Dziewczynka zadzwoniła w trakcie próby samobójczej. Mieli bardzo mało czasu. Uratowali ją metodą „zdartej płyty”

Telefon. Jeden wystarczy, by uratować komuś życie. Pod warunkiem, że po drugiej stronie znajduje się osoba, która wie, jak rozmawiać, jak słuchać, jak udzielić skutecznej pomocy i wyciągnąć osobę w potrzebie z najgłębszej otchłani. Właśnie o tym jest książka suicydolożki Lucyny Kicińskiej i dziennikarza Michała Dobrołowicza „Słucham. Rozmowy o telefonie zaufania”, którą Hello Zdrowie objęło matronatem medialnym.
Media regularnie donoszą o rosnącej liczbie osób potrzebujących wsparcia psychicznego oraz o nieproporcjonalnie małej liczbie specjalistów, którzy mogliby go udzielić. Ten problem potwierdzają dane towarzystw naukowych, lekarze oraz sami pacjenci. Jednak istnieje też forma pomocy, o której mówi się zdecydowanie za mało. Jest nią telefon zaufania – szansa otrzymania profesjonalnej konsultacji, po którą należy „tylko” zadzwonić.
O tym, co sprawia, że rozmowa z konsultantem telefonu zaufania jest skuteczna, pomimo odległości dzielącej go od rozmówcy, jak towarzyszyć komuś w szukaniu wyjścia z trudnej sytuacji i w jaki sposób mówić o problemie, aby mieć pewność, że będziemy dobrze zrozumiani – o tym wszystkim jest książka Lucyny Kicińskiej, koordynatorki telefonów zaufania, oraz Michała Dobrołowicza, dziennikarza zajmującego się tematyką polskiego systemu ochrony zdrowia oraz profilaktyki.
Poniżej publikujemy fragment reportażu „Słucham. Rozmowy o telefonie zaufania” z rozdziału „Rozmowy, które zapadły w pamięć”.
„Wcale nie chcę umrzeć”
Pewnego wieczoru do telefonu zaufania zadzwoniła dziewczynka, by powiedzieć, że jest w trakcie próby samobójczej. Opisała, jak ją podjęła i kiedy spodziewa się efektu, czyli śmierci. Dziewczynka podkreślała, że jest zdecydowana i zdeterminowana, by odebrać sobie życie, ale nie chciała być w tym sama. Prosiła, żeby po prostu z nią być.
Czyli ten telefon nie był wołaniem o ratunek, lecz o bliskość?
To nie była prośba o pomoc. To nie był ten rodzaj refleksji. Ona po prostu chciała, żeby ktoś z nią był w chwili śmierci. Gdy padło pytanie, z czego wynika jej kompletny brak nadziei, odpowiedziała, że jakiś czas temu w szkole zauważono jej problemy, co doprowadziło do tego, że trafiła na konsultację psychiatryczną. Ze względu na nawracające i zintensyfikowane myśli samobójcze rodzice dostali zalecenie pilnej hospitalizacji córki. Z opowieści dziewczynki wynikało, że kompletnie to zignorowali.
Dziewczynka dalej chodziła do szkoły?
Tak i zgodnie z poleceniem rodziców starała „wziąć się w garść” i „przestać wydziwiać”. Podczas kolejnej konsultacji u psychiatry dostała powtórne skierowanie na oddział. Rodzice znów uznali, że tego nie potrzebuje. Po tej wizycie wieczorem podjęła próbę samobójczą i zadzwoniła do telefonu zaufania.
Była wtedy w domu?
Tak, u siebie w pokoju. Za ścianą byli rodzice i jej rodzeństwo. Ona nie potrafiła wyjść i powiedzieć im, co się dzieje. Powiedzenie rodzicom, że potrzebuje pomocy, stanowiło dla niej zbyt duży wysiłek emocjonalny.
Natomiast my w telefonie zaufania natychmiast daliśmy jej do zrozumienia, że nie możemy zostawić jej samej w tej sytuacji. Podkreślaliśmy, że bardzo ważne jest, by ktoś dowiedział się o tym, że podjęła próbę samobójczą, że potrzebuje pomocy. Jak mantrę powtarzaliśmy, że zasługuje na nią. Zaznaczaliśmy, że jeżeli nie jest w stanie wyjść z pokoju i poprosić o pomoc, to my ją dla niej zorganizujemy. Potrzebowaliśmy tylko informacji, gdzie się dokładnie znajduje, czasu było jednak coraz mniej. Szczęśliwie postawa dziewczynki uległa zmianie.
Na czym polegała zmiana?
To było przejście od „Nie chcę waszej pomocy. Chcę tylko, żebyście byli obok, gdy będę umierać”, przez „Naprawdę myślicie, że zasługuję na pomoc?”, do „Spróbujmy, mój adres to…”. Od bezsilności i zwątpienia przeszliśmy do nadziei, że przyszłość istnieje i można poczuć się lepiej. Ostatecznie pomoc na szczęście została wezwana.
Jak długo to trwało?
Dziesięć, może piętnaście minut. Nie ukrywam, że trochę się spieszyliśmy ze względu na okoliczności. Kilkanaście minut rozmowy może uratować komuś życie.
To dlatego tak ważne jest, aby każda osoba w kryzysie, także tym najtrudniejszym, nawet w czasie próby samobójczej, miała szansę na telefon do kogoś, kto nie zbagatelizuje jej problemu. I dlatego równie ważne jest profesjonalne przygotowanie konsultantów, superwizjach pracy. Oni muszą wiedzieć, jak reagować – bez paniki, okazując wsparcie oraz odpowiednio, z troską, szacunkiem, konsekwencją i stanowczością pokazywać, że nie ma w nich zgody na to, by ktoś odebrał sobie życie. Wiele razy słyszałam zdanie: „Dobrze. Daję ci szansę na uratowanie mnie”. Bo ludzie, którzy chwytają za słuchawkę w trakcie próby samobójczej lub tuż przedtem, wcale nie chcą umrzeć. Oni po prostu nie mogą już dłużej żyć w cierpieniu. Rozmowa może przynieść im ulgę, której tak potrzebują.
Mam wrażenie, że mamy jako społeczeństwo silne przekonanie, że bardzo trudne, a być może wręcz niemożliwe jest zawrócenie kogoś z tej drogi. Historia tej dziewczynki pokazuje, że to możliwe.
Jestem certyfikowaną suicydolożką PTS, zapobieganiem samobójstwom zajmuję się od dwudziestu lat i dość często słyszę pytanie, czy każdemu można pomóc. Zamiast poszukiwać odpowiedzi wolę skupić się na tym, żebyśmy każdemu próbowali pomóc. Dziewczynka, o której rozmawiamy, mimo ogromnego cierpienia, bezsilności, samotności i przekonania, że nigdzie nie uzyska pomocy, była w stanie szybko zmienić perspektywę dzięki rozmowie z osobą, która wiedziała, jak zareagować i jak udzielić jej wsparcia.
Niezwykle ważne w tej historii jest również to, że ona od razu uzyskała połączenie z telefonem zaufania.
Czy w takim razie jej życie uratował szczęśliwy traf?
Z długoletniego doświadczenia wiem, że jeśli ktoś nie dodzwoni się do telefonu zaufania za pierwszym razem, to maleje prawdopodobieństwo, że zadzwoni drugi, trzeci czy piąty raz. Myślę, że jeśli dziewczynka, o której rozmawiamy, nie uzyskałaby połączenia od razu, sprawy mogłyby potoczyć się w tragicznym kierunku również dlatego, że rozmowę rozpoczęła po podjęciu próby samobójczej. Im dłużej rozmowa trwała, tym trudniejszy był z nią kontakt. Gdyby była sama i bezskutecznie próbowała uzyskać połączenie z telefonem zaufania, konsultant nie miałby szansy powstrzymywać jej przed zaśnięciem, a służby dotrzeć na miejsce. Każda minuta tej rozmowy to była walka z czasem, żeby pomoc dojechała w porę.
Jako konsultanci telefonu zaufania byliście cały czas po drugiej stronie?
Tak, połączenie trwało do momentu, gdy dziewczynka otrzymała pomoc. W ostatnich minutach coraz trudniej było jej formułować zdania, praktycznie zasypiała, a nam nie pozostało nic innego, jak spokojnie do niej mówić i czekać, aż po drugiej stronie odezwie się ktoś ze służb i potwierdzi, że przystąpili do działania.
Ta rozmowa pokazuje wspaniałą moc telefonów zaufania. Ta moc polegała na tym, że nawet osoba zdeterminowana i przekonująca wszystkich o swojej chęci odejścia może zmienić zdanie.
Czy tę rozmowę również prowadziliście grupowo?
Zawsze rozmawia tylko jedna osoba, która odbierze połączenie. Może jednak zawsze liczyć na wsparcie. Tę konkretną rozmowę prowadził konsultant, a ja zaangażowałam się w nią jako opiekun. Słuchałam obu stron, nakierowywałam konsultanta na konkretne tematy, podpowiadałam odpowiedzi. Później powiedział, że jest mi bardzo wdzięczny za to, że z nim byłam, bo jemu nie przyszłoby do głowy w ten sposób pokierować rozmową, zareagować w taki, a nie inny sposób, i użyć takich, a nie innych sformułowań.

Lucyna Kicińska z książką „Słucham. Rozmowy o telefonie zaufania” /fot. archiwum prywatne
Jakich?
Ze względu na sytuację to była mocno dyrektywna rozmowa. Zachęcałam więc konsultanta do wielokrotnego powtarzania: „Nie zgadzam się na taki plan, zasługujesz na pomoc” i „Słyszę, że cierpisz i potrzebujesz pomocy. Podaj mi swój adres, to bardzo ważne”. Technika zdartej płyty okazała się w tym przypadku bardzo skuteczna.
Na czym polega ta technika?
Na spokojnym, konsekwentnym powtarzaniu komunikatu do momentu, aż dotrze do świadomości rozmówcy. Konsultant prowadzący rozmowę początkowo nie był przekonany, że to przyniesie efekt. Zatrzymał się na determinacji i poczuciu dziewczynki, że nie da się jej pomóc. Mnie było łatwiej obrać konkretną technikę, bo tylko słuchałam i dawałam wskazówki, jak reagować, co powiedzieć, zachęcałam go, żeby wyraził coś w określony sposób. Mówiłam: „Spróbuj jeszcze raz, przekonajmy się, czy zadziała”. Zdarta płyta rzeczywiście bardzo szybko dała rezultaty, konsultant od tego momentu podążał za moimi podpowiedziami. Oczywiście jeśli ta konkretna technika okazałaby się nieskuteczna, sprawdzalibyśmy inne.
W samą interwencję zaangażowanych było oczywiście więcej osób, a każda doskonale wiedziała, co ma robić. My mogliśmy skupić się na prowadzeniu rozmowy, wiedząc, że ktoś dzwoni do służb, by pojechały do dziewczynki, a jeszcze ktoś inny kontaktuje się ze służbami. To pokazuje, jak ważne jest, by dyżury w telefonach zaufania nie były jednoosobowe.
Są to zbiorowe działania, gdy wszyscy mają podobną wizję, jak postępować?
Zarówno w przypadku tej dziewczynki, jak i bitego chłopca nikt nie miał wątpliwości, co robić i jak pokierować rozmową. Obie historie, choć tak różne – w przypadku dziewczynki trzeba było zareagować natychmiast, tu i teraz, w przypadku chłopca zaplanować i realizować długofalowe działania – pokazują, że praca konsultanta w telefonie zaufania to przede wszystkim warsztat, który zakłada konsekwentne zmierzanie do celu, krok za krokiem.

„Słucham. Rozmowy o telefonie zaufania”, autorzy: Lucyna Kicińska Michał Dobrołowicz, Wydawnictwo Prószyński i S-ka, premiera: 25 lutego 2025
Lucyna Kicińska jest pedagogiem, certyfikowanym suicydologiem, trenerką i członkinią zarządu głównego Polskiego Towarzystwa Suicydologicznego. Od wielu lat współpracuje z telefonami zaufania i pomaga osobom w trudnych sytuacjach życiowych.
Michał Dobrołowicz jest doktorem socjologii i reporterem radiowym od 2008 roku.
Zobacz także

„Nie służy ani pacjentom, ani psychoterapeutom. Próbuje opisać aktualny chaos”. Ustawa o psychoterapeutach zdaniem jej krytyków nie rozwiązuje problemów

Największy spadek liczby samobójstw od 10 lat. „Ogromny sukces zaangażowanych w pracę z osobami w kryzysie”

Zuzanna Gąsienica jest specjalistką od oceny ryzyka samobójstwa. „Miałam klienta, który zadzwonił z peronu kolejowego”
Polecamy

„Rozmowa potrzebna jest nam do życia jak powietrze”. Mówi suicydolożka Lucyna Kicińska, która od 20 lat pracuje w telefonach zaufania

Tu lekarz mężczyzna nie może zbadać pacjentki. Nawet gdyby chciał, jej mąż na to nie pozwoli. Nieleczone kobiety umierają

Czym jest vipassana i dlaczego może odmienić nasze życie? Tłumaczy dr Luke Sniewski

Ojciec zawsze ją upokarzał, porównując do przyrodnich sióstr. Gdy psychoterapeutka nazwała sprawę po imieniu, aż odjęło jej mowę
się ten artykuł?