„Większość z nas oczekuje, że starość sama się jakoś ułoży. To złudne, życzeniowe myślenie. U nas starość jest biedna i smutna” – mówi Magda Jaros, autorka książki „Oddam matkę w dobre ręce”
– Zwykle zarówno rodzice, jak i ich dzieci nie myślą, co może się zdarzyć, gdy senior nie jest w stanie żyć samodzielnie, ani nie planują, co dalej… Wiele osób starszych ukrywa swój stan, nie chce martwić bliskich. Próbują jakoś sami funkcjonować do momentu, kiedy ciężko zachorują, zasłabną lub trafią do szpitala. Często w takich sytuacjach dzieci decydują się wziąć rodzica do siebie, choć mało kogo stać na zorganizowanie pełnoetatowej opieki. A przecież często potrzebne są wyspecjalizowane zabiegi pielęgnacyjne, rehabilitacyjne, stały kontakt z lekarzem – mówi Magda Jaros, dziennikarka, reporterka, autorka książki „Oddam matkę w dobre ręce. Cała prawda o domach opieki”.
Monika Głuska-Durenkamp: W jednej z twoich rozmów w książce Katarzyna Miller, psychoterapeutka i psycholożka, mówi, że każdy z nas jest odpowiedzialny za to, aby przygotować się na swoją starość. Czy to możliwe?
Magda Jaros: Mam wrażenie, że większość z nas oczekuje, że starość sama się jakoś ułoży. To złudne i życzeniowe podejście, bo przecież starość przyjdzie i wcale nie będzie „jakoś”. Niestety będzie źle. Kobiety i mężczyźni żyją coraz dłużej, a w związku z procesami starzenia wszyscy będziemy potrzebowali mniejszej bądź większej pomocy. Oczywiście trzeba się na starość przygotować. Nasza kondycja, siła mięśni, zdrowie zależą od tego, jak żyjemy, czy dbamy o siebie, zdrowo jemy, dużo się ruszamy. Na pewno po 50. roku życia trzeba już myśleć o tym, co przed nami, i zadbać o swój dobrostan. Warto budować masę mięśniową, potrzebną, aby nie dopuścić do sarkopenii – choroby, w której traci się lub nawet zanika siła mięśniowa. Ruch, ćwiczenia fizyczne nie tylko wzmacniają mięśnie, ale nasze serca, wydolność płuc.
Piszesz także o odpowiedzialności za przygotowanie się do różnych aspektów życia społecznego w wieku senioralnym. Dlaczego to takie ważne?
Zadbanie o kontakty społeczne, towarzyskie, budowanie „sieci” przyjaciół, sąsiadów, ludzi, którzy są obok nas, to istotna sprawa. To także dbałość o dobre stosunki z dziećmi. Nie zawsze wina za nie najlepsze relacje leży po ich stronie, często są winni rodzice. U nas wciąż pokutuje powiedzenie, że dzieci są winne rodzicom przysłowiową szklankę wody. Oczywiście, kiedy rodzice przestają sobie radzić, trzeba im pomóc, ale w sposób dla najbliższych możliwy. W takiej skali i z takim obciążeniem, jakie mogą udźwignąć.
W swojej książce przełamujesz tabu, rozmawiasz z psychologami o tym, że nie zawsze dzieci mogą udźwignąć ciężar opieki nad rodzicami.
Gdy seniorzy są w ciężkim stanie, są niedołężni, bywa, że opiekunowie nie mają siły, by się nimi zająć. Trudno pogodzić całodobową opiekę z pracą, troską o własne zdrowie i rodzinę. Niestety u nas z reguły cały wysiłek spada na kobiety, czyli żony, córki, synowe. Z dnia na dzień muszą zrezygnować z pracy, aby zająć się rodzicami czy teściami. Zdarza się też, że starsi ludzie pod koniec życia stają się trudni, a opieka nad nimi wymaga wielkiej cierpliwości. Jeśli rodzina jest duża, wszyscy się kochają, mają dużo ciepłych wspomnień związanych z seniorem, starają się opieką jakoś podzielić, wspierać. Ale jeśli matka czy ojciec przez całe życie mało interesowali się swoimi dziećmi, nie poświęcali im uwagi, to czy one będą chciały się nimi zająć?
Trudno się chyba temu dziwić. Znasz takie historie?
Tak. Poraziła mnie opowieść jednej kobiety. Ojciec od dzieciństwa prawie nie istniał w jej życiu, nie widywał się z nią, nie płacił alimentów. Chorował na schizofrenię, bywał agresywny, na jej oczach pobił matkę. Moja bohaterka wydała duże pieniądze na terapię, by uwolnić się od przeszłości. Ojciec na stare lata trafił do domu opieki o profilu psychiatrycznym. Sam załatwił sobie miejsce, podpisał dokumenty. Moja bohaterka odetchnęła, mając nadzieję, że ojciec ma dobrą opiekę, a ona jest spokojna, że nic złego mu się nie dzieje. Ale po jakimś czasie zapukały do niej urzędniczki z Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej z żądaniem zapłaty ponad stu tysięcy złotych! Zgodnie z prawem seniorzy uiszczają za pobyt w domu opieki 70 procent emerytury, resztę, w zależności od zasobności, dopłacają dzieci. A ponieważ moja bohaterka dobrze zarabiała, MOPS zgłosił się do niej z żądaniem wyrównania zaległości razem z odsetkami. A przecież ona w decyzji ojca w żadnym stopniu nie brała udziału! Odracza więc płatności.
Jest jeszcze jedno wyjście, może wystąpić w sądzie z wnioskiem, że ojciec jest niegodny jej pomocy, udowodnić, że nigdy nie był w jej życiu obecny. Ale to dla niej trudne, bo musiałaby dotknąć ran, które ledwo się zabliźniły, zeznawać, wracać do traumatycznej przeszłości. Sytuacja jest więc patowa.
Kiedy przychodzi moment, gdy musimy zadecydować, czy wziąć rodzica do siebie, czy szukać ośrodka pomocy?
Zwykle zarówno starzejący się rodzice, jak i ich bardzo dorosłe dzieci nie myślą, co może się zdarzyć, gdy senior nie będzie w stanie żyć samodzielnie. Wiele osób starszych ukrywa swój stan, nie chcąc martwić bliskich. Próbują jakoś sami funkcjonować aż do momentu, kiedy ciężko zachorują, zasłabną, trafią do szpitala albo wydarzy się wypadek, po którym nie wrócą już do pełnej sprawności. Często w takich sytuacjach dzieci decydują się wziąć rodzica do siebie, choć mało kogo stać na zorganizowanie pełnoetatowej i całodobowej opieki. A przecież bywa, że potrzebne są wyspecjalizowane zabiegi pielęgnacyjne, rehabilitacyjne, stały kontakt z lekarzem. Wtedy jedynym wyjściem jest dom opieki.
Czy zdarza się, że starsi ludzie sami decydują się na takie rozwiązanie?
Tak, ale nie są to częste przypadki. Pamiętam panią, która miała zapewniony pokój u córki, ale sama załatwiła sobie dom opieki. Gdy powiedziała o tym córce, ta załamała ręce, bo co ludzie powiedzą… A ta pani była świadoma, że starszy człowiek bywa dla bliskich obciążeniem, niesie duże zmiany w ich życiu. Rozmawiałam też z kobietą, która zdecydowała się na dom opieki, bo miała dość, że opiekunki zmieniały się co pół roku. A to któraś nie sprawdziła się, a to wyjechała do domu, bo zatrudniała Ukrainki. Pani była majętna, miała wysoką emeryturę, stać ją było na zorganizowanie pomocy, ale w pewnym momencie przeliczyła oszczędności i uznała, że woli dom opieki. Tam też poczuła się bezpieczniej.
Z kolei inna pani opowiedziała mi, że kiedyś upadła w domu i złamała kość biodrową. Nie była w stanie się podnieść, żeby sięgnąć po komórkę, która leżała na stoliku, i zadzwonić po pomoc. Leżała na podłodze przez długie godziny. Doczołgała się do drzwi wejściowych i uderzała w nie kulą. Na szczęście usłyszał ją sąsiad. Przyjechała policja, straż pożarna, wyważyli drzwi i ją uratowali. Nic dziwnego, że po takich przejściach nie chciała już mieszkać sama.
W jaki sposób dzieci i rodzice mogą się przygotować na trudne sytuacje, które opisujesz?
Tak naprawdę nie ma łatwych porad, jak przygotować na sytuację, kiedy trzeba przeprowadzić mamę bądź tatę do domu opieki. Jednak trzeba o tym rozmawiać, być szczerym i rozważyć razem różne opcje. Smutne i ciężkie dla obu stron bywa mówienie o faktach: „Spaliłaś garnek, bo zapomniałaś wyłączyć gaz, następnym razem możesz spalić blok”. „Po co wieszałaś firanki? Mogłaś spaść z drabiny, połamać się, w twoim wieku to niebezpieczne”. Stasi ludzie chcą jak najdłużej, nawet oszukując otoczenie, czuć się sprawczy. A dorosłe dzieci chcą w nich widzieć ludzi silnych, w końcu przez całe życie rodzice byli dla nich oparciem. To ludzkie i zrozumiałe.
Ale kiedy dochodzi do decydujących rozmów, warto unikać obwiniania i obciążania starszych ludzi. Spróbujmy poszukać racjonalnych, ale niebolesnych argumentów. Z punktu widzenia adaptacji w nowym miejscu lepiej przeprowadzić rodzica wcześniej, gdy jest sprawny i się przystosuje, skorzysta z tego, że są wycieczki, wyjścia do teatru czy wieczorki taneczne. Ale wszystko zależy od seniora, a większość z nich chce być jak najdłużej we własnym domu. Bo starych drzew się nie przesadza. Truizm, choć prawdziwy.
”Gdy seniorzy są w ciężkim stanie, są niedołężni, bywa, że opiekunowie nie mają siły, by się nimi zająć. Trudno pogodzić całodobową opiekę z pracą, troską o własne zdrowie i rodzinę. Niestety u nas z reguły cały wysiłek spada na kobiety, czyli żony, córki, synowe. Z dnia na dzień muszą zrezygnować z pracy, aby zająć się rodzicami czy teściami”
Odwiedziłaś wiele domów pomocy społecznej i prywatnych pensjonatów. Jakie miałaś wrażenia?
Odwiedzałam domy seniora jako dziennikarka zbierająca materiały, ale i incognito: „szukając opieki dla wujka”. Widziałam miejsca, w których mieszkają zadowoleni seniorzy, ale też takie, w których dzieje im się krzywda. Zarówno w ośrodkach państwowych, jak i prywatnych spotkałam opiekunów, którzy czują misję, i takich, którzy podają seniorom leki uspokajające w nadmiernych ilościach, aby zapewnić sobie spokój. W wielu państwowych domach mimo gorszych warunków życia i niskich pensji dla opiekunów rozmawiałam z ludźmi, którzy zajmują się starszymi z sercem i empatią. Są zaangażowani, chociaż wykonują jedną z najtrudniejszych robót. Gdy po pandemii wróciłam do reaserchu, odkryłam, że mimo ostrzejszych procedur sanitarnych niewiele się zmieniło.
Jakie są rodzaje domów seniora i jaki jest ich koszt?
Są Domy Pomocy Społecznej (DPS), w których pobyt kosztuje około czterech tysięcy złotych miesięcznie. Pensjonariusz płaci maksimum 70 proc. dochodów, resztę dopłaca rodzina. Są rodzinne domy pomocy, odpłatne, ale stawki nie są komercyjne. Wysokość ustala się w indywidualnej umowie, starsza osoba płaci 70 proc. swojej emerytury. Rodzina w zależności od dochodów może dopłacić na przykład za jednoosobowy pokój.
Są ZOL i ZPO (zakład opiekuńczo-leczniczy i zakład pielęgnacyjno-opiekuńczy). W nich płaci się za jedzenie i zakwaterowanie, a opieka medyczna, badania, leki, wózki, pieluchomajtki są za darmo. Są także prywatne pensjonaty. Tu ceny zależą od standardu pokoju, pakietu świadczeń. Zwykle jedynka kosztuje od sześciu do ośmiu tysięcy złotych. Dużo DPS-ów powstało w głębokiej komunie, więc nie mogą odpowiadać dzisiejszym standardom. Oczywiście DPS-y są modernizowane, często za unijne pieniądze, wydzielane są łazienki, ale i tak nie mogą konkurować z podobnymi ośrodkami w krajach Europy Zachodniej. Na przykład francuska firma Orpea, największa w Europie sieć domów opieki i klinik rehabilitacyjnych, buduje i prowadzi je też w Polsce. To budynki tworzone z myślą o seniorach, ze specjalnymi sprzętem, udogodnieniami. Niestety opieka w najwyższym standardzie jest bardzo kosztowna, więc stać na nią nielicznych.
Polska to nie jest kraj dla starych ludzi?
Trochę tak, choć trudno generalizować. Pewne jest jedno: mamy problem systemowy. W Polsce nie ma pomysłu, jak się ludźmi starszymi opiekować, bo zająć się nimi powinna rodzina. A ona jest zatomizowana, rozproszona i też ma coraz więcej lat. U nas niestety starość jest biedna i smutna, na co w oczywisty sposób wpływają niskie emerytury. Nie inwestuje się geriatrię, ale także w fizjoterapię, rehabilitację geriatryczną i zajęcia dla starszych ludzi. A przecież gdy czytamy statystyki, wiemy, że lawinowo przybywa seniorów, a będzie ich coraz więcej, bo demografia jest nieubłagalna i nie da się jej oszukać. Już niebawem co czwarty Polak będzie miał więcej niż 60 lat. Niestety wyspecjalizowana opieka jest wszędzie bardzo droga.
”W Polsce nie ma pomysłu, jak się ludźmi starszymi opiekować, bo zająć się nimi powinna rodzina. A ona jest zatomizowana, rozproszona i też ma coraz więcej lat. U nas niestety starość jest biedna i smutna, na co w oczywisty sposób wpływają niskie emerytury”
Ale podkreślasz także, że starość nie zawsze musi być tylko smutna i samotna…
Na starość świat w naturalny sposób się kurczy, umierają bliscy, przyjaciele. Często zdarza się, że starsza osoba siedzi w domu sama przed telewizorem lub czeka w kolejce do lekarza w przychodni. Są jednak seniorzy, którzy potrafią cieszyć się tym, co mają. Dużo zależy od naszego charakteru, nastawienia, gotowości i otwartości na zmianę. Niektórzy korzystają z zajęć w domach kultury, uczestniczą w zajęciach uniwersytetów trzeciego wieku. Jedna z pań powiedziała mi, że woli być w domu opieki, bo ma tam koleżanki, rozrywki. Inna, która kocha czytać, była w domu seniora zadowolona z tego, że zaprzyjaźniona bibliotekarka przywoziła jej raz na dwa tygodnie 14 książek. Poza tym cieszyła się z zajęć rehabilitacji, dzięki nim zaczęła się lepiej poruszać. Brała chodzik, który nazywała mercedesem, i szła do parku, który otaczał jej DPS.
Domy seniorów to nie są zamknięte placówki. Podopieczni, którzy czują się na siłach, wychodzą. Jeżdżą autobusami lub taksówkami na wystawę, do supermarketu po ulubione produkty, do restauracji. Odwiedzają ich znajomi, dzieci. Spędzają z nimi w domu święta, jeżdżą na wakacje. Potrafią zorganizować życie tak, że choć są pod stałą opieką, mają swoją wolność i czują się na miarę sił niezależni.
Co przyniosła ci praca nad tą książką?
Uzmysłowiła mi, jak szybko mija czas. Zaczęłam się zastanawiać, jaka będę w wieku 70, 80 lat. Bardziej myślę o swojej kondycji, zdrowiu i chyba lepiej rozumiem osoby starsze i bliskie w moim otoczeniu. Zbierając materiały do książki, spotkałam też wielu wspaniałych ludzi, wysłuchałam ich historii, choćby opowieści o wojnie nieżyjącego już powstańca warszawskiego. Zazwyczaj ci, którzy chcieli ze mną rozmawiać, byli pogodzeni ze swoją sytuacją. Wiedzieli, że przeszli daleką drogę. Były na niej różne etapy, a teraz przyszła starość, która jest czymś nieuchronnym. Oczywiście seniorom trudno zmagać się z dolegliwościami, słabością, ale świat wciąż jest dla nich ciekawy. Mają zainteresowania, pasje, interesuje ich drugi człowiek. Czułam w tym wielką mądrość i ciepło. Pomimo cierpienia jest w nich pogoda ducha. W czasach kultu młodości to dobra lekcja na przyszłość.
Zobacz także
Elżbieta Nasierowska-Bachanek: Moją pracę można porównać do pracy położnej – ona pomaga przy przyjściu człowiekowi na ten świat, ja natomiast zajmuję się pomaganiem przy odchodzeniu
„Proces umierania to jeszcze nie śmierć, to część życia”. O uporczywej terapii w polskich realiach mówią dr n. med. Agata Malenda i doula umierania Anja Franczak
„Na swoją starość pracujemy przez całe życie, zaczynamy już w życiu płodowym” – mówi dr Katarzyna Cyranka, psycholog kliniczny i psychoterapeutka
Polecamy
Zmarł najstarszy człowiek świata, miał 112 lat. W ostatnim wywiadzie zdradził sekret swojej długowieczności
59-latka wpisała się do Księgi Rekordów Guinnessa. Zrobiła 1575 pompek w godzinę
„Witajcie, oszuści. Jestem waszym koszmarem”. Babcia AI wypowiada wojnę sprawcom oszustw „na wnuczka”
80-letnia modelka z zambijskiej wioski zachwyca stylem i wdziękiem: „Czuję, że mogę podbić świat!”
się ten artykuł?