy ją do znanych nam doktorantów oraz młodych naukowców z prośbą o jej wypełnienie. Ankietę opublikowaliśmy również na forach oraz grupach internetowych.
Na etapie badań jakościowych doktoranci opowiadali nam o swoich doświadczeniach. Zdajemy sobie sprawę, że nasze badania mają charakter eksploracyjny, a nie reprezentatywny, lecz zależało nam na uchwyceniu faktycznych, osobistych motywacji, aby móc rozpatrywać je szerzej. Staraliśmy się patrzeć na nasze badania kompleksowo, a nie tylko sprawdzać, czy ktoś jest wypalony, wyczerpany. Chcieliśmy poznać nie tylko stan psychiczny naukowców, ale też zdarzenia oraz czynniki, które wpływają negatywnie na jakość pracy. Pytaliśmy o różne patologiczne doświadczenia i o to, czy nasi respondenci mieli wsparcie ze strony swojej instytucji.
A.K.B.: Rozmowy, ze względu na sytuację pandemiczną, odbywały się on-line. Każda trwała ok. godziny. Mieliśmy scenariusz pytań, od których zaczynaliśmy, np. jak to się stało, że dana osoba zdecydowała się podjąć studia doktoranckie. Później przeprowadziliśmy badania ilościowe, w których doktoranci uzupełniali ankietę. W tej części wzięło udział ponad 50 osób. W badaniach ilościowych chodzi o dostrzeżenie pewnych powtarzających się trendów, motywów, zależności, natomiast badania jakościowe są ich pogłębieniem.
”W ramach naszych badań ok. 70 proc. zgłoszeń otrzymaliśmy od kobiet, które według oficjalnych statystyk stanowią ok. 55 proc. doktorantów w Polsce. Rekrutacja mężczyzn do badań była sporym problemem, natomiast kobiety o wiele chętniej dzieliły się swoimi doświadczeniami. Moim zdaniem może to sugerować, że są one bardziej wyczulone na pewne zjawiska czy patologie w świecie akademickim. Albo częściej ich doświadczają”
Wcześniej nie było badań podobnych do waszych?
A.K.B.: Na przełomie lutego i marca, kiedy założyliśmy fundację BITECH, zaczęliśmy szukać badań dotyczących kondycji psychicznej i zdrowia psychicznego wśród polskich naukowców – i okazało się, że ich nie ma. A jeśli są, to wyłącznie z zakresu psychiatrii, jak na Uniwersytecie Jagiellońskim, jednak ich celem było pokazanie, jak czują się studenci oraz doktoranci, bez wniosków rekomendacyjnych. Bo faktycznie okazało się, że im dalej w stopniu kariery naukowej, tym samopoczucie naukowców w Polsce staje się gorsze. Podobne badania zostały niedawno przeprowadzone przez Krajową Reprezentację Doktorantów, ale to była szybka próba ilościowa, a my łącznie od kwietnia prowadzimy badania i ilościowe, i jakościowe, z których płynie wiele niepokojących wniosków.
Jakich jeszcze?
A.K.B.: Z jednej strony stereotyp jest taki, że gdy dostaniesz się na studia doktoranckie, to każdy myśli, że wszystko potrafisz, a z drugiej strony wykładowcy i administracja uczelni ciągle traktują doktorantów jak studentów. Obarczają ich wieloma obowiązkami, które powinny być płatne, ale mówi się im, że wpisują się one w obowiązki doktoranta. Jednocześnie względem doktorantów wymagania są niczym względem wykwalifikowanych pracowników naukowych, np. żeby publikowali wysoko punktowane publikacje, brali udział w grantach badawczych itd. Pamiętajmy, że dla wielu naukowców podjęcie studiów doktoranckich to moment, kiedy zaczyna się dorosłe życie, łączy się różne role społeczne. Doktorant chce kontynuować swoją naukową ścieżkę, ale zakłada rodzinę i musi mieć źródło utrzymania. Wydaje nam się, że akademie bardzo często czerpią z takiego uwikłania i obarczają młodych naukowców winą za to, że nie mogą oni 100 proc. swojego czasu poświęcić nauce.
U doktoranta lwią część czasu pochłania samodzielna praca i dokształcanie się z różnych obszarów, choćby z metodologii prowadzenia badań. Na kierunkach humanistycznych metodologia badawcza w toku studiów w ogóle nie jest poruszana. Może z socjologią jest trochę inaczej, bo działem socjologii są badania społeczne oraz statystyka, natomiast humaniści per se są zostawieni sami sobie. Stąd tym, co również wynikło z naszych badań, była bardzo mała wiara w siebie i bardzo mała wiara w wartość własnej pracy, pomimo ogromnego zakresu obowiązków.
B.B.: Pierwszy raport cząstkowy z naszych badań ukaże się 21 grudnia. Będzie on oparty o badania ilościowe i wskaże pewne trendy, tendencje. Chcielibyśmy podkreślić, że „Science Zen” jest pierwszym niezależnym badaniem w Polsce, które dotyczy zdrowia psychicznego doktorantów i młodych naukowców; jesteśmy organizacją pozarządową, która nie podlega żadnemu ministerstwu, wszystko robimy własnym sumptem. Nasz projekt nie jest przez nikogo sponsorowany. Idealnym modelem jest to, aby przeprowadzać taką diagnozę co dwa lata.
”Kiedy kobieta rozpoczyna studia doktoranckie, często dostaje od swojej uczelni dużo obowiązków, które albo są nieodpłatne, albo wynagrodzenie jest śmiesznego rzędu. A kiedy upomina się o wynagrodzenie bądź dostrzeżenie swojej pracy, często słyszy: „Ale o co ci chodzi? Przecież masz bogatego męża”. Czynnik seksistowski w naszych badaniach wypływał bardzo często”
Doktoranci chętnie dzielili się z wami swoimi doświadczeniami?
B.B.: Z jednej strony tak, z drugiej strony bardzo nie chcieli być zidentyfikowani, dlatego staraliśmy się nie umieszczać w ankiecie zbyt wielu szczegółowych informacji – mamy pytania o wiek i płeć, ale o miasto czy typ uczelni już nie. Według oficjalnych statystyk doktorantów jest w Polsce ok. 30 tys.; wydaje się, że dużo, ale jeśli rozbije się tę liczbę na poszczególne jednostki, wyłania się z tego mały światek, a naszym celem było stworzenie swobodnej atmosfery dla rozmów z uczestnikami naszych badań. Zresztą nie chodziło nam to, żeby wskazywać palcem konkretne ośrodki czy instytucje, a żeby zobaczyć powtarzające się motywy.
Porównanie do mafii wciąż siedzi mi w głowie…
A.K.B.: O zdrowiu psychicznym polskich studentów, doktorantów i młodych naukowców zaczyna mówić się coraz więcej, na co składają się różne przykre doświadczenia, np. głośna afera na łódzkiej filmówce (oskarżenia o mobbing – przyp. red.). Istnieje również raport dotyczący Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu, z którego wynika, że jedna osoba na dziesięć doświadczyła tam mobbingu.
Z jednej strony jest pocieszające, że takie sprawy się nagłaśnia, ale z drugiej strony nie ma najmniejszych wątpliwości, że należy zrobić coś z przestarzałą hierarchizacją na polskich uczelniach i starodawnym modelem akademickim, który ciągle żyje swoim życiem. Pora odświeżyć kadry zarządzające, aby nadążały za oczekiwaniami i potrzebami studentów, bo prawda jest też taka, że osoby młodsze, które obejmują wyższe stanowiska, są uwikłane w różną sieć relacji i przejmują wcześniej funkcjonujące mechanizmy.
B.B.: W ramach naszych badań ok. 70 proc. zgłoszeń otrzymaliśmy od kobiet, które według oficjalnych statystyk stanowią ok. 55 proc. doktorantów w Polsce. Rekrutacja mężczyzn do badań była sporym problemem, natomiast kobiety o wiele chętniej dzieliły się swoimi doświadczeniami. Moim zdaniem może to sugerować, że są one bardziej wyczulone na pewne zjawiska czy patologie w świecie akademickim. Albo częściej ich doświadczają, otwiera więc to furtkę do zastanowienia się, jak wygląda życie w świecie akademickim z kobiecej perspektywy. Często mówi się, że akademia to „big boys’ club”, tymczasem kobiet-doktorantek jest coraz więcej i one też chcą zostać usłyszane.
A.K.B.: Z historii naszych respondentek wiemy – i nie są to pojedyncze przypadki – że kiedy kobieta rozpoczyna studia doktoranckie, bardzo często dostaje od swojej uczelni dużo obowiązków, które albo są nieodpłatne, albo wynagrodzenie jest śmiesznego rzędu. A kiedy upomina się o wynagrodzenie bądź dostrzeżenie swojej pracy, często słyszy: „Ale o co ci chodzi? Przecież masz bogatego męża”. Czynnik seksistowski w naszych badaniach wypływał bardzo często. Mieliśmy też respondentki na kierunkach ścisłych, które słyszały od profesorów: „Utrzymasz się może 2–3 lata, bo przecież przyszłaś tu szukać męża”.
B.B.: Z naszych rozmów wynika, że jedna czwarta respondentów–doktorantów trafiła na terapię psychologiczną. Ale to jest już leczenie efektów, a my chcemy zacząć mówić o przyczynach. Mamy świadomość, że jeden projekt jak nasz nie doprowadzi do rewolucji, ale liczymy, że zostanie zauważony i wywoła dyskusję.
Dr Ania Kalinowska-Balcerzak – Prezes Fundacji Wspierania Nauki oraz Rozwoju Edukacji BITECH, a także jej współtwórczyni. Zawodowo zajmuje się projektowaniem badań diagnozujących zachowania użytkowników w jednym z warszawskich software house’ów, specjalizuje się w wykładaniu przedmiotów dotyczących społeczeństwa sieci. Należy do Polskiego Towarzystwa Badaczy Rynku i Opinii i Polskiego Towarzystwa Edukacji Medialnej. Z wykształcenia kulturoznawca.
Dr Bartłomiej Balcerzak – Przewodniczący Rady Fundacji Wspierania Nauki oraz Rozwoju Edukacji BITECH i jej współzałożyciel. Adiunkt na Wydziale Informatyki Polsko-Japońskiej Akademii Technik Komputerowych w Warszawie. Specjalista z zakresu zastosowania sztucznej inteligencji, interakcji nauk społecznych oraz nowoczesnych technologii. Z wykształcenia socjolog i statystyk.
Wyniki badań „Science Zen” ukażą się na stronach: http://dobrostannauki.pl i https://bitechthinktank.org.
Zobacz także
„Mobbing nie zawsze musi być przejawem złych intencji ze strony sprawcy” – mówi Joanna Cur, prawniczka, specjalistka prawa pracy
„Brak feminatywów spycha kobiety ze społecznego krajobrazu” – uważają twórczynie projektu FemaleSwitcher
„Nie zamierzam udawać mężczyzny, bo nie muszę tego robić, żeby być dobrą sędzią” – mówi sędzia piłkarska Karolina Bojar-Stefańska
Podoba Ci się ten artykuł?
Powiązane tematy:
Polecamy
Emma D’Arcy: „Zdecydowałom się zrobić coming out, aby pokazać młodym osobom, że jest dla nas przestrzeń i jest jej coraz więcej”
Red Lipstick Monster odwraca narrację: „Był w krótkich spodenkach, więc klepnęłam go w tyłek”
„Wielu Polaków boi się mówić po angielsku – szczególnie wśród innych Polaków”. Jak skutecznie nauczyć się angielskiego, mówi Arlena Witt
„Celem było zrobienie serialu, a to, że przy okazji dostałam obraz solidarnego świata, poruszało mnie do głębi”. O „Matkach Pingwinów” opowiada Klara Kochańska-Bajon
się ten artykuł?