Fabian Puchalski: Polska nie jest w żaden sposób przygotowana na wspieranie niepełnosprawnych. A rzadko zdarza się, że osoba z niepełnosprawnością jest milionerem
– Gdy ktoś mnie teraz pyta, czy wolałbym się nie urodzić, to cisną mi się na usta słowa, że nie mogę się wypowiedzieć w kwestii mojego okresu prenatalnego. Moja pamięć nie sięga do czasów z łona matki. Podjęła taką decyzję, że dziś żyję i pozostaje mi jedynie docenić to życie, które mam, i czerpać z niego pełnymi garściami – mówi 20-letni Fabian Puchalski. Miesiąc temu skomentował na Facebook wyrok TK w sprawie aborcji z przyczyn embriopatologicznych. Jego wpis został udostępniony 74 tys. razy.
Nina Harbuz: W poście, który opublikowałeś na Facebooku, napisałeś, że „nie potrafisz przemilczeć sprawy piekła kobiet”. O czym nie chcesz milczeć?
Fabian Puchalski: O tym, że kobietom odbierane jest prawo do decydowania o sobie. Do tego, dzieje się to w tak trudnym czasie, jakim jest pandemia koronawirusa. Za pstryknięciem palca ogranicza się obowiązujące od lat prawo, które nazywa się kompromisem aborcyjnym. Według mnie nie był to żaden kompromis. Tym bardziej więc uważam decyzję pseudo-Trybunału Konstytucyjnego za haniebną.
Sądzisz, że kobiety powinny mieć zapewnione prawo do legalnej aborcji także z innych powodów niż te, które obowiązywały dotychczas, np. z przyczyn ekonomicznych, społecznych, albo dlatego, że tak po prostu zdecydują?
Myślę, że tak. Jeżeli zaistnieje sytuacja, w której kobieta uważa, że terminacja ciąży jest dla niej konieczna, to uważam, że powinna mieć możliwość podjęcia takiej decyzji. Osoby, które wydały wyrok, nie wzięły chyba pod uwagę, że każą kobiecie rodzić chore dziecko, które przeżyje jedną, może dwie doby. Nie wzięły pod uwagę, co to znaczy emocjonalnie dla takiej osoby. Nie uwzględniły też, że Polska nie jest w żaden sposób przygotowana na wspieranie niepełnosprawnych. Rzadko zdarza się, że osoba z niepełnosprawnością jest milionerem.
Pisałeś o tym w poście, ile wniosków i wyjaśnień musisz składać, kiedy występujesz o turnus rehabilitacyjny albo o przyznanie nowego wózka inwalidzkiego.
Tak, i taki wózek nie może mi się zepsuć wcześniej niż po 5 latach, bo dużo kosztuje. Jeśli o niego proszę, to ze świadomością, że naciągam państwo polskie na kolejne, duże wydatki. Nie każda niepełnosprawność jest taka, jak moja. Są znacznie cięższe przypadki, gdy człowiek jedynie leży z otwartymi oczami i nie nawiązuje żadnego kontaktu. Ktoś go musi tylko przewracać z boku na bok, żeby nie miał odleżyn. Ale takie leżenie, paradoksalnie, bardzo dużo kosztuje. I choć rządzący chcą, żeby chore osoby przychodziły na świat, to już pieniędzy na ich utrzymanie nie mają. Ja przynajmniej jestem w o tyle dobrej sytuacji, że siedzę przed komputerem i swobodnie z tobą rozmawiam.
Jaką masz diagnozę?
Mózgowe porażenie dziecięce czterokończynowe, będące następstwem krwawienia dokomorowego i poszerzeniem komór mózgu w trakcie porodu. W komentarzach pod moim postem najczęściej pojawiało się pytanie: dlaczego jesteś za aborcją, skoro sam jesteś niepełnosprawny? Pytanie jak z księżyca.
Takie odległe, niepojęte?
No, tak! Moja niepełnosprawność jest słabą wymówką, wręcz żadną, gdy pada takie pytanie. Bywają i gorsze: czy wolałby się pan nie urodzić?, albo: czy chciałbyś mieć skrobankę? Ktoś, kto to zadaje takie pytania, musi mieć naprawdę dziwaczne skojarzenia i myśli. Szkoda gadać.
Co w tobie te pytania uruchamiają?
Wspomnienia tych wszystkich kobiet, które przez 21 lat mojego życia się mną zajmowały i mnie wychowywały. Pielęgniarki, lekarki, opiekunki szpitalne i te z domu dziecka, pracowniczki socjalne, urzędniczki, sędziny, terapeutki, rehabilitantki, nauczycielki, zastępcze mamy, przyszywane ciocie i babcie. One wszystkie miały duże znaczenie w moim życiu i mam wrażenie, że mimo iż sam jestem mężczyzną, to je rozumiem. Kobieta nie jest inkubatorem, który ma rodzić dzieci. Nie jest od tego, żeby cały czas coś robić w domu, gotować, być tylko kurą domową i opiekunką. Niech ma prawo wyboru, co chce zrobić ze swoim życiem, jaki zawód chce wykonywać, komu i czemu chce się poświęcić.
”Nie każda niepełnosprawność jest taka, jak moja. Są znacznie cięższe przypadki, gdy człowiek jedynie leży z otwartymi oczami i nie nawiązuje żadnego kontaktu. Takie leżenie, paradoksalnie, bardzo dużo kosztuje. I choć rządzący chcą, żeby chore osoby przychodziły na świat, to już pieniędzy na ich utrzymanie nie mają”
Twój głos mocno różni się od tego, co mówi np. Bawer Aondo-Akaa, niepełnosprawny, antyaborcyjny aktywista.
Zwróćmy uwagę na to, że jak odtworzymy listę znanych pro-liferów, to większość będą stanowili mężczyźni. Dziwne zjawisko. Przecież z biologicznego punktu widzenia facet nie zajdzie w ciążę, więc co on ma do ciała kobiety, która będzie nosić dziecko w brzuchu? Pro-liferzy mówią: chrońmy życie, bądźmy pro-life, niech się tylko urodzi, bo to przecież grzech usuwać. A potem, jak się to dziecko faktycznie rodzi i jest niepełnosprawne, to nagle wszyscy mają jego matkę w głębokim poważaniu i nikt się nią nie zajmie. Taka jest smutna filozofia tego całego ruchu „pro-life”. I czasem zastanawiam się, czy pro-liferzy naprawdę są za życiem, czy jedynie za robieniem finansowego interesu na tych słowach.
Odważne stwierdzenie.
I raczej rzadkie w środowisku osób niepełnosprawnych. Mam na Facebooku grupę niepełnosprawnych znajomych, których poznałem wiele lat temu na obozach integracyjnych. I, ku mojemu zaskoczeniu, oni milczą. Jakby udawali, że ta sprawa ich nie dotyczy. Kilka osób zarzuciło mi nawet, że odnosząc się w poście do spraw i praw kobiet, robię sensację. A ja nie robię żadnej sensacji. To naprawdę jest poważna sytuacja społeczno-polityczna.
Wiesz, dlaczego twój głos jest odosobniony?
Przypuszczam, że osoby niepełnosprawne, które są „pro-life”, mają przede wszystkim problem z zaakceptowaniem samych siebie. I z tej nienawiści do siebie chcą zmusić kobiety do rodzenia niepełnosprawnych dzieci. Jakby z powodu własnego nieszczęścia chcieli się odegrać. Skoro my jesteśmy nieszczęśliwi, to inni niech też cierpią, tak jak my. A całą tę energię mogliby włożyć w to, żeby spróbować zaakceptować własne ograniczenia i sytuację, w której są.
Ty zaakceptowałeś swoją niepełnosprawność?
Tak, ale zajęło mi to lata. Obsesyjnie próbowałem udowodnić sobie, że dam radę, że będę mógł normalnie chodzić. Nawet kolegom chciałem udowodnić, że jestem od nich lepszy w chodzeniu. Przemęczałem swój organizm rehabilitacjami, do tego stopnia, że zdarzały mi się obfite krwotoki z nosa. Wiele razy czułem zmęczenie samym sobą. Dziś, z perspektywy czasu, myślę o tym jak o dziecinnych fanaberiach.
”Przypuszczam, że osoby niepełnosprawne, które są „pro-life”, mają przede wszystkim problem z zaakceptowaniem samych siebie. I z tej nienawiści do siebie chcą zmusić kobiety do rodzenia niepełnosprawnych dzieci. Skoro my jesteśmy nieszczęśliwi, to inni niech też cierpią, tak jak my”
Może to po prostu było twoje wielkie pragnienie, żeby chodzić.
Poniekąd tak. Chciałem być zwyczajny, jak inne dzieciaki, nie rzucać się w oczy, móc robić to, co one. Dzisiaj wiem, że już tak zostanie, jak jest, czyli, że przede wszystkim jeżdżę na wózku, a po domu i po szkole mogę chodzić o kulach. Na szczęście, mam te dwie możliwości. I jestem z tym pogodzony. Podobnie, jak ułożyłem sobie historię mojego życia, to, że moi biologiczni rodzice zrzekli się mnie, gdy miałem 5 miesięcy. Podczas jednego z pobytów w szpitalu odbyła się sprawa w sądzie, po której nie wróciłem już do rodzinnego domu i zostałem umieszczony w domu dziecka. Ciężkie to jest, ale to też musiałem zaakceptować. Przez wiele lat próbowałem uporać się z poczuciem porzucenia i bycia niechcianym. Kiedy poznałem historię mojej biologicznej rodziny, zrozumiałem, że to była trudna i bolesna decyzja dla wszystkich, ale podejmowano ją z odpowiedzialnością za moje dobro w przyszłości.
Wiesz, dlaczego tak się stało?
Moja mama choruje na schizofrenię i na raka, a ojciec jest alkoholikiem. Takie połączenie nie nadaje się, by wychowywać dziecko, i to jeszcze niepełnosprawne. Do tego dochodzi fakt, że mama mieszka na wsi, w której nawet nie ma drogi, nie dojeżdża tam żaden środek transportu, a jej drewniany dom jest w rozsypce. Warunki mieszkalne są bardzo złe. Z tego, co pamiętam, spotkałem się z biologiczną mamą może ze trzy razy. Nic te spotkania nie wniosły w moje życie. Urodziła mnie, bo urodziła. Dostałem też informację, że jestem z ciąży bliźniaczej, jednojajowej. Mam brata, który, z tego, co wiem, urodził się zdrowy i został adoptowany za granicą. Przyznam, że parę razy zadałem sobie pytanie, co by było, gdyby moja biologiczna mama miała aborcję.
I co sobie odpowiadasz?
Zawsze przychodzi mi do głowy ta sama odpowiedź. Nie byłbym tego świadomy, gdyby to zrobiła. Pro-liferzy lubią mówić, że jak jest zarodek, to jest od razu życie. A ja się z tym nie zgadzam. To jest wstępna faza ciąży i dlatego, gdy ktoś mnie teraz pyta, czy wolałbym się nie urodzić, to cisną mi się na usta słowa, że nie mogę się wypowiedzieć w kwestii mojego okresu prenatalnego. Moja pamięć nie sięga do czasów z łona matki. Podjęła taką decyzję, że dziś żyję i pozostaje mi jedynie docenić to życie, które mam i czerpać z niego pełnymi garściami. Mogę też starać się swoją postawą pokazywać, że niepełnosprawni mają prawo głosu, który nie zawsze dla wszystkich jest oczywisty.
Zobacz także
Magdalena Jutrzenka: „Nie chciałam, żeby robiono ze mnie bohaterkę, która opiekuje się chorym dzieckiem, bo taką podjęła decyzję. Ja nie miałam możliwości podjęcia decyzji”
„Dziękuję Bogu, że tak się to skończyło, że nie mam kawałka stopy. Inaczej pewnie bym się nie ogarnęła” – mówi Michalina Wesołowska. Pięć lat temu powiedzieli jej, że będzie miała problemy z chodzeniem, dziś… tańczy twerk
Polecamy
Gigantyczny popyt na wazektomię po wyborach w USA. Amerykanie obawiają się o dostęp do aborcji
Red Lipstick Monster odwraca narrację: „Był w krótkich spodenkach, więc klepnęłam go w tyłek”
„Są dziewczynkami, nie żonami”. Będzie zakaz małżeństw dziewczynek w Kolumbii. To historyczny moment
Iranki, które nie chcą nosić hidżabu, trafią do specjalnego ośrodka. Ma im pomóc „naukowa i psychologiczna terapia”
się ten artykuł?