Przejdź do treści

„Każda chwila życia może być początkiem czegoś wspaniałego”. O dojrzałych związkach mówi prof. Katarzyna Popiołek, psycholog społeczny

„Każda chwila życia może być początkiem czegoś wspaniałego”. O dojrzałych związkach mówi prof. Katarzyna Popiołek, psycholog społeczny / fot. arch. prywatne
Podoba Ci
się ten artykuł?
Podoba Ci
się ten artykuł?

Jak buduje się związek w dojrzałym wieku? Czy inaczej niż 20, 30 lat wcześniej? Co jest naprawdę ważne, gdy spotykamy miłość, dźwigając bagaż wielu życiowych doświadczeń? Psycholog społeczny dr hab. prof. Uniwersytetu SWPS Katarzyna Popiołek tłumaczy, że jeśli w dojrzałym wieku istnieje lęk przed bliskością fizyczną, to na szali pojawi się bliskość psychiczna, wspólne wartości, zainteresowania. Ujawni się też satysfakcja z tego, kim jest partner – w tym wieku wszyscy przecież mamy już na swoim koncie jakieś osiągnięcia. I to przeważy.

 

Ewa Podsiadły-Natorska: Wyobraźmy sobie sytuację: mamy 40, 50, 60 lat i poznajemy kogoś, w kim się zakochujemy. Jak w takim przypadku będzie wyglądało budowanie nowego związku?

Prof. Katarzyna Popiołek: Rozumiem, że rozmawiamy o osobach, które nie mają już zobowiązań, odchowały dzieci, a partner jest utracony, czy to na skutek rozwodu, czy śmierci. Te osoby zdążyły poznać smak samotności. Jak będzie wyglądało wtedy tworzenie nowego związku? Zacznijmy od tego, że sytuacja pary w starszym wieku jest o wiele korzystniejsza niż sytuacja młodych.

Ponieważ?

Przede wszystkim w takim przypadku istnieje wolność od zobowiązań. Nie trzeba zabiegać o aprobatę czyichś rodziców, nie trzeba urządzać wielkiego wesela itp. Ekonomicznie sprawa jest więc bardzo korzystna. Życie obu stron jest ustabilizowane, nie ma się wielkich wymagań. W piosence „Wszystko, czego dziś chcę” Izabela Trojanowska śpiewała swojemu chłopcu, który myśli o mieszkaniu czy małym fiacie: „Nie łam głowy, jak ty to uzbierasz. Wszystko hurtem możesz dać mi teraz”. I tutaj jest podobnie: nie ma przed nami wielkich ekonomicznych przedsięwzięć, nie musimy sobie łamać głowy, za co coś kupić, jak na to zaoszczędzić. Nie ma też problemów z wychowaniem dzieci, co często nastręcza młodym ludziom wielu trudności. Dominuje teraźniejszość, która jest ogromnie ważna. Poza tym teraźniejszość jest nam znana.

No i nikt nie słyszy od rodziców: „Jaką ty widzisz z nim przyszłość? Jak wy sobie dacie radę?”.

Tak. Obaw o wspólną przyszłość nie ma. Nie ma też mnóstwa oczekiwań, którym trzeba sprostać: oczekuję, że zarobisz, zdobędziesz pozycję. To jest ogromna siła dojrzałych związków. Jest też mniej niepewności co do przyszłości. Bo jeśli mamy po 20 parę lat i pobieramy się, to podejmujemy zobowiązanie na całe życie. Mogą pojawić się myśli: czy dam radę? Czy ty mnie kiedyś nie zdradzisz, nie zostawisz? W dojrzałym związku tego nie ma. Możemy sobie zaoferować bardzo wiele, ale z pewnym spokojem, że to nie zostanie zmarnowane. A ponieważ wolne związki są obecnie akceptowane na równi ze związkami sformalizowanymi, można być ze sobą bardzo łatwo. Można spakować walizkę i wprowadzić się jedno do drugiego. Albo być razem w osobnych mieszkaniach – tylko związać ze sobą swój los.

W średnim wieku, czyli jakim?

To wszystko brzmi bardzo pokrzepiająco. Ale czy nie jest tak, że pomimo tych wszystkich korzyści w dojrzałym wieku często boimy się nowej relacji? Znam przypadki samotnych kobiet, wdów, które mają blokadę, żeby związać się z kimś nowym.

Trudności faktycznie nie brakuje. Przede wszystkim jest obawa, kim on jest i co powie środowisko. Czy on jest emerytowanym profesorem medycyny, czy emerytowanym górnikiem…

To naprawdę dla dojrzałej kobiety ma znaczenie?

Bywa, że ma. Czasem wystarczy, że jedna koleżanka mnie skrytykuje. Te obawy trzeba więc położyć na szali. Z jednej strony jest krytyka otoczenia, a z drugiej strony wartościowy człowiek. Trzeba umieć te obawy przełamać i zobaczyć, która szala przeważa. Kolejna trudność związana z dojrzałą relacją to obawa przed spotkaniem z niemłodym ciałem. Gdy starzejemy się razem, to nawykamy do tego, że nasze ciała się starzeją; nie obawiamy się tych zmian, bo jesteśmy ze sobą zżyci. Natomiast gdy tworzy się nowa relacja i chcemy się powiązać również fizycznie, dochodzi do spotkania dwóch niemłodych ciał.

Co ułatwia przełamanie tej bariery?

Jeśli relacja trwa już dłuższy czas i mamy okazję nawzajem obdarzać się ciepłymi słowami, wyrazami zachwytu i uznania, to pojawi się w końcu zaufanie, które zmniejszy obawy i pozwoli na przełamanie bariery. Co więcej, kiedy jesteśmy dojrzali, każdy z nas ma pewne życiowe osiągnięcia, którymi może się pochwalić. Tym, co się sobą reprezentuje, kim się jest, można drugą osobę obdarować. A na to składa się całe życie. Jeśli więc istnieje lęk przed bliskością fizyczną, to na szali pojawi się bliskość psychiczna. Ujawni się satysfakcja z tego, kim jest partner i to przeważy, poczujemy się bezpieczniej, połączą nas wspólne zainteresowania i wartości.

Badania pokazują, że dla mężczyzny w apogeum kariery żona jest jedynym źródłem wsparcia; koledzy są konkurentami, a praca wymaga dużej koncentracji, bo dla mężczyzny praca jest centrum życia. Mężczyźni nawykają do tego, że żona jest ich główną i jedyną podporą. I gdy ją stracą, chcą tę podporę odzyskać

Kolejna rzecz: nawyki. Sądzę, że to obawa wielu osób – czy nowy partner zaakceptuje moje nawyki, czy będę musiał_a je zmienić i czy ja zaakceptuję nawyki partnera.

Owszem, ale tutaj z pomocą przychodzi nam doświadczenie życiowe, dzięki któremu wiemy, co trzeba cenić, co się liczy, a co nie. Jeśli ktoś ma drobny nawyk, który nawet mnie denerwuje – to co z tego? Ma wiele innych cech, które mogę w nim podziwiać. To przychodzi wraz z wiekiem i doświadczeniem życiowym: uczymy się, co w życiu jest naprawdę ważne. Popełniliśmy dużo błędów, nie doceniliśmy wielu rzeczy, wpadliśmy w mnóstwo pułapek. Teraz możemy zbudować coś od nowa. Z wiekiem zwiększa się tolerancja, odporność na stres, zrozumienie dla drugiego człowieka.

A jeśli jest to nawyk czy wada dla nas nie do zaakceptowania?

Jeśli np. dostrzegam skąpstwo i jest to wada, która utrudnia wspólne życie, bo trzeba się spierać o każdą złotówkę, rezygnować z wielu rzeczy, to co innego. Natomiast z drobnego przyzwyczajenia można się… pośmiać. Na to nam pozwala mądrość życiowa, która w dojrzałym wieku obraca się ku nam. Ułatwia wybaczenie czyjejś wady, pomaga odróżnić to, co jest ważne od tego, co ważne nie jest. Gdy jesteśmy młodzi, to często byle drobiazg nas wkurza, wielu rzeczy nie jesteśmy w stanie zaakceptować.

Może w dojrzałym wieku boimy się rozczarowania, tego, że przed kimś się otworzymy, a nic z tego nie wyjdzie?

Ale tego się ludzie boją w różnym wieku. Młodzi ludzie też się obawiają, czy partner ich nie zdradzi, nie okłamie, nie zostawi. A od dojrzałych osób coraz rzadziej ktoś coś chce. Tworzy się pustka. Gdy więc pojawia się ktoś nowy, on wchodzi na bardzo ważne pole. Pojawia się człowiek, którego interesuję i komu mogę sprawić radość. Ta pustka często tworzy się po odejściu partnera, u wdów i wdowców czy osób rozwiedzionych. Ona powoduje ból, a jeśli pojawia się osoba, która może ją zapełnić, to zaczynamy jej ufać i otwieramy się. Zaufanie jest zawsze kwestią pewnego czasu. Jeśli uzyskujemy potwierdzenie, że drugi człowiek dobrze nam życzy, to ryzyko w postaci nieufności się zmniejsza.

Spotkałam się z opinią, że mężczyźni szybciej wchodzą w kolejne związki i łatwiej budują życie na nowo.

Tak. Bo mężczyźnie, kiedy odchodzi żona, zostaje ogromne puste pole po wsparciu, którego koledzy nie wypełnią. Badania pokazują, że dla mężczyzny w apogeum kariery żona jest jedynym źródłem wsparcia; koledzy są konkurentami, a praca wymaga dużej koncentracji, bo dla mężczyzny praca jest centrum życia. Mężczyźni nawykają do tego, że żona jest ich główną i jedyną podporą. I gdy ją stracą, chcą tę podporę odzyskać. Zresztą kobieta w procesie wychowania oraz socjalizacji uczona jest, jak dobrze wspierać męża, rodzinę, jak budować relacje. Statystyki pokazują, że mężczyźni często odchodzą ze świata rok, dwa po śmierci żony – pozbawieni w zasadzie wszystkiego, co mieli. Utrata żony niszczy ich zdrowie, wywołuje stan depresji, przygnębienia, braku chęci do życia. Jeśli więc mężczyzna zwiąże się z nową kobietą, to będzie miał większe szanse przeżycia.

Trzeba otworzyć się na drugiego człowieka, tzn. uznać, że inni ludzie mogą być interesujący i warto zainteresować się tym, co robią, co mówią, czego pragną. Trzeba wyjść poza „ja”, nie zamykać się w swoim świecie skoncentrowanym na sobie i zamkniętym na innych. Otworzyć się, a wtedy pojawi się ktoś, kto w pewnym momencie stanie nam się bliższy niż reszta

Myślę, że w przypadku kobiet oddanych rodzinie, szczególnie jeśli nie były aktywne zawodowo, po wyfrunięciu dzieci z gniazda i utracie męża również pojawia się wielka pustka.

Oczywiście, choć czasami bywa tak, że kobieta, która była zdominowana przez męża, po jego odejściu wreszcie rozwija skrzydła. W końcu może decydować o wielu rzeczach, na które wcześniej nie miała wpływu. Może się też tą swobodą zachłysnąć, dlatego może w ogóle, a przynajmniej przez jakiś czas, nie myśleć o poszukiwaniu nowego partnera.

Akceptacja nowego partnera przez dorosłe dzieci jest ważna?

Z klanami zawsze jest kłopot. Gdy młodzi się pobierają, to klan ocenia partnera – czy jest godzien, czy do nas pasuje, czy nie jest od nas gorszy itd. Kiedy jesteśmy w wieku zaawansowanym, klan już tego nie robi. Ale są dzieci, które na nową osobę mogą patrzeć krytycznie. To może wynikać z dwóch przyczyn. Jedna to obawa, żeby matka czy ojciec nie wpadli w szpony naciągacza albo kogoś, kto będzie wysysał ich siły. Druga przyczyna to niekiedy lęk o schedę po matce czy ojcu. Czy nowa osoba jej nie przejmie? Ale w tym przypadku wystarczy porozmawiać i zrobić pewne ustalenia. Można podpisać intercyzę, zapewniając dzieci: „Całe życie żyłam_em dla was, nie bójcie się, że zostawię was z niczym”. Czasem trzeba się też pogodzić, że w mieszkaniu rodzica zamieszka nowa osoba.

Znam przypadek kobiety, ok. 70-letniej, którą po śmierci męża dorosłe córki bardzo zachęcały do tego, żeby otworzyła się na nowe relacje. Wyszła z domu, poznała kogoś.

Tak, bo jeśli mama albo tata będą w nowym związku – formalnym czy nieformalnym – to podejmą nowe aktywności, będą żyli lepiej, a i dziecku będzie lżej. Ono nie będzie już jedynym partnerem, który ma przyjść, zabawić, pomóc, zabrać na wakacje itd. Mądre dzieci pomagają w ten sposób, że zachęcają rodziców do nowych relacji, i to się coraz bardziej upowszechnia. Niestety wciąż funkcjonuje negatywny stereotyp starości. W tym stereotypie miłość starych ludzi jest obrzydliwa, nieestetyczna, kto to widział?! Na szczęście ten stereotyp słabnie pod naciskiem rzeczywistości. Ale bywa, że dzieci czasem wstydzą się nowego związku swojego rodzica. No bo jak tak może być, żeby moja stara matka się całowała?

Chciałabym powiedzieć o jeszcze jednym plusie dojrzałych związków. Jeśli starzejemy się razem z mężem czy żoną i jest to dobre małżeństwo, to cudownie. Jednak czasem jest tak, że starzejemy się wspólnie i odzywają się stare grzechy: nie mogę mu wybaczyć, że kiedy chowałam dzieci, on hulał po świecie/ nie mogę mu wybaczyć, że mnie zdradził 10 razy/ nie mogę jej wybaczyć, że zamiast zajmować się mną, rozwijała swoją karierę. Jest taka sztuka Ionesco, w której dwoje starych ludzi siedzi w piwnicy. Na zewnątrz trwa wojna, a oni, zamiast cieszyć się, że są razem i siebie wspierać, to wypominają sobie dawne grzechy. To doskonały obraz tego, jak można schrzanić sobie życie, wypominając sobie wzajemnie dawne urazy, które wydają nam się nie do zapomnienia.

Jak więc otworzyć się na miłość w dojrzałym wieku?

Najpierw trzeba otworzyć się na drugiego człowieka, tzn. uznać, że inni ludzie mogą być interesujący i warto zainteresować się tym, co robią, co mówią, czego pragną. Żeby nie było tak, że ja cały czas opowiadam o sobie, ktoś inny z trudem przebija się, bo też chciałby coś opowiedzieć, ale ja tego nie słucham, bo znowu zaczynam mówić o swoich sprawach. I to są dwa odrębne monologi, brak dialogu. Trzeba wyjść poza „ja”, nie zamykać się w swoim świecie skoncentrowanym na sobie i zamkniętym na innych. Otworzyć się, a wtedy pojawi się ktoś, kto w pewnym momencie stanie nam się bliższy niż reszta.

No i myślę, że nie należy wpadać w przesadę: „Ja już nigdy nikogo nie poznam”.

„Tak, teraz będę już tylko czekał_a, aż umrę”. Nie tędy droga. Każda chwila życia może być początkiem czegoś nowego i wspaniałego. A nowy start jest cudowny. Nieprzypadkowo w sklepach ciągle piszą „Nowość!” – bo to, co nowe, nas zachwyca. Odkrywanie drugiego człowieka to odkrywanie nowego świata. Kiedy patrzymy na kogoś z pełnym zainteresowaniem, to dostrzegamy w nim wspaniałe cechy, które ten ktoś ma (a każdy je ma, tylko mogą być schowane), odkrywamy w nim nowy ląd. A w patrzeniu na innych warto przyjąć perspektywę poziomą, czyli „do”, a nie „nad” czy „pod”. Nie patrzmy z góry: „Jestem od niego/niej lepsza_y” ani z dołu: „Na nikogo nie zasługuję”. Niech to będzie perspektywa partnerska.

 

Dr hab. Katarzyna Popiołek, prof. Uniwersytetu SWPSpsycholog społeczny, wieloletni dziekan wydziału psychologii Uniwersytetu SWPS w Katowicach. Jej zainteresowania naukowe koncentrują się wokół problematyki relacji międzyludzkich, sposobów udzielania pomocy i wsparcia, uwarunkowań funkcjonowania w bliskich związkach. Prowadzi badania nad percepcją czasu i jej konsekwencjami. Wiele uwagi poświęca zachowaniom człowieka w sytuacjach kryzysowych. Organizatorka interdyscyplinarnych spotkań naukowych pod hasłem „Kryzysy, katastrofy, kataklizmy”. Autorka ponad 100 publikacji naukowych. Jest współzałożycielką Fundacji Pomocy „Gniazdo”, Instytutu Współczesnego Miasta i Stowarzyszenia Zrównoważonego Rozwoju Śląska LIBRA, a także członkiem Rady Fundacji Giesche.

Zobacz także

Podoba Ci się ten artykuł?

Powiązane tematy: