Joanna Koroniewska o byciu bardzo samotną w przeszłości. „Mogłabym wtedy zniknąć i nikt by tego nie zauważył”

Joanna Koroniewska miała zaledwie 22 lata, gdy jej ukochana mama odeszła. W nowym wywiadzie aktorka wróciła wspomnieniami do tego czasu. Podkreśliła, że po bolesnej stracie borykała się z potęgującym poczuciem samotności. „Mogłam zniknąć, zabić się, zatracić i nikt by tego nawet nie zauważył” – wyznała, dodając, że skupiła się wówczas na tym, żeby „przeżyć”.
„Straciłam mamę i zostałam zupełnie sama”
Mama Joanny Koroniewskiej zmarła w 2000 r. po ciężkiej chorobie – zmagała się z rakiem piersi. Dla 22-letniej początkującej wtedy aktorki, która nie miała rodzeństwa i wychowywała się bez ojca, to była bardzo ciężka strata. W rozmowie z Agnieszką Urazińską dla „Wysokich Obcasów” Koroniewska opowiedziała o tym, jak radziła sobie w tym czasie.
„Mogłabym wtedy właściwie wyjechać na koniec świata, mogłabym zniknąć, zginąć, zabić się, zatracić i nikt by tego nawet nie zauważył” – wyznała.
Gwiazda przyznała, że wkraczała wówczas w dorosłość i bardzo potrzebowała opieki, wsparcia i poczucia, że jest dla kogoś ważna, do tego musiała zadbać o swoją sytuację finansową.
„Mam wrażenie, że koniec końców wszyscy jesteśmy zwierzętami, które pozostawione same sobie skupiają się jednak na tym, żeby przeżyć. Tak właśnie było ze mną” – wyznała. „Ja już wiedziałam, że życie jest ciężkie i że nie mam czasu na płacz i roztkliwianie się nad swoim niezbyt łatwym losem. Ale tak się szczęśliwie stało, że miałam cel” – dodała.
„To mi uratowało codzienność”
Tym celem było aktorstwo. Joanna Koroniewska, będąc jeszcze na studiach, otrzymała rolę w serialu.
„Jakieś trzy miesiące przed śmiercią mojej mamy wiedziałam już, że dostałam rolę w serialu. A dwa lub trzy miesiące po jej śmierci była emisja pierwszego odcinka. Wiedziałam, że mam pracę. A to, w sytuacji, gdy jest się jeszcze studentką pozbawioną środków do życia, jest niezmiernie ważne. To mi uratowało codzienność” – przyznała. „Gdy życie dawało mi łomot, zawsze pocieszałam się myślą, że inni mogą mieć jeszcze gorzej i jakoś sobie radzą” – dodała.
Aktorka podkreśliła, że aktorstwo dało jej nie tylko pewność, że będzie miała z czego się utrzymać, ale też okazało się być swoistą autoterapią.
„(…) nie zostałam aktorką dla popularności, żeby mieć wór pieniędzy i żeby kochały mnie miliony” – zaczęła. „Chodziło mi też o to, żeby trochę żyć życiem innych. Tak bywa, kiedy człowiek ma to własne życie dość pogmatwane. Wciela się w role tych, którym jest lepiej, albo takich, którzy mają jeszcze gorzej” – wyjaśniła.
Bolesna strata mamy była dla niej traumatycznym przeżyciem, które uświadomiło jej, że tym, co jest najważniejsze w życiu, jest rodzina. Dziś aktorka tworzy zgrany, kochający duet z Maciejem Dowborem. Małżeństwo wychowuje wspólnie dwie córki: Janinę i Helenę. Kiedy dziewczynki dorastały, Koroniewska chciała skupić się na rodzinie. Dlatego zrezygnowała najpierw z grania w serialu „M jak miłość”, a później z jeżdżenia po Polsce ze spektaklami.
„W moim zawodzie aktor często ma urlop wtedy, kiedy mu go dadzą, a nie kiedy potrzebuje. A ja zawsze czułam, że to rodzicielstwo jest celem i sensem. I źle się czułam, że gdzieś pracuję, a w życiu córki mają miejsce bardzo ważne momenty” – tłumaczy w rozmowie dla „Wysokich Obcasów”.
Chciała dla swoich córek innego dzieciństwa, niż to, którego sama doświadczyła.
Rozwiń„Żyłam sama z mamą i szybko musiałam dorosnąć. Już w wieku siedmiu lat byłam bardzo samodzielnym dzieckiem z kluczem na szyi, które odgrzewało sobie samo obiad, poniekąd pozostawionym samemu sobie. Często samotnym” – wspomina Koroniewska w nowym wywiadzie.
Źródło: Wysokie Obcasy
Zobacz także

Paulina Młynarska: „Facet może zostawić drugą osobę z tak ogromną ilością pracy i obowiązków i uchodzi mu to kompletnie na sucho. Nikt nie uważa, że to świństwo”

Bulbulator to nie tylko nieistniejąca usterka, lecz rozgrzewający plaster na samotność. Żartobliwe nagrania z udziałem seniorów podbijają internet

„Strach przed samotnością to nie jest powód, żeby mieć dzieci” – mówi Edyta Broda, autorka bloga dla nie-rodziców
Polecamy

Była bezdomna z wyboru, teraz jej domem jest van. „Czułam się bardzo wolna, ale też bardzo zmęczona”

Niewidoczna epidemia. Dzwonią po karetkę, bo są chorzy na samotność. „Doceniają, gdy ktoś się przy nich choć na chwilę zatrzyma”

„Można być samemu i nie czuć się samotnym. Każdy człowiek jest istotą skończoną i nie potrzebuje drugiego, by go dopełnił”

„Rozmowa potrzebna jest nam do życia jak powietrze”. Mówi suicydolożka Lucyna Kicińska, która od 20 lat pracuje w telefonach zaufania
się ten artykuł?