„Gdy byłam dziewczynką, ktoś powiedział o mnie: to dziecko zostanie księdzem” – mówi biskupka elekta Paulina Hławiczka-Trotman
Gdy walczyły o to, aby kobiety w Kościele luterańskim mogły prowadzić nabożeństwa, słyszały, że są nerwowe, zagniewane, agresywne. Ta uwaga poprowadziła je nową drogą. – W końcu zwrócono na nas uwagę, zrobił to też biskup, który długo był wyświęceniu kobiet przeciwny. W maju 2022 roku kobiety w Polsce zdobyły możliwość ordynacji – mówi ksiądz Paulina Hławiczka-Trotman, pierwsza Polka wybrana na biskupkę luterańską.
Ewa Podsiadły-Natorska: Jak powinniśmy się do pani zwracać?
Paulina Hławiczka-Trotman: Faktycznie jest to dylemat, ponieważ feminatywy dopiero powstają. Prof. Ryszard Koziołek (rektor Uniwersytetu Śląskiego, literaturoznawca – przyp. red.), aby sprawdzić, co najlepiej przyjmie się z czasem w języku, proponuje w „Tygodniku Powszechnym” kilka form: „biskup”, „biskupka”, a nawet „biskupa”. Na ten moment „biskup elekta” brzmi i krótko i dobrze, a słowo „elekta” jest w użytku do stycznia, ponieważ jestem jeszcze przed konsekracją, która wtedy się dokona.
A forma „pani”?
Też, jak najbardziej, w końcu jestem panią i zawsze nią będę.
Jest pani pierwszą Polką wybraną na biskupkę luterańską. Media piszą o „przełomie w Kościele”. Faktycznie to przełom?
Jest to przełom, szczególnie gdy patrzy się na to z punktu widzenia Polek i Polaków. Kobiety w Kościele luterańskim dostąpiły pierwszej ordynacji na księży (do służby liturgicznej – przyp. red.) dopiero w zeszłym roku. Oznacza to, że biskupami będą mogły być dopiero w perspektywie kilku, kilkunastu lat, więc niewątpliwie jest to wielkie wydarzenie dla nas wszystkich. Natomiast w kontekście Europy i świata wygląda to trochę inaczej; w wielu krajach już po II wojnie światowej kobiety zostawały księżmi. Na wszystkich kontynentach i w większości krajów na świecie kobiety posługują jako księża od wielu lat.
Jak liczna jest społeczność luterańska w Polsce i w Wielkiej Brytanii?
W 2022 roku do polskiego Kościoła ewangelicko-augsburskiego należało ponad 60 tys. osób. W ostatnich latach następuje sporo konwersji z Kościoła katolickiego, więc liczba luteran w Polsce zwiększa się z miesiąca na miesiąc. Nasz Kościół jest stabilny i misyjny, z episkopalną strukturą tak samo, jak w Kościele katolickim.
Natomiast w Wielkiej Brytanii Kościół luterański działa na innych zasadach. Jest to Kościół migracyjny skupiający ludzi, którzy postanowili osiąść na Wyspach, mamy też i Brytyjczyków, ale jest ich niewielki procent. Prowadzimy nabożeństwa w różnych językach – po angielsku, niemiecku, duńsku, polsku, szwedzku, norwesku, fińsku, tamilsku, a także w suahili, kantońskim czy mandaryńskim. Gromadzimy księży z całego świata; pod tym względem jest to ewenement na skalę światową.
Paulina Hławiczka-Trotman / archiwum prywatne
Bardzo trudno jednak powiedzieć, jak liczna jest to społeczność. Zdarza się, że podczas wymiany studenckiej nagle mam w parafii trzydzieści nowych osób. W następnym roku ich nie ma, a rok później jest dwa razy większa grupa znowu nowych studentów. Dlatego nie prowadzimy pełnego spisu. Dużo zmieniło się też po brexicie; wiele osób wyjechało i to dotknęło również nasz Kościół. W Nottingham, gdzie mieszkam, w związku z brexitem straciłam wszystkie młode rodziny z małymi dziećmi, w związku z czym nie mam teraz szkółki niedzielnej. Choć piękna, to i trudna jest służba w takim miejscu.
”Ordynacja kobiet nie istniała – kobiety musiały się podporządkować. Cały czas jednak rozmawiałyśmy o naszej sytuacji, wypowiadałyśmy się na konferencjach, dzieliłyśmy trudne przeżycia. Gdy w rządzie pojawiało się coraz więcej kobiet, zastanawiałyśmy się, dlaczego nie jest tak u nas. Jednak u nas i niektóre kobiety też głosowały przeciwko ordynacji kobiet”
Co jest w niej najtrudniejsze?
Bardzo ważnym elementem w Kościele jest to, aby ludzie mogli się ze sobą poznać i zaprzyjaźnić. Gdy Kościół – jak w Wielkiej Brytanii – jest migracyjny, nie ma możliwości, aby ludzie należeli do jednej parafii latami, bo pielgrzymują od miejsca do miejsca. Nie można też oczekiwać, aby wszyscy wywodzili się z tego samego korzenia i mieli podobne poglądy. Ciężko wtedy podjąć trudne decyzje. Wielokulturowość jest wielkim prezentem, ale równocześnie wyzwaniem; musimy znać kulturę i historię różnych krajów, aby nie popełniać gaf i aby znać potrzeby naszych parafian. Trzeba się bardzo napracować, zwłaszcza że niektórzy wierni nie uczestniczą aktywnie w życiu Kościoła albo w ogóle nie wywodzą się z tradycji protestanckich, a mimo to są częścią społeczności i muszą mieć dostęp do takiej samej opieki duszpasterskiej. Inaczej docenia się potem, jeśli uda się coś wspólnie stworzyć, nad czymś owocnie popracować czy przejść do porządku nad tym, że się różnimy, ale nadal zależy nam na wspólnocie.
Jak dochodzi się do miejsca, w którym jest pani obecnie?
Wychowałam się w rodzinie luterańskiej, moja rodzina jest protestancka od pokoleń. Zawsze byliśmy blisko Kościoła poprzez muzykę. Moi rodzice śpiewali w chórach, byli solistami, co przekazali i mnie. Mam bardzo dobre wspomnienia z okresu dzieciństwa. Pochodzę ze Skoczowa na Śląsku Cieszyńskim, później przeprowadziliśmy się do Ustronia. W każdym miejscu byliśmy aktywni wokalnie. Jako młoda dziewczyna marzyłam o tym, żeby pracować w teatrze i śpiewać zawodowo. Gdy byłam małą dziewczynką, ktoś powiedział o mnie: „To dziecko zostanie księdzem”.
Naprawdę?
Tak. Poczułam się tym wtedy bardzo urażona, bo księżmi zostawali mężczyźni, więc jeżeli tak mi ktoś powiedział, to pomyślałam sobie, że ludzie uważają mnie za chłopca – zwłaszcza że gdy w szkole była wszawica, mama musiała mnie obciąć na krótko i bardzo źle się z tym czułam. Później, gdy skończyłam osiemnaście lat i zaczęłam przygotowywać się do studiów aktorskich i wokalnych, doświadczyłam powołania. Całe moje życie zostało wtedy przewartościowane. Poszłam za tym przeżyciem na studia teologiczne do Warszawy, choć ubolewałam, że muszę porzucić swoje marzenia. Jak się jednak później okazało, tylko na chwilę, bo Bóg pozwolił mi wrócić do śpiewania profesjonalnie.
Domyślam się, że na studiach teologicznych nie było wielu kobiet.
Model w tradycji protestanckiej był taki, że od kobiet, które studiowały teologię, oczekiwano, że będą wychodziły za mąż za studentów teologii, czyli przyszłych księży. Dużo takich związków wciąż jest, niektóre fantastycznie działają. To bardzo praktyczne rozwiązanie, że jest ksiądz w parafii, a jego żona to też teolożka. Niektóre z żon księży były diakonkami, jednak potem to zostało wstrzymane, więc kobiety nie miały żadnych możliwości ordynacyjnych. W międzyczasie toczyła się kampania kobiet, które walczyły o swoje prawa – w tym ja – choć nie mówiło się o tym tak otwarcie, jak mówi się dzisiaj.
Gdy teraz wspominam o tym w wywiadach, niektórzy koledzy się dziwią: „Co ty opowiadasz, skąd tyle o tej dyskryminacji?”. Natomiast fakty są takie, że to nasza historia, która dopiero zaczyna oglądać światło dzienne, i nie jest to łatwe dla wielu osób. Ordynacja kobiet nie istniała – kobiety musiały się podporządkować. Cały czas jednak rozmawiałyśmy o naszej sytuacji, wypowiadałyśmy się na konferencjach, dzieliłyśmy trudne przeżycia. Gdy w rządzie pojawiało się coraz więcej kobiet, zastanawiałyśmy się, dlaczego nie jest tak u nas. Jednak u nas i niektóre kobiety też głosowały przeciwko ordynacji kobiet.
”Bóg stworzył mężczyznę i kobietę na swoje podobieństwo. Kobieta i mężczyzna czynią pełnego człowieka i są sobie równi. Jako dziecku spodobało mi się to, że nie mogę sobie tego wyobrazić, bo to coś tak ogromnego. Pomogło mi to w wielu sytuacjach w życiu. W końcu człowiek zaczyna rozumieć, że nie ma czegoś takiego jak płeć Boga ani Bóg osobowy”
Tak? To ciekawe.
Pokolenia naszych mam czy babć wywodziły się z patriarchalnego nurtu i dla wielu z nich walka o zmiany nie była zrozumiała. Na tamte czasy dla kobiet to było osiągnięcie, że mogły studiować. W gruncie rzeczy sam model, gdy żona księdza jest też wykształcona i pomaga w parafii, jest bardzo praktyczny. Dlaczego tego nie utrzymać? Poglądy były więc różne. Chociaż moje babcie na przykład wyobrażały sobie kobiety w roli księży, a niektóre seniorki Polki w moich parafiach w Brytanii wywodzą się z rodzin, gdzie ich matki czy babki jako pierwsze wtedy feministki rezygnowały z życia społecznego, w którym życie kobiety było z góry określone, i wstępowały do klasztorów czy diakonatów sióstr.
My z kolei wielokrotnie słyszałyśmy, że jesteśmy nerwowe i zagniewane, że jest w nas wiele złości, więc „przeniosłyśmy się na pióro”. Napisałyśmy wspólnie Postyllę z kazaniami kobiet, Medytacje i Modlitewnik dla kobiet, które bardzo dobrze się sprzedały. Miałyśmy dodruki, to było wspaniałe przeżycie. Uwierzyłyśmy ponownie, że słowo ma moc. Z czasem coraz więcej księży w dyskusji opowiadało się po naszej stronie, w końcu zrobił to też biskup Kościoła, który długo był wyświęceniu kobiet przeciwny. I tak w maju 2022 roku kobiety w Polsce zdobyły możliwość ordynacji na księży.
Często rozmyśla pani o swojej relacji z Bogiem?
Słowo Boże to moja codzienność: w takiej pracy/służbie czytamy Biblię, prowadzimy prelekcje, studia biblijne, piszemy kazania z badaniem greki czy hebrajskiego, to jest regularny i niekończący się zbiór działań. Od małego zadawałam bardzo dużo pytań o Boga, zwłaszcza babci. Usłyszałam od niej, że „Bóg jest większy niż nasze wyobrażenia”. Gdy pytałam, jakiej płci jest Bóg, odpowiadała, że w Bogu zawiera się i mężczyzna, i kobieta, i dziecko. Ona tak to ujęła, że wystarczyło mi to na długie lata, do dziś się tego trzymam.
Bóg stworzył mężczyznę i kobietę na swoje podobieństwo. Kobieta i mężczyzna czynią pełnego człowieka i są sobie równi. Jako dziecku spodobało mi się to, że nie mogę sobie tego wyobrazić, bo to coś tak ogromnego. Pomogło mi to w wielu sytuacjach w życiu. W końcu człowiek zaczyna rozumieć, że nie ma czegoś takiego jak płeć Boga ani Bóg osobowy. W chrześcijaństwie ułożyło się to tak, że wraz z pojawieniem się Jezusa Chrystusa w historii rola Boga jako ojca wzmocniła swoją funkcję, co na co dzień prowadzi nas do myślenia o Stwórcy jako mężczyźnie.
Starzec z siwą brodą.
Właśnie. W tradycji judaistycznej i chrześcijańskiej Bóg pojawia się m.in. pod postacią ducha, wiatru, płomiennego krzaka, głosu czy manny z nieba. Nie możemy więc uważać, że jest to starzec z siwą brodą, bo Biblia mówi „Nie róbcie sobie podobizny na mój obraz”. Dlatego między innymi w kościele luterańskim jest o wiele mniej obrazów czy dekoracji albo nie ma ich wcale.
A wracając do moich doświadczeń w relacji z Bogiem, to są one różnorodne, od przeżyć duchowych, poprzez prowadzenie w różnych trudnych sytuacjach, w których mam poczucie, że nie jestem sama. W najmniej oczekiwanym momencie dostaję wsparcie, słowo lub spotykam osobę na mojej drodze, która jest posłańcem. Wielkim odkryciem i lekcją było dla mnie zderzenie wielu kultur i religii w pracy duszpasterskiej na uniwersytecie w Nottingham; to, że mogę usiąść do rozmowy z hinduistą, żydem, buddystą czy muzułmaninem, w której znajdziemy podobne czy czasem nawet słowo w słowo cytaty z naszych świętych ksiąg, gdzie godzinami potrafimy rozmawiać i wspólnie pracować dla dobra studentów i wykładowców, bez wojen religijnych między nami. To jest bezcenne i zupełnie nieoczekiwanie uczy pokory. Wtedy człowiek wycofuje się z naszego polskiego przekonania, że ma coś do powiedzenia na każdy temat i wie absolutnie wszystko, a także że nasza religia jest jedyną.
Chrześcijanom często się wydaje, że obowiązuje jedna religijna prawda i jedno objawienie. Myślę, że to psuje chrześcijaństwo i zamyka nas na rozumienie objawienia Bożego. Pismo uczy: „Jeden Bóg wszystkich, który jest ponad wszystkimi, przez wszystkich i we wszystkich” (List do Efezjan 4, 6). Trudno nam jednak rozumieć i badać te słowa, trudno też przyznać oczywistą oczywistość, że wszyscy to wszyscy, a nie na przykład połowa stworzenia.
Paulina Hławiczka-Trotman – ukończyła wydział Teologii i Etyki w Chrześcijańskiej Akademii Teologicznej w Warszawie. Równocześnie ukończyła śpiew operowy w klasie prof. Eweliny Chrobak-Hańskiej. Po studiach podjęła kilkuletnią pracę w Ewangelickim Duszpasterstwie Wojskowym w strukturach Ministerstwa Obrony Narodowej, a następnie w Polskiej Radzie Ekumenicznej. Ordynowana w Londynie do służby w Kościele Luterańskim Wielkiej Brytanii (Lutheran Church in Great Britain) jako proboszcz objęła parafie w Nottingham w 2014 r. i Corby w 2015 r., w Londynie w 2021 r., w których służy do dziś. Jest Radczynią Konsystorza i liderką grupy treningowej do spraw Rasizmu i Wykluczenia Społecznego, a także kapelanką uniwersytecką na Uniwersytecie w Nottingham. Księża w Kościele luterańskim Wielkiej Brytanii muszą być dwuzawodowi, aby się utrzymać, dlatego łączy pasje i nadal czynnie śpiewa. Jest mężatką w związku z księdzem i wykładowcą Kościoła Metodystycznego Brytanii. Hoduje papirusy, kocha teatr, operę, długie spacery i pływanie.
Zobacz także
Marta Glanc: „Ojciec szedł odprawiać mszę, a ja w jego pokoju oglądałam bajki”
„Zawsze rozmawiam, przyjmuję krytykę i punkt widzenia, ale przecież nie zmienię płci, bo komuś się nie podoba, że noszę koloratkę” – mówi ks. Marta Zachraj
„Nerwica eklezjogenna”, czyli jak religia wpływa na zdrowie psychiczne – wyjaśnia Dominik Haak
Podoba Ci się ten artykuł?
Powiązane tematy:
Polecamy
Red Lipstick Monster odwraca narrację: „Był w krótkich spodenkach, więc klepnęłam go w tyłek”
„Celem było zrobienie serialu, a to, że przy okazji dostałam obraz solidarnego świata, poruszało mnie do głębi”. O „Matkach Pingwinów” opowiada Klara Kochańska-Bajon
Sydney Sweeney o braku kobiecej solidarności: „Nie wiem, dlaczego zamiast podnosić się wzajemnie, ściągamy się w dół”
„Kiedy wygrywa kobieta, wygrywamy my wszystkie”. Rusza AWSN – pierwszy kanał telewizyjny wyłącznie z kobiecym sportem
się ten artykuł?