HELLO PIONIERKI: Jak Halina Szwarc została najmłodszą agentką polskiego wywiadu, choć uważała się raczej za Hansa Klossa niż Matę Hari
Kiedy wyruszała na tajne akcje, w kieszeni zawsze miała fiolkę z cyjankiem potasu. To dzięki jej materiałom Brytyjczycy dokonali udanych nalotów na Hamburg. Po wojnie, jako jedna z pierwszych lekarek, zajęła się leczeniem seniorów i zorganizowała pierwszy w Polsce Uniwersytet Trzeciego Wieku. Dziś przypominamy dokonania prof. Haliny Szwarc.
Kiedy wybuchła II wojna światowa, miała 16 lat, mieszkała w Łodzi, uczyła się w dobrym gimnazjum i marzyła o byciu pianistką. W 1939 roku szybko jednak zmieniła plany i zaangażowała się w działania konspiracyjne. Pierwsze zadanie, jakie dostała, to szybko opanować język wroga. Niemieckiego uczyła się z gazet. Miała dobry słuch – w ciągu trzech miesięcy opanowała język na tyle, by – na polecenie przełożonych z ZWZ AK – starać się o przyznanie volkslisty. Warunki fizyczne miała wymarzone – była wysoką, niebieskooką blondynką, mogła uchodzić za Niemkę.
By uniknąć konfrontacji i nieprzyjemności ze strony polskich koleżanek, wyjechała z Łodzi do Kalisza, gdzie kontynuowała naukę w niemieckiej szkole i pod pseudonimem „Ryszard” realizowała kolejne zadania wywiadowcze. Tam zdarzył się przypadek, który ułatwił jej uzyskanie koniecznego dokumentu. „Do naszej szkoły przyjechała komisja. Mocno wkuwałam i okazało się, że jestem najlepszą uczennicą. Komisja mnie pochwaliła. Dyrektor szkoły wstawił się za mną do urzędu i przydzielono mi volkslistę najwyższej kategorii – tę dla prawdziwych Niemców – volksdeutschów, co do których pochodzenia, znajomości języka i kultury nie było wątpliwości. Zmieniłam nazwisko na Klomb” – wspominała w wywiadzie dla Magdaleny Grzebałkowskiej w 2000 r.
Po zdaniu matury przełożeni z AK polecili jej przyjęcie pracy w wiejskiej podstawówce pod Kaliszem. Miejsce było nieprzypadkowe, bo do tej szkoły uczęszczał 7-letni wówczas syn niemieckiego zarządcy ziemi kaliskiej, który decydował o wysiedleniach Polaków i ustalał szczegóły transportów do getta. Halina szybko zdobyła zaufanie oficera, a pod pretekstem remontu w szkole, wynajęła nawet pokój na piętrze jego willi. Kiedy nie było go w domu, agentka przygotowywała sprawozdania z jego dokumentów i przekazywała je polskiemu podziemiu. „Zdarzało mi się, że jakiś Niemiec mnie podrywał, ale udawałam, że tego nie dostrzegam. Zerwałam też wszelkie przyjaźnie. Nie kontaktowałam się z rodziną, żeby jej nie narażać. Starałam się myśleć po niemiecku, by w trudnej sytuacji nie krzyknąć czegoś po polsku. Nie śmiałam się wtedy i nie płakałam” – wspominała.
W 1942 roku wysłano ją do Wiednia, by oficjalnie podjęła tam studia medyczne, a w rzeczywistości pisała raporty o nastrojach w mieście i kolportowała materiały AK w ramach akcji „N” (materiały te, wydawane w języku niemieckim, miały dezinformować niemieckich cywilów). Z walizką pełną bibuły jeździła od miasta do miasta i nie raz bywała w niebezpieczeństwie. To wtedy zaczęła nosić przy sobie, zawiniętą w chusteczkę do nosa, fiolkę z cyjankiem potasu. W pociągach uczyła się anatomii i fizjologii. „Studentka zagłębiona w lekturze nie wzbudzała podejrzeń” – wspominała.
W 1943 roku jako agentka „Jacek II” wyjechała do Hamburga, by zebrać informacje o lokalizacji obiektów wojskowych, ich maskowaniu i miejscach stacjonowania wojsk. „Na drogę dostałam plan Hamburga ze starego bedekera i szpiegowski aparat fotograficzny, niewymagający przykładania do oka. Oficjalnie jechałam studiować medycynę morską. W Hamburgu był jedyny taki wydział w Rzeszy” – mówiła. Zgromadzony przez nią materiał został wysłany do Londynu i niedługo później umożliwił Brytyjczykom przeprowadzenie operacji Gomora – zbombardowano cały przemysł stoczniowy i zbrojeniowy Hamburga, co miało wpływ na dalsze losy wojny.
Kolejnym zadaniem młodziutkiej agentki było zdobywanie informacji o ruchach niemieckich wojsk na froncie wschodnim. Pod karą śmierci podjęła pracę w Centralnym Archiwum Medycyny Wojskowej, które mieściło się w dawnym gmachu Reichstagu w Berlinie. Zajmowała się tam szyfrowaniem wojennych danych, a jednocześnie sporządzała z nich notatki, które przekazywała polskim zwiadowcom. W maju 1944 r., podczas urlopu w Łodzi, została zdekonspirowana i aresztowana przez gestapo. Bestialsko bita i torturowana nie wydała nikogo. Z wyrokiem śmierci trafiła do więzienia dla kobiet, gdzie czekała na egzekucję przez osiem miesięcy. „Nie wierzyłam, że przeżyję wojnę. Byłam nad wiek poważna i opanowana” – wspominała. Na szczęście nadeszło wyzwolenie i wyrok nie został wykonany. „Gdy wojna się skończyła, miałam dwadzieścia kilka lat, a czułam się na sześćdziesiąt. Z dnia na dzień wojnę wyrzuciłam z pamięci. Przeszłam weryfikację jako żołnierz AK, ale zerwałam kontakty z kolegami z podziemia” – opowiadała.
Halina Kłąb wyjechała do Poznania, by kontynuować studia. Na tamtejszej Akademii Medycznej wykładowcami byli jeszcze niemieccy profesorowie, a wśród studentów wielu miało niemieckie pochodzenie. Także Halina korzystała z niemieckich dokumentów z czasów wojny.
Nauka z niemieckich podręczników podczas podróży z antyniemieckimi ulotkami nie poszła na marne. W ciągu roku zaliczyła dwa lata studiów i w 1948 r. rozpoczęła pracę w klinice jako asystentka. Niestety, w ramach represji za udział w działaniach Armii Krajowej została zwolniona z pracy. Na uczelnię mogła wrócić dopiero w 1956 roku, choć przez wiele lat była jeszcze śledzona, przesłuchiwana przez UB i oskarżana o współpracę z Niemcami. Na przesłuchanie zabrano ją nawet w dziewiątym miesiącu ciąży. Nie wolno jej było podróżować, nie dostała paszportu. Naukowo zajmowała się endokrynologią, badając występowanie wola u ludzi. W tej dziedzinie obroniła doktorat.
Po przeprowadzce do Warszawy zatrudniła się w Akademii Wychowania Fizycznego, gdzie kierowała katedrą medycyny sportowej, a na początku lat 70. została prorektorką tej uczelni. „Tęskniłam do pracy lekarza. Zajęłam się badaniem wpływu wysiłku fizycznego na starych ludzi” – opowiadała.
Pod koniec lat siedemdziesiątych była już uznaną specjalistką gerontologii, a kiedy wreszcie dostała paszport, jeździła po Europie, obserwując, jak leczy się seniorów. W Polsce była jedną z pierwszych lekarek zajmujących się tą dziedziną medycyny. Z jej inicjatywy w Henrykowie pod Warszawą powstał liczący 20 łóżek oddział rehabilitacji gerontologicznej. Sześciotygodniowe turnusy miały na celu podratowanie zdrowia – pacjentami opiekowali się psychologowie, interniści i fizykoterapeuci.
Z myślą o zdrowiu psychicznym seniorów w 1975 r. założyła pierwszy w Polsce, a trzeci na świecie – po francuskim i kanadyjskim – Uniwersytet Trzeciego Wieku. „Zrobiono kiedyś badania na szczurach. Starsze osobniki odizolowano. Po jakimś czasie okazało się, że w ich korze mózgowej w jedenastej strefie Brodmana dochodzi do zaników. Gdy wprowadziło się je do innych szczurów, kora zaczęła im się odradzać. Podobnie jest z ludźmi starymi (…) Badania neurologów wykazują, że z ich korą mózgową dzieje się dokładnie to samo, co u szczurów. Uniwersytet Trzeciego Wieku przywraca ich do życia” – tłumaczyła dziennikarzom.
Przez wiele lat nikt, nawet dzieci – Andrzej, profesor historii, i Anna, prawniczka – nie znały jej wojennej historii. Dopiero kiedy zachorowała na raka, zdecydowała się przelać wszystko, co pamiętała, na papier. „Wspomnienia z pracy w wywiadzie antyhitlerowskim ZWZ-AK” zostały opublikowane w 1999 r. Rok później jej zasługi zostały docenione, otrzymała Krzyż Komandorski z Gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski. „Na pewno byłam bardziej Klossem niż Matą Hari. 'Klossa’ obejrzałam z przyjemnością” – mówiła w udzielonym wówczas wywiadzie dla „Wysokich Obcasów”.
Halina Szwarc zmarła w 2002 r. w wieku 79 lat. W 2007 roku na podstawie jej wspomnień powstał spektakl dla TVP w reżyserii Marcina Wrony pt. „Doktor Halina”. Główną bohaterkę zagrała Joanna Kulig.
W listopadzie 2021 roku przed łódzkim Muzeum Tradycji Niepodległościowych, miejscem byłego ubeckiego więzienia, odsłonięto pomnik Haliny Szwarc. Siedzi na ławce, a na płycie za jej plecami wyryte są jej słowa: „Bądźcie świadomi odpowiedzialności przed społeczeństwem, nie marnujcie historycznej szansy wolności, na którą tak wielu z mojego pokolenia czekało nadaremnie”.
Korzystałam z dokumentacji działalności Haliny Szwarc z d. Kłąb opracowanej i udostępnionej w sieci przez Fundację Generał Elżbiety Zawackiej.
Zobacz także
HELLO PIONIERKI: Jak Alina Margolis-Edelman sprawiła, że w Salwadorze mnóstwo dziewczynek nosiło jej imię
HELLO PIONIERKI: Jak Anna Tomaszewicz-Dobrska została pierwszą w Polsce lekarką, choć nawet feministki twierdziły, że to nie przystoi
HELLO PIONIERKI: Jak Cezaria Jędrzejewiczowa została pierwszą profesorką nadzwyczajną, a potem rektorką uczelni
Polecamy
Gigantyczny popyt na wazektomię po wyborach w USA. Amerykanie obawiają się o dostęp do aborcji
Red Lipstick Monster odwraca narrację: „Był w krótkich spodenkach, więc klepnęłam go w tyłek”
„Są dziewczynkami, nie żonami”. Będzie zakaz małżeństw dziewczynek w Kolumbii. To historyczny moment
Sydney Sweeney o braku kobiecej solidarności: „Nie wiem, dlaczego zamiast podnosić się wzajemnie, ściągamy się w dół”
się ten artykuł?